piątek, 4 kwietnia 2025

„Opus” (2025)

 
Po trzydziestoletniej przerwie gwiazda popu lat 90. XX wieku, Alfred Moretti, zapowiada wydanie nowego albumu i rozsyła nieliczne zaproszenia na imprezę odsłuchową w odizolowanej osadzie w stanie Utah. Zaszczyt spędzenia weekendu z bożyszczem nieprzebranych tłumów ma spotkać młodą, ambitną dziennikarkę prasową Ariel Ecton, jej toksycznego przełożonego Stana Sullivana, prowadzącą popularny talk-show Clarę Armstrong, influencerkę Emily Katz, paparazzo Biancę Tyson oraz prezentera radiowego Billa Lotto. Zintegrowana społeczność, której najważniejszym członkiem jest Moretti od początku budzi podejrzenia Ariel. Wiele wskazuje na sektę, ale niekoniecznie groźną. Ludzie tytułujący się levelistami wydają się żyć w szczęściu i harmonii, a gości traktują niemal jak pełnoprawnych członków wspólnoty. Niemal, bo każdemu przybyszowi zostaje przydzielony konsjerż: stały mieszkaniec tego zagadkowego kompleksu, który przez cały pobyt ma pilnować przydzielonego mu gościa. Wszędzie za nim chodzić...

Plakat filmu. „Opus” 2025, A24, MACRO, Makeready

Owoc sześcioletniej pracy Marka Anthony'ego Greena, byłego dziennikarza i redaktora Gentlemen's Quarterly, pochodzącego z Kansas City w stanie Missouri filmowca, który debiutował w 2017 roku krótkometrażową komedią „Trapeze, U.S.A.”. Nakręcony w dziewiętnaście dni w Nowym Meksyku - mieście Albuquerque i jednostce osadniczej Pojoaque - w listopadzie 2023 roku, thriller satyryczny pt. „Opus” o dynamice władzy we współczesnym świecie, w którym można dopatrzeć się odniesień do pierwszego horroru obejrzanego przez Greena: kultowego kilkunastominutowego filmu „Thriller” i zarazem teledysku do utworu Michaela Jacksona pod tym samym tytułem. Budżet produkcji oszacowano na dziesięć milionów dolarów. Światowa premiera „Opus” odbyła się w drugiej połowie stycznia 2025 roku na Sundance Film Festival, a szeroka dystrybucja kinowa ruszyła niecałe dwa miesiące później. Głównym dystrybutorem pierwszego pełnometrażowego filmu Marka Anthony'ego Greena jest renomowana amerykańska firma niezależna A24.

Porównywany do „Midsommar. W biały dzień” Ariego Astera „teledyskowy dreszczowiec” o charakterze prześmiewczo-ostrzegającym. Reżyser, scenarzysta i współproducent „Opus”, Mark Anthony Green, w centralnym punkcie umieścił przedstawicielkę zawodu, w którym sam się realizował. Można założyć, że od podszewki poznał wymagającą, niewdzięczną branżę dwudziestoparoletniej przewodniczki po intrygującym, acz nieco chaotycznym świecie przedstawionym w „Opus”. Ariel Ecton (przyzwoita kreacja Ayo Edebiri) poznajemy jako sfrustrowaną dziennikarkę muzyczną, traktującą tę pracę jako trampolinę do wymarzonej kariery pisarskiej – od jakiegoś czasu bezskutecznie próbuje wyrobić sobie renomę, zyskać rozpoznawalność, która zagwarantuje wysoką sprzedaż jej jeszcze nienapisanych książek. Krótko mówiąc: goni za sławą. Redaktor naczelny magazynu o sławnych i bogatych, współczesnych bogach i pomniejszych celebrytach, Stan Sullivan (rozczarowująco zmarginalizowana, wręcz zmarnowana postać powierzona Murrayowi Bartlettowi; niezłe wcielenie w typowego karierowicza bezwstydnie wykorzystującego ciężką pracę podwładnych) pochwał jej nie szczędzi, ale powierza jedynie tak zwane zapychacze szpalty. Ariel często też zbiera informacje do najważniejszych artykułów, może nawet przeprowadza wywiady, pod którymi zwykle podpisuje się sam Sullivan. W każdym razie można śmiało powiedzieć, że kobieta od jakiegoś czasu ciężko pracuje na sukces obłudnego Stana. Spore nadzieje wiąże jednak z imprezą odsłuchową Alfreda Morettiego (jak zwykle widowiskowy występ Johna Malkovicha, m.in. „Mary Reilly” Stephena Frearsa, „Cień wampira” E. Eliasa Merhige'a, „Wiecznie żywy” Jonathana Levine'a, „Nie otwieraj oczu” Susanne Bier, „Podły, okrutny, zły” Joe Berlingera”, „Velvet Buzzsaw” Dana Gilroya), legendarnego wokalisty pop, którego szczyt popularności przypadł na lata 90. XX wieku. W tym samym okresie „rozpłynął się w powietrzu”; nagle zakończył działalność muzyczną, usunął się z życia publicznego, a trzydzieści lat później obwieścił nowinę o swoim świeżutkim albumie. Ariel jest jedną z sześciu osób zaproszonych do królestwa Morettiego w związku ze zbliżającą się wielką premierą w świecie muzycznym. I zdecydowanie najmniej znaną. Onieśmieloną towarzystwem tych wszystkich „mieszkańców Olimpu”. Gwiazda telewizji Clara Armstrong (magnetyczna kreacja Juliette Lewis; m.in. „Przylądek strachu” Martina Scorsese, „Kalifornia” Dominica Seny, „Urodzeni mordercy” Olivera Stone'a, „Od zmierzchu do świtu” Roberta Rodrigueza, „Czwarte piętro” Josha Klausnera, „Cold Creek Manor” Mike'a Figgisa, „Ma” Tate'a Taylora), gwiazda internetu Emily Katz (niewielka rola Stephanie Suganami), gwiazda radia Bill Lotto (mikroskopijny udział Marka Sivertsena, m.in. „Wampiry” Johna Carpentera), znana fotoreporterka sław Bianca Tyson (prawie niewidoczna, przewijająca się w tle Melissa Chambers) i istna zmora głównej bohaterki filmu, przeklęty Stan Sullivan, zwyczajowo pilnujący, by jego podwładna nie dostała nawet okruszków z pańskiego stołu. Ariel ma skrzętnie notować i trzymać się z boku. Może, a wręcz powinna przepytywać współmieszkańców Morettiego, ale rozmowy z ekscentrycznym bogiem popu ma zostawić Sullivanowi. Szef oczekuje, że w drodze powrotnej Ariel przekaże mu wszystkie notatki sporządzone w pustynnym kompleksie, jak zakładają ważni goście, założonym przez Alfreda Morettiego. Utopijnej krainie, która tylko w Ariel od początku budzi nieokreślony niepokój. Pierwsze sygnały ostrzegawcze instynkt wysyła jej najpóźniej u bram tego „królestwa niebieskiego” (pewnie dlatego nie podziękowała za dary mieszkańców), ale pragnienie sławy jest silniejsze. I presja grupy? Tak czy inaczej, Ariel jak owieczka podąża za podnieconymi kukiełkowymi szczurami.

Plakat filmu. „Opus” 2025, A24, MACRO, Makeready

Dynamiczny montaż, nieśpieszny rozwój akcji. Szarpana narracja, krzykliwe barwy i charakterna ścieżka dźwiękowa opracowana przez muzyka, współzałożyciela zespołu disco o nazwie Chic, Nile'a Rodgersa i rapera występującego pod pseudonimem The-Dream (właściwie Terius Youngdell Nash) – z udziałem Danny'ego Bensiego i Saundera Jurriaansa, których miłośnicy kina grozy mogą kojarzyć chociażby z „Darem” Joela Edgertona, „Autopsją Jane Doe” André Øvredala, „Domkiem w górach” Severina Filaly i Veroniki Franz, „Countdown” Justina Deca, „Lokum” Dave'a Franco, „Egzorcyzmem” Joshui Johna Millera oraz „Nie mów zła” Jamesa Watkinsa – osobno wydana w marcu 2025 pod tytułem „Opus: The Moretti EP”. Niekonsekwentnie prowadzona opowieść o zachowaniach plemiennych w krajach wysoko rozwiniętych. O tragikomicznym konformizmie; ślepym podążaniu za niegenialnymi przywódcami, bezkrytycznym zapatrzeniu w rzekome gwiazd, bezrefleksyjnym dopasowywaniu się do ustalonego porządku świata, akceptowaniu absurdalnego status quo. Bo jak się nad tym zastanowić, to na szczycie drabiny społecznej mamy ludzi znanych z tego, że są znani. Istoty rozumne, nie wiedzieć czemu, uznały, że najwyższym dobrem jest rozrywka, największy splendor należy się więc osobom, którzy dostarczają jej najwięcej. Talent nie jest wymagany, ale niektórym znacznie ułatwia wspinanie się po „drabince głupich”. IQ nie gra żadnej roli w tych zabawnych – na swój pokręcony sposób – zawodach. A przynajmniej tak odczytałam to ja, zwykła zjadaczka chleba (bez tytułów naukowych), przeświadczona, że nie dotarła do jądra tego bałaganiarskiego scenariusza. Meritum sprawy wspólnoty podobno niereligijnej, której niekwestionowanym liderem jest szacowny reprezentant jednego z najbardziej wielbionych zawodów. Czarujący mistrz weekendowej ceremonii – specjalne pokazy w niezarejestrowanej jednostce osadniczej. Domniemanej siedzibie sekty poszukiwaczy pereł. Dla postronnego obserwatora to może być zupełnie bezsensowne, niedorzeczne zajęcie - w dodatku okupione własną krwią – ale dla ludzi nazywających siebie levelistami ma to głęboki sens. Mniej więcej taki, jak dla (niecałej?) reszty społeczeństwa gapienie się w telewizor i/lub surfowanie po internecie? Oglądanie odmóżdżających programów typu talk-show Clare Armstrong, słuchanie plotek przekazywanych przez spikerów takich jaki Bill Lotto, oglądanie nierzadko kompromitujących zdjęć trzaskanych przez ludzi pokroju Bianki Tyson, przeglądanie social mediów takich piękności jak Emily Katz i czytanie takiej „literatury”, jaką reprezentują Stan Sullivan i Ariel Ecton, niestabilna ostoja rozsądku w wariackiej rzeczywistości wykreowanej przez Marka Athony'ego Greena. Frustrująco powierzchownie odmalowanej komunie Alfreda Morettiego, niekoniecznie inicjatora tego innowacyjnego(?) projektu, ale niewątpliwie lidera szeroko uśmiechniętych mężczyzn, kobiet i dzieci zadających niedyskretne pytania. W każdym razie nasza zagubiona protagonistka będzie musiała wyspowiadać się z pielęgnacji miejsc intymnych (odwrócenie ról: dziennikarka karygodnie odpytywana przez jednostkę, z którą chciała przeprowadzić wywiad). I wziąć kęs z mokrych resztek pieczywa – nieapetyczne otwarcie wystawnej wieczerzy. UWAGA SPOILER W gruncie rzeczy nieśmiała przygrywka do makabrycznego przeboju o kobiecie „pęczniejącej z dumy” („sikające oko”). Inny „uroczy” moment zalicza Juliette Lewis, bezpardonowo ciągnięta za włosy, aż do rozdarcia skóry – niepełne skalpowanie, najwidoczniej wygenerowane komputerowo KONIEC SPOILERA. Ariel będzie też musiała znosić (albo i nie...) towarzystwo niejakiej Belle (ślicznie złowrogi występ Amber Midthunder, m.in. „14 Cameras” Setha Fullera i Scotta Hussiona), praktycznie ciągłą obecność „niemowy” z zaciętym wyrazem twarzy. Jako taką prywatnością Ariel i pozostali goście Morettiego mogą cieszyć się jedynie w przydzielonych im kwaterach. Całkiem przytulnych, jeśli nie liczyć ukrytych kamer, jednoosobowych mieszkankach zaopatrzonych w jedyną słuszną muzę. W pamięci utkwiły mi jeszcze: surrealistyczny, kompletnie odjechany występ (teledysk na żywo) powracającego króla popu końca dwudziestego stulecia naszej ery (korespondujący z aluzyjnym prologiem i jednocześnie czołówką filmu) oraz teatrzyk wystawionych przez małoletnich członków wspólnoty, w tym ulubienicę Ariel, kruszącą najtwardsze serca małą Maude (cudna Aspen Martinez). Epilog według mnie zbędny - podobnie jak jakieś siedemdziesiąt procent dialogów...

Luźna wizja początkującego (w pełnym metrażu) filmowca, który chciał stworzyć coś, co byłoby stawiane w jednym rzędzie z takimi dziełami, jak „Zodiak” Davida Finchera, „Spotlight” Toma McCarthy'ego i „Wolny strzelec” Dana Gilroya. Ściślej rzecz biorąc, pragnął powołać do życia postać, która z otwartymi ramionami zostałaby przyjęta do jego panteonu filmowych dziennikarzy i kronikarzy. Nie mnie oceniać, czy Ariel Ecton zasługuje na to wyróżnienie, główny twórca „Opus” Mark Anthony Green wydaje się jednak pewien sukcesu przynajmniej na tym jednym polu. Tak czy owak, jego satyra na show biznes niespecjalnie do mnie przemówiła. Ot, znośny thriller z dziurawym, niedopracowanym drugim dnem. Wbrew pozorom nie dla fanów „Midsommar. W biały dzień” Ariego Astera” i „Menu” Marka Myloda... A może jednak?

środa, 2 kwietnia 2025

Anna Trojanowska „Niewidzialni mordercy. Dżuma, ospa, cholera”

 
Dręczyły ludzkość od zarania dziejów. Zrywały więzi międzyludzkie, antagonizowały, siały strach, terror i paranoję. Torturowały i zabijały. Najwięksi masowi mordercy w historii świata, niewidoczni gołym okiem burzyciele porządku publicznego, atakujący znienacka i w krótkim czasie zbierający obfite żniwo. Najbardziej śmiercionośne wirusy i bakterie, najgroźniejsze drobnoustroje na planecie Ziemia. Niszcząca potęga, w obliczu której człowiek jest praktycznie bezradny. Dwaj jeźdźcy Apokalipsy:
I ujrzałem: oto biały koń, a siedzący na nim miał łuk. I dano mu wieniec, i wyruszył jako zwycięzca, by [jeszcze] zwyciężać […] I ujrzałem: oto koń trupio blady, a imię siedzącego na nim Śmierć, i Otchłań mu towarzyszyła. I dano im władzę nad czwartą częścią ziemi, by zabijali mieczem i głodem, i morem, i przez dzikie zwierzęta. (Apokalipsa św. Jana 6,2 i 6,8)

Okładka książki. „Niewidzialni mordercy. Dżuma, ospa, cholera”, Wydawnictwo RM 2024

W 2021 roku nakładem Wydawnictwa RM ukazała się popularnonaukowa książka Anny Trojanowskiej zatytułowana „Epidemie. Krótka historia”, a trzy lata później ta sama oficyna wypuściła poprawioną i uaktualnioną wersję rzeczonego tekstu pod nazwą „Niewidzialni mordercy. Dżuma, ospa, cholera”. Anna Trojanowska z wykształcenia jest farmaceutką i enolożką, powieściopisarką (thriller/kryminał „Człowiek z brzytwą” 2018, powieści historyczne - dylogia - „Piołun na zapomnienie” 2018, „Smak dymu” 2020) i autorką/współautorką książek oraz artykułów non-fiction („Materia pharmaceutica” 1999, „Rośliny odurzające w polskiej literaturze naukowej XIX wieku” 2007, „Wiedza o grzybach leczniczych w polskiej literaturze naukowej XIX wieku” 2008, „Farmakopealne leki pochodzenia zwierzęcego w polskiej literaturze naukowej” 2012). Na powstanie najpoczytniejszego utworu pani Trojanowskiej – krótkiej historii epidemii – złożyło się kilka czynników. Wciąż żywe wspomnienie z dzieciństwa: widok dziewczynki z niesprawną nogą włożoną w szynę, asekurowaną przez osobę dorosłą, niemogącą swobodnie biegać po plaży z innymi dziećmi; niewinna ofiara polio, która uświadomiła małej Ani, że nie tylko ludzie starsi są narażeni na poważne choroby. I wspomnienie masowych szczepień przeciwko polio. Natomiast ostatnim impulsem była pandemia COVID-19, która dla jednych była bolesnym przebudzeniem, przypomnieniem o ogromnym niebezpieczeństwie, wbrew pozorom wiszącym nawet - albo zwłaszcza – nad państwami wysoko rozwiniętymi, a dla innych dowodem na istnienie bardzo szeroko zakrojonego spisku depopulacyjnego: fałszywa pandemia, eksterminacja szczepionkami. „Stosowanie antybiotyków łagodzących przebieg wielu chorób zakaźnych oraz masowe szczepienia sprawiły, że choroby zakaźne przestano postrzegać jako poważne zagrożenie i, paradoksalnie, niektórzy bardziej obawiają się szczepień niż choroby i epidemii” - stwierdza Anna Trojanowska w „Niewidzialnych mordercach”, przerażającym przeglądzie pandemicznym.

Drastyczna historia w dwunastu częściach (z czarno-białymi ilustracjami umieszczonymi nad tytułami). W pierwszej Anna Trojanowska ogólnie omawia „plagę, mór, morowe powietrze, zarazę” w zamierzchłej przeszłości - beznadziejną walkę z niewidzialnymi wrogami, najczęściej nieskuteczne zapobieganie i zwalczanie chorób zakaźnych, „leczenie” między innymi ziołami, modłami, amuletami, ścisłym postem i oczywiście upuszczaniem krwi. Następnie (najobszerniejsza partia) autorka przechodzi do zdecydowanie bardziej szczegółowej prezentacji niezwykle złożonego, monstrualnego problemu. Ostatnie dwadzieścia parę stron (z trzystu pięćdziesięciu; wydanie z 2024 roku) - tuż po stosunkowo niedługim, dającym do myślenia podsumowaniu twórczyni tego niebanalnego dzieła - zajmują bibliografia i przypisy. Anna Trojanowska nie ukrywa, że największym wyzwaniem w pracy nad „Niewidzialnymi mordercami. „Dżumą, ospą, cholerą” (wtenczas „Epidemie. Krótka historia”) był wybór chorób, ale niemałe trudności pojawiły się też po zebraniu przepastnego materiału (kroniki, poradniki, artykuły prasowe, broszury etc.) – konieczny był przesiew informacji, przeprowadzenie selekcji, wyodrębnienie najważniejszych i najbardziej charakterystycznych dla poszczególnych pandemii danych, które w następnej kolejności autorka musiała dopasować do swego konspektu: objawy niszczycielskiej choroby i przebieg epidemii, profilaktyka i leczenie, strategia instytucjonalna mająca zapobiec szerzeniu się zarazy. Mimo swoich niewielkich gabarytów, „Niewidzialni mordercy” Anny Trojanowskiej to dość wymagająca lektura – wielowątkowa opowieść poprzetykana językiem staropolskim (wyjątki ze starych dokumentów, zbiorów historycznych, różnego rodzaju archiwów) – ale z całą pewnością mogąca znacznie poszerzyć wiedzę przeciętnego czytelnika o wielkich katastrofach w dziejach świata. Niekończący się koszmar gatunku z chroniczną niezdolnością do wyciągania odpowiednich wniosków z historii. Zdumiewające podobieństwa, ale i ewidentnie różnice w postępowaniu z tytułowymi mordercami dawniej i dziś. „Zamknięto szkoły, teatry i restauracje. Jedynie kościoły, na rozkaz króla Fryderyka Wilhelma III, miały pozostać otwarte” - takie zarządzenia, w związku z wybuchem cholery, wydawano w Królestwie Pruskim w latach 30. XIX wieku, wzorując się na antypandemicznych działaniach prowadzonych w wiekach poprzednich i takie zarządzenia wydawano w latach 20. XXI wieku po rozpanoszeniu się SARS-CoV-2. Wreszcie wyjaśniło mi się, dlaczego kościoły i inne obiekty sakralne zostały uznane za bezpieczne w epoce lockdownów – skąd wziął się pomysł na zamykanie wszystkiego (w tym lasów) poza świątyniami; przekonanie(?) choćby polskich polityków (części klasy politycznej), że zabójczy koronawirus w takich miejscach się nie rozprzestrzenia.

Okładka książki. „Epidemie. Krótka historia”, Wydawnictwo RM 2021
Dżuma, trąd, cholera, ospa prawdziwa, tyfus - dur plamisty i dur brzuszny, błonica, grypa, polio, AIDS, gorączki krwotoczne (żółta febra, gorączka denga, wirus Marburg, ebolawirusy), koronawirusy (SARS-CoV, MERS-CoV, SARS-CoV-2). „Gromada wybrańców” Anny Trojanowskiej – sprawców gargantuicznych nieszczęść scharakteryzowanych w jej depresyjnie obrazowej książce o najskuteczniejszych zabójcach w historii świata. Szczególną uwagą autorka obdarza oczywiście Polskę, ale każdorazowo przytacza odpowiednio szeroki kontekst geograficzny (domniemane źródło zakażenia/rezerwuar, prawdopodobne drogi szerzenia się śmiercionośnych zakażeń, tak zwany łańcuch epidemiologiczny; przełomowe odkrycia i wynalazki w dziedzinie medycyny, kulturowe i społeczne reperkusje oraz zarządzanie kryzysowe w różnych zakątkach globu ziemskiego). Pierwsze wydanie omawianej pozycji wymagało poprawek po trzech latach, a drugie zaledwie po paru miesiącach (przynajmniej jedna drobna korekta już by się przydała). „Niewidzialni mordercy. Dżuma, ospa, cholera” na polski rynek wydawniczy wjechali w listopadzie 2024, a w marcu 2025 zdezaktualizowało się uspokajające zdanie: „Od 2001 roku nie odnotowano żadnego przypadku błonicy na terenie Polski”. Jak widać sytuacja jest bardzo dynamiczna – odwieczna wojna z zarazkami ciągle przynosi zwroty akcji. Szala zwycięstwa raz przechyla się na stronę ludzkości, innymi razy górą są zabójcze drobnoustroje, w tym wirusy (przez jednych nazywane mikroskopijnymi drobnoustrojami, przez innych nie zaliczane do tych organizmów). Globalizacja, zmiany klimatyczne, rozwój komunikacji (internet efektywniej wykorzystywany przez laików, też różne grupy interesu niż obiektywnych ekspertów), spadające zaufanie do organów i instytucji państwowych, medyków, naukowców i przede wszystkim prywatnych firm farmaceutycznych, nieetyczne praktyki, niekwestionowane błędy człowieka i niezależne od niego wypadki zwykle mocnej nagłaśniane od sukcesów na liniach epidemiologicznego frontu – to „wiatry sprzyjające” tytułowym antybohaterom ambitnej publikacji pani Trojanowskiej. Nie pomija też autorka, jak się wydaje coraz większego wpływu tak zwanych ruchów antyszczepionkowych na kształtowanie opinii publicznej; ich udziału w przywracaniu chorób niemal zapomnianych – krztusiec, szkarlatyna, odra, ospa, błonica. W „Niewidzialnych mordercach” Anna Trojanowska obok rzetelnych (z jakimś marginesem błędu, autorka bowiem uprzedza o brakach w dokumentacji historycznej i rozbieżnościach w danych; jak się okazuje podawanie różnych liczb – przez media, samorządy, rządy – nie jest współczesnym „wynalazkiem propagandowym”) statystyk śmierci w Polsce, Europie, na Ziemi spowodowanych przez rzekomo pokonane choroby zakaźne, opisuje wierzenia i rytuały, mity i teorie spiskowe, którymi obrosły epidemie/pandemie. „Magiczne działania” stosowane także w XXI wieku (np. picie metanolu rzekomą ochroną przed COVID-19), szukanie kozłów ofiarnych wśród bliźnich (obsesyjne poświęcanie innych, „by życie wróciło do normalności”), bezlitosne segregowanie ludzi (dosłowne wyrzucanie sąsiadów, przyjaciół i krewnych poza margines społeczny, zamykanie w leprozoriach i innych umieralniach, głodzenie w jakichś zapyziałych chatach pośrodku niczego, karanie nawet śmiercią za łamanie tego, co w naszych czasach jest znane jako obostrzenia, restrykcje epidemiczne/sanitarne), obwinianie, pomawianie, a niekiedy zabijanie osób, które miały przywlec zarazę. Żydzi, Romowie, muzułmanie, homoseksualiści, Azjaci, Bill Gates. Z drugiej strony wielowiekowe zmagania Homo sapiens z niewidzialnymi masowymi mordercami pokazują, jak wielki upór tkwi w człowieku. Pasja, wytrwałość, akty heroizmu (na przykład testowanie szczepionek na sobie, świadome wchodzenie w epicentrum epidemii: opiekowanie się chorymi, zbieranie danych z myślą o wykorzystaniu ich przeciwko zarazie, informowaniu i edukowaniu społeczeństwa oraz stworzeniu skutecznej broni – szczepionki, leki), bezkresna kreatywność, imponująca inteligencja. Anna Trojanowska nie wybiela środowiska naukowego, nie przemilcza potencjalnie niewygodnych dlań faktów – lista zasług i hańby; osiągnięcia wybitne, zachowania co najmniej wątpliwe moralnie oraz jednoznacznie negatywne, niekiedy prowadzące do nieodwracalnych tragedii. Z innej beczki: wygląda na to, że system podatkowy w Polsce też niewiele się zmienił przynajmniej od XVII wieku. W każdym razie pani Trojanowska napomyka, że „w 1653 roku w Warszawie […] król Jan Kazimierz nakazał burmistrzom Starej i Nowej Warszawy zebrać od wszystkich mieszkańców miasta (jednak z wyjątkiem duchownych i szlachty) sześć tysięcy złotych”, które miały tworzyć specjalny fundusz na rzecz walki z morem, morowym powietrzem.

Zaryzykuję twierdzenie, że takich pozycji, jak „Niewidzialni mordercy. Dżuma, ospa, cholera” Anny Trojanowskiej powinno być dużo więcej. Marzy mi się też większa promocja (tak dla równowagi) tego rodzaju literatury w mass mediach, bo jak na razie reklamuje się (w myśl jednej z podstawowych zasad marketingu: nieważne, co mówią, byle mówili) głównie tezy współczesnych przeciwników szczepień, czy w ogóle medycyny konwencjonalnej. Mrożąca krew w żyłach książka, którą ośmielę się polecić wszystkim. Naukowym sceptykom też.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu