Wdowa Amelia samotnie wychowuje nadpobudliwego syna z bogatą wyobraźnią,
Samuela. Pewnego wieczora chłopiec znajduje w swoim pokoju książeczkę dla
dzieci o potworze, Babadooku. Matka nieopatrznie zaznajamia go z częścią
lektury i od tego momentu Sam jest przekonany, że potwór mieszka w ich domu.
Coraz bardziej psychotyczne zachowanie syna wykańcza Amelię, a sprawa dodatkowo
się komplikuje, kiedy kobieta również zaczyna widywać tajemniczy byt.
Zrealizowany w Australii głośny horror Jennifer Kent na podstawie jej
własnego scenariusza. W Polsce był
reklamowany, jako mieszanka „Wstrętu” i „Dziecka Rosemary” Romana Polańskiego, jakby
jakikolwiek współczesny twórca był w ogóle w stanie powtórzyć geniusz tamtych
filmów… W istocie Kent inspirowała się niemieckim ekspresjonizmem, dążąc do przywołania
tego rodzaju kina grozy w nowoczesnej oprawie. W efekcie „Babadook” zaskarbił
sobie sympatię krytyków i wielbicieli starszego, powolnego kina grozy,
równocześnie będąc dyskredytowanym przez poszukiwaczy współczesnego, dosłownego
straszenia.
Akcja skupia się na wdowie Amelii i jej prawie siedmioletnim synu, Samuelu.
W odtwórcach tych ról dostrzegałam tak wielki kontrast, że początkowo ciężko
było mi się przyzwyczaić. Podczas, gdy Essie Davis wszystkie uczucia grała
dwiema minami, a jej dialogi brzmiały, jakby odczytywała je wprost z kartki,
mały Noah Wiseman w swojej bogatej ekspresji ocierał się o geniusz, choć wcale
nie miał łatwiejszej roli od Davis. Kiedy już przyzwyczaiłam się do słabego aktorstwa
odtwórczyni postaci Amelii zaczęłam skupiać się na klimacie „Babadooka”, o
który Kent szczególnie zadbała. Metaliczna kolorystyka obrazu, ponure wnętrze
domu głównych bohaterów i wisząca w powietrzu aura nadnaturalnego zagrożenia z
delikatną insynuacją psychozy zachwycają już od pierwszych minut seansu, a
warto wspomnieć, że Kent nie rezygnuje z tego rodzaju niepokojących zdjęć, aż
do finału. We współczesnym kinie grozy rzadko zdarza się takie samozaparcie w
budowaniu klimatu. Twórcy zazwyczaj rezygnują z atmosfery grozy zastępując ją dynamiczną
akcją już po upływie pierwszej połowy filmu. Ale nie Kent. Owszem z czasem
scenariusz „Babadooka” nabrał więcej dynamizmu, ale bez szkody dla nastroju, a
to naprawdę niełatwa sztuka.
Po zapoznaniu się z trudną sytuacją samotnej matki, Amelii i jej
obdarzonego bujną wyobraźnią syna Samuela, z którym kobieta zauważalnie sobie
nie radzi dalszy rozwój fabuły łatwo przewidzieć. Jednak, co zaskakujące owa
przewidywalność nie psuje ogólnych wrażeń z seansu, który przede wszystkim utrzymuje
widza w ciągłym napięciu. Nie licząc końcówki filmu Kent tylko raz próbuje
zaniepokoić odbiorców. Pomijam tutaj tak banalne chwyty, jak dobijanie się
kogoś do drzwi wejściowych, tajemniczy telefon do przerażonej Amelii, czy
podrzucenie wyrzuconej książeczki o Babadooku na próg jej domu, bo chyba żaden zaznajomiony
z tradycyjnymi chwytami nastrojowego kina grozy widz nie da się przekonać
takimi tanimi zabiegami. W pierwszej połowie seansu jedynie nocna scena w
sypialni Amelii niepokoi większą dosłownością. Najpierw kobieta słyszy
rozlegający się w pokoju ochrypły głos upiora („dook”, „dook”, „dook”), a kiedy wygląda spod kołdry widzi na
suficie wygenerowaną komputerowo czarną plamę, która na chwilę przekształca się
w kanciastego potworka z długimi szponami. Zarówno toporny wygląd Babadooka,
jak i na przykład późniejszy filmik w telewizji nawiązują do niemieckiego ekspresjonizmu
i to całkiem zgrabnie. Pewnie dlatego, że twórcy nie zapędzają się za daleko w
efekciarstwie, pokazując nam wygenerowanego komputerowo Babadooka jedynie w
krótkich, acz jakże podnoszących adrenalinę przebłyskach. Poza tym ujęciem
pierwsza połowa seansu jest mocno stonowana. Kent nie ucieka się do tanich jump scenek, najwięcej miejsca
poświęcając kondycji psychicznej Amelii i Samuela. Wierzący w potwory chłopiec
coraz bardziej niepokoi swoją matkę. Na domiar złego Sam ma poważne problemy w
szkole, nie potrafiąc zintegrować się z rówieśnikami. Tymczasem Amelia poza problemami
wychowawczymi nadal boryka się ze świadomością utraty męża. Pomimo, że mężczyzna
zginął w wypadku przed siedmioma laty, w dniu narodzin syna (co z czasem będzie
determinować stosunek matki do Sama) jego żona nadal nie znalazła sposobu na
pogodzenie się z tą stratą. Ponadto siostra Amelii, Claire, nie mogąc dłużej
wytrzymać jej stanów depresyjnych przestaje ją odwiedzać. Na jej decyzję wpływa
również agresywne zachowanie Sama względem jej córki. Oczywiście, jak na
kochają mamusię przystało Claire nie dostrzega wad swojej rozpieszczonej
córeczki, która nie przepuści żadnej okazji, aby sprowokować kuzyna. W każdym
razie z czasem Amelia i Samuel nie licząc chorej sąsiadki w podeszłym wieku
zostają sami ze swoimi problemami, próbując poradzić sobie z nimi na własny
sposób, czyli izolując się od społeczeństwa. Ich starcie z Babadookiem w
drugiej połowie seansu jest też walką z ich traumami, dzięki czemu Kent
pozostawia nam pole do dwojakiej interpretacji. Pierwsza nadnaturalna dopuszcza
istnienie Babadooka, a druga racjonalna, obarcza winą za jego istnienie
człowieka.
UWAGA SPOILER Jeśli
dopuścić możliwość choroby psychicznej Amelii można domniemywać, że książeczkę
o Babadooku, która sprowadziła kłopoty na nią i jej syna napisała sama. W
rozmowie z przyjaciółkami Claire wspomina, że kiedyś była autorką książek dla
dzieci, więc można założyć, że wówczas chcąc rozprawić się ze śmiercią męża przerzuciła
całą swoją rozpacz na karty tej makabrycznej książki. Jednak jej lektura po
latach rozbudziła na nowo wszystkie skrywane głęboko w świadomości traumatyczne
przeżycia. Osobiście wolę pierwszą nadnaturalną interpretację, bo choć wydaje
się mniej atrakcyjna to po głębszym namyśle przynajmniej nie kopiuje z „Siły
strachu” KONIEC SPOILERA.
„Babadook” to znakomity przykład horroru psychologicznego, który całą dramaturgię
buduje głównie mrocznym klimatem i charakterystyką postaci, bez przesadnego
uciekania się do sztucznych efektów komputerowych, czy tanich jump scenek. Taka realizacja zapewne
zawiedzie poszukiwaczy dosłownego straszenia i dynamicznych fabuł, ale wielbiciele
starego, stonowanego kina grozy powinni dać się porwać tej przewidywalnej, acz
mocno wciągającej historii. Mnie „Babadook” kupił i z pewnością jeszcze nie raz
do niego wrócę, choćby po to, aby nacieszyć się mistrzowskim klimatem, z którym
rzadko mam okazję obcować we współczesnych horrorach.
kurcze nigdy nie słyszałam o tym filmie... ale rzeczywiście zapowiada się ciekawie :)
OdpowiedzUsuńOglądałam ten film w tamtym tygodniu i mi się nie podobał... Niektóry sceny mnie rozmieszały, a miały być straszne. Widziałam lepsze horrory...
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com
Ostatnio zastanawiałam się czy nie obejrzeć tego filmu, po twojej recenzji chyba się jednak za to wezmę :)
OdpowiedzUsuńDzięki za recenzję, oglądałem go niedawno i strasznie mi się podobał, też wolę wierzyć w tą teorię iż Babadook był prawdziwy :D
OdpowiedzUsuńPrzypuszczam, że będzie to jeden z lepszych horrorów w tym roku.
OdpowiedzUsuńTeż tak myślę. Ale patrząc na zatrważająco niski poziom tegorocznych horrorów (przynajmniej jak do tej pory) to nie jest to jakiś wielki komplement;)
UsuńMam go na liście "do obejrzenia" i to już kolejna dobra opinia o nim, więc tym bardziej chcę go zobaczyć.
OdpowiedzUsuńjestem pod wielkim wrażeniem tego filmu. wspaniały klimat, pomysł z książką i sam jej projekt mnie zachwyciły. film o którym się myśli i do którego na pewno będę wracać
OdpowiedzUsuńPrzyznam się szczerze, że nie czytałam Twojej recenzji i zostawiam ją sobie na "po filmie". Jestem trochę zawiedziona, bo do tej pory nie miałam możliwości obejrzeć tego wynalazku, a bardzo mi na nim zależało, odkąd tylko usłyszałam, że coś takiego powstało. Mam nadzieję, że go w końcu dorwę :(
OdpowiedzUsuńCAT
http://catinthewell.pl/
No i wreszcie udało mi się obejrzeć... Powiem tak... jestem zachwycona i nie rozumiem, dlaczego tylu odbiorców zaniża ocenę (w sieci). Przecież to horror w czystej postaci - oszczędny, działający na wyobraźnię i skłaniający widza do myślenia. Atmosferę budują już chociażby surowe wnętrza zaniedbanego domu, skrzypienie drewnianej podłogi i pogłębiająca się depresja głównej bohaterki. Rozumiem że o gustach nie należy dyskutować, ale ten film jest naprawdę dobrze zrobiony. Nawet jeśli ktoś spodziewał się czegoś zupełnie innego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
CAT
http://catinthewell.pl/