Stronki na blogu

wtorek, 21 sierpnia 2012

„Adwokat diabła” (1997)

Wzięty prawnik, Kevin Lomax, dostaje propozycję pracy w dużej kancelarii adwokackiej w Nowym Jorku. Z uwagi na doskonałe warunki, które pozwoliłby mu się wzbogacić w stosunkowo krótkim czasie mężczyzna przyjmuje ją i wraz z żoną, Mary Ann, przeprowadza się do apartamentu, opłacanego przez firmę. Wkrótce Lomax zaprzyjaźnia się ze swoim szefem, Johnem Miltonem i dostaje dużą sprawę, która zwraca na niego uwagę opinii publicznej. Tę idyllę zakłóca jedynie niepokojące zachowanie Mary Ann, która jest przekonana, że oboje znaleźli się w wielkim niebezpieczeństwie.
Głośny, hollywoodzki obraz Taylora Hackforda, którego nie sposób zaklasyfikować do jednego konkretnego gatunku filmowego, bowiem znajdziemy w nim zarówno cechy horroru i thrillera, jak i dramatu psychologicznego i sądowego. Nie ukrywam, że „Adwokat diabła” jest jedną z moich ulubionych produkcji religijnych, przede wszystkim dzięki mistrzowskiej kreacji Szatana – lepszej jeszcze nie widziałam. Oczywiście, jak na Hollywood przystało twórcy nie rezygnują z efektów komputerowych, aczkolwiek tutaj wyjątkowo przypadły mi one do gustu – ich ilość nie była przesadzona, a w kilku scenach stanowiły nawet całkiem przyjemną pożywkę dla oczu. Akcja posuwa się dosyć wolno, a większość uwagi twórców skierowana jest na bohaterów, co powinno zadowolić widzów, poszukujących w filmach przenikliwej psychologii postaci.
„Tkwię tu od samego początku. Inspirowałem każdy skandal i sensację. Zaspokajałem żądzę człowieka i nigdy go nie sądziłem. Nigdy go nie odrzuciłem, mimo wyraźnych niedoskonałości. Jestem jego fanem! I być może ostatnim humanistą. Kto przy zdrowych zmysłach mógłby zaprzeczyć, że wiek XX należał całkowicie do mnie? Całkowicie! Do mnie!”

Główny bohater, Kevin Lomax, wykreowany przez Keanu Reevesa, to próżny karierowicz, prawnik, który wygrywa jedną sprawę po drugiej i jest przekonany o swojej wyższości nad kolegami z branży. Choć kocha swoją żonę, maksimum energii poświęca swojej dynamicznie rozwijającej się karierze. Skłaniając się ku materializmowi całkowicie odsunął się od wiary w Boga, którą od dziecka starała się wpoić mu jego głęboko wierząca matka.
Mary Ann, czyli Charlize Theron we własnej osobie, początkowo przebojowa kobieta, po przeprowadzce przeżywa swego rodzaju kryzys. Z dala od zapracowanego męża, otoczona zblazowanymi żonami innych prawników, marząca o dziecku, stosunkowo szybko traci poczucie rzeczywistości. Jej zachowanie po przeprowadzce do Nowego Jorku przypominało mi paranoję Rosemary z „Dziecka Rosemary”. Co ciekawe, histeria Mary Ann, podobnie, jak w kultowym obrazie Romana Polańskiego zaczęła się po ścięciu włosów:) Późniejszy obłęd kobiety na punkcie niemożności zajścia w ciężę, który doskonale akcentuje scena snu, gdzie niemowlę ściska w rączkach jej jajniki, również widocznie nawiązuje do histerii Rosemary. Swoją drogą zauważyłam, że Charlize Theron lubi przyjmować role, wzorowane na Rosemary Woodhouse („Żona astronauty”), więc gdyby zdecydowano się na remake tego arcydzieła horroru (nie daj Boże) to chyba byłaby najlepszą kandydatką do kreacji głównej postaci.
I na deser, John Milton, wykreowany przez znakomitego Ala Pacino. Przebojowy, wygadany, charyzmatyczny… Szatan. Być może narażę się teraz ortodoksyjnym katolikom, ale ta postać zdecydowanie zaskarbiła sobie moją sympatię. Od ekspresyjnej gry Pacino wprost nie sposób oderwać oczu – jest tak niewyobrażalnie przekonujący, że z czasem odkryłam, iż bezkrytycznie wierzę w każde jego słowo, również te przeciwko Bogu (ja, ateistka!), więc to chyba dobitnie świadczy o hipnotyzującej brawurze Pacino oraz intrygującym aspekcie charakterologicznym jego postaci.

„Adwokat diabła” jest swego rodzaju kompilacją psychozy, rozpraw sądowych i problemów wiary. Choć fabuła jest dosyć monotonna twórcy zadbali o nieustające napięcie i kilka naprawdę porażających scen. Do moich ulubionych poza dzieckiem ściskającym jajniki Mary Ann, należą przemiany żon prawników w demony, palec zanurzony przez Miltona w wodzie święconej, „striptiz” Mary Ann w kościele i oczywiście pełne teologizowania, plastycznych efektów komputerowych oraz ekspresyjnych, mistrzowskich wystąpień Szatana, zaskakujące zakończenie. Osobiście nie dostrzegam w tej produkcji żadnych mankamentów, ale mogę być nieco nieobiektywna, gdyż zakochałam się w tym obrazie już od pierwszych minut, a jak wiadomo miłość jest ślepa:) W każdym razie gorąco polecam wielbicielom filmów satanistycznych ze szczególnym wskazaniem na psychologię postaci. Jeśli, rzecz jasna, istnieją jeszcze widzowie, którym jakimś cudem umknęła ta pozycja.