Alexandra
i Marcus Southwoodowie od kilkunastu lat są szczęśliwym
małżeństwem. Wychowują dwie córki, Elizabeth i Charlotte i
wykładają na Uniwersytecie w Yorku. Pewnego wieczora Marc wraca do
domu nie zastaje w nim swojej żony. Wiedziony złymi przeczuciami
nie zwleka długo z zawiadomieniem policji, która wkrótce potem
wszczyna oficjalne śledztwo w sprawie zaginięcia Alexandry
Southwood. Po odnalezieniu znacznej ilości krwi kobiety zarówno
śledczy, jak i znajomi Marca nabierają przekonania, że Alex nie
żyje. Mąż domniemanej denatki nie jest jednak w stanie przyjąć
tego do wiadomości. Mężczyzna cały czas trzyma się nadziei, że
jego ukochana nadal jest pośród żywych, chociaż jego wiara w to,
że bardzo dobrze znał Alexandrę z czasem słabnie. Marc odkrywa
fakty z życia swojej żony, które kobieta skrzętnie przed nim
ukrywała.
Natasha
Bell dorastała w Somerset. Wyższe wykształcenie odebrała na
Uniwersytecie w Yorku i w Chicago. Przez jakiś czas pracowała jako
baristka i pisała programy telewizyjne w Yorku, a teraz mieszka w
Londynie, gdzie oddaje się pisaniu. „Oczami Alexandry” to
pierwsza powieść Natashy Bell. Pierwotnie wydany w 2018 roku
thriller psychologiczny początkującej brytyjskiej pisarki ogólnie
rzecz biorąc spotkał się z pozytywnym odzewem czytelników. W
utworze tym nie znać ręki debiutantki, w warsztacie Bell nie widać
takich niedoróbek, jakich niektórzy spodziewają się po
stawiających swoje pierwsze kroki w światku literackim autorach.
Natasha Bell wyedukowała się w paru dziedzinach: w literaturze
angielskiej, teatrze, naukach humanistycznych i... w pisarstwie.
Chyba mamy więc odpowiedź na to, jakim cudem początkującej
powieściopisarce udało się spłodzić tak dojrzałe dzieło. To
nie jest autorki pisarki, która bez żadnego przygotowania przelała
na papier tak dojrzałą historię, jakiej mało kto spodziewa się
po debiutantce.
„Powinnam
się wam do czegoś przyznać. Wiele rzeczy, o których piszę,
prawie na pewno się nie wydarzyło [...] Jeśli nawet nie jest to
prawda obiektywna, to na pewno bardzo ludzka.” Na taką oto
uwagę pozwala sobie narratorka debiutanckiej książki Natashy Bell
w jej wstępnej partii. Alexandra Southwood, bo o niej mowa, odnosi
się tutaj do wydarzeń, które rozgrywają się w Yorku po jej
zaginięciu. To ona je relacjonuje, chociaż nie była ich świadkiem.
Niektóre fakty zna choćby z mediów, ale większości jedynie się
domyśla, wyobraża sobie w oparciu o to, co wie na temat swojej
rodziny i znajomych. Tą wielce subiektywną opowieścią dzieli się
z człowiekiem, który ją odwiedza. Kobieta tkwi w zamknięciu, a
jedyną osobą, którą co jakiś czas widuje jest ten oto tajemniczy
mężczyzna. Człowiek, który czegoś od niej chce, ale Alexandra
zdaje się nie mieć bladego pojęcia, o co tak naprawdę mu chodzi.
Nie ma za to żadnych wątpliwości, że nie jest on osobą, z którą
można zadzierać, którą trudno wyprowadzić z równowagi. Ta
świadomość nie powstrzymuje jednak Alexandry przed stawianiem mu
oporu. Fizycznym i słownym atakowaniem go, prowokowaniem, które
zazwyczaj nie kończą się dla niej dobrze. Fragmenty opisujące
aktualne życie Alexandry w zamknięciu przeplatają się z dużo
dłuższą relacją Alexandry, której centralną postacią jest jej
mąż Marc, z listami od jej długoletniej przyjaciółki Amelii,
mieszkającej w Nowym Jorku popularnej artystki i retrospekcjami z
życia Alexandry. Te dwa ostatnie, tak samo jak egzystencja tytułowej
bohaterki w niewoli przedstawiają prawdę obiektywną. To znaczy w
świecie przedstawionym przez Natashę Bell kwestionowane być nie
mogą. Ale nie można tego samego powiedzieć o wątkach
skoncentrowanych na Marcu po zaginięciu jego żony. Czy świadomość
tego, że w tym ostatnim przypadku wrzuca się nas w sferę wyobrażeń
Alexandry, znacząco obniża ich wiarygodność? Czy wszystkie te
arcytrudne przejścia Marca tracą na znaczeniu przez to, że
praktycznie od początku wiemy, iż „prawie na pewno się nie
wydarzyły”? Tak? To teraz weźmy jakikolwiek utwór literacki,
fikcyjną historię wymyśloną przez dowolnie wybranego pisarza i
odpowiedzmy sobie szczerze, czy podczas zapoznawania się z jego
treścią przez cały czas towarzyszyła nam świadomość, że to
jedynie wymysł jakiegoś artysty? Że nic z tego, co tam opisano nie
wydarzyło się naprawdę? Nie sądzę, by jakikolwiek miłośnik
beletrystyki tak to odbierał. Dobry pisarz do czasu zakończenia
lektury jego dzieła zmusza nas do brania wszystkiego na wiarę, do
czasowego uznania jego świata za swój własny, wniknięcia w niego
tak dalece, że zapomina się o tym, że nic z tego nie jest i nigdy
nie było prawdziwe. Alexandra Southwood też jest artystką. Postać
ta jak każdy pisarz poruszający się w sferze fikcji literackiej,
tworzy swoją własną historię. Historię, której głównym
bohaterem jest jej własny mąż. Historię, której autorką tak
naprawdę jest Natasha Bell, w przeciwieństwie do Alexandry osoba
egzystująca w naszym świecie. W samej konstrukcji „Oczami
Alexandry” widać nawiązanie do jednej z szerzej omówionych tutaj
przez Bell myśli, do tematu, nad którym bardzo nisko się w tej
powieści pochyla. Gdzie kończy się prawda, a zaczyna fikcja? I czy
to w ogóle ma jakiekolwiek znacznie? Czy odbiorcy danego dzieła
(powieści, filmu etc.) patrzą na to w takich kategoriach, czy
obcując z owocem pracy jakiegoś artysty twardo rozgraniczają te
dwa światy? Takie podejście do sztuki najprawdopodobniej by ją
zabiło. A całkowite zatracenie się w niej mogłoby zniszczyć nas,
odbiorców sztuki. I być może jej dawców... Natasha Bell z jednej
strony zmusza nas do przyjmowania na wiarę subiektywnej relacji
Alexandry, ponieważ już na wczesnym etapie tej książki sprawia,
że w naszym umyśle ta fikcyjna postać funkcjonuje jako autorka tej
powieści, a przynajmniej ja zapominałam o tym, że historia ta
została skonstruowana przez Natashę Bell. W moim umyśle Alexandra
niejako zajęła miejsce Bell – w czasie trwania lektury często
łapałam się na tym, że to tę fikcyjną przecież postać
traktuję jak autorkę „Oczami Alexandry”. I wziąwszy pod uwagę
przemyślenia Natashy Bell na temat sztuki, którymi to dzieli się z
nami w omawianej publikacji, chyba na takim właśnie odbiorze jej
zależało.
Natasha
Bell w swojej debiutanckiej powieści mocno skupia się na
postaciach, kładzie bardzo silny nacisk na psychologię, rozwija
warstwę obyczajową/dramatyczną w ramach thrillera. Nawet wówczas,
gdy opowiada o szczęśliwym małżeństwie Southwoodów i
prowokacyjnej sztuce nie pozwala nam zapomnieć o strasznym losie,
jaki czeka bohaterów „Oczami Alexandry”. Jako że autorka miesza
okresy wiemy, co się stanie. Albo przynajmniej tak nam się wydaje.
Bo nie sposób oprzeć się wrażeniu, że coś się przed nami
ukrywa, że ta brytyjska pisarka stara się wytworzyć w nas mylne
wrażenie bycia kimś dobrze poinformowanym. Lepiej od policjantów
zajmujących się sprawą zaginięcia Alexandry i od jej męża
Marca. Lepiej od wszystkich osób pojawiających się na kartach tej
książki, poza tytułową postacią i człowiekiem, który ją
więzi. Pierwsze ziarno niepewności autorka zasiała we mnie już
wtedy, gdy zaczęła przekonywać mnie, że Southwoodowie to idealne
małżeństwo, że od kilkunastu lat tworzą jeden z
najszczęśliwszych związków na świecie, że do czasu zniknięcia
Alex nie musieli zmagać się z poważniejszymi problemami, że
zawsze mogli sobie ufać, że byli bratnimi duszami, których zdawało
się, że nic nie jest w stanie rozdzielić. Nie ma idealnych
małżeństw, nie istnieją związki, które nie wymagają chodzenia
na kompromisy, które nie zmuszają przynajmniej jednej ze stron do
jakichś wyrzeczeń. Natasha Bell dosyć szybko zdradza, że
Alexandra zdobyła się na jedno wyrzeczenie, że dla Marca
zrezygnowała z kariery artystki, właściwie to całkowicie zmieniła
tryb życia, podczas gdy on najwidoczniej nie poświęcił niczego.
Być może co poniektórzy zarzucą Natashy Bell dużą stronniczość,
uznają, że brzmi jak wojująca feministka tego rodzaju, która
ubzdurała sobie, że tylko kobiety poświęcają się dla dobra
rodziny. Oczywiście tak nie jest i nie odniosłam wrażenia, że
Bell stara się mi to wmówić – według mnie mówiła tylko tyle,
że kobiety częściej niż mężczyźni rezygnują z kariery, że
tak naprawdę oddają część siebie w zamian za życie u boku
osoby, która w tym czasie może spokojnie realizować się zawodowo.
I nikt mi nie wmówi, że tak nie jest. Pytanie tylko, czy Alexandra
żałuje kroku, jaki zrobiła przed kilkunastoma laty? Czy gdyby
mogła cofnąć czas zrobiłaby to samo? Porzuciłaby swoje plany
zostania światowej sławy artystką dla ustatkowanego życia
rodzinnego? Natasha Bell wcale nie ukrywa swojego przekonania, że
powinno się walczyć z przypisywaniem kobietom i mężczyznom
konkretnych ról w związku. No wiecie: kobieta zajmuje się domem i
dziećmi, a mężczyzna realizuje się zawodowo albo haruje jak wół
za psie pieniądze. W Polsce przekonania, którym wierna jest Bell
często są nazywane tym strasznym/złym/diabelskim/potwornym (tutaj
do wyboru) gender. A więc w świetle tego co napisałam wcześniej
wychodzi na to, że Alexandrę Southwood przedstawia się tutaj jak
istną męczennicę, ofiarę nie tylko tajemniczego mężczyzny,
który wbrew jej woli przetrzymuje ją w jakimś po spartańsku
urządzonym pomieszczeniu, ale również swojego męża, który w
ogóle nie zdaje sobie sprawy z cierpień Alexandry. Hmm, to nie
takie proste. W „Oczami Alexandry” tak naprawdę nic nie jest
czarno-białe, jasna i ciemna strona mocy w wykreowanym przez Natashę
Bell świecie nie istnieje. Ciężko kogokolwiek tutaj potępiać i
nie sposób z czystym sumieniem chwalić wszystkich wyborów
dokonywanych przez tych jakże drobiazgowo scharakteryzowanych
bohaterów. Powieść nie była dla mnie nieprzewidywalna, ani jedna
z przygotowanych przez autorkę niespodzianek mnie nie zaskoczyła.
Właściwie to ciągle byłam o kilka kroków przed Markiem, czekałam
aż ruszy wreszcie głową i się ze mną zrówna, bo naprawdę nie
trzeba być Sherlockiem Holmesem by może nie od razu, ale i tak na
długo przed finałem „połączyć wszystkie kropki porozrzucane
przez autorkę na tej pasjonującej drodze ku prawdzie”. Bo ta
książka pasjonująca faktycznie dla mnie była, pomimo tego, że
udało mi się rozszyfrować całą tę intrygę. Domyśliłam się,
o co w tym wszystkim chodzi, ale to wcale nie znaczy, że ta
koncepcja nie wywarła na mnie żadnego wrażenia. Pomysł naprawdę
niczego sobie. Dosyć świeży (choć pewnie nie bardziej od narracji
obranej przez autorkę, od formy, którą zdecydowała się nadać
tej książce) i zmuszający do przemyśleń, którym już
niejednokrotnie zdarzało mi się oddawać, ale z innej perspektywy.
Tutaj musiałam głęboko zastanowić się nad tym konkretnym
zjawiskiem (o którym powiedzieć nie mogę, ażeby nie zepsuć
nikomu lektury „Oczami Alexandry”) w kontekście wykreślonym
przez tę jakże błyskotliwą autorkę, która przypominam unika
czerni i bieli. Nie dzieli bohaterów na dobrych i złych, nie mówi
wprost co jest złe, a co dobre, nie osądza, nie ocenia, tylko pyta:
a co Wy byście zrobili w takiej sytuacji? Jak zachowalibyście się,
gdybyście byli w skórze Marca i Alexandry. Inaczej? W porządku.
Ale czy to oznacza, że któraś z tych postaci zrobiła coś czego
nie da się zrozumieć, wytłumaczyć, wybaczyć? Naprawdę trudno
powiedzieć i chyba właśnie to jest w tej powieści najlepsze. A
konkurencja jest przecież niemała, tzn. mocnych stron znalazłam
tutaj co niemiara. A słabszą tylko jedną: brak elementu
zaskoczenia.
Każdy
miłośnik literackich thrillerów psychologicznych, który jeszcze
nie czytał „Oczami Alexandry” Natashy Bell musi sobie
odpowiedzieć na pytanie, na czym szczególnie mu zależy. Jeśli
akurat szuka szybko rozwijającej się, często zaskakującej akcji,
lektury, w której nie ma zbyt dużo długich, bardzo szczegółowych
opisów, to według mnie powinien wstrzymać się z czytaniem debiutu
Natashy Bell do czasu nabrania chęci na coś mniej lekkiego.
Powiedziałabym nawet, że głębszego. Bo wydaje mi się, że
powieść tę docenią przede wszystkim ci sympatycy literackich
thrillerów psychologicznych, którym bardzo zależy na dokładnych
portretach postaci, na wyczerpujących opisach nie tylko
poszczególnych miejsc i sytuacji, ale również relacji
międzyludzkich, myśli i uczuć bohaterów zmagających się z dosyć
niecodziennymi, poważnymi problemami, ale i takimi, które pewnie
wielu może uznać za trudności dnia codziennego. Ta powieść
trzyma w napięciu praktycznie od pierwszej strony, zmusza do
przemyśleń, prowokuje, ale przede wszystkim daje nam naprawdę
wciągającą, tchnącą niemałą kreatywnością zarówno w treści,
jak i formie opowieść, w którą jak już się wejdzie, to nie
będzie się chciało z niej wyjść. Pomimo jej przewidywalności.
Chociaż oczywiście pewnie nie każdy zdoła się w tej powieści
odnaleźć. Wyjątki są i będą, jak zawsze, ale ta świadomość
nie powstrzymuje mnie przed poleceniem tej powieści wszystkim
miłośnikom gatunku. Z zastrzeżeniem, że trzeba dobrze wybrać
moment – nie sięgać po tę książkę wtedy, gdy akurat ma się
apetyt na coś lżejszego, spisanego w prostym, żeby nie rzec
powierzchownym stylu.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Bardzo mnie zachęciłaś do lektury :) Zapisuję tytuł, zwłaszcza, że rzadko takie książki czytam :D
OdpowiedzUsuńhttp://whothatgirl.blogspot.com