Po
nagłej śmierci nastoletniej Nikki jej przyjaciele dostają link do
aplikacji wysłany z telefonu zmarłej. Instalują program na swoich
smartfonach i zapoznają się z jego zdumiewającymi właściwościami.
Aplikacja ma dostęp do informacji na ich temat widniejących w
Internecie, ponadto rejestruje wszystko, co ma miejsce w ich
otoczeniu. Może kontaktować się z użytkownikiem i wyręczać go w
prostych czynnościach. Początkowo młodzi ludzie ochoczo korzystają
z licznych funkcji nowej zabawki dopóki aplikacja nie zacznie
ujawniać swoich prawdziwych zamiarów względem nich. Alice Gorman
jako pierwsza nabiera przeświadczenia, że grozi im duże
niebezpieczeństwo ze strony tajemniczego programu. Jak się z czasem
okazuje aplikacja wykorzystuje lęki użytkownika w swoim dążeniu
do zabicia go, młodzi ludzie muszą więc znaleźć sposób na
wykasowanie programu ze swoich smartfonów.
Abel i Burlee Vangowie już na etapie pisania scenariusza wydawali się dążyć do wkomponowania w całość kilku groteskowych akcentów, które miały chyba zdumiewać albo straszyć odbiorcę poprzez uwypuklanie szkaradzieństwa drzemiącego w czymś, co na pierwszy rzut oka powinno budzić śmiech. W przypadku biegnącego pluszaka ta niełatwa sztuka nawet w ułamku twórcom się nie udała, bo jedyne co odczułam patrząc na to, to pełne niedowierzania osłupienie, podszyte niemałą porcją czystego zażenowania. Jeśli zaś chodzi o klauny to charakteryzatorom o wiele łatwiej było się wybronić. Pomijam już fakt, że istnieją ludzie, którzy drżą na sam ich widok, bo twórcy tak demonizowali ich oblicza, że w ogóle nie przypominali nieszkodliwych przebierańców występujących w cyrkach. W projekcjach innych lęków protagonistów dostrzegłam natomiast naleciałości z paru innych horrorów. Nie wiem, czy bracia Vang starali się oddać hołd kilku kultowym produkcjom, czy podobieństwa były całkowicie przypadkowe, ale patrząc na policjanta z czymś przytwierdzonym do palców obu dłoni (bądź z długimi palcami, trudno o pewność, bo spowijał go cień) nie mogłam nie pomyśleć o Freddym Kruegerze. Za najbardziej udane uważam jednak manifestacje kobiety ze studni („The Ring”) oraz oszalałej babci z oszpeconą twarzą, która pod koniec wygina swoje ciało w sposób, który przywodzi na myśl opętaną Regan MacNeil z „Egzorcysty”. „Aplik@cji” brakuje gęstego klimatu grozy, plastikowych zdjęć dostajemy natomiast w nadmiarze, ale nawet pomimo deficytu silnie trzymającej w napięciu, szybko zagęszczającej się mroczności parę sekwencji powinno zwrócić uwagę wielbicieli kina grozy. Przebija z nich bowiem odrobina atmosferycznej złowieszczości i charakteryzują się one całkiem wyważoną stylizacją aktorów wcielających się w rolę zjaw będących projekcją lęków protagonistów. Z największą mocą (choć bez przesady - zaprawionego w kinie grozy odbiorcę na pewno nie wbije to w fotel) wybrzmiewa to podczas konfrontacji ze wspomnianymi upiornymi kobietami. Jeśli natomiast miałabym wyłonić zwycięzcę z grona scenek typowych dla horroru bez zastanowienia postawiłabym na złowrogi moment spoglądania przez jednego z bohaterów na kobietę stojącą bez ruchu na scenie w sali teatralnej, która jak nieszczęśnik chwilę potem sobie uświadamia jest projekcją kobiety, której ciało przed laty wyłowiono ze studni. Na odnotowanie zasługuje też późniejsze pojawienie się tej zjawy w domu przerażonego nastolatka, głównie przez wzgląd na powolne, a co za tym idzie w miarę zadowalająco potęgujące napięcie jej zbliżanie się do sparaliżowanej strachem ofiary oraz obraz jej odpychającej twarzy, niestety pokazany zaledwie w krótkiej migawce. Sama fabuła natomiast jest w gruncie rzeczy dokładnie taka, jakiej można się spodziewać po współczesnym, mainstreamowym teen horrorze. Ot, mamy grupę młodych ludzi, których pomimo pobieżnie zarysowanych osobowości da się lubić (jeśli o mnie chodzi to za wyjątkiem bezbarwnej głównej bohaterki), starających się pozbyć śmiercionośnej aplikacji. Nie muszę chyba dodawać, że nie sposób tak po prostu jej skasować, czy też pozbyć się telefonu, bo jak można się domyślić sprzęt i tak wróci do użytkownika. Jeśli go zniszczyć to samoistnie się naprawi, dlatego też jak również ławo przewidzieć młodzi ludzie dojdą wkrótce do wniosku, że jedynym sposobem na pozbycie się klątwy jest zgłębienie jej historii. Rozwój akcji do nadzwyczajnych więc nie należy – pospolitość goni pospolitość, jeden przewidywalny krok protagonistów zostaje zastąpiony kolejnym równie niezaskakującym posunięciem i tak aż do jakże oczywistego finału. Poprzedzonego całkiem widowiskową utarczką z nieznanym, za wyjątkiem sztucznie się prezentującej inferencji komputera. Wcześniej posiłkowanie się CGI było niewielkie, dzięki czemu „Aplik@cja” tylko zyskała w moich oczach – szkoda, że tutaj twórcom brakło konsekwencji, bo ostatni pojedynek prezentowałby się wówczas trochę lepiej. Trochę, bo efektów komputerowych nie było znowu tak dużo, żebym mogła z czystym sumieniem zdyskredytować całą tę partię. Na koniec warto jeszcze wspomnieć o oczku puszczonym do wielbicieli kina grozy za sprawą krótkiej wymiany zdań pomiędzy dwiema postaciami (- Sceneria jak z kiepskiego krwawego horroru. - Nie jest taki zły. Murzyn żyje.) , tj. daniu do zrozumienia, że scenarzyści poza wszystkim innym starali się delikatnie wybiec poza znane schematy, co swoją drugą wyjaśniałoby wywróconą kolejność eliminacji protagonistów. Mówiłam, że wszystko jest tutaj przewidywalne, ale muszę to skorygować, bo jednak kolejność umierania bohaterów filmu do przewidywalnych nie należy, pod warunkiem oczywiście, że zna się konwencję teen slasherów, do których przecież Vangowie po części również się odnoszą. Chociaż oczywiście ich historia została osadzona przede wszystkim w ramach horroru nadprzyrodzonego.
*U* Nie powiem, brzmi to całkiem ciekawie ;3
OdpowiedzUsuńWidzisz, spodziewałam się raczej negatywnej recenzji, bo po zwiastunie wyglądało to wyjątkowo kiepsko. Ale kto wie, może ze znajomymi obejrzę :)
OdpowiedzUsuńAle zbiera głównie negatywne recenzje, więc nie sugeruj się zanadto moją w miarę pozytywną oceną (w miarę, bo arcydzieło to to nie jest). Pewnie w tym przypadku znowu doszedł do głosu mój dziwaczny gust filmowy, ale w gronie znajomych z braku lepiej się zapowiadających propozycji można chyba ryzykować seans. Pod warunkiem, że nie ma się wygórowanych oczekiwań.
UsuńWidziałam trailer i może być fajny film,chciałabym go zobaczyć ale nie mogę znaleźć po polsku z napisami.
OdpowiedzUsuń