Recenzja na życzenie
Douglas Quaid, pracownik fabryki, w której produkuje się androidy, znudzony monotonią życia, postanawia skorzystać z maszyny, która daje ludziom możliwość kilkudniowego złudzenia wymarzonej egzystencji. Jednak, kiedy mężczyzna życzy sobie przeżyć przygodę w roli agenta, maszyna wykrywa, że jest nim w istocie. Od tego momentu Douglas stanie się głównym celem sił porządkowych, tak naprawdę nie wiedząc, kim właściwie jest.
Film twórcy „Underworlda”, Lena Wisemana. Do obejrzenia zachęciła mnie recenzja Aeth tylko z jednego, dla wielu pewnie nieistotnego powodu. Otóż, mam słabość do kobiecych czarnych charakterów, a filmów z takimi postaciami, wbrew pozorom nie nakręcono zbyt wiele. Remake kultowego obrazu z 1990 roku, obiektywnie rzecz biorąc niewiele ma wspólnego z oryginałem, więc daruję sobie jakiekolwiek porównania. „Pamięć absolutna” to mieszanka science fiction i filmu akcji, przeznaczona jedynie dla osób z góry nastawionych na spektakularne efekty specjalne, widowiskowe sceny walki wręcz i strzelanki. Z kolei jeśli ktoś spodziewa się czegoś ambitnego powinien sobie odpuścić. Wiseman nakręcił film, który ogląda się jedynie w celach całkowicie rozrywkowych, bez pretendowania do jakiegoś drugiego, głębszego dna. Z takim podejściem zasiadłam do „Pamięci absolutnej” i bawiłam się wręcz wyśmienicie, tyle że nie oglądałam jej z takiej pozycji, z jakiej zapewne chcieliby tego twórcy.
Jak już wspomniałam uwielbiam role twardych, wrednych kobiet i jeśli takowa w jakimkolwiek obrazie się pojawi, a w dodatku będzie magnetyzująco odegrana z miejsca zdobędzie moją sympatię. Chyba lepszej aktorki od Kate Beckinsale nie mogłam sobie wymarzyć i nawet protagoniści (również wielkie gwiazdy Hollywoodu), Colin Farrell i Jessica Biel (Timberlake), w konfrontacji z nią wypadali niezwykle blado. To nie tyle zasługa ich błędów zawodowych, ile specyfiki ich bohaterów, którzy w zestawieniu z czarnym charakterem w wykonaniu Beckinsale są praktycznie niewidoczni. Więc, jak zwykle w takich przypadkach, obejrzałam sobie „Pamięć absolutną” kibicując antagonistce (wiem, że to trochę chore), nastawiając się na czystą, efekciarską, pełną akcji rozrywkę i ku mojemu zaskoczeniu czas upłynął mi w błyskawicznym tempie. Sama fabuła, jak już wspomniałam, nie pretenduje do niczego ambitnego, a nawet jak dla mnie, mimo kilku zwrotów akcji, w postaci kolejnych rewelacji odnośnie prawdziwej tożsamości Quaida, pozbawiona jest również jakiegoś mocniejszego elementu zaskoczenia. Mamy rządzącego miastem i androidami ważniaka, dla którego pracuje Beckinsale, który za wszelką cenę pragnie schwytać Farrella, któremu z kolei pomaga Biel. Mamy ruch oporu i troszkę manipulacji (jak w serialu „V:Goście”) – mowa tutaj o intrygującej rozmowie Quaida z jego najlepszym przyjacielem, w której nasz bohater na chwilę traci wiarę w swoją prawdziwą tożsamość i choć widzów na pewno nie uda się twórcom oszukać należy oddać im sprawiedliwość, że ten konkretny moment, bazuje na całkiem ciekawym pomyśle. Ponadto, efekty specjalne, tak nieodzowne dla tego gatunku filmowego, ze szczególnym wskazaniem na ciągłe wybuchy, pościgi, strzelanki i moim zdaniem najlepsze walki wręcz robią naprawdę spore wrażenie (wysoki budżet, aż wylewa się z ekranu). Szczególnie zachwyca pierwsze starcie Quaida ze swoją nemezis, akcja w i na windach oraz scena pościgu latającymi samochodami. Twórcy postarali się również o przykuwającą oko scenerię niedalekiej przyszłości – wąskie uliczki, pełne ludzi; mroczne, obdrapane budynki dla kontrastu pełne zdobyczy najnowszej technologii. Jak dla mnie w tym aspekcie twórcy całkowicie popuścili wodze wyobraźni..
