Mieszkający
w Melbourne niesłyszący Caleb Zelic po otrzymaniu niepokojącej
wiadomości od swojego przyjaciela, policjanta Gary'ego Marsdena,
udaje się do jego domu, gdzie znajduje jego okaleczone zwłoki.
Zrozpaczony mężczyzna wzywa policję. Śledztwo prowadzi detektyw
Tedesco, który jak zauważa Caleb podejrzewa, że Gary był
zamieszany w jakieś nielegalne interesy. Zelic w to nie wierzy.
Przypuszcza jednak że to on sprowadził na przyjaciela
niebezpieczeństwo, prosząc go o pomoc w jednej ze spraw, nad którą
ostatnio pracował wraz ze swoją partnerką, byłą policjantką
Frankie Reynolds, którą kilka lat wcześniej zatrudnił w swojej
firmie zajmującej się bezpieczeństwem korporacyjnym. Na domiar
złego Caleb uświadamia sobie, że też jest celem ludzi, którzy
torturowali i pozbawili życia jego przyjaciela. Wie, że za tym
wszystkim stoi człowiek o imieniu Scott, ale nie zna jego nazwiska i
nie ma pojęcia jakie motywy nim kierują. Ale jest zdecydowany się
tego dowiedzieć.
Emma
Viskic to australijska klarnecistka i powieściopisarka
specjalizująca się w kryminałach. Jej pierwotnie wydana w 2015
roku debiutancka powieść pt. „Resurrection Bay” („Zatoka
milczenia”) z niesłyszącym Calebem Zeliciem otworzyła jej drogę
do międzynarodowej kariery. Dobrze przyjęta przez australijskich i
zagranicznych krytyków oraz wielu fanów gatunku, laureatka Ned
Kelly Award za najlepszy debiut oraz Davitt Award za najlepszą
powieść dla dorosłych, najlepszy debiut i wybór czytelników,
„Zatoka milczenia” zapoczątkowuje kryminalną serię o Calebie
Zelicu. W 2017 roku ukazała się druga część, „And Fire Came
Down”, która została uhonorowana Davitt Award za najlepszą
powieść dla dorosłych, a premierę trzeciej odsłony zatytułowanej
„Darkness for Light” zaplanowano na 2020 rok. Niebezpieczne
przygody niesłyszącego mężczyzny to jak na razie jedyny dorobek
literacki Emmy Viskic. Autorka nauczyła się australijskiego języka
migowego, aby stworzyć tę postać, a ściślej by nadać Calebowi
Zelicowi wiarygodności.
Na
początku był chaos. Tak maluje się przed nami gwałtowny zwrot w
życiu Caleba Zelica rozpisany na pierwszych stronicach „Zatoki
milczenia”. Wiemy, że główny bohater książki właśnie znalazł
zmaltretowane ciało swojego przyjaciela, policjanta Gary'ego
Marsdena, który pozostawił żonę i dwójkę dzieci; wiemy, że
mężczyzna został zamordowany najprawdopodobniej przez bądź z
rozkazu niejakiego Scotta. I wreszcie wiemy, że współpracował z
Calebem prowadzącym firmę zajmującą się bezpieczeństwem
korporacyjnym. Podejrzewamy, że śmierć sprowadziła na niego
praca, jaką ostatnio wykonywał dla Caleba. Możemy też brać pod
uwagę wersję, w którą zdają się wierzyć policjanci zajmujący
się tą sprawą, mówiącą o tym, że Gary zajmował się jakimiś
ciemnymi interesami. Cała ta sytuacja została nakreślona w
atmosferze chaosu, w samym środku koszmaru, w którym znalazł się
bohater, którego jeszcze nie znamy. Emma Viskic nie bawi się w
długie wstępy – wrzuca czytelników w sam środek akcji, serwując
im strzępy informacji, które mają rozbudzić w nich ciekawość,
ale nie dając im czasu na przetrawienie tych danych. Gdzież ta pani
tak się śpieszy? - pomyślałam. Czyż nie lepiej byłoby ustać w
miejscu do czasu, aż czytelnik odnajdzie się w tej sytuacji,
przeniesie do świata przedstawionego w „Zatoce milczenia”,
stanie u boku niesłyszącego (aparat słuchowy umożliwia mu
odbieranie stłumionych dźwięków) Caleba Zelica? Mnogość
niewiele mówiących informacji wrzucanych na szybko – to tu, to
tam... i jedziemy dalej. Nie oglądając się na czytelnika, nie
patrząc czy nadąża. Cóż, ja nie nadążałam. Gdy akcja
przeniosła się do mieszkania Caleba, ja byłam jeszcze na miejscu
zbrodni, w pobliżu okaleczonego ciała przyjaciela głównego
bohatera książki, próbując zorientować się w tej niecodziennej
sytuacji. Myśląc: ale o co chodzi? Powiecie: ktoś właśnie zabił
policjanta, ot żadna filozofia. Tak, ale cała ta otoczka, wszystkie
te niejasne podejrzenia narosłe wokół tak ofiary, jak człowieka,
który znalazł martwe ciało na pierwszej stronicy „Zatoki
milczenia”, wokół ludzi, o których zdążyłam dowiedzieć się
tyle co nic, to wszystko zdawało się mieć dużą wagę, pomimo
tego, że autorka tylko przezeń się prześlizgiwała. Bo nie
wiedzieć czemu bardzo jej się śpieszyło. Po bezskutecznej próbie
zatopienia się w przeżyty właśnie przez Caleba koszmar nagłej
straty przyjaciela, postanowiłam podejść do tego od innej strony.
Zamiast starać się coś konkretnego z tego wyciągnąć, nadać tej
intrydze jakiś kierunek, jakieś ramy, wlokłam się po prostu za
Calebem, który też zdawał się nie mieć żadnego punktu
zaczepiania. Oboje byliśmy jak te dzieci we mgle – zagubione w
nieuporządkowanym „świecie Emmy Viskic”. A potem... Nagle, ni z
tego, ni z owego odkryłam, że stoję w Resurrection Bay –
naprawdę tam stoję, chociaż krajobraz jest rozmyty (pewnie
zapomniałam okularów), niby zamglony, ale najważniejsze, że
wreszcie tu jestem. W Melbourne tak naprawdę (wcześniej) mnie nie
było – tam gdzie rozegrała się pierwsza partia niebezpiecznej
przygody Caleba Zelica w wyobraźni się nie przeniosłam, ale gdy
główny bohater książki ponownie tam zawitał, gdy jego niejako
przymusowa wizyta w rodzinnym miasteczku Resurrection Bay dobiegła
końca, ja już twardo stałam u jego boku. Tak więc summa summarum
Melbourne też w pewnym sensie zwiedziłam. Szkoda tylko, że Viskic
nie postawiła na szczegółowe, barwne opisy miejsc – tym
bardziej, że rzecz działa się w malowniczej Australii, która
mogłaby przyjemnie kontrastować z makabrycznymi przeżyciami Caleba
Zelica, gdyby tylko Emma Viskic tak dalece nie zaniedbywała
fragmentów opisowych. W tej konkretnej materii, bo z postaciami w
mojej ocenie radziła sobie nieporównanie lepiej.
Caleb
Zelic bez wątpienia wyróżnia się na tle bohaterów literackich
kryminałów. To jedna z tych postaci, która nie wtapia się w tło,
nie upodabnia się do wielu innych fikcyjnych sylwetek prowadzących
różnego rodzaju śledztwa na kartach powieści, ale i nie
powiedziałabym, że to najbardziej charakterystyczna postać, z jaką
w tego rodzaju beletrystyce się spotkałam. Zelic, podobnie jak
Lincoln Rhyme stworzony przez Jeffery'ego Deavera, jest
niepełnosprawny, ale jego problemem nie jest tetraplegia tylko brak
słuchu. Aparat słuchowy zapewnia mu dosyć marną namiastkę tego
zmysłu. Ułatwia mu też mówienie. Caleb biegle włada językiem
migowym, ale z ludźmi częściej porozumiewa się głosem.
Najbardziej przydatnymi zdolnościami Caleba są jednak czytanie z
ruchu warg i fotograficzna pamięć. Bohater ten nigdy nie zapomina
twarzy, co w jego pracy (prywatnego detektywa od spraw
korporacyjnych) bardzo się przydaje. Ponadto Caleb jest
rozwodnikiem, który nigdy nie przestał kochać swojej żony,
czarnoskórej piękności imieniem Kathryn. Dla niej Emma Viskic też
przewidziała pewną rolę w swojej debiutanckiej powieści. Kat
dodaje pikanterii tej opowieści – ta utalentowana artystka nie
tylko ubarwia prywatną sferę życia Caleba, odgrywa ważną rolę w
jego pozazawodowym życiu, ale jej udział dodaje również
dramaturgii sprawie, nad którą głowi się czołowy bohater „Zatoki
milczenia”. Kat nie jest jedyną kobietą w życiu Caleba. Drugą
ważną dla niego osobą jest Frankie Reynolds, starsza kobieta,
która niegdyś była policjantką, a teraz pracuje dla niego.
Frankie to jego najlepsza przyjaciółka, osoba, na której zawsze
mógł polegać, a która teraz, w tych jakże krytycznych dla niego
dniach, zaczyna go zawodzić. Jego partnerka właśnie teraz, po tylu
latach, wraca do nałogu alkoholowego, przez który straciła pracę
w policji, i który skłócił ją z siostrą. Frankie walczy z
pragnieniem sięgnięcia po alkohol, nie poddaje się, choć w tym
ciężkim boju nieraz zdarza jej się upaść. A Caleb próbuje jej
pomóc – tyle że w sytuacji, w której obecnie się znajduje nie
może sobie pozwolić na poświęcanie przyjaciółce tyle uwagi, ile
by chciał. Musi myśleć przede wszystkim o sprawie, w którą
zamieszany jest niejaki Scott. O intrydze zawiązanej przez.. ha,
dobry wybór... która na jego przyjaciela i parę innych osób już
sprowadziła śmierć, a to makabryczne żniwo bynajmniej nie zostało
jeszcze zebrane. Wszystko wskazuje na to, że Caleb i jego bliscy też
figurują na liście celów niezidentyfikowanych zabójców, szajki
przestępczej, której macki sięgają daleko. Nie można powiedzieć,
że Caleb w związku z tym nie ufa nikomu, bo jednak ostało się
kilka osób w jago życiu, co do których ma absolutną pewność.
Wie ponad wszelką wątpliwość, że stoją po jego stronie, ale ma
również świadomość, że grozi im ogromne niebezpieczeństwo,
które on sam w pewnym sensie na nie sprowadza. Bo to jego pragną
dopaść zabójcy Gary'ego, a w tym celu nie zawahają się
skrzywdzić jego bliskich. Brata też? Mieszkającego w Resurrection
Bay mężczyznę, który ponoć niedawno wyszedł z nałogu
narkotykowego, i który bez wątpienia ma jakiś związek z tą
sprawą. Jaki? Przez lwią część lektury możemy jedynie snuć
luźne domysły. Razem z Calebem Zeliciem, który robi wszystko, co w
jego mocy, by dopasować do siebie elementy tej układanki zanim
będzie za późno. Zanim umrze któraś z bliskich mu osób bądź
on sam straci życie w tej szaleńczej pogoni za prawdą. Dosyć
zaskakującą prawdą, muszę dodać. To znaczy zaskakującą dla
mnie, bo podejrzewam, że nie każdego Emmie Viskic uda się zwieść.
Ja miałam o tyle utrudnione zadanie, że nie do końca potrafię
odnaleźć się w tak dynamicznych opowieściach, w fabułach, które
nader rzadko zwalniają i które są snute w tak powierzchowny
sposób. Prościutki język, zawrotne tempo akcji, która nie bardzo
wiadomo dokąd zmierza (ale, wierzcie mi, dokądś na pewno), to
zdecydowanie nie moje klimaty. Sytuację w moich oczach podratowały
jednak postacie. Interesujące osobowości, w które Viskic co prawda
nie zagłębia się jakoś szczególnie, ale rysuje je na tyle
wyraźnie, żeby nie miało się (a przynajmniej ja nie miałam)
wrażenia potężnego niedosytu. Porównywalnego chociażby do tego,
który niestety stwarzają opisy poszczególnych miejsc odwiedzanych
przez niesłyszącego Caleba Zelica. Gdyby Viskic do ważniejszych
postaci podeszła w taki sam sposób, jak do scenerii, to pewnie
przyjmowałabym tę opowieść całkowicie beznamiętnie.
Prawdopodobnie udałoby mi się dobrnąć do końca, bo „Zatokę
milczenia” czyta się błyskawicznie (prosty język i nieduża
objętość), ale bez tego napięcia, które towarzyszyło mi podczas
lektury literackiego debiutu Emmy Viskic. Nie było ono szczególnie
silne, tak samo zresztą jak pozostałe emocje, które się we mnie
przewijały, ale to i tak było dla mnie niespodzianką. Bo
zapoznając się z pierwszą partią „Zatoki milczenia” miałam
pewność, że żadnych uczuć ta australijska pisarka we mnie nie
rozpali. Ba, byłam przekonana, że nawet nie będą się we mnie
tliły, a tu proszę naprawdę obawiałam się o bezpieczeństwo
Caleba Zelica i paru innych osób. I co jeszcze bardziej mnie
zaskoczyło naprawdę dałam się wciągnąć w jego rozterki miłosne
na tyle, by trzymać kciuki, za to by w sprawach sercowych mu się
poukładało. Żeby jednak tak się stało on i jego ukochana muszą
wyjść cało z tej koszmarnej sytuacji, w której nieoczekiwanie się
znaleźli – że Caleb przeżyje wątpliwości nie miałam, ale w
jakim stanie fizycznym i psychicznym, i czy z ukochaną kobietą oraz
najlepszą przyjaciółką? Co do tego pewności mieć nie mogłam.
Literacki
debiut australijskiej pisarki Emmy Viskic w mojej ocenie do
najlepszych nie należy. Powieść ta otworzyła jej drzwi do
wielkiej kariery i to nie tylko w jej rodzimym kraju, odbiła się
dosyć głośnym echem w światku beletrystyki kryminalnej, ale mnie
szczególnie nie porwała. Co nie znaczy, że lektura tego
pisarskiego dokonania pozostawiła we mnie skrajnie negatywne
odczucia. Nie, tak źle nie jest. „Zatoka milczenia” to w gruncie
rzeczy taka niezobowiązująca, lekka rozrywka, dostarczająca
umiarkowanych emocji, niezbyt męcząca, pomimo swego rodzaju
rozgardiaszu warsztatowego i przyciągająca uwagę przede wszystkim
niebanalnym, charakterystycznym bohaterem zajmującym centralny punkt
tej kryminalnej opowieści. Ot, średniaczek, który szybko się
czytało, nawet delikatnie się to przeżywało, a po zakończeniu
lektury nie miało się poczucia zmarnowania paru godzin życia. Tak
moje spotkanie z powieścią mogę podsumować. Rozgłos, jaki
zyskała ona na arenie międzynarodowej, nie pozostawia mi jednak
wątpliwości, że jeszcze wielu oddanych fanów znajdzie. Przede
wszystkim wśród miłośników kryminałów, ale myślę, że osoby
gustujące w literaturze akcji, w różnego rodzaju bardzo
dynamicznych opowieściach napisanych prostym językiem też
spokojnie mogą tego spróbować. Bardzo możliwe, że im również
posmakuje owa potrawa przyrządzona przez początkującą
powieściopisarkę.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Dość ciekawa :)
OdpowiedzUsuń