Andriej Romanowicz Czikatiło, znany też jako Rzeźnik z Rostowa, radziecki seryjny morderca, który w latach 1978-1990 w bestialski sposób pozbawił życia ponad pięćdziesiąt kobiet i osób nieletnich obojga płci. Peter Conradi, brytyjski dziennikarz i pisarz specjalizujący się w non fiction, absolwent Uniwersytetu Oksfordzkiego (ponadto studiował na Uniwersytecie Ludwika i Maksymiliana w Monachium) były korespondent zagraniczny z siedzibą w Brukseli, Moskwie i Zurychu, autor między innymi „Hitler's Piano Player: The Rise and Fall of Ernst Hanfstaengl, Confidant of Hitler, Ally of FDR” (2004) i „Who Lost Russia?: How the World Entered a New Cold War” (2017). Te dwie skrajnie różne postaci połączyła książka, niezbyt poczytna biografia urodzonego na Ukrainie w latach 30-tych XX wieku Andrieja Czikatiło, „The Red Ripper” aka „The Red Ripper: Inside the Mind of Russia's Most Brutal Serial Killer”, która swoją światową premierę miała w roku 1992. W Polsce ukazała się dopiero w 2021 roku pod szyldem wydawnictwa Filia - „Krwawy rzeźnik. Historia Andrieja Czikatiły, jednego z najbardziej okrutnych seryjnych morderców XX wieku” - w miękkiej okładce zaprojektowanej przez Mariusza Banachowicza. Z wprowadzeniem brytyjskiego pisarza i filozofa Colina Wilsona. W środku znajdziemy też mapki zachodniego regionu byłego ZSRR i sąsiadujących z nim krajów oraz głównego obszaru działania Rzeźnika z Rostowa, kalendarium: chronologiczne zestawienie najważniejszych wydarzeń z życia i krwawej działalności Czikatiły oraz siedem stron z czarno-białymi zdjęciami archiwalnymi.
Colin Wilson w swojej przedmowie do „Krwawego rzeźnika” stwierdza, że niniejsza pozycja to jego zdaniem „jedno z najlepszych opracowań historii seryjnego mordercy od czasu publikacji w 1932 roku Der Sadist (Sadysta) Karla Berga – studium Wampira z Düsseldorfu Petera Kürtena”. Prawdopodobnie jest to jeden z najgłębszych wglądów w umysł popranej jednostki, jaki poczyniono na scenie true crime. W każdym razie moje wcześniejsze kontakty z tego typu literaturą (biografie seryjnych zabójców) nie przygotowały mnie na tak długie przebywanie w towarzystwie zbrodniarza. Takie publikacje zazwyczaj skupiają się nie tylko na ściganym, ale także na ścigających. Peter Conradi pracy tych drugich poświęca dużo mniej miejsca niż podwójnemu życiu Andrieja Czikatiły. Kochającego ojca dwójki dzieci - potem też kochającego dziadka – i niezbyt szczęśliwego męża, w jakiejś części tkwiącego „pod pantoflem” partnerki. Jeden z najokrutniejszych, najbardziej niesławnych seryjnych morderców ze wschodniej Europy (z filmów o tym/zainspirowanych, używając określania Colina Wilsona, archetypowym „żałosnym potworze” wypada odnotować „Obywatela X” Chrisa Gerolmo i „Mordercę ze wschodu” Davida Grieco), w domu zwykle bez szemrania wykonywał polecenia swojej małżonki. To ona, jak to się mówi, nosiła spodnie w tej rodzinie.
Andriej Czikatiło podporządkowywał się woli swojej życiowej wybranki, ale nie jeśli chodzi o ich kontakty seksualne. Na początku wykazywał jeszcze jakieś starania w kierunku zaspokojenia tych potrzeb swojej partnerki, ale z czasem ta sfera ich życia praktycznie przestała istnieć. Andriej znalazł inne źródło rozkoszy. Albo raczej jedyny sposób na zaspokajanie swoich seksualnych potrzeb. Mówiąc wprost: człowiek znany też jako Rzeźnik z Rostowa był impotentem. Impotentem, który znalazł najgorszy możliwy sposób na zaradzenie swojemu problemowi. Odkrył, że satysfakcję seksualną daje mu brutalne obchodzenie się z bliźnimi. Sadysta, który w wyjątkowo krwawy sposób odebrał życie ponad pięćdziesięciu osobom (przynajmniej): dorosłym kobietą oraz nastolatkom i dzieciom obojga płci. W swojej morderczej, odrażającej „karierze” Andriej Czikatiło między innymi odcinał/odgryzał/odrywał sutki i genitalia, zadawał nawet kilkudziesięciokrotne ciosy nożem, także w głowy, czasami wycinał macice (i nie tylko), które następnie z apetytem żuł. Jedną ze swoich ofiar poćwiartował. Zwłoki innej – zaledwie jedenastoletniej dziewczynki! - pozbawił głowy. Po przejściu przez ten fragment książki musiałam zrobić sobie przerwę – to najbardziej mną wstrząsnęło, nie dlatego, że historia Andrieja Czikatiły dotychczas nie była mi znana, tylko przez sposób w jaki to podano. Czułam się, jakbym tam była i to bynajmniej nie było przyjemne, właściwie to przeokropne uczucie. W zasadzie Peter Conradi przez cały czas w pewnym sensie kazał mi tkwić w rzeczywistości tytułowego antybohatera, ale ten odcinek jego morderczej drogi to już było za dużo na moją głowę. Najbardziej mnie zmasakrował. Struł. Pewnie zabrzmi to brutalnie, możecie nawet pomyśleć, że to chore, ale obawiałam się, że przy takiej liczbie ofiar, przy tych wszystkich makabrycznych opisach – Conradi przynajmniej pokrótce, ale nierzadko w drobniejszych szczegółów, odsłonił chyba wszystkie znane zbrodnie Czikatiły – prędzej czy później zacznę przyjmować to z absolutnie niewskazaną, niepożądaną obojętnością. Znane zjawisko, spotykane (przeze mnie na pewno) na przykład w tak zwanej prozie ekstremalnej: krwawa beletrystyka, „chore horrory”, jak zwał tak zwał. W fikcyjnych opowieściach jeszcze do zniesienia, ale w przypadku historii, która wydarzyła się naprawdę takie „oswojenie z makabrą” byłoby po prostu katastrofą. Opowieść o autentycznym seryjnym mordercy, która nie wzrusza, nie szokuje, nie dokonuje czegoś na kształt gwałtu na umyśle odbiorcy... Nie tym razem. Moje obawy się nie ziściły. „Krwawy rzeźnik” Petera Conradiego uderza bez opamiętania. Raz po raz rani dogłębnie. Wywraca trzewia, dławi krwią, ogłusza, paraliżuje, nokautuje. Niewyobrażalnie cuchnące bagno. Wyjątek z historii. O niebezpiecznej jednostce żerującej w całkiem komfortowych dla niej warunkach. W systemie, w którym takim osobnikom jak Andriej Czikatiło oburzająco łatwo utrzymywać się na powierzchni. Cieszyć się wolnością przez długie lata nawet bez zachowywania maksymalnej ostrożności. Rzeźnik z Rostowa co prawda działał dość metodycznie. Planował swoje zbrodnie i starał się nie zostawiać śladów, które mogłyby go obciążyć, naprowadzić na niego milicję, ale popełnił kilka dużych błędów, czy raczej zostawił ścigającym go ludziom trochę bezcennych darów. Dowodów, którym wypadało się bliżej przyjrzeć. Nie zaszkodziłoby też uważnie rozejrzeć się w okolicy, w której znaleziono zwłoki pierwszej znanej ofiary Andrieja Czikatiły. Dziewięcioletniej dziewczynki, którą zamordował w swoim sekretnym gniazdku w roku 1978. Za tę zbrodnię w tamtym czasie stracono kogoś innego. Na ścieżkę nieprawości Czikatiło wszedł jednak już wcześniej. Może i było to pierwsze morderstwo, jakiego się dopuścił, ale z pewnością nie pierwsze przestępstwo o charakterze seksualnym.
W porównaniu do takich pozycji z półki true crime jak choćby „Helter Skelter. Prawdziwa historia morderstw, które wstrząsnęły Hollywood” Vincenta Bugliosiego i Curta Gentry'ego, „Ted Bundy. Bestia obok mnie” Ann Rule, „Nocny Prześladowca. Życie i zbrodnie Richarda Ramireza” Philipa Carlo czy nawet „Kuba Rozpruwacz. Historia kompletna” Paula Begga, książka Petera Conradiego poświęcona Andriejowi Czikatile, prezentuje się dość skromnie. Nie tyle chodzi o jej długość (trochę ponad czterysta stron) - historię Kuby Rozpruwacza okiem Paula Begga też trudno nazwać „cegłą” - ile o styl, w jakim została napisana. Lżejszy, prostszy, niewątpliwie mniej wymagający od czytelnika warsztat autora. Conradi nie konfrontuje nas z tak obszernym materiałem dowodowym, nie analizuje pod wszystkimi kątami każdego dowodu pozyskanego w sprawie. Nie przechodzi przez wszystkie, zapewne poplątane, ścieżki tej kryminalnej sprawy niejako ramię w ramię z zespołem śledczym zajmującym się Rzeźnikiem nie tylko z Rostowa. Można powiedzieć, że w „Krwawym rzeźniku” droga jest przynajmniej tak samo grząska, ale nie biegnie przez las szczegółów. Tutaj tak jakby jesteśmy na otwartym terenie. Najczęściej, najdłużej w obecność jednego z najbardziej brutalnych seryjnych morderców działających w XX wieku. Nie wiem, czy to był świadomy wybór autora, czy raczej współpraca z rosyjskimi organami ścigania, z rosyjską administracją tak do końca nie ułożyła się po jego myśli, ale bez względu na powód, daleka jestem od uznania „Krwawego rzeźnika” za historię kompletną Andrieja Czikatiły. Śledztwo i proces Conradi chcąc czy nie chcąc, potraktował bardzo pobieżnie. Czego nie można już powiedzieć o samej Rosji. Tło społeczne, kulturowe, ustrojowe. Polityka, system prawny, który dla czytelnika z Zachodu może się wydać co najmniej dziwny, jeśli już nie haniebny. Policja, prokuratura i sądy działające na polityczne zlecenie, całkowicie podporządkowane rządzącym. Obrońca należy się oskarżonemu, nie komuś kto ma tylko status podejrzanego, a sala sądowa to w praktyce teatr jednego aktora, w przypadku Czikatiły arbitra i oskarżyciela w jednej osobie, który też jednoosobowo wydaje wyrok. Mieszkańcy wschodniej części Europy raczej nie będą potrzebować tych wszystkich objaśnień, które można by zatytułować „jak wygląda państwo z dykty”. Conradiemu nie zawsze udaje się ukryć swoje zdumienie, zniesmaczenie, czy nawet oburzenie tą czy tamtą cegiełką komunistycznego molocha, który niby upadł, ale... Zostawmy to. Poprzestańmy na tym, że jesteśmy w starym niedobrym ZSRR, który na kartach „Krwawego rzeźnika” jakby staje do z góry przegranej walki z liberalnym Zachodem. Autor w każdym razie nie ukrywa, że według niego życie na znienawidzonym przez komunistów „zgniłym zachodzie” jest pod każdym możliwym względem lepszą opcją dla zwykłych szarych obywateli; niejednokrotnie daje do zrozumienia, że demokracja w jego ocenie funkcjonuje może nie niezawodnie, ale na pewno nieporównywalnie lepiej od państwa, w którym wszystko jest scentralizowane, w którym jest jedna słuszna partia polityczna i oczywiście wódz nad wodzami (kult jednostki). Jest jeszcze KGB, ale o tym już dużo sobie tutaj nie poczytamy. Historia ZSRR w takiej pigułce, która wydaje się być niezbędna dla pełnego zrozumienia przypadku Andrieja Czikatiły. Polskiemu czytelnikowi przypuszczalnie i bez tego byłoby dość łatwo poruszać się w realiach, w których żył i zabijał tytułowy antybohater tej książki. Realiach zmieniających się w pewnym sensie na naszych oczach – Conradi przeprowadza nas przez te może i niezbyt głębokie, ale zawsze zmiany dokonujące się w otoczeniu człowieka, który już w dzieciństwie czuł się zepchnięty na margines społeczeństwa. Mała uwaga: na stronie 271 wkradł się chochlik: najstarsza ofiara Czikatiły miała czterdzieści cztery, a nie trzydzieści jeden lat. Dalej, wcześniej zresztą też, jest już dobrze.
Nieprzystosowany, nierozumiany, wyśmiewany, według niego zawsze niezasłużenie napominany, bezlitośnie obsztorcowywany w pracy. Małomówny, tłumiący w sobie emocje. Uległy w życiu prywatnym i zawodowym. W jednym życiu. Andriej Czikatiło miał bowiem też sekretne życie, do którego prawie nikogo nie wpuszczał. Prawie, bo przynajmniej pięćdziesiąt parę osób (skazany między innymi za pięćdziesiąt dwa zabójstwa, a w akcie oskarżenia postawiono mu jeszcze jeden taki zarzut) Rzeźnik z Rostowa podstępem zaprowadził tam, skąd mieli już nigdy nie wrócić. Tuż przed śmiercią, często w ogromnych męczarniach, pokazywał starszym i młodszym kobietom , nastoletnim chłopcom i dziewczynkom i zaledwie kilkuletnim dzieciom obojga płci swoją drugą twarz. Najpierw pan Jekyll, potem Hyde (nie czytaj dosłownie). Sympatyczny „wujaszek” raptem zmieniał się w opętaną żądzą mordu istotę, która przeważnie odchodziła dopiero po zaspokojeniu swojego chorego apetytu. Peter Conradi i jego do szczętu zdeprawowany obiekt badań. Peter Conradi i jego przerażająca biografia Andrieja Romanowicza Czikatiły. Peter Conradi i jego „Krwawy rzeźnik”, kolejna moim zdaniem warta uwagi pozycja true crime. Dość makabryczna, bolesna, wstrząsająca historia, którą napisało samo życie. Takie są najlepsze i zarazem najgorsze.
Za
książkę bardzo dziękuję księgarni internetowejhttps://www.taniaksiazka.pl/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz