1. „Nawiedzony dom” (1963)
Genialna
ekranizacja Roberta Wise’a ponadczasowej powieści Shirley Jackson ze znakomitą
kreacją Claire Bloom. Wielu (i słusznie) uważa „Nawiedzony dom” za jeden z
najlepszych horrorów w historii kina, głównie za sprawą jego schizofrenicznej
aury, która pozostawia pole do dwojakiej interpretacji. Nie wiem, czy istnieje
drugi taki straszak, który równie skutecznie przerażałby z wykorzystaniem tak
minimalistycznych środków wyrazu, co chyba najdobitniej świadczy o rzadko
spotykanych zdolnościach jego twórców.
Recenzja tutaj
2. „Horror Amityville” (1979)
Kultowa ghost story Stuarta Rosenberga
zainspirowana fantastycznymi opowieściami państwa Lutzów, która swego czasu
utrzymywała, że dom w Amityville, z którego się wyprowadzili jest nawiedzony. Minimalizm,
gęsta atmosfera niezdefiniowanej grozy i pomysłowa jak na ten nurt fabuła
przesądziły o sukcesie tej produkcji, co zaowocowało licznymi, już dużo
gorszymi od pierwowzoru, sequelami.
Recenzja tutaj
3. „Mgła” (1980)
Jedno z
największych osiągnięć mistrza kina grozy, Johna Carpentera. Znakomity pomysł
(zjawy marynarzy wyłaniające się z gęstej mgły, spowijającej pewne nadmorskie
miasteczko), odbiegająca od schematu ghost
stories trzykierunkowa narracja i kilka naprawdę mrożących krew w żyłach
ujęć dosłownej grozy, które nawet teraz, po upływie tylu lat robią spore
wrażenie.
Recenzja tutaj
4. „Duch” (1982)
Horror mojego
dzieciństwa, do którego pomimo jego ewidentnie familijnej otoczki mam spory
sentyment. Kontynuując nieśmiertelną amerykańską modę na żądne zemsty duchy Indian
Tobe Hooper prezentuje klasyczny obraz o nawiedzonym domu, stojącym na ich
cmentarzysku, zaskakując przede wszystkim pomysłowością ingerowania bytów z
zaświatów w egzystencję żywych (szczególnie „mówiącym” telewizorem) i zgrabnie
opierając fabułę na znanym motywie rozpadu szczęśliwej rodzinki na skutek nadnaturalnych
wydarzeń w ich domu.
Recenzja tutaj
5. „Byt” (1982)
Ekranizacja prozy Franka De Felitta, stanowiącej jakoby
relację z przerażających przeżyć pewnej kobiety z Kalifornii, którą swego czasu
nawiedzał inkub. Choć byt gnębiący główną bohaterkę wywodzi się z demonologii
sam film ściśle trzyma się utartej konwencji klasycznej opowieści o duchach.
Wspaniała ścieżka dźwiękowa, gęsty klimat, dynamiczne przeskoki akcji i kilka
smacznych kiczowatych ujęć rekompensują kilka zbędnych dłużyzn fabularnych, tym
samym stanowiąc pozycję obowiązkową dla wielbicieli zjawisk paranormalnych w
kinematografii.
Recenzja tutaj
6. „Nawiedzony” (1995)
Gotycka
ekranizacja powieści Jamesa Herberta o tym samym tytule w reżyserii Lewisa Gilberta
ze znakomitą Kate Beckinsale w jednej z kluczowych ról. Siłą tego obrazu jest realistyczny
minimalizm, podskórna groza i zaskakujące zakończenie, które skopiowali twórcy późniejszych
„Innych”. Wielbiciele licznych jump
scenek pewnie nie będą zadowoleni z seansu, ale zwolennicy klasycznego
straszenia i delikatnej atmosfery grozy powinni być tak samo zachwyceni, jak
ja.
Recenzja tutaj
7. „Szósty zmysł”
(1999)
Wielokrotnie
nagradzane arcydzieło M. Nighta Shyamalana z Brucem Willisem i znakomitym w
roli chłopca kontaktującego się z duchami Haley’em Joelem Osmentem. Choć film
bazuje na daleko idącej subtelności przekazu i relacjach pomiędzy borykającym
się z niecodziennym problemem chłopcem i jego psychiatry ma w sobie coś, co
wciąga już od pierwszej minuty, aż do zaskakującego, wręcz wbijającego w fotel
finału. Być może „Szósty zmysł” nikogo nie przerazi, ale na pewno niejednego
odbiorcę mocno zaangażuje swoją nietuzinkową fabułą.
8. „Dom na
Przeklętym Wzgórzu”’ (1999)
Remake filmu
Williama Castle’a z 1959 roku z niezapomnianą ścieżką dźwiękową – znakomitym coverem
„Sweet Dreams” Marilyna Mansona. Reżyser William Malone trafił w dziesiątkę z
miejscem akcji – imponującym budynkiem stojącym na wzgórzu. Akcja zawiązuje się
po wejściu naszych protagonistów do opuszczonego szpitala psychiatrycznego, aby
wziąć udział w grze zorganizowanej przez ekscentrycznego bogacza. Niezapomniane
kreacje Geoffreya Rusha i Famke Janssen, kilka sprawnie zrealizowanych scen
dosłownej grozy, mroczny wystrój miejsca akcji, gęsty klimat i zgrabny montaż
sprawiły, że film na stałe zagościł w mojej pamięci, pomimo ewidentnie
nieudanego, efekciarskiego finału.
Recenzja tutaj
9. „Co kryje
prawda” (2000)
Delikatna ghost story ze wspaniałą Michelle
Pfeiffer w roli głównej. Twórcy wyszli od niewzbudzającego mojej sympatii motywu
ducha szukającego pomocy u żywej kobiety. Podczas, gdy inne obrazy
eksploatujące tego rodzaju wątek nie potrafią zaskoczyć mnie niczym
szczególnym, a co dopiero zaniepokoić Robertowi Zemeckisowi udało się natchnąć
swój film intrygującą relacją małżeńską i kilkoma naprawdę zgrabnymi jump scenkami, które mimo
przewidywalnego zakończenia mają w sobie coś, co przyciąga uwagę już od pierwszych
scen.
10. „Czerwona
Róża” (2002)
Jeden z moich
ulubionych horrorów. Miniserial Craiga R. Baxley’a na podstawie scenariusza Stephena
Kinga, zainspirowanego kultowym „Nawiedzonym domem” Roberta Wise’a. Film doczekał
się swojego literackiego prequela napisanego przez Ridley’a Pearsona i
zekranizowanego w 2003 roku. Miniserial zachwyca mnogością wątków, dogłębnymi
charakterystykami głównych bohaterów, sprawną ewokacją grozy i genialną
scenerią. Nawet efekty komputerowe dopracowano w najdrobniejszych szczegółach,
co rzadko w horrorze się zdarza. Wszystko to zebrane razem i jeszcze więcej
składa się na iście niezapomniany seans, który chce się jeszcze nieraz
powtórzyć.
Recenzja tutaj
11. „The Ring”
(2002)
Amerykański
remake japońskiego straszaka Hideo Nakaty w reżyserii Gore Verbinskiego z
niezapomnianą kreacją Naomi Watts. Kaseta wideo i przerażająca dziewczynka ze
studni wychodząca z telewizora, podlane niezliczoną liczbą mrożących krew w
żyłach, maksymalnie dopracowanych jump
scenek, potęgowanych trudną do wytrzymania duszącą atmosferą wszechobecnej grozy.
Prawdziwy popis szybkiego montażu, niepokojącej ścieżki dźwiękowej i mocnej
fabuły, o której nie sposób zapomnieć.
Recenzja tutaj
12. „Amityville”
(2005)
Remake filmu
Stuarta Rosenberga z 1979 ze świetnymi kreacjami Melissy George i Ryana
Reynoldsa. W przeciwieństwie do pierwowzoru nowa wersja stawia na daleko idącą
dosłowność w ewokacji grozy. Mrożące krew w żyłach charakteryzacje upiorów
gnieżdżących się w murach domu w Amityville, kilka naprawdę zaskakujących jump scenek i mistrzowski montaż
sprawiły, że w moim mniemaniu remake (co jest rzadkością) w kilku aspektach
całkowicie przebił oryginał.
Recenzja tutaj
13. „1408” (2007)
Ekranizacja
opowiadania Stephena Kinga, zamieszczonego w zbiorze „Wszystko jest względne” w
reżyserii Mikaela Hafstroma. Co zaskakujące oryginalne podejście twórców filmu
do właściwości nawiedzonego pokoju hotelowego okazało się lepsze od tego
poruszonego w literackim pierwowzorze. Nie dość, że ekranizacja przebiła
oryginał pod kątem fabuły to na dodatek pokusiła się o bardziej duszącą
atmosferę grozy. A przeskoczenie książki zawsze zasługuje na uwagę.
Recenzja tutaj
14. „Naznaczony”
(2010)
Głośna ghost story współczesnego mistrza
nastrojówek, Jamesa Wana, pełna genialnie zmontowanych, zaskakujących jump scenek, ale równocześnie fabularnie
nawiązująca do klasyki kina grozy. Film odniósł tak duży sukces, że reżyser w
2013 roku pokusił się o kontynuację, która jednak blednie w zestawieniu z mocną
jedynką.
Recenzja tutaj
15. „Obecność”
(2013)
Rzekomo oparta na
faktach opowieść o nawiedzonym domu Perronów, walczących z duchami przy pomocy
znanych łowców demonów, Lorraine i Eda Warrenów. Stylizacja na lata 70-te,
niezapomniana kreacja Very Famigi i tak wielkie nagromadzenie mocnych jump scenek sprawiły, że wprost nie mogłam
oderwać oczu od ekranu. Ten film jest wizytówką Jamesa Wana, jego najlepszym
osiągnięciem, którego (jestem o tym przekonana) już nie przeskoczy.
Recenzja tutaj