Stronki na blogu

niedziela, 16 marca 2014

Przegląd reżyserów kina grozy # John Carpenter

W cyklu „Przegląd reżyserów kina grozy” będzie pokrótce rozpatrywana przeze mnie filmografia twórców horrorów. Temat będzie dotyczył nie tyle reżyserów, którzy mieli jakiś wkład w rozwój gatunku (choć w niektórych przypadkach będzie to skutkiem ubocznym), ale raczej takich osób, których twórczość przypadła mi do gustu. Na początek przyjrzę się filmom Johna Carpentera. Poniżej przedstawiam uszeregowane względem mojej oceny wszystkie filmy grozy jednego z mistrzów gatunku, które do tej pory dane mi było obejrzeć. Jeśli jakaś produkcja nie pojawi się w tym i w następnych przeglądach to tylko dlatego, że jeszcze jej nie widziałam.

1. „Coś” (1982)

Nakręcona tanim kosztem readaptacja opowiadania Johna W. Campbella Jr., będąca odpowiedzią na zdaniem Carpentera niedopracowaną pierwszą ekranizację. „Coś” dziś uważany jest za jeden z najlepszych horrorów science fiction w historii kina. Z powodzeniem może rywalizować z taką klasyką, jak seria o Obcych. Ale zapomnijcie o statkach kosmicznych – tutaj grozy nie potęgują wąskie przestrzenie tylko rozległe tereny mroźnej Antarktydy.

1. „W paszczy szaleństwa” (1995)

Inspirowany twórczością H.P. Lovecrafta i poniekąd obsesją sporego grona czytelników na punkcie prozy Stephena Kinga. Mocno nastrojowy horror, którego oniryczna konstrukcja fabularna daje widzom złudzenie obcowania z odrealnionym, jakże przerażającym światem, w którym dosłownie wszystko może się zdarzyć.

2. „Mgła” (1980)

Klimatyczna ghost story w ciekawy sposób wykorzystująca złowróżbność mgły (być może będąca inspiracją dla Stephena Kinga do napisania opowiadania o tym samym tytule). Znakomicie ucharakteryzowane, przerażające duchy rybaków atakujące mieszkańców małego nadmorskiego miasteczka na trwałe już wpisały się w świadomość wielbicieli kina grozy. I słusznie, bo tak nastrojowych horrorów wbrew pozorom nie ma zbyt wiele.

3. „Wioska przeklętych” (1995)

Readaptacja powieści Johna Wyndhama pt. „Kukułcze jaja z Midwich”. Co prawda odrobinę ustępuje wierniejszej pierwowzorowi ekranizacji Wolfa Rilla z 1960 roku, ale wprowadza do tej historii wiele nowych, ciekawych rozwiązań. Dzięki temu film może zainteresować zarówno młodą grupę odbiorców, jak i osoby dobrze zaznajomione z nieziemskimi białowłosymi dzieciakami z Midwich.

4. „Halloween” (1978)

Mając do dyspozycji niewielki budżet John Carpenter nakręcił slasher, który w pewnym stopniu ukształtował amerykańskie krwawe kino grozy lat 80-tych. „Halloween” doczekało się licznych kontynuacji oraz uczyniło z mordercy Michaela Myersa bożyszcze młodych ludzi, równocześnie poddając innym reżyserom pomysł na w ich mniemaniu należyte wykorzystanie w popkulturze potencjału drzemiącego w „niekończących się” seriach slasherów. Jedynym mankamentem „Halloween” jest maksymalne okrojenie z brutalności (krwi raczej tutaj nie uświadczymy), ale jednocześnie posiada tak sugestywny klimat, że trudno gniewać się na Carpentera za ten brak odwagi w wizualizacji scen gore.

5. „Christine” (1983)

Ekranizacja znanej powieści Stephena Kinga, doceniona przez samego autora. Posiłkując się swoją znajomością prawideł horrorów science fiction Carpenter wykreował prawdziwie niepokojącą antagonistkę – morderczy samochód, zwany Christine, wykańczający swych wrogów w jakże nastrojowych scenach przy akompaniamencie niezapomnianej ścieżki dźwiękowej.

6. „Oni żyją” (1988)

Zainspirowany aferą z tzw. reklamą podprogową horror science fiction będący oryginalnym spojrzeniem nie tylko na zagrożenie czyhające ze strony subliminali, ale również najeźdźców naszej planety, mających moc oddziaływania na umysły ludzi.

7. „Oddział” (2010)

Dostosowując się do obecnej mody krzewienia w kinie grozy problematyki pewnej choroby psychicznej Carpenter przedstawił swoją wizję. Ale nie byłby sobą, gdyby nie osadził swojego filmu w konwencji ghost story, zamkniętej w klaustrofobicznym, ponurym szpitalu psychiatrycznym.  W efekcie może i nie powstało jakieś super innowacyjne arcydzieło, ale przynajmniej należycie klimatyczny straszak.

8. „Łowcy wampirów” (1998)

Rasowy horror wampiryczny osadzony w westernowym klimacie. Być może przemawia przeze mnie sentyment (to film mojego dzieciństwa), ale odnoszę wrażenie, że w obliczu współczesnego upadku wampiryzmu w kinematografii ta produkcja, aż krzyczy: tak powinni prezentować się prawdziwi krwiopijcy! Mordercze bestie, które z wszelkim poszanowaniem klasycznej sylwetki wampira, w brutalny sposób wykańczają każdego, kto stanie im na drodze.

9. „Książę ciemności” (1987)

Nieudane, choć oryginalne spojrzenie na sylwetkę Antychrysta w kinematografii. Carpenter niestety nie zdołał należycie wykorzystać swojego innowacyjnego pomysłu, poprzez zaniedbanie duszącego klimatu grozy i wplecenie kilku dłużyzn, które skutecznie obniżają ogóle wrażenia z seansu.

10. „Duchy Marsa” (2001)

Już obecność w horrorze science fiction Jasona Stathama nie wróży dobrze, a jeśli dodać do tego kiczowate efekty komputerowe i miałki scenariusz to, aż nie chce się wierzyć, że sam Carpenter podjął się reżyserii tej, pożal się Boże, produkcji. „Duchy Marsa” zostały wręcz zmiażdżone przez opinię publiczną i słusznie, bo tak bezbarwnego straszaka próżno szukać nawet w dorobku nowicjuszy, a co dopiero u Carpentera.