poniedziałek, 11 listopada 2024

H.P. Lovecraft „Listy wybrane 1906-1927”

 
Howard Phillips Lovecraft (1890-1937), amerykański pisarz specjalizujący się w literaturze niesamowitej, za życia publikujący głównie w magazynach pulpowych, najczęściej w „Weird Tales”, magazynie założonym pod koniec 1922 roku (pierwszy numer ukazał się w marcu 1923, a pierwszym redaktorem naczelnym był Edwin Baird, który zapisał się w historii jako pierwotny wydawca wczesnych prac między innymi Lovecrafta i jego korespondencyjnego przyjaciela Clarka Ashtona Smitha), odludek i dusza towarzystwa zarazem, której serce biło dla Nowej Anglii. Skazany na zapomnienie literat, który oszukał Fortunę po odejściu z tego świata, w czym zasadniczą rolę odegrał Arkham House, oficyna założona w 1939 roku przez jego dobrych kolegów, Augusta Derletha i Donalda Wandreia; artystów należących do korespondencyjnego kręgu ojca Cthulhu Mythos – mythopoeia/mythopoesis, wyimaginowana kosmogonia z panteonem Wielkich Przedwiecznych i Starszych Bogów, nazwana przez Derletha, który wniósł szereg własnych opowieści (patrz: „Obserwatorzy spoza czasu”, oryg. „The Watchers out of Time and Others” 1974), oczywiście silnie inspirowanych dokonaniami Samotnika z Providence, do tego uniwersum i naraził się „paru” osobom, w tym Sunandowi Tryambakowi Joshiemu, najsłynniejszemu badaczowi życia i twórczości stwórcy Wielkiego Cthulhu, ogłaszając się „pośmiertnym współpracownikiem” Lovecrafta.

Okładka książki. „Listy wybrane 1906-1927”, Vesper 2024

Chwalebna misja protegowanych Howarda Phillipsa Lovecrafta, operacja Arkham House, pierwsze owoce przyniosła w latach 1939 i 1943: zbiory opowiadań zatytułowane odpowiednio „The Outsider and Others” i „Beyond the Wall of Sleep”, pierwsze w historii pełnoprawne książki autorstwa wtedy już nieżyjącego eksperta od niesamowitości z Nowej Anglii. Potem August Derleth i Donald Wandrei zainteresowali się twórczością epistolarną Lovcecrafta, której część – niewielką – mieli w swoich prywatnych zbiorach, w przechowywanych listach napisanych specjalnie dla nich, których wysoka jakość artystyczna w przekonaniu założycieli Arkham House była niepodważalna. W każdym razie uznali, że ta pisarska działalność ich mistrza też nie powinna obrócić się wniwecz. Zwrócili się do wszystkich znanych korespondentów Wielkiego Howarda z prośbą o przesłanie wszelkich zachowanych listów i pocztówek otrzymanych od obdarzonego niezwykłą wyobraźnią dżentelmena z Providence. Człowieka, który miał stać się legendą.

Pierwszy tom „Selected Letters” H.P. Lovecrafta od Arkham House ukazał się w roku 1964 (korespondencja datowana na lata 1911-1924), drugi w 1968 (lata 1925-1929), trzeci w 1971 (lata 1929-1931), a czwarty (1932-1934) i ostatni w tej serii (1934-1937) w 1976. A to tylko ułamek epistolarnej kolekcji autora między innymi „Zewu Cthulhu”, „Zgrozy w Dunwich”, „Widma nad Innsmouth”, „Reanimatora Herberta Westa”, „W górach szaleństwa” i „Koloru z przestworzy” (patrz: „Przyszła na Sarnath zagłada. Opowieści niesamowite i fantastyczne”, „W górach szaleństwa i inne opowieści”), którą udało się ocalić. Kolekcji liczącej sobie około... czterdziestu ksiąg! Bardziej szczegółową genezę tego dziedzictwa kulturowego poznamy ze wstępu do unikatowej polskojęzycznej edycji listów HPL – premierowe wydanie dziewięćdziesięciu siedmiu epistoł i ich fragmentów, wybranych, opracowanych i przetłumaczonych przez jednego z najbardziej zaangażowanych miłośników twórczości Howarda Phillipsa Lovecrafta we współczesnej Polsce, redaktora naczelnego polskiego serwisu internetowego właśnie temu mistrzowi literackiego horroru poświęconego, autora wspomnianej pouczającej przedmowy Mateusza Kopacza. Obok Macieja Płazy najbardziej docenianego tłumacza fikcyjnych opowieści Samotnika z Providence, który ponadto przełożył pokaźną pracę S.T. Joshiego („H.P. Lovecraft. Biografia”, Zysk i S-ka 2010) oraz „Koszmary i fantazje. Listy i eseje” (SQN, 2013), wybór tekstów, których nie znajdziemy w „Listach wybranych 1906-1927” wypuszczonych w 2024 roku przez wydawnictwo Vesper. W twardej oprawie, graficznie zaprojektowanej przez Krzysztofa Wrońskiego, który sporządził również mapy załączone do tego eleganckiego zbioru. Pozostałe dodatki: rozwinięcia skrótów stosowanych przez Lovecrafta, dwadzieścia sześć stron ilustracji (głównie starych i nowych fotografii, monochromatycznych i kolorowych) oraz sylwetki korespondentów, biogramy istotniejszych osób, pseudonimy. Niniejszą kolekcję otwiera jeden z najstarszych zachowanych listów, wysłany do jednego z najstarszych amerykańskich miesięczników popularnonaukowych (założony w 1845 roku), „Scientific American”, datowany na 16 lipca 1906 komentarz Lovecrafta w temacie planet transneptunowych. Pierwsza dekada (z tytułowego okresu) zamyka się w czterech niedługich listach i wyjątkach z jakiejś całości – przejaw izolacjonizmu Lovecrafta? Tak czy owak, zatrzymujemy się przy Rheinharcie Kleinerze, poecie, który odegrał ważną rolę w życiu osobistym Lovecrafta, wszak poznał go z Sonią Haft Green, kobietą, którą „wiecznie” spłukany pisarz z Providence później poślubił. I najwyraźniej namówił do napisania autobiografii. W każdym razie najdłuższa opowieść Wielkiego Howarda z roku 1916 wybrana dla omawianej perełki wydawniczej przez pana Mateusza Kopacza, dotyczy dzieciństwa i okresu dorastania nadawcy listu. Historia chłopca, który wolał spędzać czas z dorosłymi niż rówieśnikami, ponoć delikatnego, chorowitego małego myśliciela i marzyciela, oczytanego beztalencia, w swoim niesłusznym przekonaniu. Fascynująca opowieść, ale największe wrażenie w tej sekcji (rok 1916) zrobiło na mnie jedyne pismo nieadresowane do Rheinharta Kleinera. Fragment epistoły dla Kleicomolo, kręgu korespondencyjnego, do którego poza Lovecraftem należeli Ira A. Cole i Maurice W. Moe; antyoda do ludzkości, wyznanie mizantropa czy po prostu manifest człowieka nieprzeceniającego swego gatunku, rzekomego pępka wszechświatów, bezkresnego kosmosu. „Czy nie może być tak, że ludzkość to zaledwie pomyłka, wynaturzona wyrośl, franca na porządku Natury, gruzeł na ciele nieskończonego postępu podobny do kurzajki na dłoni? [...] Jakże to aroganckie: my, przemijające poczwary, eksperyment Deus Naturae, rościmy sobie pretensje do niekończącej się przyszłości […] Nasza filozofia jest dziecinnie subiektywna: wyobrażamy sobie, że dobro naszego gatunku jest najświętsze, a w rzeczywistości samo nasze istnienie może stanowić przeszkodę w dążeniu do celu nieskończonych wszechświatów!”. Człowiecze, prochu marny, skąd w Tobie ta pycha?

Źródło: https://www.facebook.com/WydawnictwoVesper/

Z listów H.P. Lovecrafta wyłania się obraz człowieka uparcie patrzącego wstecz, tęsknie wzdychającego do przeszłości, bezgranicznie zakochanego w czasach minionych, w epokach, z którymi niefortunnie się rozminął. Idealizującego przeszłość, demonizującego swoją teraźniejszość i pesymistycznie myślącego o przyszłości (katastrofizacja, kasandryczne przepowiednie, które w jakiejś części można uznać za prorocze, np. spłycenie kultury). Zdeklarowanego agnostyka, materialisty i cynika, patrioty regionalnego - Nowa Anglia była dla niego najważniejsza, ale zaraz za tą amerykańską krainą stawiał Anglię... może z pominięciem epoki wiktoriańskiej – rasisty i ksenofoba. Pisarza, który za niedoścignionego mistrza pióra, praktycznie przez całe życie, uważał Edgara Allana Poego, ale wśród jego ulubieńców i inspiratorów zarazem były też takie mocarne postacie, jak Arthur Machen (m.in. „Wielki Bóg Pan”, „Wzgórze przyśnień”), Algernon Blackwood (m.in. „Wierzby”, „Wendigo”, „Drzewa go kochały”) i lord Dunsany (patrz: „Bogowie Pegāny i inne opowieści fantastyczne”). W „Listach wybranych 1906-1927” znajdziemy też pochlebne opinie chociażby na temat opowieści niesamowitych Montague Rhodesa Jamesa, Nathaniela Hawthorne'a, Matthew Phippsa Shiela, „Króla w Żółci” Roberta W. Chambersa i „Bursztynowej czarownicy” Wilhelma Meinholda. Nowojorski diariusz Lovecrafta z maniacką szczegółowością sporządzony dla jednej z najbliższych mu osób, nauczycielki i malarki amatorki, cioci Lillian Delory Clark (wiele wskazuje na to, że jego druga ciotka ze strony matki otrzymywała podobne raporty z nowojorskich przygód chłopaka z Providence) to potężne źródło wiedzy wszelakiej – od rekomendacji literackich, przez sprawozdania z pieszych wycieczek zwykle w doborowym towarzystwie i streszczenia bardziej oficjalnych spotkań z kółkiem artystycznym, po jadłospis i niewiarygodnie długie opisy „wiekopomnych zakupów” z dołączonymi prostymi szkicami, rzecz jasna własnoręcznie sporządzonymi przez Lovecrafta. À propos wędrówek Wielkiego Howarda, ten motyw często przewija się w omawianej książce, niekiedy jest wątkiem przewodnim, co zawsze niezmiernie mnie cieszyło, gdyż organizator tych epistolarnych podróży, reportażysta amator z niebywałym okiem do detali, wprawiał mnie w stan bliski temu, jaki przeważnie towarzyszy mi podczas lektur jego fikcyjnych opowieści. Nienazwana groza jakby wisząca nad słynnym Salem (słynących z procesu rzekomych czarownic) i urokliwym Marblehead w stanie Massachusetts, czarownymi i plugawymi (w poczuciu Lovecrafta) zakątkami Nowego Jorku, zapadłą nowoangielską prowincją z nawiedzonymi mokradłami tudzież bezsprzecznie najbardziej malowniczym krajobrazem miejskim w Stanach Zjednoczonych, ubóstwianą małą ojczyzną „towarzyskiego pustelnika” z nielichą wyobraźnią nieregularnie dokarmianą przez Morfeusza. Koszmary senne litościwie nawiedzające Howarda, urodzonego pisarza działającego na mrocznych rubieżach beletrystyki, zatem z wdzięcznością przyjmującego wszystkie mrożące krew w żyłach, wyśnione dary (koncepcje) i z najwyższą uwagą oglądający (niektóre swobodnie mógł wcielać do swoich wyimaginowanych światów) podobne prezenty wręczane znajomym. Próbkę onirycznych przygód Lovecrafta – a wśród nich co najmniej jedno gotowe opowiadanie (fragment listu opublikowany w tej formie), z naciskiem na „co najmniej”, bo poprzedzająca go zgroza w starożytnym Rzymie, moim skromnym zdaniem, wzbogaciłaby każdy zbiór opowiadań i minipowieści Howarda Phillipsa Lovecrafta; co najwyżej po paru kosmetycznych przeróbkach. Z innej beczki Amontillado: „odwieczne siedlisko koszmaru i nieznanego zła, rządzone przez podziemne monstrum, które niekiedy wystawia głowę z najgłębszej z jam... To” oraz „powiadał, że TO łazi po Mrocznym Bagnisku i wystawia szyję z przepastnej jamy, na której dnie ma swoje leże”. Wydaje mi się, czy stąd wylazł Pennywise?

Dziesiątki tysięcy listów i pocztówek wysłanych przez klepiącego biedę artystę, często oszczędzającego na jedzeniu, ale nigdy na znaczkach pocztowych, papierze i atramencie. Wygląda na to, że Howard Phillips Lovecraft był korespondencyjnym nałogowcem. Ciekawe uzależnienie, jak na człowieka postrzegającego siebie jako odludka, osobę izolującą się, wykazującą najwyżej znikome zainteresowanie bliźnimi. Ale to nie jest cała prawda o tej nietuzinkowej istocie. To tylko jedna strona tego wyjątkowego „medalu”. W „Listach wybranych 1906-1927” możemy bardzo dokładnie przyjrzeć się Samotnikowi z Providence i „jego alter ego”, tak naprawdę niezupełnemu przeciwieństwu najbardziej rozpowszechnionego wizerunku wirtuoza grozy kosmicznej. Kopalnia informacji (w przepięknym tłumaczeniu) o życiu i twórczości założyciela mistycznego Uniwersytetu Miskatonic.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz