Stronki na blogu

niedziela, 4 sierpnia 2013

„Opętanie” (1981)

Recenzja na życzenie (Nukie) 

Anna i Mark przeżywają kryzys małżeński. Zdesperowana kobieta przyznaje się do licznych zdrad, po czym przeprowadza się do kochanka, pozostawiając zrozpaczonego męża i małego synka samym sobie, a swoje krótkie wizyty ograniczając do wybuchów niekontrolowanej złości i szaleńczych zachowań. Zdeterminowany ocaleniem swojego związku Mark zleca prywatnej agencji detektywistycznej przeprowadzenie śledztwa, które ukazuje prawdziwe, potworne oblicze kochanka Anny. 

Kultowy, zrealizowany we Francji horror psychologiczny polskiego reżysera, Andrzeja Żuławskiego, którego głównym założeniem jest poruszenie wszystkich, nawet tych najniższych, instynktów widza, swoiste „pranie mózgu” z wykorzystaniem niewyobrażalnego nagromadzenia psychologii i wielorakiej interpretacji fabularnej. Ciężki, surowy klimat niczym u Davida Cronenberga, podkreślany delikatną muzyką klawiszową, skomponowaną przez kolejnego Polaka, Andrzeja Korzyńskiego, wprowadza odbiorcę w całkowicie surrealistyczne, acz jakże znajome realia zdrady, rozpaczy i miłosnej obsesji. Ta dwoistość świata przedstawionego wynika głównie z przemieszania znanych człowieczeństwu poważnych problemów społecznych z ingerencją rzeczy nadprzyrodzonych, niepoddających się żadnemu racjonalnemu wyjaśnieniu, a tym samym zmuszających widzów do wzmożonego wysiłku intelektualnego. Jakby tego było mało, oprócz zagadkowego potwora, zastanawiają również zachowania bohaterów filmu, całkowicie irracjonalne, sterowane emocjami zamiast rozumem.

Nagrodzona Cezarem Isabelle Adjani zaproponowała pełną nadmiernego wyegzaltowania, tak typowego dla kina lat 80-tych, kreację opętanej tajemniczym stworzeniem Anny oraz wyciszoną, pozbawioną jakiejkolwiek modulacji postać nauczycielki Helen. Być może współczesnemu widzowi sylwetka Anny wyda się nieco manieryczna, zresztą to samo można powiedzieć o obdarzonym w tym konkretnym filmie nazbyt przesadzoną ekspresją Samie Neillu, ale faktem jest, że kiedyś właśnie w taki sposób podchodzono do aktorstwa, dawniej był to szczyt geniuszu i właśnie w takich kategoriach należy oceniać obsadę, nawet jeśli obecnie ich przesadne demonstrowanie uczuć odrobinę razi. Długa, wręcz rozwleczona fabuła w przeważającej części bazuje na problemach małżeńskich Anny i Marka. Mogłabym powiedzieć, że należało nieco skrócić ich niekończące się kłótnie, ale obiektywnie rzecz biorąc, gdyby Żuławski się na to zdecydował pewnie film zatraciłby jakikolwiek sens, zgubiłby jego porażającą istotę, wyjałowił ze wszelkich osiadających na psychice widza symboli, tym samym sprawiając, że nie mielibyśmy już do czynienia z arcydziełem europejskiej kinematografii, a zwykłym straszakiem, o którym nowe pokolenie nawet by się słyszało. Owszem, „Opętanie” nie jest pozycją dla widza spragnionego jump scenek, dynamicznych, pełnych efektów komputerowych horrorów – to obraz, który trafi w gusta jedynie cierpliwych osób, nastawionych na drobiazgową, wolno zagęszczającą się intrygę, bez nadmiernego epatowania ówczesnymi nowinkami technologicznymi. Krótko mówiąc: coś w sam raz dla mnie, coś, co jeszcze długo po seansie zmuszało mnie do rozkładania fabuły na przysłowiowe czynniki pierwsze, analizowania jej pod każdym możliwym kątem w poszukiwaniu akceptowalnej dla mnie interpretacji.
  
Dłużąca się obserwacja szybkiej degeneracji małżeństwa jest w „Opętaniu” równie zagadkowa, jak oślizgły, jakże realistyczny wizualnie potwór ukrywany w niszczejącym mieszkaniu przez Annę, bowiem nakazuje odbiorcy z góry skazane na niepowodzenie dochodzenie do przekonującego umotywowania czynów Anny i Marka, co samo w sobie wydaje się bezsensowne, biorąc pod uwagę fakt, iż naszym destrukcyjnym małżeństwem nie kieruje rozum tylko zwykła obsesja. Ona miota się między swoim nowym mieszkaniem, w którym ukrywa odrażającą kreaturę idealną w jej mniemaniu do nieprzerwanego spółkowania, bowiem jako modelowa nimfomanka nie może żyć bez częstych orgazmów a lokum jej męża i dziecka, do którego niezmiernie wchodzi w stanie wzmożonego wzburzenia emocjonalnego, wywołanego chęcią jak najszybszego powrotu do „ukochanego” i popychającego ją do zachowań iście irracjonalnych – dosłownego demolowania uporządkowanego mieszkania, a nawet samookaleczeń. Mark wcale nie jest lepszy. Podczas gdy jego żona tkwi w szponach obsesji na punkcie odpychającego stwora, który jest uosobieniem jej głęboko skrywanych pragnień szczęśliwego małżeństwa ze szczególnym wskazaniem na jej „niepełną”, pozbawioną nadziei osobę, on nie może uwolnić się od chorej miłości żywionej właśnie do niej. Dlatego nie zwraca zbytniej uwagi na jej coraz bardziej niepokojące zachowania, dlatego przechodzi do porządku dziennego nad jej mrożącą krew w żyłach historią o miotaniu się w tunelu metra, zakończonym śluzowatym krwotokiem (absolutnie genialna, odpychająca wizualnie, acz jakże hipnotyzująca scena!). Jest zajęty wyłącznie swoimi pragnieniami, chęcią odzyskania jej miłości, które w rezultacie prowadzą go do całkowitej psychicznej destrukcji. I nie pomaga mu nawet Helen, nauczycielka jego syna, łudząco podobna do Anny, która owszem zdołała go zauroczyć, ale do obsesji na miarę uzależnienia od żony nawet się nie zbliżyła.

Jak już pisałam „Opętanie” można interpretować wielorako UWAGA SPOILER można zastanawiać się, czy oślizgła kreatura Anny to przybysz z Kosmosu, czy raczej uosobienie jej lęków, fizyczna odpowiedź na jej rozpaczliwe pragnienia istot doskonałych, które mogłyby egzystować w ciałach pełnych wad małżonków już po ich śmierci, żyjąc tak jak zawsze chciała – w pełni szczęścia i daleko idącej harmonii. Biorąc pod uwagę nagromadzenie głębokiej psychologii przez Żuławskiego opowiadałabym się raczej za tym drugim wyjaśnieniem annałów fabularnych KONIEC SPOILERA. 

Andrzej Żuławski nakręcił diablo trudny, acz niebywale wciągający ponadczasowy horror psychologiczny, skierowany do wąskiej grupy cierpliwych odbiorców, gustujących w rozszyfrowywaniu prawdziwej istoty licznych symboli podrzucanych, co jakiś czas w najmniej spodziewanych momentach seansu oraz nastawionych na samodzielne układanie poszczególnych wydarzeń w logiczną w ich mniemaniu całość. Surowy klimat, efekty specjalne w postaci odrażającej kreatury ukrywanej przez Annę w zatęchłym mieszkaniu oraz jej charakteryzacji, podczas co bardziej krwawych scen i przede wszystkim psychologiczne aspekty wyczuwalne dosłownie przez cały czas, przygnębiające uważnego widza i zmuszające go do drobiazgowego przemyślenia istoty człowieczeństwa, sensu jego istnienia i roli, jaką musi odegrać w życiu doczesnym to wszystko sprawia, że film Żuławskiego, choć tak trudny w odbiorze zachwyca każdym realizacyjnym detalem i czy komuś się to podoba, czy nie zasłużył sobie na obecny status kina kultowego.