Okładka książki. „Przebudzenie”, Wydawnictwo Skarpa Warszawska 2024
Do paranormalnej greckiej przygody człowiek najbardziej znany jako Jack Ketchum, specjalista od prozy bezkompromisowej, wrócił po wydaniu „Cover”, które zbiegło się ze śmiercią jego mamy, naturalnie działającą demobilizująco na artystyczną duszę wielkiego odkrycia pisarskiego wiecznie żywego (unieśmiertelniony poprzez swoją twórczość) Roberta Blocha. Nie miał weny ani powodu, by na siłę szukać pomysłu na kolejną książkę, skoro jedną miał w zapasie. Uznał, że tekst wymaga paru poprawek i z zapałem zabrał się do szlifowania powieści „The Huntress”, którą niebawem przemianuje – życzenie wydawcy – na „She Wakes”. Ponowną obróbkę materiału przerwała przemożna potrzeba pochylania się nad tragedią pewnej dziewczyny. W efekcie w 1989 roku odbyła się światowa premiera fikcyjnej historii Leli Narkisos i częściowo autentycznej historii Meg Loughlin (sfabularyzowana wersja wstrząsającej sprawy kryminalnej z lat 60. XX wieku, niewyobrażalnej męki nastoletniej Sylvii Likens), opus magnum Jacka Ketchuma (a przynajmniej najpopularniejsze dzieło, bo w przeciwieństwie do paru innych utworów tego pana, żadnej nagrody nie zdobyło, co wbrew pozorom wciąż ma decydujące znaczenie dla jakiejś części opinii publicznej)... ale na uznanie czytelników musiało „trochę” poczekać. „She Wakes” i „The Girl Next Door” („Przebudzenie” i „Dziewczyna z sąsiedztwa”) jakiś czas „spędziły w czarnej dziurze” (tj. minimalne zainteresowanie czytelników), z której w wielkim stylu wyskoczyła tylko ta druga bestyjka, totalnie depresyjny utwór całkiem solidnie przeniesiony na ekran w 2007 roku przez Gregory'ego Wilsona. Ponoć pierwszy supernatural horror (śmiem twierdzić, że już powieść „Ladies' Night” - napisana wcześniej, uwolniona później - zahaczała o sferę nadprzyrodzoną), czterokrotnego zdobywcy Bram Stoker Award, Wielkiego Mistrza World Horror Convention Jacka Ketchuma, polską premierę miał dopiero w 2024 roku. Edycja w miękkiej oprawie wypuszczona przez Wydawnictwo Skarpa Warszawska. Powieść porządnie przetłumaczył pan Robert J. Szmidt, a stosownie upiorne opracowanie graficzne okładki zawdzięczam(y) panu Mariuszowi Banachowiczowi. „Przebudzenie” otwiera „lekko zafałszowane” (przerobione) wspomnienie autora z greckich wakacji. Wyprawa do historycznego grobowca w pobliżu Myken - Skarbca Atreusza (grób Agamemnona) - która w „Przebudzeniu” przeobraziła się w mediumiczne doświadczenie człowieka w gruncie rzeczy przyzwyczajonego do podobnych przeżyć. Można jednak śmiało założyć, że Jordan Thayer Chase w jaskini na grackiej prowincji doznał najbardziej przerażającego objawiania w swoim niezwyczajnym życiu. Paśmie sukcesów, w największej mierze zawdzięczanym wrodzonym zdolnościom parapsychicznym. Biznesmen z szóstym zmysłem na tropie pradawnego Zła. Przydługi prolog i przeskok do Roberta Dodgsona, trzydziestoparoletniego „ucznia” młodszego o jakieś dziesięć lat Danny'ego Hicksa. Amerykanina przebywającego w swoim ulubionym miejscu na Ziemi, protagonisty „stworzonego na obraz i podobieństwo jego stwórcy”. W każdym razie ze wszystkich postaci występujących w „Przebudzeniu” Jack Ketchum przypuszczalnie najwięcej z siebie dał właśnie Dodgsonowi. I nie chodzi tylko o niespełnione aspiracje artystyczne, nieprzynoszące pożądanych rezultatów próby przebicia szklanego sufitu w literackim światku, zrobienia satysfakcjonującej kariery w trudnej branży - rozczarowujące publikacje; pretensjonalne powieści Dodgsona i pewnie zbyt śmiałe, jak na masowy rynek, powieści Jacka Ketchuma. Autor „Przebudzenia” w Grecji też poznał „bardzo dziwną, niezwykłą” kobietę. Krótkotrwały romans z Irlandką natchnieniem dalece bardziej niebezpiecznego wakacyjnego - przedwielkanocnego – romansu Roberta Dodgsona.
Okładka książki. „She Wakes”, 47North 2013
Antybohaterkę „Przebudzenia” Jacka Ketchuma poznamy już w prologu – centralna przestrzeń dzielona wyłącznie z Jordanem Thayerem Chase'em (narracja trzecioosobowa z niejedną postacią prowadzącą); z czasem to najbardziej wyeksponowane grono (imiona i/lub nazwiska tytułami większości rozdziałów, bez wyjątku nieponumerowanych, jeśli nie liczyć odliczania dni w dalszej partii książki) powiększy się o Roberta Dodgsona, Angielkę Billie Durant i Francuza Gerarda Sadliera – jako mizoandryczną samookaleczającą się kleptomankę wynajmującą kwaterę w Santorynie z działającą jej na nerwy Szwedką. Po drastycznym zakończeniu tej znajomości - w sumie zapowiadało się dużo mocniejsze pożegnanie ze współlokatorką – okrutna Lelia zjawi się w miejscowości Matala na Krecie, gdzie pozna nauczycielkę z Francji, Michelle Favre, dziedzica firmy farmaceutycznej ze Stanów Zjednoczonych, Danny'ego Hicksa, i wreszcie jego straumatyzowanego rodaka, powieściopisarza Roberta Dodgsona. Przedstawi się jako Greczynka Lelia Narkisos i niezwłocznie zarzuci lepką sieć na upatrzonego mężczyznę rozpamiętującego makabryczne rozstanie. Nieodwracalna tragedia, którą można by nazwać kumulacją „klątwy miłosnej” rzuconej na Roberta Dodgsona przez sadystyczną Tyche, gdyby na jego drodze nie zmaterializowała się seksowna Lelia. Zaborcza diablica, która z jakiegoś powodu zagięła parol na niczym niewyróżniającego się turystę. Wydawać by się mogło, że takiej kobiecie w oko prędzej wpadnie Danny - zdecydowanie bardziej kontaktowy, atrakcyjniejszy wizualnie (w każdym razie, kiedy chłopaki są razem, to za nim najczęściej oglądają się panie) i chyba lepiej ustawiony finansowo – że tak twardy charakter nie zainteresuje się tak niepewnym siebie kawalerem, jak Robert Dodgson. Z drugiej strony mówią, że przeciwieństwa się przyciągają... Mówią też, że swój swego pozna. Czy to możliwe, że piękna nieznajoma wyczuła w rzekomo potulnym mężczyźnie bratnią bestię? Uśpione żądze, które Lelia za wszelką cenę zamierza obudzić? Archetypiczny motyw kuszenia przez podstępnego Węża (Żmiję!), dla którego przeciwwagą będzie Billie Durant, anielski głos w wewnętrznym konflikcie protagonisty. Odwieczna walka dobra ze złem, walka o nieśmiertelną duszę niekoniecznie tylko nieszczęsnego kochanka przedwiecznej femme fatale. Klasyczne „przeciąganie liny” w mistycznym państwie, w którym lata przed tytułową pobudką zachodziły niepokojące zmiany. „Przebudzenie” Jacka Ketchuma mogłoby nie powstać, gdyby nie szok, jaki ogarnął go po powrocie do Grecji w 1983 roku. Zaledwie sześć lat minęło od jego poprzedniej (pierwszej) wizyty w tej magicznej krainie – „mieszaninie intensywnej duchowości i czystej fizyczności”, jako rzekł w dodatku do omawianej powieści przygotowanym w sierpnia 2001 roku – a gołym okiem było widać, że „wszystko się rozsypywało”. Zanikające tradycje (przygnębiające nasiąknięcie kulturą zachodnią; Grecy upodabniający się do rodaków pana Ketchuma), ordynarna nowoczesność szpecąca historyczne krajobrazy, zakłócająca przepływ starożytnej mocy... „Przebudzenie” miało być swego rodzaju modlitwą w intencji „starej” Grecji, może nawet błagalnym psalmem do nieśmiertelnych mieszkańców Olimpu, aktem rozpaczy, lamentem dopraszającym się o odrodzenie ukochanego kraju. O zgładzenie demona rozpadu. Ponętna Entropia, personifikacja zachodniej zgnilizny toczącej kolebkę demokracji? Bogate, unikalne dziedzictwo kulturowe zagrożone przez zmiennokształtne stworzenie nieradzące sobie z odrzuceniem:) Zemsta Królowej Legionu, szkaradnego zastępu, który może zostać odebrany jako pójście po linii najmniejszego oporu – banalne zaostrzenie akcji, niepotrzebne zapożyczenie z UWAGA SPOILER George'a A. Romero czy innego Lucio Fulciego KONIEC SPOILERA – mnie jednak za bardzo spodobały się te paskudne widoki, by utyskiwać na taki rozwój wydarzeń na klaustrofobicznej wyspie. A zrobi się jeszcze ciaśniej - ostatni przystanek w desperackiej ucieczce przed niszczycielką siłą. Wyspa z Obłąkaną Chatą - wyborne szaleństwo – gdzie zgromadzą się bodaj ulubione zwierzęta Ketchuma i inne przyjemniaczki. Wyspa z Przeklętą Górą, gdzie rozegra się jedna z najdziwniejszych ostatecznych konfrontacji w historii gatunku. Dobrze, „trochę” przesadziłam, ale to na pewno był niecodzienny widok. Niektórzy mogą uznać, że Jacka Ketchuma zbytnio poniosło, mniej jednak ten „wykoślawiony” element ładnie wpasował się w całość. W nietypowy pomnik - bynajmniej nagrobny - dla Grecji.
Moim zdaniem niedocenione dziełko autora niesłynącego z subtelności, nieodżałowanej pamięci Dallasa Williama 'Jacka Ketchuma' Mayra. Drapieżna powieść o zjawiskach nadprzyrodzonych od człowieka, którego zawsze najbardziej przerażały potworności ludzkie. „Przebudzenie” to jeden z nielicznych horrorów nadprzyrodzonych w pisarskim dorobku Wielkiego Mistrza Literatury Bezkompromisowej. Jedyna w swoim rodzaju wycieczka krajoznawcza – istna demolka z miłości do Prawdziwej Grecji urządzona. W pęczniejącej atmosferze niesamowitości, hipnotyzującej tajemniczości i nienaturalnego zaszczucia. Klimatyczna opowieść lekko krwista. Mnie porwała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz