W 1985 roku guru Jim Jacobs i przeszło czterdziestu członków jego sekty
Heaven’s Veil popełnili samobójstwa. Przeżyła jedynie pięcioletnia Sarah. Dwadzieścia
pięć lat później Maggie Price wraz z bratem i kilkorgiem znajomych postanawia
nakręcić dokument o ranczu, na którym przed laty doszło do zbiorowego samobójstwa.
Kobieta ma nadzieję, że poznanie wszystkich faktów o sekcie pomoże jej
zrozumieć samobójstwo ojca, który ćwierć dekady temu pracował nad sprawą
kościoła Jacobsa z ramienia FBI. Rolę przewodniczki Maggie proponuje Sarah,
która po namyśle przyjmuje ją, wierząc, że dzięki tej wyprawie pozna swoje
korzenie. Niedługo po dotarciu na ranczo The Veil domorośli dokumentaliści
świadkują niepojętym zjawiskom, wskazującym, że to miejsce jest nawiedzone, najprawdopodobniej
przez Jima Jacobsa i jego trzódkę.
„Powrót do Heaven’s Veil” w reżyserii Phila Joanou to ghost story delikatnie zainspirowana prawdziwym wydarzeniem, która pierwotnie miała być utrzymana w stylistyce found
footage. Jednak pod wpływem pozostałych członków ekipy, scenarzysta Robert Ben
Garant, który wcześniej rozpisał fabułę między innymi „Klątwy Jessabelle”,
postanowił zmodyfikować projekt dostosowując go do tradycyjnej realizacji. Po
dołączeniu do obsady Jessici Alby producent, Jason Blum, nakłonił Garanta do
wprowadzenia kolejnych poprawek w scenariuszu, mających na celu rozbudować powierzoną
jej postać. Choć liczne modyfikacje scenariuszy nie są niczym nadzwyczajnym na
etapie pracy nad filmem w tym konkretnym przypadku niezdecydowanie twórców mogło
rzutować na ostateczny kształt produkcji. Choć na realizację filmu przeznaczono
cztery miliony dolarów, a obsadę uświetniła hollywoodzka gwiazda nie zdecydowano
się na dystrybucję kinową, rozpowszechniając dziełko Joanou za pośrednictwem
platformy „wideo na żądanie” oraz na płytach DVD i Blu-ray.
Jeśli weźmie się pod uwagę dzisiejsze częste plastikowe oprawy wizualne w
kinie grozy, tendencję twórców do gloryfikowania żywych, silnie
skontrastowanych barw, kolorystyka „Powrotu do Heaven’s Veil” może mile
zaskoczyć. Zdjęcia bowiem całkowicie pozbawiono pastelowych barw, uderzając w
wyblakłe odcienie ciemniejszych reprezentantów palety, co chwilami sprawiało
nawet wrażenie obcowania z produkcją niezrealizowaną w kolorze, szczególnie w
momentach, w których dominowała czerń. Kolejnym superlatywem „Powrotu do Heaven’s
Veil” jest dynamiczny, acz nieprzekombinowany montaż, który spotęgował wydźwięk
kilku jump scen, reminiscencji i nastrojowych
kolaży: serii szybko następujących po sobie klimatycznych obrazków. Doskonałym
przykładem umiejętnego wykorzystania dobrodziejstw płynących z montażu jest
scena wejścia młodych dokumentalistów do zniszczonej chatki, kiedy to tuż po
otwarciu przez nich drzwi wejściowych widzimy na korytarzu zjawę podążającą w
ich kierunku w krótkich przebłyskach z wykorzystaniem techniki poklatkowej. Wszystkie wspominki Sarah na
ranczu The Veil również ożywiono licznymi, niespodziewanymi manifestacjami
nieznanego, dzięki zdolnościom montażystów i pogrywaniu reżysera na oczekiwaniach
widzów wyrobionych przez lata obcowania z konwencjonalnymi straszakami poprzez
ujęcia wkomponowane w akcję w najmniej spodziewanych momentach. Tutaj za
przykład niech posłuży moment zbliżania się pięcioletniej dziewczynki do trupa
spoczywającego pod płachtą. Zbliżenie na jego nieruchomą dłoń każe sądzić, że w
następnym ujęciu kończyna niespodziewanie się poruszy, zmuszając odbiorcę do
poderwania się z fotela. Dlatego świadomie przygotowujemy się na taką sytuację,
nawet nie biorąc pod uwagę innej ewentualności, choćby szkaradnych zjaw z nagła
wchodzących w kadr. Bardziej wymagająca część opinii publicznej najprawdopodobniej
skwituje owe zabiegi lekkim wzruszeniem ramion i konstatacją, że przecież jump sceny, choćby nawet diablo
skuteczne to prymitywny zabieg, mający na celu nie tyle przerażenie oglądającego,
co zaskoczenie go. I będą mieli absolutną rację, tyle że współczesne mainstreamowe
ghost stories są praktycznie
zdominowane przez tego rodzaju triki, na domiar złego rzadko odnoszą pożądany
skutek, głównie przez niemożność wyczucia odpowiedniej chwili przez twórców i
oczywiście mało który dystrybuowany na dużych ekranach horror może się
poszczycić taką konsekwencją w niwelowaniu pastelowych barw.
Skoro więc ekipa „Powrotu do Heaven’s Veil” pod przewodnictwem Phila Joanou
z taką wprawą podeszła do technicznych aspektów produkcji, dlaczego ich projekt
zderzył się ze wzmożoną krytyką? Cóż, nie wiem, jak zapatrują się na to inni
widzowie, ale ja największą winą obarczyłabym rozproszoną narrację i
papierowych bohaterów. Fabuła w przeważającej mierze eksploatowała znane
motywy, wtłoczone w pospolitą konwencję grupki domorosłych dokumentalistów zamierzających
zbadać owiane złą sławą miejsce. W tym przypadku niegdysiejszą siedzibę sekty
Jima Jacobsa, ranczo The Veil, dzisiaj oddane na pastwę nieubłaganych zjawisk
atmosferycznych. Zarówno wątek nawiedzenia punktu docelowego młodych filmowców
(nastrojowy zakątek, przypominający nieco miejsce akcji „Charlie’s Farm”, ale
bardziej złowieszcze), jak i motyw sekty w kinie grozy nie są żadnych novum,
ale akurat stereotypowość w najmniejszym stopniu mi nie przeszkadzała. Za to
sposób, w jaki wyłuszczoną ową w gruncie rzeczy prościutką opowieść pozostawia
wiele do życzenia. Scenarzysta wplótł we właściwą akcję liczne retrospekcje
obrazujące dzieje kościoła Jima Jacobsa, przede wszystkim skupiając się na jego
osobliwych staraniach oddzielenia duszy od ciała oraz zdolnościach uzdrawiania.
Ale pomijając fakt, że odtwórcy roli guru, Thomasowi Jane’owi zabrakło charyzmy
(tak bardzo, że aż człowiek się zastanawiał, jakim cudem jego trzódka z taką
uwagą „wchłaniała” każde jego słowo) Garant przez większą część seansu nie
zachował jakiejkolwiek równowagi pomiędzy dwoma płaszczyznami fabuły. W ten
sposób zamiast nieco rozbudować chociaż wątek przewodni szczególnie w środkowej
partii seansu serwował swoiste zajawki obu ustępów, bez zagłębiania się w
szczegóły, przy okazji spłaszczając psychologiczne aspekty całej intrygi. W ten
oto sposób dobre kreacje Jessici Alby i Lily Rabe, pomimo, że były czołowymi
postaciami „Powrotu do Heaven’s Veil” sportretowano tak nieciekawie, że
właściwie nie miało się okazji odpowiednio wczuć w sytuację którejkolwiek z
nich. O ich towarzyszach nawet nie wspominając, gdyż twórcy zauważalnie
potraktowali ich w kategoriach „armatniego mięsa”, do czasu zgonu robiąc z nich
elementy tła dla wspomnianych kobiet. Twórcy tak nieubłaganie, bez choćby
najmniejszego poczucia dramaturgii skakali z wątku przewodniego w minione
dzieje, że z czasem zupełnie straciłam zainteresowanie rozwojem fabuły,
mimowolnie odpływając gdzieś myślami i ożywiając się jedynie w przebłyskach
akcentowania obecności nieznanego. Dopiero ostatnia partia nieco wybiegła poza
ramy ciasnej konwencji i co ważniejsze Joanou zachował w niej ciągłość
przyczynowo-skutkową, pozwalającą mi w całości skoncentrować się na koszmarze
młodych ludzi. Zaskoczył mnie również zwrot akcji, ale nie na tyle, żebym mogła
mówić o jakimś druzgocącym uderzeniu.
„Powrót do Heaven’s Veil” paroma elementami deklasuje większość
współczesnych horrorów głównego nurtu: podejściem do jump scen, oprawą wizualną i montażem, ale oceniając go całościowo
głównie przez rozproszoną narrację i szczątkowe rysy psychologiczne wszystkich
bohaterów nie mogę oddać mu wybicia się ponad przeciętność. Twórcy mieli w
rękach właściwe wszystkie asy potrzebne do stworzenia naprawdę interesującego
straszaka, z trudniejszych zadań wywiązując się całkiem zadowalająco, ale wiele
zepsuli zbytnim pośpiechem, który rzutował na ciągłość akcji, tym samym
obniżając poziom mojego zainteresowania fabułą oraz sylwetkami poszczególnych
bohaterów, notabene sprawiając, że nijak nie potrafiłam się z nimi utożsamić,
ani sympatyzować z którymkolwiek z nich. Naprawdę ubolewam nad tą pobieżnością,
bo gdyby nie ona „Powrót do Heaven’s Veil” mógłby okazać się bardzo solidnym,
choć oczywiście mało odkrywczym horrorem.
Myślę, że mogłabym obejrzeć. Ale nie teraz, bo nie mam humoru i jeszcze bym się zdołowała horrorem. ;/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie ;]
http://tylkomagiaslowa.blogspot.com/
Zgadzam się z Twoją recenzją w całej rozciągłości. Od siebie dodam jeszcze, że w scenariuszu, niestety, pojawiło się kilka sporych błędów i niekonsekwencji. Np. FBI, po wkroczeniu na teren rancza na pewno przeszukałoby je w całości i znalazło ten odosobniony domek. A jeżeli nikt nie odnalazł chatki to nikt nie odnalazł taśm, a co za tym idzie nikt nie miał pojęcia, że nie było to zwyczajne zbiorowe samobójstwo. Czemu więc ojciec Maggie popełnił samobójstwo? Nie mógł przecież wiedzieć, że przeszkodził w zmartwychwstaniu. Co jeszcze mi się rzuciło w oczy to to, że z ciała w chatce po 25 latach, przy takiej ilości szczurów i robactwa, zostałyby jedynie same kości. Szkoda pomysłu, bo film po dopracowaniu scenariusza mógłby być naprawdę niezły.
OdpowiedzUsuńPopełnić samobójstwo mógł po prostu dlatego, że nie poradził sobie ze wspomnieniami ogromu owej tragedii, chociaż dla agenta FBI to byłoby trochę nietypowe, więc może tłumaczę to na siłę;)
UsuńZauważyłam też jeszcze jedną nieścisłość, albo przespałam dogranie tego wątku;) Otóż, dwoje dokumentalistów rusza po pomoc (po auto potrzebne do przewiezienia drogiego sprzętu), a po jakimś czasie dalej są na ranczo i zawiadamiają innych o śmierci jednego z nich nie mówiąc im nawet, czy dotarli do jakiegoś zaludnionego miejsca i dlaczego tak szybko wrócili (bo raczej dotychczas powinni już nieco bardziej oddalić się od reszty, no chyba że naprawdę bardzo wolno szli).
Obejrzałabym chyba głównie ze względu na Jessicę.:)
OdpowiedzUsuńBardzo dobra recenzja. Skuszę się na ten film tylko z powodu głównej bohaterki - J. Alby ,ale dzięki Twojej opini wiem czego mogę się spodziewać po tym "straszaku"
OdpowiedzUsuńScena ukrzyżowania była nie na miejscu i przesadzona.
OdpowiedzUsuń