Stronki na blogu

piątek, 9 września 2016

„Neon Demon” (2016)


Szesnastoletnia Jesse przyjeżdża do Los Angeles z zamiarem zostania modelką. Dyrektorka agencji, do której się kieruje jest zachwycona jej naturalnym pięknem. Po podpisaniu stosownych dokumentów Jesse zostaje umówiona z fotografem, a niedługo potem dostaje się na wybieg. W międzyczasie spotyka się z nowym znajomym, Deanem, któremu nie podoba się środowisko, w jakim się obraca i zaprzyjaźnia się z poznaną tuż po przyjeździe makijażystką Ruby. Inne modelki bynajmniej nie są zadowolone z jej obecności, choć Jesse nie szczędzi im komplementów. Dziewczyna zdaje sobie sprawę, że koleżanki z branży zazdroszczą jej sukcesów, że oddałyby wiele, żeby wyglądać tak, jak ona.

„Neon Demon” to duńsko-francusko-amerykański thriller z elementami horroru w reżyserii Nicolasa Windinga Refna (twórcy między innymi „Drive” i „Tylko Bóg wybacza”), który wspólnie z Mary Laws i Polly Stenham opracował również scenariusz. Choć film cieszył się sporym zainteresowaniem na różnego rodzaju festiwalach filmowych, a w Cannes dostał nominację do Złotej Palmy, opinie krytyków były podzielone. Najnowszemu przedsięwzięciu Refna zarzucano przede wszystkim niezadowalające rozwinięcie fabuły i niedostateczne nakreślenie rysów psychologicznych poszczególnych postaci, aczkolwiek wielu krytyków zapatrywało się na warstwę tekstową w zgoła odmienny sposób. Biorąc pod uwagę niecodzienną realizację „Neon Demon” można śmiało założyć, że nie jest to film ukierunkowany na masowych odbiorców, wątpię również, żeby poszukiwacze fabularnej głębi byli z niego w pełni zadowoleni. Choć daleka jestem od podpisywania się pod stwierdzeniami, co poniektórych widzów głoszących, że scenariusz nie przekazuje absolutnie żadnych treści.

Nicolas Winding Refn zdradził w jednym z wywiadów, że w zalewie tych wszystkich filmów o brutalnych mężczyznach uznał za potrzebne stworzenie obrazu zdominowanego przez kobiety. Mówi się, że podczas pracy nad scenariuszem czerpał inspirację z postaci Elżbiety Batory i rzeczywiście nietrudno dopatrzeć się pewnych analogii. Szacuje się, że na realizację „Neon Demon” przeznaczono siedem milionów dolarów - niewiele, jeśli weźmie się pod uwagę ambitną stronę techniczną filmu. W obrazie Nicolasa Windinga Refna standardowa narracja przeplata się z psychodelicznymi wstawkami, które w zjawiskowym stylu podchodzą do kolorów i świateł. Rażące, żywe barwy zmiksowane z atramentową czernią, uderzające w dwójnasób dzięki migającemu światłu, oślepiające wykorzystanie bieli w jednej sekwencji i sporadyczne oniryczne wstawki skupiające się na niewiele mówiących marzeniach sennych głównej bohaterki. To tylko próbka ogromnego talentu operatorów, oświetleniowców i oczywiście dźwiękowców, bo nie należy zapominać o charakterystycznych, szarpiących nerwy dźwiękach towarzyszących hipnotyzującym zdjęciom. Chwilami dostawałam oczopląsu od nadmiaru barw i stroboskopowych świateł, co w połączeniu z zagadkowymi ujęciami widzianymi na ekranie w migawkach dawało naprawdę zniewalający efekt. Tak jakbym nagle znalazła się w umyśle, jakiejś wrażliwej, acz w pewnym sensie również diabolicznej jednostki, która w niestandardowy sposób postrzega otaczającą ją rzeczywistość, która balansuje gdzieś na granicy zwyczajnej percepcji. Ale to tylko wrażenie, bo nie mogę z całą pewnością powiedzieć, że wszystkie tak liczne psychodeliczne wstawki były odzwierciedleniem stanu umysłu Jesse, niektóre być może tak, ale miałam wrażenie, że kilka w przejaskrawiony sposób portretowało realia, w jakich przyszło żyć głównej bohaterce. Żywe barwy przykrywały zgniliznę toczącą światek mody, czego można było się domyślić ilekroć w owe kolaże wkradała się bezdenna czerń, ale scenarzyści nie pozostawili wspomnianej interpretacji jedynie w gestii feerii kolorów, pilnując, żeby wypływała ona również z warstwy tekstowej. „Neon Demon” nie jest obrazem zdominowanym przez psychodeliczne obrazy, gdyż mniej więcej tyle samo miejsca zajęła tradycyjna narracja, co znacząco ułatwiło odbiór filmu. Główną rolę, szesnastoletniej Jesse wkraczającej w świat modelingu, powierzono Elle Fanning, która zadowalająco wywiązała się ze swojego zadania. Przez długi czas miałam wrażenie, że coś jest ze mną mocno nie tak, a ściślej, że mój gust już do szczętu się wypaczył, bo nie potrafiłam odnaleźć w Jesse tego zniewalającego piękna, o którym mówili ludzie z branży. Podczas, gdy drugoplanowi bohaterowie komplementowali jej wdzięki, a z wyrazów twarzy i postaw innych modelek przebijała zazdrość, ja usilnie starałam się znaleźć w niej owe piękno. Bezskutecznie, UWAGA SPOILER ale jak się z czasem okazało to nie wygląd zewnętrzny sprawiał, że ludzie byli nią oczarowani KONIEC SPOILERA.

Refn, Laws i Stenham trochę miejsca poświęcili oglądowi środowiska modelek, zwracając uwagę na zażartą, wręcz chorobliwą konkurencję i płytkie osobowości „patykowatych” kobiet starających się zaistnieć w branży. Jedna z drugoplanowych postaci właściwie w każdej rozmowie wspomina swojego chirurga plastycznego, a jej ton świadczy o tym, że jest niezwykle dumna z modyfikacji, jakim poddano jej ciało. Natomiast jej przyjaciółka zdaje się wyznawać zasadę „po trupach do celu” – widać, że jest gotowa zrobić absolutnie wszystko, żeby zaistnieć w świecie mody. Próżność i pazerność dominują w osobowościach modelek sportretowanych w „Neon Demon” – do pewnego momentu zdaje się, że jedynie początkująca, jeszcze nieskażona przez to środowisko Jesse wie, czym jest IQ, co widać choćby na przykładzie niezrozumienia, jakie wykazuje w stosunku do zachwalającej operacje plastyczne koleżanki. Być może scenarzyści stronniczo rozprawili się z doświadczonymi modelkami, być może byli trochę niesprawiedliwi w swoich ocenach, generalizowali, ale należy pamiętać, że bliżej (ale nie bardzo dokładnie) przyjrzeli się jedynie charakterom dwóch koleżanek po fachu Jesse, a takich płytkich jednostek przecież nie brakuje w tej branży (zresztą tak jak w wielu innych). „Neon Demon” można więc potraktować, jako swego rodzaju „krytyczny traktat” o mentalnej dekadencji, jaka toczy świat modelingu i o upadku moralnym kobiet obsesyjnie łaknących sukcesu. W pewnym momencie Jesse wypowiada kwestię mogącą być przytykiem skierowanym do wielbicieli modelek - kiedy mówi, że ludzie z branży chcą być nią można śmiało założyć, że zahacza również o zafiksowanych na punkcie modelingu zwykłych członków społeczeństwa. Oczywiście, warstwa tekstowa nie grzeszy jakąś wielką głębią, brakuje jej nawet skupienia na rysach psychologicznych bohaterek, z Jesse włącznie, ale o dziwo takie szczątkowe ujęcie tematu nie przeszkadzało mi zanadto, zwłaszcza, że scenarzyści zostawili miejsce na dopowiedzenie sobie niektórych kwestii. I ożywiali seans hipnotyzującymi psychodelicznymi wstawkami, nastrojowymi perypetiami Jesse mającymi miejsce w motelu (pantera, pedofil) z udziałem Keanu Reevesa oraz relacjami ze wzbudzającą podejrzenia makijażystką Ruby. Najwięcej niespodzianek Refn przygotował na koniec – właściwie to pokazał wówczas serię tak makabrycznych, porażających inwencją wstawek, że przemknęło mi przez głowę, czy aby oglądam ten sam film;) Gwałtowny skręt ze stylistyki thrillera w mocne gore dosłownie mnie oszołomił, UWAGA SPOILER a sekwencja nekrofilska i chore ujęcie połykania oka wcześniej zwymiotowanego przez modelkę zapewne jeszcze przez długi czas pozostaną w mojej pamięci KONIEC SPOILERA. Refn zdecydowanie powinien nakręcić jakiś krwawy horror, bo po tym co zobaczyłam w ostatnich minutach „Neon Demon” nie mam żadnych wątpliwości, że cechuje go duża znajomość gatunku i przede wszystkim zdolność oddania tego na ekranie w naprawdę odstręczającym stylu.

„Neon Demon” to jeden z lepszych obrazów, jaki widziałam w ostatnim czasie, aczkolwiek z całą pewnością nie zadowoli szerokiej grupy odbiorców. Daleko mu do mainstreamu, pomimo diablo profesjonalnej realizacji, nie ma w sobie również aż takiej głębi, jakiej oczekują koneserzy ambitnej kinematografii, ale za to może się pochwalić zjawiskową oprawą audiowizualną i swoistą przewrotnością, przynajmniej w kwestii przynależności gatunkowej. Jeśli o mnie chodzi to byłam zadowolona ze wszystkich części składowych „Neon Demon”, nawet z fabuły, którą jednak wielu odbiorców krytykuje.