Nastolatek, Daniel, zostaje ukarany letnim aresztem domowym za
cyberprzestępstwa kosztem koleżanki ze szkoły, Mony. Niedługo po założeniu mu
opaski przez kuratora obiekt jego dyktowanych miłością prześladowań kontaktuje
się z nim za pomocą kamerki internetowej i na jego oczach popełnia samobójstwo.
Wkrótce potem Daniel zacznie świadkować nadnaturalnym wydarzeniom w swoim domu,
a na pomoc w walce z tajemniczą siłą będzie mógł liczyć jedynie ze strony swoich
najlepszych przyjaciół, Abby i Kevina.
Ghost story utrzymana w teen horrorowych klimatach. Za reżyserię
odpowiadał Paul Solet, twórca „Grace” - bardzo dobrego niszowego straszaka z
2009 roku, opartego na podstawie własnej krótkometrażówki z 2006 roku. „Dark
Summer” też jest produkcją niszową, aczkolwiek w starciu z „Grace” w moim
mniemaniu przegrywa na wszystkich frontach. Głównie przez wzgląd na konwencję. Styl
Soleta doskonale współgra z lekko chorymi i umiarkowanie krwawymi horrorami,
ale nijak nie przystaje do nastrojówek o duchach, co „Dark Summer” dobitnie
udowadnia.
Scenarzysta, Mike Le, zawiązał akcję za pośrednictwem motywu aresztu domowego
nastolatka, który to już chyba zawsze będzie się kojarzył z „Niepokojem”.
Zresztą Le wcale nie ukrywa swojej inspiracji, wtłaczając w usta przyjaciół
Daniela wypowiedzi porównujące go do Shii LaBeoufa. Kiedy już główny bohater
zostanie zaobrączkowany przez kuratora za prześladowania szkolnej outsiderki
Mony, w której notabene się podkochiwał, a dziewczyna popełni już na jego oczach
(za pośrednictwem kamerki internetowej) samobójstwo przyjdzie pora na właściwą
problematykę filmu. Nawiedzenie chłopaka przez duszę Mony i jego rozpaczliwe
próby pozbycia się natręta. Zarys fabuły, oczywiście, bardziej konwencjonalny
już być nie mógł, ale schematyczność jeszcze dałoby się strawić, gdyby
realizacja pasowała do nurtu ghost story.
Zarówno „Grace”, jak i „Dark Summer” wyróżniają się lekko przybrudzoną
kolorystyką, przywodzącą na myśl kino grozy z dwóch-trzech ostatnich dekad XX
wieku. Zaczynam podejrzewać, że to swego rodzaju wizytówka Paula Soleta, ale
dopiero jego dalsza twórczość pokaże, czy mam rację. W każdym razie taki klimat
doskonale pasuje do filmu o krwiożerczym niemowlaku, ale gryzie się z produkcją
o złośliwym duchu. Tym bardziej, że wszystkie jump scenki i chwile w zamyśle szczytowej grozy są błędnie
obliczone w czasie. Weźmy na przykład scenę, kiedy Daniel zwabiony hałasem
przemierza kilka pomieszczeń w swoim domu, a kamera filmuje tył jego głowy. Na
początku napięcie jest całkiem przyzwoite, ale jego powolną wędrówkę tak bardzo
rozwleczono, że w połowie zaczęłam mocno się niecierpliwić. W dodatku kulminacje
takich w zamiarze potęgujących atmosferę sekwencji pojawiają się w najbardziej
przewidywalnych momentach. Ratuje je jedynie pomysłowość, jak na przykład fotografia
Mony w kronice szkolnej, która odwraca się na oczach Daniela. Solet odwoływał
się również do swojego zamiłowania do kina gore.
Ale choć rozpłatanie ciała Daniela, wbicie kredki w dłoń Abby oraz finał
chwilowo dynamizują fabułę oraz wzbogacają ją odważnymi stricte horrorowymi
elementami przez wzgląd na niski budżet porażają sztucznością. Jeśli spojrzy
się na „Dark Summer”, jako całość liczba tych wszystkich manifestacji ducha z
rozmazanym makijażem, projekcji jego mocy i scen gore jest niezadowalająca. Przez większą część filmu zwyczajnie nic
ciekawego się nie dzieje. No chyba, że uznać za interesujące próby
skontaktowania się nastolatków z poltergeistem a la „Diabelska plansza Ouija”,
zgodnie ze wskazówkami zamieszczonymi przez domorosłych ekspertów w Internecie.
Albo żenujące, rozwleczone do granic możliwości próby zwrócenia na siebie uwagi
Daniela przez podkochującą się w nim Abby. Takich historii o duchach
utrzymanych w teen horrorowej atmosferze
było już sporo, a większości z nich można śmiało przyznać większą umiejętność w
generowaniu napięcia.
Chociaż „Dark Summer” z dosłownie parominutowymi wyjątkami idealnie spełnia
się w roli środka nasennego końcówka odrobinę wybija z letargu. Bardzo
pomysłowy, makabryczny motyw, nawiązujący do jednej z początkowych wypowiedzi
Daniela, pociągnięty jeszcze po napisach końcowych. Ale i tak, jeśli dodać do tego krótkie stricte
horrorowe ujęcia z wcześniejszych partii filmu mankamenty najnowszego obrazu
Soleta przesłaniają plusy. A do tej listy minusów wypunktowanych przeze mnie
wcześniej można też dodać obsadę, poza dobrym Peterem Stormarem. Wszyscy
odtwórcy nastolatków, poczynając od Keira Gilchrista, przez Stellę Maeve i
Maestro Harrella na naszym duchu Grace Phipps kończąc są rażąco bezuczuciowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz