Zajmujący się sztuczną inteligencją, szwedzki autorytet w swojej
dziedzinie, profesor Frans Balder, po latach decyduje się zając swoim
ośmioletnim synem, Augustem, przebywającym pod opieką matki związanej z
brutalnym aktorem. Chłopiec cierpi na autyzm, ale dopiero pobyt u ojca ujawnia jego
nadzwyczajne zdolności. August ma talent plastyczny i matematyczny, co
uświadamia Fransowi, że jego syn jest sawantem. Będąc pod wrażeniem niezwykłych
zdolności Augusta mężczyzna ignoruje kłopoty, w które wpadł przez swoje
badania, narażając się niebezpiecznym ludziom. Kiedy decyduje się ujawnić
wszystko Mikaelowi Blomkvistowi, borykającemu się z niemocą twórczą, znanemu
dziennikarzowi magazynu „Millennium”, zostaje zamordowany na oczach swojego
syna. Kiedy ludzie odpowiedzialni za śmierć Baldera uświadamiają sobie, że
talent chłopca może ich zdradzić rozpoczynają polowanie. Blomkvist tymczasem
odkrywa, że w całą sprawę zamieszana jest jego znajoma, hakerka Lisbeth
Salander. Łączą siły w walce z tajemniczą szajką przestępczą.
Kontynuacja osławionej trylogii szwedzkiego pisarza Stiega Larssona już
przed premierą wywołała spore kontrowersje. Niektórzy fani cyklu „Millennium”,
w skład którego wchodzą „Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet”, „Dziewczyna,
która igrała z ogniem” i „Zamek z piasku, który runął” nie byli zadowoleni, że
po śmierci Larssona ktoś ośmielił się podczepić pod jego twórczość. Smaczku
całej sprawie dodawały niejasności w dziedziczeniu. Odnaleziono testament,
który nie miał mocy prawnej, a więc cały majątek Larssona przekazano jego ojcu
i bratu. Z takiego orzeczenia niezadowolona jest jego długoletnia partnerka,
Eva Gabrielsson, będąca w posiadaniu niedokończonej przez zmarłego pisarza czwartej
części „Millennium”, twierdząc, że najbliższa rodzina Larssona nie utrzymywała
z nim bliskich kontaktów. Innymi słowy: tam gdzie są pieniądze powstają spory.
W tym przypadku jednak kontrowersje w dziedziczeniu spuścizny po popularnym
pisarzu rzutowały na przyjęcie czwartej części „Millennium” w niektórych kręgach.
Dzięki uprzejmości spadkobierców Larssona szwedzki dziennikarz i autor
bestsellerów, David Lagercrantz mógł podjąć się zadania „wskrzeszenia” bohaterów
Larssona. Zamiast jednak kontynuować zamysł poprzednika Lagercrantz obmyślił
własną intrygę, co notabene rozwścieczyło ortodoksyjnych wielbicieli oryginalnej
trylogii równie mocno, jak sam pomysł jej kontynuowania.
„W
gruncie rzeczy to wszystko jest bardzo proste. Ten, kto nadzoruje naród, w
końcu sam znajdzie się pod nadzorem. Jest w tym fundamentalna demokratyczna
logika.”
Chciałabym żyć w kraju, w którym książek nie ocenia się po nazwiskach
autorów tylko po ich treści. Postawa, jaką prezentowali niektórzy wielbiciele
prozy Stiega Larssona jeszcze przed premierą „Co nas nie zabije”, oceniając
powieść bez przeczytania, nie jest żadną osobliwością. Często spotykam się z
równie powierzchownymi zachowaniami, co wcale nie oznacza, że potrafię je
zrozumieć. Również jestem fanką oryginalnej trylogii, ale nie widziałam niczego
złego w pomyśle kontynuowania „Millennium” przez innego pisarza. Byłam
przygotowana na gorszą formę, ale mimo wszystko postanowiłam dać książce szansę,
bez wyciągania pochopnych wniosków. I nie żałuję. Chociaż nie sposób
kompleksowo powtórzyć stylu Larssona w warsztacie Lagercrantza zauważyłam w
miarę udane dążenie do takiego efektu. Rzecz jasna, bez duszy pierwotnego
autora „Millennium”, ale i tak zadowalającego – wszak biorąc pod uwagę styl, co
poniektórych skandynawskich autorów kryminałów twórczość Larssona naprawdę mogła
trafić gorzej. Największe obawy budziły we mnie charakteryzacje głównych
bohaterów. Stieg Larsson stworzył iście nietuzinkowe postacie, które dzięki
maksymalnemu skupieniu autora na ich sylwetkach wręcz żyły własnym życiem. W skandynawskich
kryminałach raczej rzadko spotyka się taką dbałość o psychologię bohaterów,
dlatego też aż drżałam na myśl o kreacjach Mikaela Blomkvista i Lisbeth
Salander w „Co nas nie zabije”. Na szczęście kontynuator cyklu Larssona wiedział,
na co się porywa – zauważalnie zdawał sobie sprawę z oczekiwań wielbicieli „Millennium”
i kreśląc zarówno głównych, jak i pobocznych bohaterów zrobił naprawdę
wszystko, żeby sprostać ich wymaganiom. Blomkvist nadal jest idealistycznym
dziennikarzem, pragnącym demaskować oszustwa gospodarcze i polityczne. Na początku
powieści przeżywa kryzys twórczy, dzieląc smutny los magazynu „Millennium”,
które jest zmuszone się skomercjalizować, żeby przezwyciężyć problemy
finansowe. Jednak kiedy Mikael trafia na sprawę znamienitego profesora Fransa
Baldera, zajmującego się sztuczną inteligencją jego zła passa dobiega końca.
Przede wszystkim dzięki odnowieniu kontaktów z hakerką, Lisbeth Salander, która
nadal walczy z niesprawiedliwością tego świata z pogwałceniem litery prawa. Co
ciekawe Lagercrantz kładzie porównywalny nacisk na bohaterów pobocznych –
policjantów, innych dziennikarzy, agentów i czarne charaktery.
„Żyjemy
w chorym świecie […] W świecie, w którym paranoja jest oznaką zdrowia."
Właściwą akcję książki zawiązuje morderstwo profesora Fransa Baldera, który
nieopatrzenie wmieszał się w jakąś zakrojoną na szeroką skalę intrygę. Jego
autystyczny ośmioletni syn był świadkiem morderstwa, przez co staje się
kluczowym świadkiem i jednocześnie jednym z głównych celów szajki przestępców.
Podobny motyw widziałam już w filmie „Kod Merkury” z genialną kreacją Miko
Hughesa, ale brak oryginalności w najmniejszym stopniu mi nie przeszkadzał. Bo
Lagercrantz wtłoczył owy wątek w niezwykle wciągającą intrygę, w którą wmieszał
wysoko postawione persony, dbając jednocześnie o pesymistyczny wydźwięk
powieści. Czwarta część „Millennium”, podobnie jak dwie poprzednie, konfrontuje
czytelników ze skorumpowanym światkiem polityków i agentów. W dojrzały,
przenikliwy sposób autor przedstawia nam znajomą rzeczywistość, w której rządzą
pieniądze i władza, świat w którym tylko bogaci mogą liczyć na bezkarność, w którym
jesteśmy podsłuchiwani przez chciwe agencje rządowe i w którym kłamstwo lepiej
się sprzedaje niż prawda. Właśnie z tego ostatniego powodu „Millennium” nie prosperuje
dobrze – w końcu pismo konfrontujące społeczeństwo z nagą prawdą o realiach, w
jakich przyszło mu żyć nie ma szans w starciu z niedomówieniami, oszczerstwami
i plotkami z życia celebrytów. W takich czasach żyjemy, więc aby przetrwać
trzeba się dostosować, skomercjalizować. Tylko tak można sprostać oczekiwaniom
ogłupiałych mas. Blomkvist, jak można się tego spodziewać nie zgadza się z
takim porządkiem rzeczy, więc kiedy trafia na szeroko zakrojoną aferę bez
zastanowienia staje się jej częścią, sprowadzając nieprzyjemności na „Millennium”,
ale za to pozostając w zgodzie ze swoimi przekonaniami. Na początku śledztwa
policji, agentów szwedzkich i amerykańskich oraz samego Mikaela Lagercrantz
poświęca troszkę miejsca nośnej problematyce sztucznej inteligencji – strachem
naukowców przed komputerem przewyższającym inteligencją człowieka, który
przypuszczalnie mógłby przejąć władzę nad światem. Właśnie pracy nad takim komputerem
oddawał się profesor Frans Balder, ściągając na siebie uwagę zarówno
amerykańskiej firmy, jak i Rosjan. Obawiałam się, że Lagercrantz snując swoje
wątki szpiegowskie i polityczne pójdzie w zwykły banał – rosyjska szajka
przestępcza to tak wyeksploatowany w tym gatunku temat, że aż nudny, ale na
szczęście jego intryga sięgnęła korzeni jednego z kluczowych bohaterów „Millennium”,
tym samym serwując mi znakomicie rozpisaną postać femme fatale. Oszałamiająco piękną manipulantkę, która bez problemu
zjednuje sobie śmiertelnie niebezpiecznych ludzi w walce ze swoim śmiertelnym
wrogiem. Zwroty akcji autor poprowadził wręcz po mistrzowsku tym samym tworząc
wielowarstwową, niezwykle intrygującą historię, w której dosłownie wszystko
może się wydarzyć. I pozostawił furtkę do kolejnej części „Millennium”.
Stieg Larsson nie zmartwychwstanie, żeby napisać kolejne części swojego
kryminalno-polityczno-szpiegowskiego cyklu. Już nigdy nie dane nam będzie
przeczytać książki, która w całości wyszłaby spod jego pióra, ale to wcale nie
oznacza, że jego koncepcja i przede wszystkim nietuzinkowi bohaterowie muszą
odejść w zapomnienie. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby David Lagercrantz
kontynuował „Millennium”, szczególnie jeśli pozostanie przy stylu
zaprezentowanym w „Co nas nie zabije”. Myślę, że ten pisarz ma w sobie
potencjał, dzięki któremu może zapewnić nieortodoksyjnym wielbicielom serii
sporo rozrywki. Swojemu poprzednikowi pewnie nie dorówna, ale czy to ma go
deprecjonować? Moim zdaniem nie, bo zdecydowanie ma do zaoferowania coś od
siebie, nawet jeśli do tego celu miałby wykorzystywać uniwersum Stiega
Larssona.
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu