Scenariusz do tego obrazu stworzył sam Stephen King. Jest on kontynuacją powieści "Z dziennika Ellen Rimbauer" napisanej pod pseudonimem Joyce Reardon (więcej informacji tutaj). Celowo najpierw streściłam na blogu prequel filmu, aby lepiej wam się oglądało ten miniserial, który trwa bite 250 minut, ale możecie być pewni, że czas przeznaczony na tę produkcję nie będzie czasem straconym - macie na to moje słowo. Jak powszechnie wiadomo King lubuje się w takich długich filmach, a jego specjalnością są miniseriale, ponieważ jak sam twierdzi w horrorze najważniejsi są bohaterowie, widz musi mieć czas, aby ich poznać i tutaj jak najbardziej nam to umożliwia. Dodam jeszcze tylko, że Stephen King także odegrał małą rólkę w tej produkcji tyle, że w niewiele znaczącym charakterze roznosiciela pizzy.
Prawda, że piękny cytat? King jest mistrzem w operowaniu słowem i potrafi go ładnie wkomponować nawet w film. "Czerwona Róża" garścimi czerpie inspirację z powieści Shirley Jackson "Nawiedzony" jak i z postaci Carrie White stworzonej przez Kinga (deszcz kamieni, telekinetyczne zdolności Annie). Efekty specjalne są szalenie widowiskowe - szczególnie przypadła mi do gustu scena z zamarzającą wodą, która zakleszczyła w swoim lodowym więzieniu matkę Annie. Świetne zdjęcia zewnętrznej strony domu (szczególnie w nocy, kiedy to skąpany w poświacie pełni księżyca nabierał mrocznego, tajemniczego wyglądu). Wewnątrz dom na pierwszy rzut oka wydaje się piękny, przepełniony bogactwem i luksusem. Ale nie trudno jest wyczuć, że to tylko iluzja, marna fasada, pod powierzchnią której drzemie najprawdziwsze, najobrzydliwsze ZŁO.
Bardzo sugestwne są także wizje Emery'ego. Są do tego stopnia przerażające, że gdybym ja je miewała na pewno prędzej, czy później bym oszalała:) Znalazło się też miejsce na wątek komediowy w postaci matki Emery'ego i ich wzajemnych stosunków. Co jeszcze mnie urzekło w tej produkcji? Zaskakująco małe porcje "tanich chwytów". Twórcy nie chcą nas zaskoczyć, jakimś niewiadomo skąd wyskakującym upiorem tylko zależy im na naszym strachu. A jak wiadomo jest ogromna różnica między przerażeniem a zaskoczeniem. Ta konkluzja zaprowadziła nas do pytania: czy film jest w stanie nas przestraszyć? Myślę, że tak. Jeśli zadbamy o odpowiednie warunki podczas seansu jak na przykład o to, żeby oglądać go po zmroku to myślę, że możemy liczyć na pewną dozę przerażenia. A to już sporo, jak na standardy współczesnego kina grozy. Przejdźmy do fabuły. Przez wzgląd na to, że mamy tutaj do czynienia z horrorem nastrojowym krwawo na pewno nie będzie, ale spektakularnie i owszem.
Tym razem "czarnymi charakterami" okażą się Ellen Rimbauer oraz Sukeena (zagrana przez tą samą aktorkę, co w prequelu), które zarówno w książce jak i prequelu reprezentują pozytywne osobowości, które doprowadzone do ostateczności poprzez dom, jak i Johna Rimbauera, potwora w ludzkiej skórze, dokonują rzeczy zarówno strasznej, jak i wyzwoleńczej dla nich samych. Nie będę streszczać tutaj wszystkich zawiłości fabularnych, ponieważ "Czerwona Róża" przy okazji rzeczywistej akcji przenosi nas także do świata Ellen i Johna Rimbauerów z wykorzystaniem licznych retrospekcji. Zaznaczę tylko, że w tym filmie z osobowiści Ellen i Sukeeni ostało się tylko zło oraz rzecz jasna obsesja na punkcie rozbudowywania domu. A czoło ma im stawić piętnastoletnia autystyczna dziewczynka obdarzona niezwykłymi mocami. Ciekawą postacią jest także główna bohaterka, Joyce Reardon, która raczej nie wzbudza sympatii widza. To kobieta, której siłą napędową jest obsesja w najczystszej postaci - obsesja na punkcie domu, na punkcie Rose Red. Jak można się spodziewać to uzależnienie wkrótce zamieni się w szaleństwo, które okaże się tragiczne w skutkach dla pozostałych członków "parapsychicznej ekspedycji". Akcja może dla niektórych widzów być chwilami nużąca, ponieważ ciągnie się nadzwyczaj długo, ale nie jest to filmu z rodzaju tych, gdzie będziemy mogli zaobserwować tylko jakieś przemykające cienie. Twórcy cały czas starają się rzucać nam jakieś perełki w postaci duchów - tak widzimy duchy, a nie jak to ma miejsce w wielu horrorach nastreojowych tylko ich kontury. Ten fakt nie pozwoli nam się zbyt długo nudzić. Może na chwilę nasza czujność zostanie uśpiona, ale możecie być pewni, że szybko się obudzi.Pod koniec filmu duchy rezygnują z nieśmiałych podchodów, w które bawiły się przez cały długi seans i wychodzą z ukrycia. Manifestują swoją siłę poprzez widowiskowe objawianie się naszym bohaterom, Oczywiście, podobne zabiegi mają miejsce w niezliczonej ilości horrorów nastrojowych, ale żadne ich zakończenie nie jest tak rozciągnięte, jak tutaj. A to akurat plus, ponieważ finalna akcja powoli, acz zjawiskowo prowadzi nas do kulminacji. Jestem pewna, że wygląd duchów w końcowej scenie zrobi na was podobne wrażenie, co na mnie, ponieważ spece od efektów specjalnych oraz charakteryzacji spisali się na medel - podobnie jak wszyscy twórcy miniserialu "Czerwona Róża".
Czy muszę jeszcze komukolwiek rekomendować ten film? Chyba nie, bo w swojej jakże pochlebnej recenzji podałam już wystarczająco wiele powodów, dla których warto po niego sięgnąć. Dodam tylko, że to jeden z moich ulubionych horrorów nastrojowych i chętnie co jakiś czas do niego wracam.
Buffy, świetna recenzja. Czerwona róża to zdecydowanie jeden z moich ulubionych filmów wg Kinga i jeden z najlepszych horrorów w ogóle, moim zdaniem. Na pewno dużą zasługą jest to ograniczenie "tanich chwytów", o których piszesz w swojej recenzji. No i aktorzy rewelacyjnie zagrali :-)
OdpowiedzUsuńDzięki Cedro:) Tak, ten film na pewno wybija się ponad przeciętność i nie wyobrażam sobie, że jakiś wielbiciel kina grozy mógł go nie widzieć. Świetnie zagrany, świetnie zrealizowany, a do tego wciągający. Kino na najwyższym poziomie! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTej recenzji nie czytałem, ale czytałem inne, szczególnie te pozycje, które przeczytałem i...
OdpowiedzUsuńBlog jest świetny, prowadzony z dużym zaangażowaniem, a co najważniejsze z pasją, niemal taką jaka wykazuje sam King.
Dzięki za naprawdę miłe słowa. Jestem pasjonatką horroru, nawet mam na punkcie tego gatunku sporą obsesję, ale uważam, że do zaangażowania Kinga mi jeszcze bardzo daleko. Mimo tego, cieszę się, że tak myślisz, i że zaglądasz na mojego bloga. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńdzieki stary szacunek
OdpowiedzUsuńCzemu ten okularnik (medium; ten co mial te rozne przewidzenia, np. widzial zakrwawiona lodowke)robi takie glupie miny, rozdziwiajac ta swoja gebe i patzac na wszzystkich jak ana idiotow? Mialam ochote mu przylozyc w ten pysk. Ogolnie przez niego nie obejrzalam do konca tego filmu. Pio prostu nie dalam rady, nerwy mi skakaly jak go widzialam.
OdpowiedzUsuń