piątek, 13 września 2024

Dawid Kain „Zaplecza”

 
Sześcioletni Dawid z podkrakowskiej miejscowości Niepotrzebinia wybiera się z matką do galerii handlowej w stolicy województwa małopolskiego. Zakupy się przeciągają, a straszliwie znudzony chłopiec w końcu zaczyna dokazywać. I nagle wpada do przerażająco obcego miejsca, na Zaplecza rzeczywistości, gdzie jego młody umysł zostaje roztrzaskany przez pełzający koszmar. Przypadkiem znajduje drogę powrotną do swojego świata, ale odtąd jego życie będzie naznaczone paraliżującym strachem, obezwładniającą niepewnością, apatią i niecierpliwym wyczekiwaniem końca własnego istnienia. Boleśnie samotnej egzystencji z nieznośną wiedzą o wszechświecie. Zły los odwróci się od Dawida w dwudziestym czwartym roku życia... ale tylko na chwilę. Po paru tygodniach bezbrzeżnego szczęścia zwykle nienawiązującego trwałych relacji, straumatyzowanego introwertyka, Zaplecza uderzą ze zdwojoną siłą.

Okładka książki. „Zaplecza”, Vesper 2024

Jeden z czołowych polskich przedstawicieli literackiego neosurrealizmu (bizarro fiction) zaprasza za kulisy rzeczywiści. Urodzony w Kolonii w Niemczech w 1981 prozaik, poeta, scenarzysta, tłumacz i eseista najbardziej znany jako Dawid Kain (pseudonim artystyczny Marcina Kiszeli), często współpracujący z inną gwiazdą polskiej sceny bizarro, Kazimierzem Kyrczem Jr., autor między innymi powieści „Prawy, lewy, złamany” (2007) - wydanej też w zmienionej formie, jako „Oczy pełne szumu” (2018) - „Za pięć rewolta” (2011), „Punkt wyjścia” (2012) i „Fobia” (2016) oraz zbiorów opowiadań „Makabreski” (2010), „Wszystkie grzechy Korporacji Somnium” (2020) i „Niejasne spektakle” (2023), przeprowadza duchową wiwisekcję człowieka ukształtowanego przez niezwykłą traumę. Człowieka, który wrócił spoza czasu i przestrzeni. Z lovecraftowsko-cronenbergowskich „Zapleczy”. Niedługa, ale potężna powieść Dawida Kaina wypuszczona w 2024 roku przez wydawnictwo Vesper - w twardej oprawie frapująco zaprojektowanej (graficznie) przez Michała Loranca, który również zilustrował pierwsze, ale podejrzewam, że nie ostatnie, wydanie tego wybitnego połączenia weird fiction i body horroru.

Dziwnie wiarygodna relacja dwudziestoczteroletniego Dawida, który w dzieciństwie mimowolnie posiadł wiedzę tajemną; prawdopodobnie całkowicie fikcyjnej postaci z łatwością przekonującej do autentyczności własnych doświadczeń. Narratora bezpośredniego „Zapleczy” Dawida Kaina – pewnie nieprzypadkowa zbieżność imion – pierwszorzędnej powieść grozy o paskudnie przenikających się światach. „Miałem sześć lat, kiedy zobaczyłem jedno z tamtych miejsc, które z braku lepszej nazwy stały się dla mnie po prostu Zapleczami” - tak zaczyna się jedna z najbardziej przerażających historii, jaką w życiu przeczytałam. Brama do Innego Świata w Galerii Zenit, w największym sklepie odzieżowym tego przełomowego dnia odwiedzonym przez desperacko łaknącego bodźców zerówkowicza i jego zwyczajowo niemogącą się zdecydować matkę. Godziny bezczynności człowieka z wybujałą wyobraźnią, który Piekło wyobraża sobie jako wieczną nudę. Nieubłaganie wyczerpująca się cierpliwość chłopca, któremu za dobre sprawowanie obiecano zabawkę. Przegrana walka z samym sobą w niedawno otwartej świątyni konsumpcjonizmu w Krakowie. Zew przygody, niestety, okazuje się silniejszy od potrzeby posiadania. Zabawa w chowanego kończy się porwaniem „przez Pana Magazyniera”, boogeymana Dawida sprzed wieków, bo jak słusznie zauważa autor „Zapleczy” między pięciolatkami i sześciolatkami rozciąga się generyczna przepaść. Był pewien, że wyrósł z upiornego Pana Magazyniera, a rzeczywistość boleśnie zweryfikowała to przekonanie już nie malucha. Dawid w jednej chwili był w zwyczajnym sklepie z ciuchami, a w następnej znalazł się na niezwyczajnym zapleczu magazynowym. Przytłaczającym ogromem i ciszą. Niebywale ciężkie powietrze, nieziemska atmosfera, niezliczone linie papilarne odbite na niestabilnych ścianach – widzialne czy tylko odczuwalne architektoniczne deformacje w rodzaju Nawiedzonego Domu na Wzgórzu Shirley Jackson – i druzgocąca materia ożywiona. W przyszłości Dawid porówna to do „starych filmów Cronenberga”, ale ja pomyślałam o swoistym skrzyżowaniu „Towarzystwa” Briana Yuzny z „Coś” Johna Carpentera. Tak czy inaczej, niezwykle plastyczny opis niejednolitego, ohydnie pulsującego cielska przetaczającego się przez infernalny korytarz. Dezorientacja mocno podszyta lękiem przechodzi w atak paniki i rozpoczyna się straceńczy bieg prosto na ścianę... Prosto pod nogi zaniepokojonej mamy. Tak sześciolatek z sennego miasteczka w województwie małopolskim pożegnał się z beztroskim dzieciństwem. Koniec niewinności chłopaka zdradzonego przez własnych rodziców. Najprawdziwsze opowieści dziecka rozpaczliwie potrzebującego wsparcia dorosłych, uparcie tłumaczone rozbuchaną wyobraźnią, kolejną niestworzoną historią małego fantasty. Bo kto zdrowy na umyśle uwierzyłby małolatowi opowiadającemu o magicznej krainie? Niemniej rodzice Dawida mogli rozegrać to lepiej, nie wyśmiewać tak otwarcie szczegółowego sprawozdania struchlałego potomka upierającego się przy istnieniu jakiejś równoległej rzeczywistości. Nie bagatelizować pogłębiających się problemów jedynego syna. Reagować na bieżąco, miast polegać na Czasie - nie tyle leczącym, ile pogłębiającym rany. Dawid Kain w „Zapleczach” pokazuje jakie spustoszenie we wnętrzu dorosłego człowieka może powodować nieprzepracowana dziecięca trauma (wszystko jedno jaka). A właściwie przeprowadza nas przez cały destrukcyjny proces umierania osobowości. Czująca istota stopniowo zmieniająca się w stworzenie niemal żywcem wyjęte z najsłynniejszego utworu Jacka Finneya.

Poczucie winy jest trwalsze niż pamięć, siedzi w człowieku jak drzazga, znacznie głębiej od wspomnień.”

Na okładce „Zapleczy” Dawida Kaina wypadałoby zamieścić jakieś ostrzeżenie. „Uwaga! Zaraźliwy zespół depersonalizacji-derealizacji. Czytasz na własną odpowiedzialność” lub coś w tym rodzaju. Trudno opisać stan, w jaki wprawiła mnie opowieść niejakiego Dawida, który dorastał w Niepotrzebini, typowym małym miasteczku (gdzie ludziom wydaje się, że wszystko wiedzą o wszystkich), skąd uciekł przy pierwszej nadarzającej się okazji. Społecznie niedopasowany, wszystko podający w wątpliwość, ale niesiejący defetyzmu - starannie odgrywający rolę wierzącego w siebie, ambitnego człowieka z zapałem realizującego się w branży gier – dwudziestoczteroletni skrajny pesymista wynajmujący mikrokawalerkę w Krakowie, dla którego największą pociechą jest nieuchronność śmierci, a największym zmartwieniem ewentualny powrót na Zaplecza. Przeraźliwie puste życie ukrywane pod pozorami normalności. Niezsocjalizowana jednostka dla niepoznaki dbająca o kontakty międzyludzkie, nawiązująca luźne znajomości i zmuszająca się do wszelkich spotkań towarzyskich – imprezki z przyklejonym uśmiechem. Dawid miał tylko jednego prawdziwego przyjaciela: wymazanego „stracha na wróble”. Największy wyrzut sumienia „psychopaty z Niepotrzebini”, bez konsultacji ze specjalistą („psychologiem łamane przez psychiatrą”) kończącego kilkuletnią kurację farmakologiczną, niestopniowo odstawiającego leki psychotropowe, które wbrew nadziejom nie uwolniły go od złych snów, ale przynajmniej wygładziły ostre – potencjalnie zabójcze – krawędzie traumatycznych wspomnień. Przytępiły zmysły sześciolatka z nieokiełznaną wyobraźnią uwięzionego w ciele chwytliwie enigmatycznego specjalisty ds. social media w prężnie rozwijającej się (albo zwijającej; zależy, którego z maniakalnych internatowych komentatorów – ekspertów od wszystkiego – zapytamy) firmie zorientowanej na produkcję i dystrybucję gier komputerowych. Dziecko wrzeszczące o piekielnych Zapleczach i niezachwianie wierzący mu młody mężczyzna ze schizofrenią paranoidalną? Wszystko przemawia za tak zwanym narratorem niewiarygodnym... ale Dawid ma rzadki dar przekonywania. Zarażania swoją Prawdą. Teoria spiskowa, przy której blednie nawet religia reptiliańska? Władcy Marionetek ze ściśle tajnego tytułowego świata czy metafizyczne przypadki, kosmiczny pech wpadających do „króliczych nor” chaotycznie rozsianych w „naszym” Układzie Słonecznym? Czy rzeczywistość to tylko złudzenie? Szara elewacja sześcianu Vincenzo Nataliego, żerująca na tym samym, co tytułowy antybohater z powieści „To” Stephena Kinga? Nie mogłam też oprzeć się skojarzeniom, bądź co bądź przyjemnym, z The Ring Franchise. UWAGA SPOILER Poza tym Dawid Kain zastosował w „Zapleczach” coś, co pozwolę sobie nazwać paralelizmem epidemicznym KONIEC SPOILERA – niebanalne zestawienie cech analogicznych, podnoszące realizm opisywanych zdarzeń. Izolacja społeczna, zakrawająca na paranoję nieufność względem innych (postrzeganie bliźnich i niektórych braci mniejszych jako śmiertelnego zagrożenia), zachowywanie rzekomo bezpiecznego dystansu w obowiązkowej niewygodnej masce i wytęsknione powroty do klaustrofobicznych „jaskiń” - ewolucja wsteczna - gdzie możemy być sobą (odsłonić twarze)... bezmyślnie wpatrując się w ruchome obrazki na szklanych ekranach. „Zaplecza” są jak robale z „Boogeymana 2” Jeffa Betancourta – oślizgła zgroza pleniąca się pod skórą, wstrętne żyjątka niedyskretnie pełzające w trudno dostępnych miejscach. Ancylostoma brasiliense Dawida Kaina:) Nadzwyczaj sugestywna wizja (wielo)świata, niesamowicie działająca na wyobraźnię szalona teoria mieszkańców Ziemi wchłanianych, „pożeranych” przez tajemnicze nie-miejsce. To może być niemożliwie długi magazyn albo gigantyczny labirynt jaskiń. Przepastny hotel, ośrodek badawczy sadystycznych Wielkich Architektów albo Obłąkany Dom Świateł i Cieni... Nieskończone możliwości projektowania, meblowania świata. Przestrzeń makabrycznie spersonalizowana, dopasowująca się do każdego „gościa”. „Planeta X” w jakiś niepojęty sposób połączona z Ziemią, kompletnie nieobliczalna strefa, w której naprawdę ciężko się oddycha. Przytłaczający klimat nadnaturalny perfekcyjnie – galaretowata substancja palna - zazębiający się z depresyjną codziennością głównego bohatera książki od dzieciństwa żyjącego w okropnie zdestabilizowanej, płynnej rzeczywistości. Tonącego chwytającego się Emilii, ledwo poznanej rówieśniczki pracującej w tej samej branży. Fatalne dopasowanie społecznie niedopasowanych?

Powieść, która dokumentnie odkleiła mnie od rzeczywistości. Zatarła się granica między fikcją a realizmem. I nie było to miłe doświadczenie. Bynajmniej, ale najchętniej bym to powtórzyła. W moim przekonaniu Dawid Kain w „Zapleczach” wspiął się na wyżyny gatunku, spektakularnie żonglując horrorem cielesnym i psychologicznym, weird fiction i mroczną opowieścią egzystencjalną. Z łatwością – niepokojącą, jeśli się nad tym zastanowić – pokonał moje mury obronne, obudził dziecięce lęki i odarł je z irracjonalizmu. Obrał jak cebulę, warstwa po warstwie, z diaboliczną zaciekłością człowieka straszącego z rozmysłem. Niebezpiecznie intensywne dzieło z miażdżącym zakończeniem; bizarna historia wgryzająca się w człowieka. Schizy udzielające się czytelnikowi:) Dyskomfort totalny, horror idealny.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz