Troje
studentów, Casey, Kimberley i Steven, wraz z rodzicami spędza
wakacje w małym miasteczku Dead River w stanie Maine. Miejscowy
młody mężczyzna, Dan Thomas, dołącza do ich paczki w nadziei na
zbliżenie się do Casey, która bardzo mu się podoba. Choć ma
pewne opory uczestniczy w ich wybrykach, głównie dlatego że
znajduje się pod silnym urokiem Casey. Ryzykantki, która lubi
stawiać na swoim i nie zwykła otwierać się przed innym. Dan stara
się lepiej ją poznać, odkryć dręczące ją fakty z jej
przeszłości, ale Casey reaguje złością, gdy mężczyzna kieruje
rozmowę na tematy osobiste. Podczas jednego z pierwszych spotkań z
młodymi wczasowiczami Dan opowiada im o domu należącym niegdyś do
Mary i Bena Crouchów, którzy zaginęli zostawiając budynek w
opłakanym stanie. Opuszczone, niszczejące domostwo, o którym krążą
przerażające historie porusza wyobraźnię przyjezdnych, ale
dopiero jakiś czas później zdecydują się wykorzystać drzemiący
w nim potencjał.
Pierwotnie
wydana w 1984 roku „Zabawa w chowanego” jest drugą powieścią w
pisarskim dorobku Dallasa Williama Mayra, publikującego pod
pseudonimem Jack Ketchum. Przez samego Stephena Kinga nazywany (prawdopodobnie) najbardziej przerażającym facetem w Ameryce, autor między innymi głośnej,
opartej na faktach, niezwykle poruszającej „Dziewczyny z sąsiedztwa”, na rynku literackim debiutował cztery lata wcześniej
kontrowersyjnym utworem „Poza sezonem”, stanowiącym pierwszą
odsłonę jego trylogii kanibalistycznej (ostatni tom napisał
wspólnie z Luckym McKee). Choć debiutancka powieść Jacka Ketchuma
wywołała małe poruszenie wśród czytelników zdecydowanie
najwięcej fanów przysporzyła mu „Dziewczyna z sąsiedztwa”,
która po raz pierwszy ukazała się pięć lat po „Zabawie w
chowanego”, powieści, na polskie wydanie której trzeba było
czekać aż do roku 2017...
„Zabawa
w chowanego” to niedługa opowieść o czwórce młodych ludzi
przebywających w małym miasteczku w stanie Maine, gdzie między
innymi starają odganiać nudę różnego rodzaju wybrykami, czasami
bardzo ryzykownymi. Większa część lektury stanowi swoisty
przekrój ich wakacyjnego życia, z którego przebija jakaś
nieokreślona groźba. Narratorem „Zabawy w chowanego” Jack
Ketchum uczynił Dana Thomasa, młodego mężczyznę mieszkającego w
Dead River, który pewnego lata zaprzyjaźnia się z trójką
studentów, spędzających wakacje w tej małej, sennej mieścinie.
Główny bohater powieści i zarazem narrator uprzedza fakty, już na
początku opowieści dając czytelnikom wyraźnie do zrozumienia, że
stanie się coś złego, że relacjonuje swoje niegdysiejsze
traumatyczne przeżycia, ale samo źródło owego zagrożenia przez
dłuższy czas jest przez niego ukrywane. Choć może nie do końca,
bo jednak sporo miejsca poświęca kreśleniu aury niebezpieczeństwa
spowijającej jedno konkretne miejsce i emanującej z jednej
konkretnej postaci. Nie wiemy jednak na czym dokładnie będzie ono
polegało - w jakim charakterze się objawi, jaką postać
przybierze. Przez większą część lektury Ketchum wstrzymuje się
przed skonkretyzowaniem owego fatum wiszącego nad protagonistami,
ale nie pozwala zapomnieć o jego istnieniu. Dwa domniemane źródła
rzeczonego niebezpieczeństwa pokazują dwa różne oblicza tego
autora, przy czym jedno z nich stanowi swego rodzaju znak
rozpoznawczy jego prozy. Jack Ketchum najbardziej upodobał sobie
przedstawianie człowieka w roli potwora. Autor wyraźnie wychodzi z
założenia, że nic tak nie przerazi czytelników jak
zdemoralizowany, zdolny do najokrutniejszych czynów człowiek z krwi
i kości, nie zaś wszelkiego rodzaju fantastyczne stwory egzystujące
wyłącznie w świecie wyobraźni. Zgodnie z tą zasadą kreśli więc
portret pięknej studentki Casey, pod urokiem której znajduje się
narrator powieść Dan Thomas. Młody mężczyzna ma świadomość
tego, że w dziewczynie tkwi coś nieczystego, że pod tą anielską
twarzą kryje się coś potwornego, ale pragnienie przebywania w jej
towarzystwie jest silniejsze od owych złych przeczuć względem
niej. Jack Ketchum nie szczędzi starań w kierunku zantagonizowania
obiektu westchnień głównego bohatera „Zabawy w chowanego”.
Robi wszystko, aby utwierdzić odbiorcę w przekonaniu, że trwanie u
boku tej młodej kobiety jest wielce ryzykowne, że ta relacja może
doprowadzić Dana do zguby. Wydawać by się mogło klasyczna femme
fatale – wyrachowana, w pełni świadoma władzy, jaką
ewidentnie sprawuje nad mężczyznami i niewahająca się
wykorzystywać jej do własnych, niecnych celów, piękna kobieta,
którą niełatwo zadowolić. Odczuwająca silny pociąg do
ryzykownych przygód, do których bez większych trudności jest w
stanie nakłonić swoich towarzyszy. Gdyby Jack Ketchum poprzestał
na demonizowaniu postaci Casey zapewne nikt nie miałby wątpliwości
jak też potoczy się finał tej historii. Już podczas pierwszych
partii książki dla każdego byłoby jasne, że rzeczona studentka
sprowadzi śmierć na swoich kompanów, że stykamy się z opowieścią
na kształt „Straconych” - innego utworu Jacka Ketchuma, w którym
koncentrował się na pewnej mocno zaburzonej jednostce. Ale w
„Zabawie w chowanego” autor uniknął owych oczywistości poprzez
wplecenie w fabułę dziejów Mary i Bena Crouchów, lokalnych
dziwaków, którzy zaginęli przed laty pozostawiając swoje domostwo
w iście tragicznych stanie. W oblepionych ekskrementami
pomieszczeniach stojącego na uboczu domu znaleziono jedynie ich
wychudzone psy oraz kilka ciał tych zwierząt ponadgryzanych przez
swoich niedawnych towarzyszy. Gospodarzy nigdy nie odnaleziono, co
wespół z odrażającym stanem ich lokum natchnęło miejscowe
dzieciaki do tworzenia niewiarygodnych historii o tym miejscu.
Największą popularnością, po dziś dzień, wśród młodszych
członków społeczności Dead River cieszy się teoria o nawiedzeniu
tego obecnie opuszczonego domostwa. Jack Ketchum w pewnym stopniu
zahacza więc o stylistykę, po którą sięga nader rzadko, z którą
zazwyczaj nie jest kojarzony. Daje nam do zrozumienia, że akcja może
rozwinąć się w rzadziej spotykanym w jego twórczości kierunku,
że z czasem może uraczyć nas opowieścią o duchach
przypuszczających atak na śmiałków decydujących się spędzić
kilka nocnych godzin na tej przeklętej ziemi.
„Ludzie
to, ogólnie rzecz biorąc, idioci. Młodzi szczególnie. Bo
dzieciaki nie wierzą w śmierć. Muszą zostać tego nauczone, a
dobrym wykładowcą jest tylko choroba lub dziury w ciele. Rany. Ból.
Wszystko to przychodzi z czasem, ale za to jest nieuniknione. Bo
wszyscy bohaterowie to dzieci.”
W
„Zabawie w chowanego” przede wszystkim urzeka zręczne pogrywanie
Jacka Ketchuma z czytelnikiem, przeplatanie dwóch jakże odmiennych
sugestii odnośnie natury zagrożenia. Umiejętność wykorzystania
oczekiwań czytelnika wyrobionych przez lata obcowania z dwoma
różnymi konwencjami (wszelkiej maści zwyrodnialce i ghost
story) do własnych celów. Autor przede wszystkim stara się
(jak się okazuje z pozytywnym skutkiem) zdezorientować odbiorcę.
Zaciemnić istotę tej opowieści jednocześnie nie szczędząc
faktów, które to wystarczy jedynie złożyć w jedną całość,
aby w naszych umysłach skrystalizowało się prawdziwe oblicze owego
fatum wiszącego nad protagonistami. Zadanie wydaje się więc
stosunkowo proste, ale w praktyce wcale takowe nie jest –
poskładanie tych wszystkich emanujących nieokiełznaną wrogością
elementów w spójną całość nastręcza pewnych trudności, pomimo
unikania przez Ketchuma wpadania w nadmierne komplikacje. Innymi
słowy autor pokazuje nam, że na prostym szkielecie fabularnym można
zbudować całkiem interesującą opowieść, tajemniczą intrygę,
której tajniki chce się poznać, a której istota z jakiegoś
powodu wciąż się nam wymyka. Kolejnym superlatywem „Zabawy w
chowanego” jest częste udowadnianie przez Ketchuma swojej ogromnej
znajomości mechanizmów zachodzących w ludzkiej psychice oraz
wyciąganie na światło dzienne niektórych brudów tego świata.
Autor wprost uwielbia obnażać to, co w człowieku najgorsze,
budować swoje historie w oparciu o przytłaczające obserwacje z
prawdziwego życia, w którym to aż roi się od odrażających
potworów. Jednocześnie jednak unika uogólniania, nie wrzuca całej
rasy ludzkiej do jednego worka opatrzonego etykietką „psychopata”.
Zdaje sobie sprawę i daje temu wyraz w swoich utworach, że ten
świat zamieszkują również dobrzy ludzie, nierzadko popełniający błędy, ale w decydującym momencie zdolni do heroicznych czynów. Jackowi Ketchumowi nie
są obojętne również ofiary ludzkiego zła, potrafi wniknąć w
ich psychikę w stylu, który w bolesny dla czytelnika sposób
unaocznia katusze, jakie nieustannie przechodzą. W „Zabawie w
chowanego” bez problemu odnajdziemy wyżej wspomniane typy
osobowości, sportretowane z charakterystyczną dla tego autora
przenikliwością, unaoczniającą się przede wszystkim w pojmowaniu
mechanizmów ich działania. Wybryki młodych bohaterów „Zabawy w
chowanego” początkowo wydają się być wyrazem niedojrzałości i
swoistego przekonania o własnej nietykalności. Zdaje się, że mamy
do czynienia z grupką bogatych, rozkapryszonych wczasowiczów,
którzy wciągają cokolwiek naiwnego miejscowego chłopaka w swoje
gierki. Z czasem jednak dane nam będzie poznać źródło owych
zachowań, okrutną prawdę, która jak się wydaje ukształtowała
osobowość jednostki. Przyczyniła się do tego, kim się stała.
Pytanie tylko, czy zdoła sprzeciwić się mrocznym instynktom,
próbującym zepchnąć ją na drogę samozagłady od owego
znamiennego momentu sprzed laty, od wydarzenia, które skaziło jej
duszę. UWAGA SPOILER Niejeden czytelnik zapewne doceni chwyt
zastosowany przez Jacka Ketchuma w ostatnich partiach „Zabawy w
chowanego”. Z satysfakcją przyjmie zaserwowany przez niego
przewrót, który aż nazbyt wyraźnie uświadomi mu, że wcześniej
był wodzony za nos, że padł ofiarą zręcznej manipulacji autora,
a co za tym idzie odczuje niemałe zaskoczenie na wieść o
faktycznym zagrożeniu. Mnie jednak nie ucieszyło takie rozwiązanie.
Wydawało się bowiem nazbyt wydumane, niemile kontrastujące z
wcześniejszymi wydarzeniami. Dyktowane przede wszystkim pragnieniem
zaskoczenia czytelnika, zamiast jakbym wolała zaatakowania go tym co
u Ketchuma najlepsze, czyli poruszającą, do głębi raniącą,
okrutną prawdą o nieskończoności zła tkwiącego w jednostce. Z
zewnątrz przypominającej ludzi mijanych na ulicach, może nawet
naszych sąsiadów albo członków naszej rodziny, a tymczasem
przechowującej w swoim wnętrzu czystą mentalną zgniliznę KONIEC
SPOILERA.
Chociaż
w mojej ocenie „Zabawa w chowanego” nie dorównuje paru innym
znanym mi powieściom Jacka Ketchuma, nie stanowi najlepszego
pisarskiego popisu tego autora (od „Dziewczyny z sąsiedztwa”,
czy „Jedynego dziecka” oddziela ją wręcz ogromna przepaść) to
i tak wypada całkiem nieźle. Dostarcza sporo prawie że takich
emocji, jakich oczekuje się od tego pisarza. Nie osiadają one na
psychice odbiorcy z taką mocą, jak miało to miejsce w przypadku
choćby tych dwóch dopiero co nadmienionych utworów, ale to nie
oznacza, że w ogóle się ich nie odczuwa. To że Jack Ketchum ma na
koncie lepsze utwory nie sprawia, że ten jest zły, nie oznacza, że
wielbiciele literatury grozy najlepiej zrobią trzymając się od tej
powieści z daleka, bo moim zdaniem zasłużyła sobie ona na ich
uwagę. Myślę, że ma sporą szansę usatysfakcjonować sympatyków
bezkompromisowej prozy, choć niekoniecznie wprawić ich w czysty
zachwyt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz