„Przerażacze” (1996), 21:00 TCM
Horror komediowy Petera Jacksona, do którego scenariusz napisał wspólnie z
żoną Fran Walsh. Główną rolę powierzono doskonałemu Michaelowi J. Foxowi, który
swoim udziałem w „Powrotach do przyszłości” zaskarbił sobie rzeszę oddanych
fanów. Jednak ani znane wówczas nazwisko czołowego aktora, ani reżyseria twórcy
„Złego smaku” i „Martwicy mózgu” nie przyczyniły się do kasowego sukcesu „Przerażaczy”.
Pomimo niewielkich wpływów lekki przekaz, zgrabny dowcip i liczne efekty
komputerowe zyskały uznanie krytyków, zapewniły produkcji osiem nominacji do
Saturna, a po latach małżeński projekt został doceniony przez masowych
odbiorców.
„Babadook” (2014), 21:30 Canal+
Horror psychologiczny Jennifer Kent, który przede wszystkim miał opowiadać
o trudach rodzicielstwa i walce z własną psychiką, ale nietrudno dostrzec w nim
inspirację niemieckim kinem ekspresjonistycznym. Minimalistyczna realizacja,
gra światłem i cieniem oraz klaustrofobiczne wnętrza zostały docenione przez
odbiorców, stając się jednymi z licznych udanych części składowych tego
wysmakowanego obrazu, które przyczyniły się do rozpoznawalności „Babadooka”.
„1408” (2007), 22:00 SciFi Universal
Adaptacja opowiadania Stephena Kinga, która w moim mniemaniu przebiła
oryginał. Jak to zwykle z filmowymi wersami krótkich form literackich bywa
fabułę znacząco rozbudowano i to w sposób tak pomysłowy, zajmujący i mało
efekciarski, że efekt winduje projekt Mikaela Hafstroma do nielicznego grona
bardziej udanych ghost stories z XXI
wieku.
„Wilkołak” (2010), 22:20 TVP2
Remake filmu z 1941 roku pod tym samym tytułem. Reżyser Joe Johnston
skompletował rozpoznawalną obsadę (m.in. Anthony’ego Hopkinsa, Benicio Del
Toro, Emily Blunt), zadbał o kostiumy z epoki oraz widowiskowe efekty. Summa summarum
twórcy oddalili się od wysublimowanego gotyckiego klimatu na rzecz nowoczesnej
oprawy wizualnej. Wysokobudżetowy, dopieszczony twór zyskał uznanie sporej
grupy ludzi, podobnie jak powieść spisana przez znakomitego Jonathana Maberry’ego
na podstawie scenariusza.
„Hostel” (2005), 23:00 TV4
Torture porn Eliego Rotha
(choć jeszcze wówczas nie ukuto tego terminu – powstał po premierze sequela „Hostelu”),
który sporo namieszał w światku filmowej grozy. Pod jego adresem kierowano
zarówno słowa zajadłej krytyki, jak i peany przy czym większość pozytywnych i
negatywnych opinii ogniskowała się na tej samej części składowej – scenach tortur
i mordów. Dystrybucja w kinach, podobnie jak to miało miejsce w przypadku „Piły”
była szokiem dla wielu masowych odbiorców, nienawykłych do takiego
nagromadzenia przemocy. Jednocześnie przesadzone reakcje mogły bawić częstych
widzów kina exploitation, w
zestawieniu z którymi „Hostel” nie jawił się już tak makabrycznie. Dodatkowego
smaczku całej otoczce produkcji dodawało oburzenie urzędników ze Słowacji i
Czech, w odpowiedzi na zafałszowany portret Europy Środkowej w filmie.
„Świt żywych trupów” (2004), 23:15 TCM
Remake kultowego zombie movie
George’a Romero w reżyserii Zacka Snydera. Twórcy nowego „Świtu żywych trupów”
wprowadzili do scenariusza wiele zmian, przy czym najbardziej dotkliwą były
biegające żywe trupy, ale efekt i tak zaskoczył wielu fanów oryginalnej wersji.
Obecnie produkcja Snydera przez wielu widzów jest określana mianem jednego z
najlepszych remake’ów nakręconych w XXI wieku i odbierana jest, jako jeden z
ciekawszych współczesnych horrorów o zombie.
„Plaga”
(2007), 23:35 TVN Fabuła
Horror religijny Stephena Hopkinsa, którego największą siłą zdaje się być
pomysłowy scenariusz. Przeniesienie biblijnych dziesięciu plag w realia
współczesnego małego miasteczka i konwencjonalna konfrontacja niewierzącej
kobiety z irracjonalnymi zjawiskami dosłownie niosą ten film. Nie obywa się bez
rozczarowań sztucznymi efektami i bez kilku monotonnych przestojów w akcji, ale
w kategorii horrorów niepróbujących straszyć tylko opowiedzieć jakąś ciekawą
historię z wątkiem nadprzyrodzonym „Plaga” może się podobać.
„Domowe piekło” (2008), 23:50 TV Puls
Znana również pod tytułem „Sto stóp” typowa ghost story Erica Reda z Famke Janssen w roli głównej.
Nieskomplikowana historia kobiety, która zostaje skazana za zabicie swojego
brutalnego męża policjanta. Pech chce, że ma odbyć areszt domowy w ich wspólnym
lokum, w którym zagnieździła się dusza jej męża. Co prawda twórcy „Domowego
piekła” generują kilka nieodnoszących pożądanego skutku efektów komputerowych,
ale sama nieprzekombinowana fabuła, miejscami istotnie trzymająca w napięciu
może zapewnić fanom opowieści o duchach całkiem przyzwoitą rozrywkę.
„Halloween” (2007), 00:25 Stopklatka TV
W powszechnej opinii uwspółcześniona wersja kultowego slashera Johna Carpentera nie dorównała geniuszowi pierwowzoru, ale
w moim odczuciu przedsięwzięcie Roba Zombie nie zasłużyło sobie na dyskredytację.
Jest bardziej krwawo, bardziej widowiskowo i mniej nastrojowo w zgodzie ze
współczesnymi trendami, ale z realizacji i tak przebija wielki szacunek do
ponadczasowej produkcji Carpentera i ikony popkultury, jednego z najbardziej
rozpoznawalnych fikcyjnych seryjnych morderców w historii kina grozy, Michaela
Myersa. Zombie nie sprofanował tej historii, nawet biorąc pod uwagę
charakterystyczne dla jego twórczości pastelowe barwy, którymi nasycił zdjęcia.
„Zbaw nas ode złego” (2014), 00:50 HBO
Horror religijny Scotta Derricksona na podstawie książki Ralpha Sarchiego i
Lisy Collier Cool, będący połączeniem kryminału z klasyczną historią o
opętaniu. Zacięcie Derricksona do wynurzeń natury duchowej w pojęciu wielu
widzów obniżyło rangę tej produkcji, ale znalazły się też takie osoby, które
odnalazły się w konwencjonalnych rozwiązaniach fabularnych oraz doceniły pracę
charakteryzatorów, dzięki której straszenie nie opierało się tylko i wyłącznie
na prymitywnych jump scenkach.
„Martwe zło 2” (1987), 1:20 TCM
Po sukcesie ekstremalnie niskobudżetowego „Martwego zła” Sam Raimi, jak
można się było tego spodziewać, postanowił kontynuować projekt. Sequel jego
kultowego horroru można równie dobrze rozpatrywać w kategoriach remake’u,
bardziej dopracowanej „powtórki z rozrywki” z mniejszą dawką gore. Wyszło z tego całkiem klimatyczne
kino, ale w moim odczuciu z szalonym pierwowzorem nie może się równać.
„Sinister” (2012), 2:00 Polsat Film
W zalewie tych wszystkich współczesnych, niepotrzebnie efekciarskich
horrorów nastrojowych „Sinister” był swego rodzaju powiewem świeżości.
Minimalistycznym, stonowanym horrorem bazującym nade wszystko na klimacie
podskórnej grozy i w mistrzowskim stylu stopniującym napięcie. Bardziej
dosłownych, przy czym nieprzesadzonych smaczków również nie zabrakło choćby w
postaci szkaradnego oblicza demona zapełniającego ekran w najbardziej
pożądanych momentach i niepokojących taśm wprowadzających w standardową
realizację odrobinę stylistyki verite.
Nic dziwnego, że Scott Derrickson po raz kolejny zwrócił na siebie uwagę tym
filmem.
„Wolf Creek 2” (2013), 2:20 Cinemax
W 2005 roku Greg McLean pokazał światu horror, którego scenariusz
zauważalnie podzielono na dwie części. Podczas, gdy pierwsza połowa filmu
zasadzała się na szczegółowym wyłuszczaniu detali podróży trójki młodych ludzi
do krateru Wolfe Creek, druga bazowała na krwawych efektach podanych z
poszanowaniem najwyższego napięcia. Wielu widzom nie spodobał się w ich
mniemaniu rozwleczony wstęp, w trakcie którego nie uświadczyli jakichś
mocniejszych wrażeń, więc McLean poprawił to w sequelu. Jest więcej akcji,
trupów i zabawnych monologów mordercy, przy jednoczesnym braku bardziej
charakterystycznego dla kina grozy klimatu.
„Piątek trzynastego” (1980), 2:55 TCM
Kultowy camp slasher Seana S.
Cunninghama z niezapomnianymi efektami mistrza charakteryzacji Toma Saviniego
oraz ponadczasową ścieżką dźwiękową Harry’ego Manfrediniego. Inspiracją był
włoski horror Mario Bavy, uważany za pierwszy slasher „Krwawy obóz”. Efekt pewnie przerósł oczekiwania nawet
samego Cunninghama. Liczne sequele „Piątku trzynastego” i powstanie kultowej
sylwetki Johna Voorheesa, mordercy z maską hokejową na twarzy dzierżącego w
ręku maczetę i atakującego obozowiczów sprawiły, że obraz Cunninghama obrósł
legendą, docierając również do współczesnego pokolenia widzów.
„Mgła” (1980), 4:30 TCM
Gdybym miała wymienić najbardziej klimatyczne ghost stories w historii kina to „Mgła” Johna Carpentera z całą
pewnością widniałaby na tej liście. Twórca „Halloween” tym razem zabiera widzów
w prawdziwie nastrojową podróż do nadmorskiego miasteczka z Królową Krzyku
Jamie Lee Curtis w jednej z ról, którego mieszkańcy są zmuszeni stanąć do
nierównej walki z mściwymi duszami założycieli miasta wyłaniającymi się z
gęstej mgły, spowijającej to miejsce. Forma „Mgły”, wręcz obsesyjne dążenie do
zmaksymalizowania duszącej atmosfery grozy, potęgowanej kilkoma niezapomnianymi
zdecydowanymi akcentami wkraczania nieznanego w zwyczajną rzeczywistość wynosi
ten obraz na prawdziwe wyżyny straszenia, tym samym słusznie wchodząc do kanonu
kultowych filmów grozy.