Recenzja
przedpremierowa
Zima.
Mitchell's Inn, hotel w stylu retro w Catskills, w piątek do połowy
wypełnia się gośćmi. Dwie zakochane pary, małżeństwo
przeżywające kryzys, dwie zaprzyjaźnione młode kobiety,
nowojorski prawnik i pisarka planująca popracować tutaj nad nową
książką, wszyscy oni będą obsługiwani jedynie przez właściciela
hotelu i jego młodego syna, ponieważ złe warunki pogodowe
uniemożliwiły pozostałym członkom personelu dotarcie do pracy.
Ale to nie koniec niedogodności. Burza śnieżna wkrótce odcina ich
od reszty świata. Drogi są nieprzejezdne i następuje awaria prądu,
co może i nie byłoby dla nich tak bardzo uciążliwe, gdyby nie
zwłoki jednej z kobiet przybyłych do Mitchell's Inn leżące u
podnóża schodów. Wszyscy z wyjątkiem prawnika podejrzewają
wypadek, ale niedługo potem ginie kolejna osoba, co już wszystkim
każe sądzić, że w hotelu przebywa ktoś, kto na nich poluje. Nie
wiedzą, czy jest to osoba, która niepostrzeżenie wśliznęła się
do budynku, czy mordercą jest ktoś z nich. Nikomu nie mogą ufać,
ale nie mają też wątpliwości, że aby przeżyć ten koszmarny
weekend muszą trzymać się razem.
„Para zza ściany” i nawet słabsza „Nieznajoma w domu” pióra
kanadyjskiej pisarki Shari Lapeny sprawiły, że po jej kolejny
thriller, „Niechcianego gościa”, sięgałam praktycznie bez
żadnych obaw. Thriller, ale też kryminał. Powieść owa przez
wielu, tak zwykłych czytelników, jak i krytyków, jest kojarzona z
kryminalną twórczością Agathy Christie. I te podobieństwa
faktycznie mocno rzucają się w oczy, zresztą wygląda na to, że
Shari Lapena chciała by odbiorca „Niechcianego gościa” kojarzył
go z kryminałami Agathy Christie, bo pomijając wszystko inne wprost
wspomniała o niej w omawianej powieści, aczkolwiek w innym
kontekście. Ale mnie i tak bardziej kojarzyło się to z „Zagadką w bieli” J. Jeffersona Farjeona, żeby było jednak zabawniej nie
jestem przekonana, co do tego, że Shari Lapena w ogóle czytała tę
powieść. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby się okazało, że
zarejestrowane przeze mnie podobieństwa były zupełnie przypadkowe.
„Zagadka
w bieli” autorstwa J. Jeffersona Farjeona nie jest tak znana, jak
„Lśnienie” Stephena Kinga, dlatego można się spodziewać, że
sceneria odmalowana przez Shari Lapenę na kartach „Niechcianego
gościa” przez zdecydowanie większą liczbę jego odbiorców
będzie zestawiana właśnie ze „Lśnieniem”. Przemawia zresztą
za tym imponujący hotel na odludziu, który dla bohaterów powieści
jest jednocześnie schronieniem i śmiertelną pułapką. Chroni ich
przed fatalnymi warunkami pogodowymi, ale przebywanie w nim wiąże
się też z ogromnym niebezpieczeństwem ze strony człowieka, którzy
z jakiegoś nieznanego im powodu urządził sobie polowanie na tym
odludnym, przykrytym śniegiem, skutym lodem terenie. Skrótowy opis
fabuły zamieszczony na okładce „Niechcianego gościa” mówi też
o innej możliwości. Sugeruje, że powieść ta może skupić się
na sferze paranormalnej, ale o ile we wspomnianej „Zagadce w bieli”
Farjeon czynił takie aluzje („Lśnienie” tymczasem nie
ograniczało się do drobnych aluzji), Lapena nie idzie tą drogą.
Nie ma w „Niechcianym gościu” ani jednej sugestii wskazującej
na obecność w Mitchell's Inn jakiegoś nadprzyrodzonego bytu.
Autorka wyraźnie nie chce, by czytelnicy obierali taką perspektywę.
Zachęca ich natomiast do szukania winnego wśród gości i personelu
hotelu, z którymi wcześniej dosyć dobrze ich zapoznała. Czy
kompletny brak zainteresowania autorki sferą paranormalną szkodzi
klimatowi tej opowieści? Tego bym nie powiedziała. Właściwie
rzeczonej materii nie mogę niczego zarzucić. Atmosfera wytworzona
przez Shari Lapenę na kartach tej powieści w mojej ocenie deklasuje
tę, którą osnuła „Parę zza ściany” i „Nieznajomą w
domu”. Powiem więcej: według mnie pisarka ma predyspozycje ku
temu, by stworzyć elektryzujący horror nastrojowy. Podczas lektury
„Niechcianego gościa” autentycznie zamarzyłam o jakiejś ghost
story jej autorstwa, o klasycznej opowieści o nawiedzonym
domostwie w wydaniu Lapeny. Staroświecko urządzony hotel, wielki
budynek, który jak w pewnym momencie stwierdza autorka, kreuje
atmosferę starego świata, stoi samotnie na górzystym, zalesionym
terenie Catskills. Samotnie, to znaczy wiele kilometrów dzieli
Mitchell's Inn od najbliższego budynku – wszędzie, jak okiem
sięgnąć rozciągają się gęste lasy, obecnie, tak samo jak droga
prowadząca do tej okazałej budowli, i w ogóle wszystko wokół,
zasypane śniegiem i skute lodem. Już to (plus oczywiście seryjny
morderca) by wystarczyło do stworzenia klimatu wyalienowania,
pozostawania w śmiertelnie niebezpiecznej pułapce, z której wyjść
będzie można dopiero po ustaniu burzy śnieżnej i odśnieżeniu
drogi przez osoby z zewnątrz. Ale Shari Lapena nie poprzestaje na
ogólnym zarysowaniu tego jakże chwytliwego miejsca akcja – w
swoją historię często wplata szczegółowe opisy zarówno wnętrza,
jak i zewnętrza hotelu. Opisy, które wprost emanują wrogością,
beznadzieją i nieustannie zagęszczającą się mrocznością.
Tajemniczość jest dla Lapeny równie ważna, co wyobcowanie
bohaterów – autorka generuje ją z taką lekkością,
naturalnością, bez silenia się na cokolwiek, że nie mam żadnych
wątpliwości, iż właśnie do takiej literatury jest stworzona, że
w takich klaustrofobicznych historiach bardzo dobrze się czuje.
„Już
dawno zrozumiał, że ludzie wierzą w to, w co chcą wierzyć.
Przeraża go świadomość, z jaką łatwością potrafią domysły i
przeinaczenia traktować jak fakty.”
„Niechciany
gość” według mnie niczym nie ustępuje „Parze zza ściany”,
tej z dwóch wcześniej przeczytanych przeze mnie powieści Shari
Lapeny, którą uznałam za lepszą. Właściwie to skłaniam się ku
przyznaniu palmy pierwszeństwa omawianemu projektowi tej
kanadyjskiej pisarki – z tych trzech utworów Lapeny, z którymi
dotychczas się zapoznałam, ten spodobał mi się najbardziej.
Głownie dzięki atmosferze, w jakiej została utrzymana ta opowieść,
ale na tym litania moich pochwał bynajmniej się nie kończy.
Niezwykle odżywcze okazało się samo podejście do tej opowieści -
koncepcja zmieszania klasycznego, dosyć prostego kryminału z
thrillerem psychologicznym. Uwięzienie bohaterów w oddalonym od
cywilizacji budynku (notabene utrzymanym w stylu retro) i jego
okolicach, tj. zamknięcie akcji na dosyć ograniczonym terenie, z
którego wydaje się, że nie sposób szybko się wydostać i
oczywiście kształtowanie w odbiorach podejrzenia graniczącego z
pewnością, że to wśród przedstawionych nam już postaci znajduje
się morderca, że właśnie w tym kręgu powinniśmy szukać
agresora, to elementy, których nie da się nie łączyć ze starą
szkołą kryminału. Shari Lapena, że tak to ujmę, pokazała mi, że
była pilną uczennicą tej szkoły, że odebrała staranne
wykształcenie od Agathy Christie i innych wielkich autorów
klasycznych kryminałów. Autorka „Niechcianego gościa” nie
zamierzała jednak rezygnować z tego, do czego zdążyła już
przyzwyczaić swoich fanów. Thriller psychologiczny to domena tej
autorki, gatunek, w którym czuje się tak komfortowo, tak pewnie, że
nawet w tym swoistym hołdzie dla starych, dobrych kryminałów nie
odważyła się go porzucić. I dobrze, bo nacisk na sferę
psychologiczną, te obfitujące w szczegóły, ale i pełne mrocznych
tajemnic charakterystyki postaci tkwiących w zasypanym śniegiem,
pozbawionym elektryczności hotelu, ich skrótowe biografie,
osobowości, przemyślenia, to dodaje smaczku tej opowieści.
Idealnie zazębia się ze sferą stricte kryminalną, jedno uzupełnia
drugie, obie te materie w „Niechcianym gościu” wydają się być
ze sobą nierozerwanie związane. Koegzystują ze sobą na takich
samych prawach, proporcje są wyrównane tak bardzo, że nie potrafię
wyróżnić jednej z tych płaszczyzn. Równie zajmujące było
uczestniczenie w amatorskim a la śledztwie prowadzonym przez gości
Mitchell's Inn oraz właściciela hotelu i jego syna, co nurzanie się
w ich umysłach. Lapena ma rzadko spotykany dar tworzenia
niejednowymiarowych, niemal żywych postaci z wykorzystaniem niezbyt
wielu słów. Skonstruowała tak treściwe zdania, że nawet w tych
momentach, w których akurat poświęcała komuś nie więcej niż
jedną stronicę bez trudu wciągała mnie w meandry jego/jej
psychiki. W zupełności zaspokoiła mój apetyt na barwne,
wiarygodne, dopracowane postacie, chociaż unikała preferowanych
przeze mnie długich fragmentów opisowych. Nie mogę jednak
powiedzieć, że to mnie zaskoczyło, bo Shari Lapena już w swoich
wcześniejszych publikacjach unaoczniła mi ten swój drogocenny
talent. Nie spodziewałam się za to, że aż tak dobrze odnajdzie
się w sferze kryminalnej. Owszem, nie zakładałam, że wypadnie
źle, ale coś takiego? Nie, absolutnie nie liczyłam na to, że w
ramach tego gatunku będzie się poruszać tak samo zgrabnie, jak w
konwencji thrillera psychologicznego. Jak na rasowy kryminał
przystało najważniejszym pytaniem postawionym przez autorkę jest
tożsamość mordercy grasującego na terenie Mitchell's Inn.
Bohaterowie biorą pod uwagę dwie możliwości: taką, że zabójcą
jest ktoś spoza ich kręgu, ktoś, kto niepostrzeżenie wchodzi do
budynku oraz taką, że mordercą jest ktoś z nich. Odbiorca
powieści będzie bardziej skłaniał się ku tej drugiej
ewentualności, szukał zbrodniarza wśród ludzi, których zdążył
już poznać. Nie do końca, rzecz jasna. I nie dotyczy to tylko
potencjalnego ukrywania przez jednego z nich swojego prawdziwego,
psychopatycznego oblicza, ale również mrocznych faktów z ich
przeszłości, tajemnic niezwiązanych z aktualną sytuacją, acz z
jakiegoś powodu skrzętnie skrywanych przed towarzyszami. Domyśliłam
się, kto zabija, ale tak późno, że wielce niestosowne z mojej
strony byłoby posądzanie „Niechcianego gościa” o
przewidywalność, aczkolwiek muszę zaznaczyć, że istnieje spore
prawdopodobieństwo, że znajdą się osoby, którzy dużo wcześniej
ode mnie „postawią na właściwego konia”, bo Shari Lapena
wrzuca kilka cennych wskazówek we wcześniejsze partie książki.
Trzeba tylko (albo aż) być czujnym, właściwie je odczytać, nie
dać się zwieść licznym mylnym tropom. Ale nawet jeśli komuś uda
się przedwcześnie rozszyfrować tożsamość mordercy to nie
powinien porzucać nadziei na to, że „Niechciany gość” czymś
zdoła go zaskoczyć. Wszystkie przygotowane przez Lapenę
niespodzianki, łącznie z tożsamością sprawcy, nie są jakoś
szczególnie duże, wątpię, żeby kogokolwiek przyprawiły o
głęboki wstrząs, ale sam przebieg wszystkich wydarzeń, samo
towarzyszenie ludziom uwięzionym w smaganym wściekłym wiatrem i
śniegiem hotelu było dla mnie przeżyciem tak interesującym, tak
emocjonującym, że nawet brak jakichś miażdżących rewelacji nie
obniżył mojej oceny tej powieści.
Trzymająca
w napięciu mieszanka thrillera psychologicznego i retro kryminału w
wydaniu Kanadyjki, która zdążyła już zaskarbić sobie sympatię
dosyć sporej grupy czytelników, głównie miłośników tego
pierwszego z wymienionych gatunków. „Niechcianym gościem” może
natomiast poszerzyć krąg swoich fanów o wielbicieli klasycznych
kryminałów, bo jestem prawie pewna, że koneserzy tego rodzaju
literatury odnajdą się w tej opowieści równie dobrze, jak
wyjadacze literackich thrillerów psychologicznym. Ja w każdym razie
jestem pod wrażeniem, nawet większym od tego, w jaki wprawiła mnie
„Para zza ściany”, a przecież tamta powieść wręcz mnie
zachwyciła... Nie spodziewałam się takiego poziomu, naprawdę nie
liczyłam nawet na zrównanie się z jakością „Pary zza ściany”,
a tutaj proszę, dostałam coś lepszego. Coś, co czytało mi się
wprost wyśmienicie!
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu