sobota, 13 lipca 2013

„Prześladowca” (2001)


Lewis wyrusza w długą drogę samochodem do akademika Venny, dziewczyny, za którą szaleje, aby jak na prawdziwego dżentelmena przystało odwieźć ją do domu na okres letnich wakacji. W podróży dostaje wiadomość od matki, że jego starszy brat Fuller trafił do aresztu. Nadkładając drogi Lewis odbiera go z więzienia. Przejażdżkę obu braci urozmaici zakup radia CB, za pośrednictwem którego zrobią okrutny kawał kierowcy tira. Jeszcze nie wiedzą, że trafili na bardziej bezlitosnego „dowcipnisia”, który nie cofnie się absolutnie przed niczym, aby porządnie uprzykrzyć życie swoim ofiarom.

Prawdziwy fenomen Johna Dahla – thriller bezkrytycznie powielający znane schematy kina grozy, ale w tak porywającym stylu, że aż człowiek zaczyna się zastanawiać, czy oryginalność naprawdę jest nieodzowna w przypadku dobrego filmu. „Prześladowca” to tak zwany „thriller drogi”, garściami czerpiący z tradycji innych produkcji rozgrywających się na szosie z „Autostopowiczem” Roberta Harmona na czele. No tak, ale jeśli weźmie się pod uwagę jego wtórność fabularną, to cóż takiego sprawiło, że już po pierwszym seansie wiedziałam, iż będę często do niego wracać, że oto trafiłam na produkcję, którą mogę oglądać raz po raz i nigdy mi się nie znudzi?

Pierwszym przysłowiowym „strzałem w dziesiątkę” jest obsada. Paul Walker, w którego niezmiennie wpatrywałam się, jak w obrazek, porażająco przystojny i utalentowany aktor w roli tego „dobrego brata”: rozsądnego, ułożonego, kulturalnego i twardo stąpającego po ziemi. Fuller, jego absolutne przeciwieństwo, zjawiskowo wykreowany przez Steve’a Zahna, nastawiony tylko i wyłącznie na dobrą zabawę, bezpardonowo łamiący prawo i w swój jakże uroczy sposób zjednujący sobie każdego, z kim ma okazję rozmawiać. Obaj panowie znakomicie się dopełniają, zupełnie tak, jakby byli połówkami jednej osoby, a co za tym idzie widz (szczególnie płci żeńskiej) wprost nie może oderwać od nich oczu. Z czasem obsadę zasili również damski pierwiastek, w postaci sympatii Lewisa. Choć Leelee Sobieski warsztatowo nie jest złą aktorką, ja jakoś nigdy nie pałałam do niej choćby minimalną sympatią – stąd moja obojętność względem jej postaci. „Prześladowca” widocznie dzieli się na dwie części. Pierwsza połowa to podróż dwóch szalonych braci, którzy aby zwalczyć nudę robią kawał jednemu z kierowców – za namową brata Lewis udając kobietę zaprasza go do motelu, do pokoju sąsiadującego z ich własnym, w którym zatrzymał się „nieprzyjemny” mężczyzna. Oczywiście, jak można się tego spodziewać w tym podrzędnym przybytku dochodzi do tragedii – skompromitowany kierowca poważnie okalecza niczego nieświadomego lokatora motelu, po czym spokojnie odjeżdża. Od tego momentu fabuła skupi się na natrętnym prześladowaniu dwóch przerażonych braci. Anonimowy tirowiec w sobie tylko znany sposób zdobywa informacje na ich temat i co jeszcze dziwniejsze doskonale wie, gdzie w danej chwili się znajdują. Cóż, albo posiada jakieś nadnaturalne zdolności, albo twórcom zwyczajnie nie zależało na większej logice sytuacyjnej. I w sumie, mnie też niezbyt to obchodziło, bo biorąc pod uwagę wszystkie czasem zabawne, czasem nieznośnie wręcz trzymające w napięciu wydarzenia moje wyczulenie na sensowność fabularną całkowicie zobojętniało. Nawet moment, w którym Fuller dostrzega wiadomość skierowaną do naszych protagonistów na znakach drogowych w ogóle mnie nie zirytował, pomimo zatrważająco niskiego stopnia prawdopodobieństwa, że ten ciekawie zawoalowany sposób przekazania informacji przez prześladowcę rzuci mu się w oczy. Za to scena, która nastąpiła zaraz po tym dobitnie udowodniła, że twórcy filmu posiadają wyrafinowane poczucie humoru, którym delikatnie nacechowali fabułę – tym samym mocno podnosząc jej ogólny poziom. Mowa tutaj o otwarciu bagażnika przed sparaliżowanymi ze strachu bohaterami – bracia załamują się na widok leżącego w nim radia CB, na co zdziwiona Venna pyta, czy ktoś jej powie, dlaczego ma się tego bać? Niby banalne, ale biorąc pod wagę całość, koszmar, jaki bracia przeżyli przed dotarciem do jej akademika niezmiennie wywołuje uśmiech na mojej twarz.

I w ten płynny sposób przeszłam do drugiej połowy filmu, w której do obsady dołącza Sobieski. Skąpane w gorącym słońcu pustynne wzgórza, jakże smaczne wizualnie zostaną zastąpione nocną scenerią i szybko następującymi po sobie humorystycznymi (zmuszenie braci przez tirowca do wejścia nago do przydrożnego baru) i pełnymi idealnie stopniowanego napięcia (pościg na polu kukurydzy) wydarzeniami. Jeśli miałabym być całkowicie szczera powiedziałabym, że twórcy zepsuli jedynie zakończenie. UWAGA SPOILER I nie mówię tutaj o nieodkryciu prawdziwej tożsamości sprawcy – dobrze, że pozostawiono widzów z poczuciem niewiedzy na jego temat, ale o zbyt ułagodzonym stopniu makabry. Fakt, że przeżyli absolutnie wszyscy (nie tylko trójka naszych głównych bohaterów, ale również porwana przez prześladowcę koleżanka Venny z akademika) wprowadza w finał zbyt dużą dawkę mdlącej słodkości. A nie ma nic gorszego niż happy end w thrillerze, nawet jeśli jest tylko częściowy (bo w końcu morderca przeżył) KONIEC SPOILERA.

Nie będę już dłużej słodzić tej produkcji, bo chyba większej liczby superlatyw nie da się już przekazać. Powiem jeszcze jedno i niech to wystarczy za wszystkie ewentualne komplementy: obejrzyjcie ten maksymalnie wciągający film i cieszcie się rozrywką na naprawdę wysokim poziomie! A sequel z 2008 roku możecie sobie już odpuścić, bo niestety poszedł w całkowicie inną stronę niż chciałby tego Dahl.

2 komentarze:

  1. Chyba to oglądałam. Ta końcówka też mnie zirytowała.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też byłam pozytywnie zaskoczona tym filmem. Obejrzałam jeszcze 2 cz, ale sequel już nie był tak wciągający jak pierwowzór.

    OdpowiedzUsuń