Hans,
jego żona Diana i ich dwie małe córki, Milou i Robine, jadą
samochodem do rodziców mężczyzny, na kameralne przyjęcie
urodzinowe jego ojca. W pewnym momencie Hans wyprzedza bardzo wolno
poruszającą się białą furgonetkę. Jej kierowca, Ed, swoim
zwyczajem postanawia dać mu lekcję. Chce by Hans przeprosił za
swoje zachowanie na drodze, ale ten ani myśli spełnić jego
żądania. Prośbą i groźbą stara się zmusić Eda do zostawienia
jego i jego rodziny w spokoju, jednak nieznajomy nie tylko nie
zamierza zaprzestać jazdy za nimi, ale jest również zdecydowany
uciekać się do fizycznej przemocy. Uzbrojony w środek na szkodniki
samozwańczy stróż porządku na drodze upatrzył sobie nową ofiarę
i nie cofnie się dopóki przykładnie nie ukarze brawurowego
kierowcy.
Holenderski
thriller drogi w reżyserii i na podstawie scenariusza Lodewijka
Crijnsa, „Morderczy prześladowca” (oryg. „Bumperkleef”,
międzynarodowy: „Tailgate”), to swego rodzaju spowiedź autora,
bo jak sam przyznał zachowuje się na drodze podobnie jak Hans i też
ma problematyczne ego. Crijns był pozytywnie zaskoczony
bezproblemowym pozyskaniem funduszy na realizację „Morderczego
prześladowcy”, bo zdradził, że w holenderskiej branży filmowej
scenariusze koncentrujące się na jakimś osobniku bezpardonowo
rozprawiającym się z ludzką głupotą powszechnie uważa się za
populistyczne, a więc niegodne uwagi. Crijns podejrzewa, że tak
szybkie pozyskanie funduszy na „Morderczego prześladowcę”
zawdzięcza postaci Hansa, a ściślej jego katartycznemu rozwojowi.
Pierwszy pokaz filmu odbył się we wrześniu 2019 roku na Nederlands
Film Festival, a już w następnym miesiącu trafił na ekrany
holenderskich kin, aczkolwiek w ograniczonym zakresie.
Niektórzy
recenzenci zestawiali „Morderczego prześladowcę” Lodewijka
Crijnsa z filmową twórczością Dicka Maasa, szczególnie jego
„Świętym” z 2010 roku, z czego reżyser i scenarzysta omawianej
produkcji jest zresztą bardzo rad, bo docenia artystyczny dorobek
Maasa. Inni, w tym ja, w „Morderczym prześladowcy” dopatrzyli
się potencjalnej inspiracji „Pojedynkiem na szosie” (oryg.
„Duel”) Stephena Spielberga, filmem opartym na opowiadaniu
Richarda Mathesona pod tym samym oryginalnym tytułem. Wziąwszy pod
uwagę choćby takie obrazy, jak „Prześladowca” Johna Dahla, czy
(o zgrozo!) „Horror na szosie” Michaela Bafaro, można
powiedzieć, że historia wymyślona przez Richarda Mathesona
zapoczątkowała trend na kierowców-stalkerów. Podobno Lodewijk
Crijns zaczerpnął też co nieco z „Henry'ego – Portretu
seryjnego mordercy” Johna McNaughtona, ale jak uczciwie przyznał
najwięcej „wyrwał z siebie samego”. Hans (dobry występ Jeroena
Spitzenbergera) to można powiedzieć takie trochę bardziej
ekstremalne wydanie samego Crijnsa, a żona tego pierwszego, Diana
(też przekonująca kreacja Anniek Pheifer), trochę przypomina
małżonkę reżysera i scenarzysty „Morderczego prześladowcy”.
To znaczy Crijns też często jest ganiony przez swoją życiową
partnerkę podczas wspólnych podróży samochodem. Za brawurową
jazdę. Tyle że Crijns często słucha owego głosu rozsądku, a
tymczasem jego bohater (ewentualnie antybohater) zazwyczaj puszcza
słowa Diany mimo uszu. Wnosząc ze słów Lodewijka Crijnsa, ego
Hansa jest bardziej rozrośnięte od jego własnego, ale artysta nie
ukrywa, że też ma spore poczucie własnej wartości. Jest
człowiekiem dumnym, podobnie jak Hans. Podobnie jak Hans prowadzi
też samochód. A Hans nie jeździ zbyt ostrożnie, w porównaniu
jednak do jego żony... Ooo, chociaż tyle dobrze, że Crijns nie
jest takim kierowcą jak ta bohaterka „Morderczego prześladowcy”.
Thrillera drogi mającego wartość dydaktyczną. Uczącego, jak nie
należy zachowywać się na drodze. I jak wychowywać dzieci. Twórca
omawianego filmu z wyboru nie ma dzieci, ale to nie powstrzymuje go
przed ocenianiem innych. Według niego Hans i Diana nie są dobrymi
rodzicami. Bo pozwalają córkom jeść fast foody, a Hans jeszcze
wpaja im, że brawurowa jazda jest w sumie w porządku. Że to
ostrożni kierowcy są zmorą społeczeństwa. Albo raczej
przeraźliwie powolni i to na autostradzie, ale polemizować w tym
miejscu z reżyserem nie zamierzam, bo tak czy inaczej te szydercze
komentarze ze strony Hansa, ale i jego córek w kierunku
spowalniającego ruch kierowcy białej furgonetki, za dobry wzorzec
uznać ciężko. Dziecko może sobie przyswoić, że ZAWSZE lepiej
poruszać się po drodze na pełnym gazie. A tak zwane niezdrowe
jedzenie? No błagam, co w tym czasach jest zdrowe? Ale zostawmy to.
Przejdźmy do innej i w sumie bardziej drażliwej kwestii. Otóż,
Lodewijk Crijns (na marginesie: nieukrywający, że ma prawicowy
światopogląd) wychodzi z założenia, że jednostki problematyczne
dla społeczeństwa należy eliminować, a za każdą taką osobę
sadzić w Holandii sto drzew. Dowodem niemałego dystansu do siebie
jest to, że w oczach reżysera takim problematycznym okazem jest
Hans, a więc człowiek, z którym sporo go łączy. Ten przytyk do
siebie samego niekoniecznie jednak rozgrzeszy reżysera w oczach co
bardziej zdeklarowanych lewicowców. A przynajmniej nie tych, którzy
po prostu nie są w stanie obcować z historiami spisanymi przez
człowieka, z którym zasadniczo zgodzić się nie potrafią. A na
pewno nie w tak przecież ważkiej kwestii jak... Cóż, wygląda mi
na to, że Lodewijk Crijns, delikatnie mówiąc, nie miałby nic
przeciwko temu, by problemy na drodze rozwiązywano w sposób podobny
do tego wdrożonego przez eksterminatora Eda. Tak, nie mogłam oprzeć
się poczuciu, że ten holenderski twórca bardziej sympatyzuje z
oprawcą niż jego najnowszymi celami (z wyjątkiem dzieci), że ma
dla niego więcej zrozumienia, choć co trzeba powtórzyć: to
właśnie jednej z ofiar dał niektóre swoje cechy.
Fundamentalna
kwestia: czy Hans faktycznie jest piratem drogowym? Czy naumyślnie
łamie przepisy, tym samym stwarzając poważne zagrożenie dla
siebie i innych? To już każdy musi sobie sam rozsądzić. Albo nie.
Bo w końcu branie prawa we własne ręce, wszystko jedno w jakiej
sprawie, nie przez wszystkich jest akceptowane. Zaryzykuję
przypuszczenie, że nawet nie przez większość tak zwanych
cywilizowanych społeczeństw. Wątpię więc, żeby te osoby szukały
jakiegoś usprawiedliwienia dla kierowcy furgonetki. A pozostali...
No cóż, prawdopodobnie będą wypatrywać pirackich poczynań Hansa
na drodze (w przypadku jego żony szukać już w ogóle nie będą
musieli) i takowe najpewniej znajdą, ale jak rzecz rozsądzą? Czy
„kodeks karny” Eda uznają za sprawiedliwy? Szybka jazda po
notabene drodze ekspresowej, może i zwraca uwagę osobliwego i nader
agresywnego „edukatora”, ale niewątpliwym punktem zapalnym jest
dopiero wyprzedzenie jegomościa przez Hansa (jak w „Pojedynku na
szosie”). Zuchwały manewr, który Hans ma szansę odkupić słowem
„przepraszam”. Ale jego irytująco ogromna duma nie pozwala mu
ani przyznać się do błędu, ani tym bardziej rzucić jedno z
magicznych słów w kierunku nachalnego starszego mężczyzny. Nie
wiadomo, jak potoczyłyby się sprawy, gdyby czołowa postać
„Morderczego prześladowcy” od razu spełniła żądanie
tytułowego antybohatera, ale w takim układzie wygląda na to, że
wina poniekąd leży po obu stronach. Gdyby nie rozbuchane ego
Hansa... Tak czy inaczej scenarzysta stara się narzucić nam
krytyczny stosunek do Hansa. Jego nieprzejednana postawa względem
Eda najwyraźniej ma nas doprowadzić do wniosku, że „sam się o
to prosił”. Posyp czasem głowę popiołem zamiast iść w
zaparte. Przeproś, nawet jeśli nie poczuwasz się do
odpowiedzialności, bo to nic nie kosztuje, a dzięki temu możesz
ocalić życie swoje i swoich bliskich. Jak to nic nie kosztuje? A
moja męska duma? Toż ona strasznie ucierpi. Nie, lepiej się
postawić. Pokazać natrętowi, kto tutaj rządzi. A co! Tylko że,
jak można się tego domyślić, to twój przeciwnik szybko zyska
przewagę. W takim razie mogę już przeprosić. Nie, nie, mości
panie. Na to jest już za późno. Teraz spotka cię, zasłużona czy
nie, kara. Ciebie i twoich bliskich. Boś człowiek arogancki.
Niegrzeczny i przekonany o własnej nieomylności. Skończył się
czas na naukę. Nie pojąłeś, więc została jedynie bolesna kara.
Za zbrodnię ryzykownego manewru wyprzedzania na autostradzie.
„Morderczy prześladowca” podpina się co prawda pod konwencję
spopularyzowaną przez „Pojedynek na szosie” Stevena Spielberga,
ale też trudno zarzucić mu uporczywe żerowanie na amerykańskich
stereotypach. I nie chodzi tylko o, nazwijmy to, dyskusyjne
spojrzenie na oprawcę i jego dorosłe ofiary (a przynajmniej ja tak
to odbierałam), ale i miejscami humorystyczne ujęcia ciężkich
przecież przeżyć Hansa i Diany. Na przykład akcja z wyciąganiem
Hansa z furgonetki Eda. A przy tym ściąganiem mu spodni,. Albo
uwaga, uwaga: kobieta za kierownicą! Nie obrażajmy się, to tylko
taki niewybredny żarcik. Trzeba też Lodewijkowi Crijnsowi przyznać,
że obdarzył tytułową postać oryginalnym narzędziem tortur. A
przynajmniej ja nie przypominam sobie filmowego czarnego charakteru
spryskującego ludzi środkiem na tak zwane szkodniki. Toksyczną
substancją, której zawdzięczamy parę wprawdzie niezbyt
odrażających, ale na swój minimalistyczny sposób solidnie
wykonanych ujęć gore. I wreszcie klimat. Przyblakłe, dość
ponure zdjęcia, z których praktycznie nieustannie bije lekki
chłodek. Aż miło popatrzeć! Gorzej pewnie co poniektórzy przyjmą
multum nieprzemyślanych zachowań najnowszych obiektów niezdrowego
zainteresowania morderczego prześladowcy. Pragnę tylko zauważyć,
że oni działają pod wielką presją. W panice wręcz. Co innego
policjanci. Ich działalność na pół gwizdka jest doprawdy
zastanawiająca. Chociaż nie, w hollywoodzkiej superprodukcji takie
niedopatrzenie jak nieprzeszukanie pewnego obiektu, który w takich
okolicznościach nawet w oczach sześciolatka pewnie aż by się o to
prosił, byłoby poważnym pogwałceniem logiki, ale w prawdziwym
życiu? No nie wiem... Na koniec muszę jeszcze dodać, że pomimo
wykorzystania przez scenarzystę kilku niesztampowych zabiegów,
fabuła „Morderczego prześladowcy” w sumie rozwija się w
przewidywalny sposób. Wiadomo, jak to się potoczy. Jak ta szaleńcza
podróż skończy się dla naszych bohaterów lub antybohaterów. Bo
podejrzewam, że niejeden odbiorca „Morderczego prześladowcy”
będzie miał problem z rozsądzeniem pod którą kategorię tak
naprawdę podpada przynajmniej Hans. Z dziećmi sprawa powinna być
jednak prosta – swoją drogą wyśmienite kreacje Roosmarijn van
der Hoek i Liz Vergeer.
Taki
przeciętniak? Tak, myślę, że to trafne podsumowanie mojego
przyjęcia „Morderczego prześladowcy” Lodewijka Crijnsa.
Thrillera drogi nasuwającego dość silne skojarzenia z „Pojedynkiem
na szosie” Stevena Spielberga i naturalnie materiale źródłowym
tegoż: opowiadaniem Richarda Mathesona, aczkolwiek nie
powiedziałabym, że wyzuty z indywidualności. To holenderskie
ujęcie motywu kierowcy-stalkera ewidentnie ma w sobie jakąś...
unikatowość? Może to za duże słowo, ale nie jest to taki znowu
typowy film, jak mogłoby się wydawać. Znana historia z trochę
innym podejściem. Obawiam się, że dla niektórych
nieakceptowalnym, ale przecież to tylko film... Całkiem klimatyczny
film, trzeba dodać. I trochę zwariowany. Troszkę.
Tak słabego filmu już dawno nie widziałem. Decyzję bohaterów są tak irracjonalne i głupie że trudno porównanie odnaleźć nawet do słabych filmów klasy B. Dlamnie zmarnowany czas.
OdpowiedzUsuńZastanawialiśmy się, czy gdyby faktycznie przeprosił, to agresor by odpuścił. Szalony i straszny film.
OdpowiedzUsuńSuper filmy
OdpowiedzUsuńNiesamowicie debilne decyzje podejmowane przez tą rodzinkę...
OdpowiedzUsuń