Stronki na blogu

sobota, 30 sierpnia 2014

„Najście” (2007)


Ciężarna Sarah i jej mąż mają wypadek samochodowy, w którym mężczyzna ginie. Jakiś czas później, tuż przed planowanym porodem, Sarah nadal nie mogąc otrząsnąć się po stracie ukochanego, postanawia samotnie spędzić Święta Bożego Narodzenia. Jej samotność zakłóca tajemnicza kobieta, która włamuje się do domu z zamiarem skrzywdzenia Sarah.

Krwawe kino grozy pierwszej dekady XXI wieku należało do Francuzów, bo choć nie kręcili wiele brutalnych obrazów ta garstka, która zdobyła międzynarodową popularność mogła poszczycić się maksymalnie realistycznymi scenami torture porn. Obok „Martyrs. Skazanych na strach”, „Frontiere(s) „ i „Bladego strachu”, „Najście” jest jednym z najpopularniejszych reprezentantów nowej fali francuskiego kina grozy, zapoczątkowanej już u schyłku XX wieku, ale obecnie praktycznie wcale niekontynuowanej. Wyreżyserowany przez Alexandre Bustillo i Juliena Maury’ego, którzy w 2011 roku zabłysnęli jeszcze mocno klimatycznym „Livide”, film fabularnie utrzymany w konwencji home invasion, ale realizacyjnie przystający do torture porn, z którego swego czasu tak bardzo słynęła Francja.

Krytycy bardzo przychylnie przyjęli dzieło Bustillo i Maury’ego, podobnie jak wielbiciele krwawego kina grozy, ale ilekroć spotykam się z recenzjami mniej obytych z francuskim ekstremizmem odbiorców odnoszę wrażenie, że w „Najściu” dostrzegają jedynie maksymalną brutalność. Zaskakuje mnie to, bo choć jest to zdecydowanie jeden z najkrwawszych francuskich obrazów w moim odczuciu poziom makabry nie przysłania innych, równie ważnych dla filmowego horroru elementów. Akcję zawiązuje kraksa samochodowa, z której cało wychodzi główna bohaterka, Sarah. Podczas zderzenia dwóch samochodów możemy podejrzeć dziecko w brzuchu matki, które z impetem uderza w jego ścianki. Mocno kontrowersyjna scena, acz przez wzgląd na animowaną sylwetkę jeszcze nienarodzonego dziecka nie robi zbyt przekonującego wrażenia. W miarę rozwoju wydarzeń będziemy mogli, co jakiś czas podejrzeć reakcje dziecka Sarah na co bardziej wstrząsające dla kobiety momenty. Z jednej strony takie ukazanie cierpień malucha w łonie matki jest mocno nowatorskie i wstrząsające, ale równocześnie żałuję, że do nakręcenia tych ujęć twórcy nie wykorzystali żywego aktora, uciekając się do sztucznych efektów komputerowych. Po wypadku akcja zawiązuje się dosyć szybko. Podczas samotnego pobytu w domu główną bohaterkę nachodzi demoniczna, ciemnowłosa kobieta (twarz odtwórczyni tej roli robi wrażenie), która sporo o niej wie. Moment, w którym po krótkiej rozmowie z Sarah dręczycielka uderza pięścią w okno, a przerażona dziewczyna próbuje ją dojrzeć w migawkach flesza aparatu ma w sobie niewyobrażalne pokłady napięcia. Podobnie późniejsza sekwencja, podczas której za siedzącą na kanapie Sarah wyrasta zza szyby jej demoniczne, skąpane w cieniu oblicze. Przy budowaniu napięcia bardzo dużą rolę odegrała znakomita ścieżka dźwiękowa, skomponowana przez Francoisa Eudesa, ale mroczna kolorystyka obrazu również nie była bez znaczenia. Najlepsze w tym wszystkim jest jednak to, że późniejszy rozlew krwi wcale nie przysłania tej osobliwej aury zaszczucia, a chwilami (szczególnie podczas samotnych wycieczek po domu innych bohaterów filmu) wręcz ją wzmaga. Nie jest łatwo nie zatracić klimatu w obliczu takiej makabry, co potwierdziła już rzesza innych domorosłych reżyserów krwawego kina grozy, dlatego też w moim mniemaniu to przede wszystkim ten fakt przesądza o geniuszu Bastillo i Maury’ego. Choć oczywiście efekt gore też w tym przypadku jest bardzo ważny.

Na ogół w tego typu filmach główna bohaterka w obliczu czynnika zakłócającego jej mir domowy z miejsca nabiera nadludzkich sił i popychana instynktem samozachowawczym staje do nierównej walki z uzbrojonym napastnikiem. Twórcy „Najścia”, ku mojemu zadowoleniu, postawili na bardziej prawdopodobny wariant. Sarah barykaduje się w łazience, z której przez większą część seansu boi się wyjść. A tymczasem jej dom zamienia się w prawdziwe miejsce schadzek, które gwarantuje widzom większy rozlew krwi. Uzbrojona w nożyczki despotka wykańcza każdego, kto zdecydował się przekroczyć próg domu w jakże sprawnie zrealizowanych ujęciach, które swoim dopracowaniem mimowolnie wywołują grymas niesmaku. Krew z uszkodzonych tętnic bryzga po ścianach, malując na nich fantazyjne wzory, do przerażonej Sarah kulącej się w łazience dochodzą agonalne krzyki ofiar, a zabójczyni poczyna sobie coraz śmielej. Moim zdaniem do najlepszych scen gore można zaliczyć strzał w głowę, która dosłownie eksploduje, przytwierdzenie ręki nożyczkami do ściany i oczywiście finalną, najbardziej wstrząsającą, łamiącą temat tabu scenę, której charakteru, żeby nie zepsuć efektu zaskoczenia nie zdradzę. Oprócz tej niezliczonej liczby krwawych scen mordów moim zdaniem na uwagę zasługuje początkowa sekwencja snu Sarah. Dziewczyna najpierw obficie wymiotuje, czego oczywiście twórcy nie omieszkali drobiazgowo nam zaprezentować (blee), po czym kładzie się w zawartości swojego żołądka i zaczyna rodzić przez usta… Chyba przyznacie, że pomysł robi wrażenie, ale gwarantuję, że wykonanie pomimo ingerencji komputera również. Drugim takim niezwiązanym z mordami, ale znakomitym ujęciem jest migawka panikującej zabójczyni, siedzącej pod drzwiami tymczasowego schronienia Sarah. Szybkie, zlewające się ze sobą zdjęcia jej twarzy, przedstawiające całą gamę różnych uczuć to prawdziwe mistrzostwo montażu. Szkoda, że twórcy częściej nie uciekali się do tego triku.
Wydawać by się mogło, że po tym spektaklu przemocy w środkowej partii filmu twórcy nie mogą pokazać już nic, co by nas wzruszyło, ale w końcówce po raz kolejny udowadniają, że „Najściu” daleko do groteski, która szybko znieczuliłaby odbiorców. Tracheotomia, wbicie ostrego narzędzia w czoło chłopaka i oczywiście to wstrząsające finalne ujęcie wprowadzają widza na wyższy, jeszcze bardziej zniesmaczający poziom makabry i robią to w tak trzymającym w napięciu stylu, że nie można obniżyć poziomu adrenaliny w organizmie, aż do również udanego zakończenia. Jedyny ustęp w scenariuszu, który nie przypadł mi do gustu dotyczył zachowania policjanta, który z niezrozumiałych dla mnie powodów skuł się z drobnym złodziejaszkiem, zamiast zostawić go w radiowozie i nawet nie pomyślał o wezwaniu posiłków. Jednak ten drobny mankament logistyczny można chyba twórcom wybaczyć, tym bardziej, jeśli weźmie się pod uwagę już maksymalnie przekonujące zachowania pozostałych bohaterów.

Pomijając wszystkie ozdobniki, pobudzające akcję filmu, „Najście” to „teatr” dwóch znakomitych aktorek, tej dobrej Alysson Paradis i tej elektryzująco złej Beatrice Dalle. Obie swoim warsztatem zdeklasowały większość hollywoodzkich oscarowych gwiazdek, ale od antagonistki wprost nie mogłam oderwać wzroku, wszak z tak odstręczająco intrygującymi czarnymi charakterami rzadko mam okazję obcować w kinie grozy. 

„Najście” jest pozycją obowiązkową przede wszystkim dla wielbicieli nowego francuskiego ekstremizmu, ale myślę, że widzowie potrafiący wyjrzeć poza ścielące się gęsto trupy również znajdą tutaj coś dla siebie. Znakomita kreacja głównych postaci, umiejętne budowanie napięcia, montaż i chwytliwa ścieżka dźwiękowa to tylko niektóre plusy obok realistycznego torture porn. Szkoda tylko, że tego rodzaju produkcji jest tak mało…