Nastoletni Bill Whitney mieszka wraz z rodzicami i siostrą w Beverly Hills,
ale nie czuje więzi z rodziną. Pomimo terapii nie może oprzeć się wrażeniu, że
familia go nie akceptuje. Podejrzenia Billy’ego potęgują się, kiedy jego
znajomy, Blanchard, przekazuje mu taśmę, na której utrwalił odgłosy orgii i
rozmowy toczące się podczas uroczystości inauguracyjnej jego siostry,
wstępującej do elitarnego stowarzyszenia. Rodzice, koledzy i sąsiedzi Billa, znamienici
mieszkańcy Beverly Hills od dawna należą do swego rodzaju klubu, którego
działalność owiana jest tajemnicą. Nagranie dowodzi, że jego członkowie
organizują szokujące orgie. Billy i jego przyjaciel, Milo, z narażeniem życia starają
się zgłębić tajemnice stowarzyszenia.
Reżyserski debiut Briana Yuzny, późniejszego twórcy między innymi takich filmów,
jak „Narzeczona Re-Animatora”, „Powrót żywych trupów 3”, „Dentysta 1-2” i jednego
segmentu „Necronomiconu”. Pierwszy horror Yuzny nakręcono w 1989 roku, ale na dystrybucję
w Stanach Zjednoczonych czekał do roku 1992 i od tamtego czasu zdążył obrosnąć
legendą, głównie w kręgach wielbicieli szokujących horrorów. W 2010 roku magazyn
Time Out London przeprowadził ankietę wśród reżyserów, aktorów, pisarzy i
krytyków, na bazie której stworzył listę stu najbardziej przez nich docenianych
horrorów – „Towarzystwo” znalazło się na siedemdziesiątym ósmym miejscu. Na mojej
liście film plasuje się w pierwszej dwudziestce.
Scenariusz „Towarzystwa” autorstwa Ricka Fry’a i Woody’ego Keitha w bardzo
specyficznym stylu podchodzi do nurtu body
horroru. Wstęp i rozwinięcie bazują na intrygującej tajemnicy, którą owiane
jest elitarne stowarzyszenie z Beverly Hills. Jego tajniki odkrywamy razem z
głównym bohaterem, Billem Whitney’em. Przekonująca kreacja Billy’ego Warlocka
wespół z drobiazgowym rysem psychologicznym jego postaci sprawiają, że wprost
nie sposób się z nim nie identyfikować. Twórcy już na początku seansu
sygnalizują widzom, że psychika nastolatka jest mocno rozchwiana. Boryka się z
niepokojącymi halucynacjami oraz paraliżującym lękiem i nieufnością do własnej
rodziny. Podczas sesji terapeutycznej widzi robale kłębiące się w jabłku, a w
domu zauważa, że ciało jego siostry poddaje się osobliwym modyfikacjom. Yuzna z
właściwym sobie wyczuciem gatunku długo unikał atakowania odbiorców daleko
idącą dosłownością. Nawet dziwaczne rzeczy, którym świadkował Bill zobrazował z
daleko idącą delikatnością, jedynie anonsując problem, ale nie dając widzom
okazji do jego zgłębienia. Co ciekawe, twórcy nie starają się wmówić odbiorcom,
że zagrożenie może być wyimaginowane, może stanowić projekcję chorego umysłu
głównego bohatera. Za pomocą postaci Blancharda i jego szokującego nagrania
szybko dają do zrozumienia, że elitarne stowarzyszenie z Beverly Hills ukrywa
jakieś mrożące krew w żyłach tajemnice. Pierwsza godzina projekcji koncentruje
się na śledztwie Billy’ego i jego przyjaciela Milo. Yuzna tylko
fragmentarycznie dotyka stylistyki body
horroru, większy nacisk kładąc na klimat i drugie dno fabuły. Lwia część
filmu rozgrywa się w pełnym świetle dziennym, w bogatej dzielnicy, zamieszkanej
przez osoby obsesyjnie dbające o swój prestiż. Stowarzyszenie, do którego przynależą
wpływowi mieszkańcy Beverly Hills jest analogią do prozaicznego wizerunku klasy
wyższej. Nawet nieprzynależący do żadnego zamkniętego klubu bogacze niższym
warstwom społecznym jawią się, jako nadludzie, osoby niedostępne „zwykłym
śmiertelnikom”. Właśnie taką niższą klasę społeczną w podtekście symbolizuje Billy.
Wywodzi się z wysoko postawionej familii, ale z jakiegoś powodu nie został
dopuszczony do jej tajemnic. Czuje się wyobcowany, izolowany od reszty, a
jedyne czego pragnie to nie przynależność do owej „rasy panów” tylko odkrycie
jej brudnych sekretów. Co zaskakujące i dowodzące rzadko spotykanych zdolności reżyserskich
Briana Yuzny wszystkie te pozbawione dosłownego straszenia, zrealizowane za
dnia sekwencje, jeśli wejrzeć w nie głębiej może nie tyle niepokoją, co wprawiają
w pewien dyskomfort. Niby na pierwszym planie niewiele się dzieje, ale gdzieś
na obrzeżach tego sielankowo-satyrycznego obrazu można dopatrzeć się trawiącego
Beverly Hills zepsucia. Zarówno moralnego, jak i cielesnego.
Motyw owianych tajemnicą, zamkniętych dla niewtajemniczonych stowarzyszeń jest
wdzięcznym tematem dla twórców kina grozy. We wprawnych rękach reżyserskich
właściwie gwarantuje zaangażowanie widza w toczącą się intrygę, a Yuzna dodatkowo
wzbogacił go nieustannym sygnalizowaniem dysonansu pomiędzy Billem a otaczającą
go społecznością. Podczas, gdy bogate dzieciaki myślą tylko o wystawnych
imprezach, przygodnym seksie i akcentowaniu swojej wyższości nad innymi, Billy
kieruje się w życiu bardziej dojrzałymi wartościami. Nie zależy mu na prestiżu
tylko akceptacji rodziny, nie przykłada większej wagi do pieniędzy i zamiast
kupować sobie towarzystwo woli przyjaźnić się z ludźmi odpornymi na
materializm. Pewnie dlatego cieszy się bezwarunkowym oddaniem Milo, który nie bacząc
na niebezpieczeństwo staje u boku Billy’ego w walce z zdemoralizowanymi
bogaczami. Ci na wszystkie sposoby starają się uniemożliwić im dotarcie do
osób, dysponującymi jakimiś ważnymi informacjami na ich temat, nie mając oporów
nawet przed eliminowaniem ich ze społeczeństwa. Kiedy ginie Blanchard, tuż po
przekazaniu Billy’emu taśmy z nagraniem orgiastycznych odgłosów w kręgach
stowarzyszenia chłopak zaczyna rozumieć, że jego wścibstwo jest niepożądane, że
przypadkiem odkrył coś, co może napytać mu kłopotów. Ale to wcale nie
powstrzymuje go przed kontynuowaniem amatorskiego śledztwa i związaniem się z
członkinią klubu, tajemniczą femme fatale,
Clarissą. Ciekawą postacią jest jej zahukana matka – potężna kobieta, snująca
się po mieście z wiecznie zaskoczoną miną i wyrywająca ludziom włosy. Zabawna,
karykaturalna kreacja Pameli Matheson podczas tej pierwszej godziny projekcji
sporadycznie urozmaica fabułę groteskowym, prześmiewczym akcentem, notabene
będącym kolejnym przytykiem w stronę zwariowanych, amerykańskich elit.
Ostatnie osławione mniej więcej pół godziny „Towarzystwa” to czyste szaleństwo, z
wykorzystaniem maksymalnie realistycznych efektów specjalnych. Charakteryzację uhonorowano na
Międzynarodowym Festiwalu Filmów Fantasy w Brukseli nagrodą Silver Raven. I słusznie, bo kilka
obrazów gore już w swoim życiu
widziałam, ale czegoś takiego nigdy. UWAGA
SPOILER Gumowato-oślizgła orgia w wydaniu Yuzny, podczas której ludzkie
ciała przybierają najróżniejsze formy to prawdziwy popis ogromnej wyobraźni i
wyczucia realizmu. Oraz… niebanalnego poczucia humoru (twarz w miejscu odbytu).
Końcówka „Towarzystwa” to body horror
w najczystszej postaci, eksperymenty cielesne posunięte do ekstremum z daleko
idącą swobodą, nieskrępowaną zabawą gatunkiem, który bez wątpienia jest
konikiem Yuzny. Lepkie, śliskie, gąbczaste ciała członków stowarzyszenia
przybierają tak wiele dziwacznych postaci, że nie tylko moja wyobraźnia tego
nie ogarnia, ale również umysł nie jest w stanie jasno skatalogować, żeby to
wszystko opisać. Maszkary stworzone przez ekspertów od efektów specjalnych przybierają
tak kuriozalne kształty, że tego nie da się opisać – trzeba to zobaczyć i
spróbować ogarnąć umysłem KONIEC
SPOILERA. Śmiałą, maksymalnie groteskową i odstręczającą końcówką Yuzna
udowodnił mi, że jest prawdziwym geniuszem body
horrorów, reżyserem z którym należy się liczyć. Nie spodziewałam się po nim
takiego majstersztyku realizacyjnego.
Dla mnie „Towarzystwo” to absolutne arcydzieło kina grozy, zręcznie
kompilujące aurę intrygującej, wręcz uwierającej tajemnicy z satyrą i
najczystszą makabrą, która wymyka się wszelkim klasyfikacjom. Jeden z
najlepszych body horrorów, jaki dane
mi było zobaczyć, mający wszelkie predyspozycje, żeby stawać w jednym rzędzie z
kinem grozy Davida Cronenberga i Clive’a Barkera.
To koniecznie muszę obejrzeć!
OdpowiedzUsuń