Lewis wyrusza w długą drogę samochodem do akademika Venny, dziewczyny, za
którą szaleje, aby jak na prawdziwego dżentelmena przystało odwieźć ją do domu
na okres letnich wakacji. W podróży dostaje wiadomość od matki, że jego starszy
brat Fuller trafił do aresztu. Nadkładając drogi Lewis odbiera go z więzienia.
Przejażdżkę obu braci urozmaici zakup radia CB, za pośrednictwem którego zrobią
okrutny kawał kierowcy tira. Jeszcze nie wiedzą, że trafili na bardziej
bezlitosnego „dowcipnisia”, który nie cofnie się absolutnie przed niczym, aby
porządnie uprzykrzyć życie swoim ofiarom.
Prawdziwy fenomen Johna Dahla – thriller bezkrytycznie powielający znane schematy
kina grozy, ale w tak porywającym stylu, że aż człowiek zaczyna się
zastanawiać, czy oryginalność naprawdę jest nieodzowna w przypadku dobrego
filmu. „Prześladowca” to tak zwany „thriller drogi”, garściami czerpiący z
tradycji innych produkcji rozgrywających się na szosie z „Autostopowiczem” Roberta
Harmona na czele. No tak, ale jeśli weźmie się pod uwagę jego wtórność
fabularną, to cóż takiego sprawiło, że już po pierwszym seansie wiedziałam, iż
będę często do niego wracać, że oto trafiłam na produkcję, którą mogę oglądać
raz po raz i nigdy mi się nie znudzi?
Pierwszym przysłowiowym „strzałem w dziesiątkę” jest obsada. Paul Walker, w
którego niezmiennie wpatrywałam się, jak w obrazek, porażająco przystojny i
utalentowany aktor w roli tego „dobrego brata”: rozsądnego, ułożonego,
kulturalnego i twardo stąpającego po ziemi. Fuller, jego absolutne
przeciwieństwo, zjawiskowo wykreowany przez Steve’a Zahna, nastawiony tylko i
wyłącznie na dobrą zabawę, bezpardonowo łamiący prawo i w swój jakże uroczy
sposób zjednujący sobie każdego, z kim ma okazję rozmawiać. Obaj panowie
znakomicie się dopełniają, zupełnie tak, jakby byli połówkami jednej osoby, a
co za tym idzie widz (szczególnie płci żeńskiej) wprost nie może oderwać od
nich oczu. Z czasem obsadę zasili również damski pierwiastek, w postaci
sympatii Lewisa. Choć Leelee Sobieski warsztatowo nie jest złą aktorką, ja
jakoś nigdy nie pałałam do niej choćby minimalną sympatią – stąd moja
obojętność względem jej postaci. „Prześladowca” widocznie dzieli się na dwie
części. Pierwsza połowa to podróż dwóch szalonych braci, którzy aby zwalczyć
nudę robią kawał jednemu z kierowców – za namową brata Lewis udając kobietę
zaprasza go do motelu, do pokoju sąsiadującego z ich własnym, w którym
zatrzymał się „nieprzyjemny” mężczyzna. Oczywiście, jak można się tego
spodziewać w tym podrzędnym przybytku dochodzi do tragedii – skompromitowany kierowca
poważnie okalecza niczego nieświadomego lokatora motelu, po czym spokojnie
odjeżdża. Od tego momentu fabuła skupi się na natrętnym prześladowaniu dwóch
przerażonych braci. Anonimowy tirowiec w sobie tylko znany sposób zdobywa
informacje na ich temat i co jeszcze dziwniejsze doskonale wie, gdzie w danej
chwili się znajdują. Cóż, albo posiada jakieś nadnaturalne zdolności, albo twórcom
zwyczajnie nie zależało na większej logice sytuacyjnej. I w sumie, mnie też
niezbyt to obchodziło, bo biorąc pod uwagę wszystkie czasem zabawne, czasem
nieznośnie wręcz trzymające w napięciu wydarzenia moje wyczulenie na sensowność
fabularną całkowicie zobojętniało. Nawet moment, w którym Fuller dostrzega
wiadomość skierowaną do naszych protagonistów na znakach drogowych w ogóle mnie
nie zirytował, pomimo zatrważająco niskiego stopnia prawdopodobieństwa, że ten
ciekawie zawoalowany sposób przekazania informacji przez prześladowcę rzuci mu
się w oczy. Za to scena, która nastąpiła zaraz po tym dobitnie udowodniła, że
twórcy filmu posiadają wyrafinowane poczucie humoru, którym delikatnie
nacechowali fabułę – tym samym mocno podnosząc jej ogólny poziom. Mowa tutaj o
otwarciu bagażnika przed sparaliżowanymi ze strachu bohaterami – bracia załamują
się na widok leżącego w nim radia CB, na co zdziwiona Venna pyta, czy ktoś jej
powie, dlaczego ma się tego bać? Niby banalne, ale biorąc pod wagę całość,
koszmar, jaki bracia przeżyli przed dotarciem do jej akademika niezmiennie
wywołuje uśmiech na mojej twarz.
I w ten płynny sposób przeszłam do drugiej połowy filmu, w której do obsady
dołącza Sobieski. Skąpane w gorącym słońcu pustynne wzgórza, jakże smaczne
wizualnie zostaną zastąpione nocną scenerią i szybko następującymi po sobie
humorystycznymi (zmuszenie braci przez tirowca do wejścia nago do przydrożnego
baru) i pełnymi idealnie stopniowanego napięcia (pościg na polu kukurydzy)
wydarzeniami. Jeśli miałabym być całkowicie szczera powiedziałabym, że twórcy
zepsuli jedynie zakończenie. UWAGA
SPOILER I nie mówię tutaj o nieodkryciu prawdziwej tożsamości sprawcy –
dobrze, że pozostawiono widzów z poczuciem niewiedzy na jego temat, ale o zbyt
ułagodzonym stopniu makabry. Fakt, że przeżyli absolutnie wszyscy (nie tylko
trójka naszych głównych bohaterów, ale również porwana przez prześladowcę
koleżanka Venny z akademika) wprowadza w finał zbyt dużą dawkę mdlącej
słodkości. A nie ma nic gorszego niż happy end w thrillerze, nawet jeśli jest
tylko częściowy (bo w końcu morderca przeżył) KONIEC SPOILERA.
Nie będę już dłużej słodzić tej produkcji, bo chyba większej liczby
superlatyw nie da się już przekazać. Powiem jeszcze jedno i niech to wystarczy
za wszystkie ewentualne komplementy: obejrzyjcie ten maksymalnie wciągający
film i cieszcie się rozrywką na naprawdę wysokim poziomie! A sequel z 2008 roku
możecie sobie już odpuścić, bo niestety poszedł w całkowicie inną stronę niż
chciałby tego Dahl.
Chyba to oglądałam. Ta końcówka też mnie zirytowała.
OdpowiedzUsuńJa też byłam pozytywnie zaskoczona tym filmem. Obejrzałam jeszcze 2 cz, ale sequel już nie był tak wciągający jak pierwowzór.
OdpowiedzUsuń