Niespełna trzysta lat temu ziściła się pradawna przepowiednia, mówiąca o
przyjściu na świat dwójki nieludzkich dzieci, powstałych z ludzkiego związku.
Chłopiec jest kryptydą, bestią, która zagraża bezpieczeństwu naszej rasy. Jego
siostra, Zib, z zewnątrz niczym nie różni się od człowieka, ale tak samo jak
brat jest nieśmiertelna i posiada nadprzyrodzone moce. Przez lata rodzeństwo
żyło w niewoli, pod okiem zastępów strażników, skrywających przed światem fakt
ich istnienia. Zib miała większą swobodę, gdyż zgodziła się współpracować z
ludźmi, bestia natomiast egzystowała w ciasnej klatce, od czasu do czasu
wykorzystując swoje moce do wywoływania halucynacji u swoich oprawców. Dzięki
niezwykłej więzi pomiędzy rodzeństwem Zib udawało się kontrolować brata, ale
teraz w obliczu wzrostu jego mocy, wpływ dziewczyny słabnie. Strażnicy decydują
się przewieźć więźniów do chatki w lesie, gdzie prawdopodobnie spełni się
przepowiednia, mówiąca o ostatecznej konfrontacji, w której naprzeciw siebie
staną bestia i człowiek. Wynik tej bitwy ma przesądzić o losie ludzkości.
„Podróż do piekła” to horror zrealizowany dla kanału Syfy, co dla wielu
widzów już powinno stanowić wymierny wyznacznik jakości tej produkcji, wszak
filmy grozy kręcone na potrzeby wspomnianej stacji zdążyły już wypracować sobie
niechlubną etykietkę. Kolejnym elementem odstraszającym (choć w mniejszym
stopniu) powinna być informacja, że reżyser „Podróży do piekła”, Daniel Wise,
debiutował tym obrazem w światku filmowym, zresztą scenarzysta, Ben Crane, w
tej roli również sprawdzał się po raz pierwszy, a więc od najważniejszych osób
odpowiadających za stronę artystyczną nie można było wiele oczekiwać. Ale choć
zdecydowana większość widzów oceniła film bardzo nisko na zagranicznych portalach
internetowych pojawiły się również skrajnie odmienne opinie, wskazujące na
istotne plusy „Podróży do piekła”. I rzeczywiście w odróżnieniu od wielu innych
horrorów zrealizowanych dla kanału Syfy obraz Wise’a może się poszczycić
kilkoma superlatywami, ale obawiam się, że będą one widoczne jedynie dla osób,
którzy obejrzeli już kilka filmów grozy „z tej stajni”, gdyż obok plusów
pojawiają się także liczne mankamenty.
Już prolog „Podróży do piekła” stanowi wiele mówiącą o jakości niniejszego
tworu przygrywkę do właściwej akcji. Świadkujemy zagadkowemu porodowi sprzed
niespełna trzystu laty, pod okiem przerażonych kapłanów, który mógłby
charakteryzować się tożsamą dla body
horroru estetyką, gdyby nie ingerencja komputera i zbyt małe doświadczenie
twórców, owocujące niemożnością wygenerowania odpowiednio mrocznej,
przybrudzonej atmosfery. Widzimy kawałek obcego organizmu przebijającego brzuch
kobiety, z którego bryzga pikselowa posoka, ale jeszcze nie jesteśmy w stanie przyjrzeć
się dokładnie kryptydzie. Za to widzimy jego siostrę przypominającą człowieka
poza fantazyjnym ogonkiem przyozdabiającym tylną stronę jej ciała. Potem następuje
przeskok w akcji, do czasów współczesnych i po efekciarskich zmaganiach grupki uzbrojonych
ludzi z bestią, którą zniewolili, Wise poświęca trochę czasu na dokładne
objaśnienia całej sytuacji. Im szerzej odkrywano przede mną szczegóły warstwy
fabularnej, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że gdyby Crane po
uprzednich drobnych poprawkach przekazał swój scenariusz bardziej
doświadczonemu reżyserowi czującemu ten gatunek jego koncepcja mogłaby zostać
przekuta w całkiem zgrabny horror. Nie mogę wszak zaprzeczyć, że fabułę charakteryzowała
odrobina pomysłowości i wyrazistości, a przynajmniej na tle większości
współczesnych, mainstreamowych, konwencjonalnych straszaków. Crane budował
intrygę na dwóch polach – akcentując zagrożenie, jakie stwarza dla ludzkości skrywana
przed światem bestia i moim zdaniem o wiele ciekawiej portretując burzliwe
relacje międzyrasowe. Zarzewiem licznych konfliktów w kręgach strażników jest
główna bohaterka, Zib, zaskakująco dobrze, jak na produkcję Syfy wykreowana
przez Evalenę Marie. Nieśmiertelna, wizualnie młoda, acz w istocie wiekowa dziewczyna
od lat współpracuje z ludźmi, którzy ją ubezwłasnowolnili, ale jednocześnie
wykazuje tendencję do sabotowania ich działań. Zib jest niezbędna strażnikom do
łagodzenia nastrojów jej brata, morderczej bestii przetrzymywanej w klatce,
gdyż ma wrodzoną zdolność do wyczuwania przez dotyk jego obecności i takowego
wpływania na jego emocje. Ponadto doskonale orientuje się w sztuczkach brata o
podłożu nadprzyrodzonym, wiedząc które z zaistniałych właśnie wydarzeń są
jedynie przywołanymi przez niego halucynacjami, a które dzieją się naprawdę.
Problem w tym, że aby zatrzymać rozrost kryptydy i zahamować u niego wzrost
nadludzkiej mocy strażnicy są zmuszeni go okaleczać, co z kolei rodzi protesty Zib,
darzącą bestię siostrzanymi uczuciami. Większa część seansu mieści się w ramach
filmu drogi – Wise skupia się na długiej podróży oddziału strażników,
transportujących rodzeństwo do chatki w lesie. I to właśnie w trakcie tej
wycieczki szczegółowo wyłuszcza się nam napięte relacje pomiędzy podróżnikami.
Zib jest faworyzowana przez dowódcę, Damona (w tej roli raczej toporny Rick
Ravanello), który zapewnia jej jako taką swobodę działania i usprawiedliwia częste
wyskoki dziewczyny, czego z kolei nie pochwala jego kolega, Knicks (przyzwoita
kreacja Toma Sizemore’a), marzący o całkowitym zniewoleniu Zib, a najlepiej
zabiciu rodzeństwa. No właśnie, pomimo, że bestia, a może i nawet jego siostra
stanowią potężne zagrożenie dla ludzkości strażnicy dotychczas nie zdecydowali
się ich wyeliminować, czekając na ziszczenie się przepowiedni, mówiącej o
ostatecznej konfrontacji człowieka z bestią. Doprawdy nie wiem dlaczego przez
setki lat kolejne pokolenia strażników brały na siebie brzemię izolowania
nieludzkich istot, zamiast po prostu je zabić (pomimo, że się nie starzały
można było je zamordować), gdyż albo pokrętna logika scenarzysty zwyczajnie
umknęła mojej uwadze, albo Crane zwyczajnie nie wybrnął z tego impasu. Nie byłby
to jedyny wątek, w którym się zapętlił, bo pod koniec wyraźnie widać
rozchwianie Damona, który najpierw opowiada się za zabiciem bestii, a chwilę
później upiera się przy jej schwytaniu -
być może pod wpływem błagań Zib, ale po dowódcy spodziewałabym się jednak
większego zdecydowania, tym bardziej, że już formułując rozkaz zabicia kryptydy
zdawał sobie sprawę, że dziewczyna nie będzie zadowolona.
Pomijając kilka nieścisłości relacje na linii Zib-Damon-Knicks oraz liczne
wybiegi niesubordynowanej dziewczyny, mające na celu uwolnienie bestii,
znacząco uprzyjemniły mi odbiór „Podróży do piekła”. Gdyby nie konflikty
bohaterów i wprowadzająca szczyptę dramatyzmu niecodzienna sytuacja głównej
bohaterki, której ambiwalentna osobowość wzbudzała całkiem sporo różnorakich
emocji, zapewne nie wytrwałabym do końca seansu. Wszak do przerwania projekcji
zmusiłyby mnie kiepskie efekty komputerowe i podpadające pod film akcji liczne
strzelanki i walki wręcz. Pomysły na dręczenie i eliminowanie strażników były
całkiem obiecujące – wystarczy choćby wspomnieć wywołanie u jednego z mężczyzn
halucynacji obrazującej wyciąganie sobie jelit i oplatanie nimi szyi, przebicie
ciała poprzez ścianę chatki, czy eksplodowanie organizmu księdza. Problem nie
dotyczył więc samej koncepcji tylko wykonania – niepotrzebnego sięgania po efekty
wygenerowane przez komputer, tym bardziej, że niski budżet nie pozwalał twórcom
skorzystać z usług profesjonalistów. Postawiono więc na tanie, żenujące CGI, z
dostrzegalnie wklejanym w obraz, niemalże animowanym latającym potworem na
czele, co skutecznie zabiło wszelkie minimalne zalążki klimatu osaczenia.
Zresztą, gdyby nawet opowiedziano się za praktycznymi efektami specjalnymi to obawiam się,
że Daniel Wise i tak nie zdołałby wykrzesać bardziej złowieszczej oprawy
wizualnej, bo zwyczajnie brakło mu doświadczenia oraz wyczucia reguł, jakimi
rządzi się ten gatunek. Może i ma jakieś predyspozycje w kierunku sensacji, czy
przygodówki, ale estetyka horroru póki co jest mu zupełnie obca. Dostrzegam
jednak pewien potencjał w Benie Cranie – jeśli doszlifuje merytoryczne
szczegóły i nie porzuci koncepcji odchodzenia od ciasnych konwencji kina grozy
być może kiedyś napisze znakomity scenariusz, który przy odrobinie szczęścia
trafi w ręce bardziej biegłego od Wise’a reżysera.
Wydaje mi się, że „Podróż do piekła” może być całkiem znośną propozycją dla
osób często raczących się współczesnymi telewizyjnymi horrorami, bo na ich tle debiutancki
film Daniela Wise’a nie wypada wcale tragicznie, a wręcz w pewnych sferach wybija
się ponad przeciętność. Za to seans może być nie do strawienia dla koneserów
solidnych produkcji, stworzonych przez utalentowanych filmowców, bo w zderzeniu
z takimi horrorami „Podróż do piekła” istotnie jawi się nieciekawie. A więc polecam
„Podróż do piekła” tej pierwszej grupie, jednocześnie doradzając drugiej trzymanie
się od tego obrazu z daleka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz