Spiker amatorskiej stacji radiowej Puszczyk, posługujący się pseudonimem
Doc Rock podczas nocnej audycji odbiera telefon od seryjnego mordercy, którego
prasa nazwała Nocnym Rzeźnikiem. Szaleniec informuje go, że uwięził kobietę i
tylko udział Doc Rocka w osobliwej grze, puszczanej w eter w czasie
rzeczywistym, może ocalić jej życie. Przerażony spiker niechętnie zgadza się na
psychologiczną rozgrywkę z mordercą. A tymczasem śledczy Brix podąża za
krwawymi wskazówkami podrzuconymi przez Nocnego Rzeźnika, mając nadzieję, że doprowadzą
go do niego zanim pozbawi życia kolejną młodą kobietę.
Niemiecki thriller Marco J. Riedla i Carstena Vautha, na podstawie
scenariusza tego pierwszego. Pełnometrażowa „Cisza w eterze” rozbudowuje
historię tych twórców zaprezentowaną w 2010 roku w shorcie, który zdobył
Shocking Shorts Awards na Festiwalu Filmowym w Monachium. Rozszerzona wersja
miała swoją premierę w 2012 roku w Stanach Zjednoczonych na Screamfest Film
Festival.
Akcja „Ciszy w eterze” zawiązuje się bardzo szybko i przez większą część
seansu koncentruje się na znęcaniu się nad młodą, piękną żoną cenionego
prawnika (urodziwa, acz niezbyt umiejętnie oddająca przerażenie Jasmin Lord)
oraz psychologiczną rozgrywką ze spikerem radiowym, który zyskał szansę
ocalenia kolejnej ofiary Nocnego Rzeźnika. Cała rozmowa Doc Rocka i zabójcy
(odtwórcy tych ról, Markus Knufken i Charles Rettinghaus) idealnie wcielili się
w swoje postacie) idzie w eter, dzięki czemu jego słuchacze mogą na bieżąco
śledzić przebieg wydarzeń. W kinematografii motyw seryjnego mordercy został już
dość mocno wyeksploatowany, więc tym bardziej cieszy, że Riedl nieco odbiegł od
znanego schematu (szaleniec w wyszukany sposób pozbawia życia swoje ofiary, a
śledczy podążają jego tropem). Główny wątek filmu osadził w dwóch miejscach: okazałej
rezydencji, należącej do nieszczęsnej kobiety i jej męża oraz piwnicy Doc
Rocka, w której ten urządził sobie amatorską rozgłośnię radiową, a większość
napięcia skumulował w relacji pomiędzy trzema postaciami. Co jakiś czas,
posiłkując się dynamicznym montażem płynnie przeskakiwał na śledczego Brixa (za
bardzo teatralny Ronald Nitschke), który w pojedynkę stara się rozszyfrować
znaczenie filozoficzno-makabrycznych wskazówek podrzuconych przez sprawcę.
Najpierw sprawdza porzucony samochód, w bagażniku którego znajduje nieżywą
kobietę z różą w ustach (kolczasta łodyga tkwi w jej gardle), co jest swego
rodzaju wizytówką tego, od dłuższego czasu grasującego w mieście szaleńca. Pod
pojazdem natrafia na jej odciętą dłoń (co również wpisuje się w zamiłowania
mordercy), a w szopie nieopodal odnajduje pozszywane, bezgłowe ciało kobiety.
Wszystkie tropy opatrzone są spisanymi przez Rzeźnika filozoficznymi
sentencjami, których właściwa interpretacja może doprowadzić Brixa do jego
aktualnego miejsca pobytu. Tymczasem gdzieś z dala od niego piękna kobieta i
radiowy spiker przeżywają prawdziwe katusze. Morderca więzi żonę prawnika w ich
apartamencie, ale wbrew pozorom okalecza jedynie mężczyznę. Kobietę
wykorzystuje do wciągania Doc Rocka w przemyślną grę, w której najciekawszym
elementem jest wymuszanie na nim przyznawania się do swoich najpodlejszych
uczynków. Wszystko to trafia do uszu jego słuchaczy, którzy notabene ani myślą
zawiadomić o tym incydencie policję… Aby wymusić na spikerze zeznania szaleniec
aplikuje kobiecie substancję paraliżującą ją od szyi w dół, włącza piłę i w
pełnych napięcia scenach zbliża obracające się ostrze do jej skóry. Naciskany w
ten sposób Doc Rock szybko staje się marionetką w jego rękach, spełniając
wszystkie, również makabryczne żądania Nocnego Rzeźnika. Tchórzliwy mężczyzna z
czasem zgodnie z zamysłem szaleńca nabiera bohaterskich cech – własnym kosztem
stara się ocalić nieznaną kobietę, aby odkupić dawne przewiny.
„Ciszę w eterze” zrealizowano w mrocznej oprawie, dostosowanej do ciężkiej
psychologiczno-makabrycznej tematyki, w której to pierwsze rozegrano wręcz
idealnie, z poszanowaniem wszelkich reguł suspensu i dramaturgii. Z krwawymi,
dość oszczędnymi w liczbie ujęciami jest już nieco gorzej – metaliczna, rzadka
krew pozostawia sporo do życzenia, a kamera „ucieka” gdzieś w bok w chwili
ćwiartowania prawnika (jedynej sceny, w której mamy okazję obserwować
morderstwo w czasie rzeczywistym, a nie jedynie, jako efekt wcześniejszych
poczynań sprawcy). Pod koniec seansu Riedl postawił na kilka szybkich zwrotów
akcji. Przez całą projekcję twórcy osnuwali aurą tajemnicy tożsamość nie
mordercy, jak to zwykle w tego typu thrillerach bywa, a jego młodej ofiary.
Jednakże niepotrzebnie wtłoczyli w scenariusz wątek obyczajowy, który pozwolił
przedwcześnie przewidzieć jeden ze zwrotów akcji. Drugi, najbardziej znaczący,
bo ukazujący w innym świetle wszystko, co wcześniej widzieliśmy, jeśli
przymknie się oko na drobne oszustwa scenarzysty, mocno zaskakuje. Dynamiczna,
aczkolwiek niezapominająca o budowaniu napięcia i potęgowaniu mrocznego klimatu
końcówka jest naszpikowana jeszcze kilkoma zgrabnymi zwrotami akcji
(rozciągniętymi do sceny pomiędzy napisami końcowymi), które znacząco zintensyfikowały
i tak przygnębiający wydźwięk scenariusza.
W mojej ocenie, pomimo kilku drobnych wpadek, „Cisza w eterze” to
prawdziwie elektryzujący thriller. Pomysłowy scenariusz, mroczna oprawa,
dynamiczny montaż i umiejętnie potęgowane napięcie wręcz nie pozwalają spuścić
oczu z ekranu, w oczekiwaniu na kolejne posunięcia seryjnego mordercy. Chciałabym
żeby wszystkie dreszczowce o wielokrotnych zabójcach były nacechowane taką
dramaturgią, nawet kosztem delikatnie podziurawionych scenariuszy, co niestety
w tej produkcji mocno rzuca się w oczy. Czy na tyle, aby zniwelować ogromne
plusy tego obrazu? Moim zdaniem nie, ale to już każdy musi ocenić sam.
Ciekawe propozycje:)
OdpowiedzUsuńZgodzisz się na obserwację??:)Jeżeli tak to napisz mi w komentarzu a ja odwdzięczę się na pewno:)
http://nolongernightmare.blogspot.com
http://milionpomyslowna.blogspot.com