Podczas egzorcyzmów Marii Rossi giną trzy osoby. Watykan zamyka kobietę w szpitalu psychiatrycznym. Dwadzieścia lat później, jej córka Isabella przyjeżdża do Rzymu, celem nakręcenia dokumentu o opętaniu przez demony jej matki. Na miejscu namawia dwóch księży, którzy dopiero uczą się trudnej sztuki egzorcyzmów do wprowadzenia jej i potencjalnych widzów jej dokumentu w temat opętania. Księża postanawiają zająć się domniemanym opętaniem przez demony, przebywającej w zakładzie zamkniętym Marii Rossi.
Stylizowany na dokument horror religijny Williama Brenta Bella. Przy okazji pokazów filmu w polskich kinach mógł on pochwalić się sporą reklamą, która rzecz jasna przyciągnęła przed duże ekrany całkiem pokaźną grupę spragnionych mocnych wrażeń widzów. W efekcie wielu kinomaniaków na własnej skórze przekonało się, że nie należy dawać wiary zachęcającym reklamom, choć znaleźli się też tacy, którym seans „Demonów” przypadł do gustu. W moim odczuciu produkcja ta zwyczajnie nie zasługiwała na tak kosztowną promocję, ponieważ już na pierwszy rzut oka widać, że stylizacja na dokument zamiast potęgować realizm sytuacyjny (co jest nadrzędnym celem wszystkich horrorów verite) była pretekstem do zatuszowania poważnych niedoróbek realizacyjnych. W tym miejscu mogę być mocno nieobiektywna, gdyż z zasady nie przepadam za pseudodokumentami – nie czerpię żadnej przyjemności z oglądania fałszywych dokumentów skoro te prawdziwe częstokroć bywają o wiele bardziej przerażające. Podczas obcowania z „Demonami” ta manipulacja, mająca na celu przekonać mnie o autentyczności prezentowanych wydarzeń, oscylowała na granicy zwyczajnej nachalności, ale równocześnie amatorska gra aktorów całkowicie zaprzepaszczała zamierzenia twórców.
Twórcy potrzebowali ponad pół godziny na zawiązanie właściwej akcji filmu. Początkowo widz zostanie zmuszony do wysłuchiwania nudnawych wywiadów z księżmi i główną bohaterką, które rzecz jasna traktują o opętaniu i egzorcyzmach. Czyli, pomijając umiejscowienie akcji w Rzymie, wszystko to już było, choćby w powstałym niedawno „Ostatnim egzorcyzmie”. Nie wiem, czy pierwsze wypędzanie demona z ciała kobiety można nazwać nagrodą za cierpliwość, ale faktem jest, że wreszcie (po upływie pół godziny) monotonna gadanina zostaje zastąpiona czystym horrorem. Wygląd wywracającej oczami, krwawiącej z pochwy i nienaturalnie wyginającej kończyny opętanej ma szansę wzbudzić lekki niepokój u odbiorcy, aczkolwiek wszystko to, w o wiele bardziej przerażającym wydaniu, widzieliśmy już wcześniej, choćby w kultowym „Egzorcyście”, czy intrygujących „Egzorcyzmach Emily Rose”. Po kilkuminutowej scenie egzorcyzmów ponownie przychodzi czas na nudną gadaninę bohaterów, którzy próbują znaleźć sposób na zwrócenie uwagi Watykanu na domniemany przypadek opętania matki Isabelli, w co rzecz jasna Kościół katolicki nie chce dać wiary. Nasi protagoniści musieliby zdobyć niepodważalne dowody, które mogliby przedłożyć wyżej. Mimo swoich własnych wątpliwości przystępują do krótkich modlitw w obecności wrzeszczącej kobiety, które choć nie przynoszą rezultatu dostarczają im upragnionych dowodów, świadczących o opętaniu jej ciała przez kilka demonów. Po przebrnięciu przez owe dialogi pomiędzy protagonistami dostałam pełne akcji, dynamiczne zakończenie, które przyznaję troszkę mnie rozbudziło, aczkolwiek nawet tutaj nie dostrzegłam niczego niepokojącego.
Jak na horror religijny „Demony” zaskakują brakiem jakiegokolwiek klimatu grozy – twórcy nie poświęcili nawet pięciu minut na potęgowanie tej osobliwej atmosfery, którą w mniejszym lub większym stopniu wyczuwamy w innych tego typu obrazach. Brak klimatu, brak jakiejkolwiek dozy oryginalności (poza umiejscowieniem akcji filmu w Rzymie), amatorska obsada, stylizacja na dokument oraz porażająco nudna fabuła sprawiły, że cały seans „Demonów” dosłownie przecierpiałam. Tylko pierwsza scena egzorcyzmów, jako tako przypadła mi do gustu, a to niestety za mało, żebym odczuła choćby minimalną satysfakcję z projekcji.