1. „Obecność”
(2013), reż. James Wan (USA) recenzja
19 głosów
Ghost story okrzyknięta jednym z najbardziej dochodowych filmów
wszech czasów. Scenarzyści, Chad i Carey Hayes, inspirowali się rzekomo
prawdziwą historią rodziny Perronów z lat 70-tych XX wieku. Bohaterami obrazu
są między innymi badacze zjawisk paranormalnych, Ed i Lorraine Warren. Aby
uwiarygodnić ich sylwetki odtwórcy tych ról, Patrick Wilson i Vera Farmiga,
spędzili trochę czasu w towarzystwie Lorraine, która służyła im bezcennymi
wskazówkami niemożliwymi do pozyskania z innych źródeł. Rzetelne podejście
twórców do historii jakoby terroryzowanej przez byty z zaświatów rodziny
Perronów tylko w części przyczyniło się do kasowego sukcesu „Obecności”.
Najpopularniejszy współczesny reżyser horrorów nastrojowych, James Wan, z
typowym dla siebie wyczuciem gatunku połączył dynamiczny montaż i
nieprzesadzone, wiarygodne efekty specjalne ze stylizacją na lata 70-te. Ponadto
zadbał o nieustającą akcję, nieprzewidywalne jump sceny oraz gęstą atmosferę niezdefiniowanego zagrożenia. I w
ten sposób powstał film przez wielu widzów i krytyków określany mianem
najlepszego horroru XXI wieku. Na 2016 rok zapowiedziano sequel „Obecności”, za
reżyserię którego ponownie ma odpowiadać Wan, a za scenariusz bracia Hayes.
2. „Martwe zło”
(2013), reż. Fede Alvarez (USA) recenzja
11 głosów
Remake kultowego
horroru Sama Raimiego z 1981 roku, w niektórych kręgach określany, jako kolejna
część serii. Reżysera, Fede Alvareza, osobiście wybrał pomysłodawca „Martwego
zła”, współproducent uwspółcześnionej wersji Sam Raimi (za produkcję filmu
odpowiadali również Robert Tapert i gwiazda starej trylogii, Bruce Campbell),
co biorąc pod uwagę brak doświadczenia Alvareza w pełnym metrażu było decyzją zaskakującą.
Jak się okazało Raimi dokonał właściwego wyboru – nowa wersja „Martwego zła”
okazała się sukcesem kasowym i zdobyła sympatię większości krytyków, a nawet
niektórych fanów pierwowzoru. Połączenie gore
ze znakomicie ucharakteryzowanymi demonami i stricte nastrojowymi, bazującymi
na emocjach scenami okazało się być przysłowiowym strzałem w dziesiątkę. Krążą plotki,
że Alvarez, Raimi i Tapert pracują nad kolejną produkcją spod szyldu „Martwego
zła”.
3. „Mama” (2013),
reż. Andres Muschietti (Kanada, Hiszpania) recenzja
7 głosów
Osobliwa
mieszanka dark fantasy i ghost story, wyprodukowana między innymi
przez Guillermo del Toro, oparta na krótkometrażowym, zaledwie trzyminutowym
obrazie Muschiettiego z 2008 roku. Połączenie dosłownego straszenia efektami
komputerowymi z sekwencjami bazującymi na niepokojącej tajemnicy, z idealnie
obliczonymi kulminacjami napięcia oraz trafny wybór daty premiery,
niekonkurującej z innymi wyczekiwanymi produkcjami grozy przyczyniły się do
komercyjnego sukcesu „Mamy”. Ale choć film zaskarbił sobie sympatię rzeszy
odbiorców, w tym wielu krytyków nie udało mu się przekonać wszystkich
sympatyków tradycyjnego straszenia.
4. „Babadook”
(2014), reż. Jennifer Kent (Australia, Kanada) recenzja
6 głosów
Obsypany nagrodami
i nominacjami australijski ukłon w stronę niemieckiego kina ekspresjonistycznego,
wedle słów reżyserki i zarazem scenarzystki zainspirowany jej dziesięciominutowym
obrazem z 2005 roku pt. „Monster”. Kręcąc „Babadooka” Kent postawiła na
minimalizm, ograniczając efekty specjalne, ale równocześnie uwypuklając uniwersalne
życiowe prawdy. Sama podkreśla, że scenariusz miał przede wszystkim traktować o
trudach rodzicielstwa i strachu przed szaleństwem. Akcenty ze stylizowanym na
maszkarę z kina ekspresjonistycznego potworkiem z książeczki dla dzieci miały
za zadanie przede wszystkim spotęgować wszechobecną aurę paranoi i rzecz jasna
złożyć należny hołd niemieckim produkcjom z pierwszych dekad XX wieku.
Zachwyceni filmem Kent krytycy dopatrywali się w postaci Babadooka alegorii do
tragicznej, pełnej smutku i samotności doli człowieczej.
5. „Starry Eyes” (2014),
reż. Kevin Kolsch, Dennis Widmyer (USA, Belgia) recenzja
4 głosy
Wyróżniony na
festiwalach filmowych niezależny body
horror, nawiązujący zarówno do cronenbergowskiej tradycji tego nurtu, jak i
współczesnych obrazów, typu „Contracted”. Akcję napędza motyw chorobliwego
pragnienia młodej kobiety o zostaniu gwiazdą kina. Długi, stateczny wstęp bez
pośpiechu wprowadza widza w delikatnie zarysowaną aurę szaleństwa i psychikę
głównej bohaterki. Z biegiem trwania fabuły twórcy z doskonałym wyczuciem
dramaturgii podrzucają sygnały świadczące o rychłej autodestrukcji, będącej następstwem
marzeń o sławie i bogactwie. Obok akcentów stricte psychologicznych scenariusz
obfituje w wątki rodem z kina satanistycznego, z jakże oryginalną formą
podpisania cyrografu z diabłem oraz w rzecz jasna elementy rozpadu ciała i sekwencje
krwawych mordów. W największym uproszczeniu „Starry Eyes” jest krytyką światka
filmowego i swego rodzaju formą przestrogi dla ambitnych młodych ludzi,
dążących do wytyczonego celu, bez zważania na ewentualne tragiczne konsekwencje
swoich czynów. Minimalistyczna, z wyłączeniem finalnej eskalacji przemocy,
realizacja i konsekwentne odżegnywanie się twórców od sprostania gustom
masowych odbiorców (celowanie w niszę) paradoksalnie przekonało krytyków oraz
sporą rzeszę widzów rzadko obcujących z body
horrorami.
6. „Naznaczony:
rozdział 2” (2013), reż. James Wan (USA, Kanada) recenzja
3 głosy
Po spektakularnym
sukcesie „Naznaczonego” z 2010 roku tylko kwestią czasu było nakręcenie kolejnego
filmu pod tym samym szyldem. Na krześle reżyserskim ponownie zasiadł
najbardziej doceniany przez opinię publiczną współczesny twórca horrorów
nastrojowych, James Wan, rozpoczynając fabułę od miejsca, w którym skończył się
pierwowzór. Sequel „Naznaczonego” odniósł kasowy sukces, co zawdzięcza podpięciu
się pod znany masowym odbiorcom tytuł, sławie reżysera i jego
charakterystycznemu podejściu do kina grozy, kompilującemu tradycyjne
straszenie, miejscami osnute klimatem rodem z ostatnich dekad XX wieku z nowoczesnym
montażem i efektami specjalnymi. Choć film nie sprostał oczekiwaniom krytyków,
utyskujących głównie na pozbawiony zaskoczenia, często kopiujący ograne motywy ghost stories scenariusz zdobył serca większości
widzów. Tym samym motywując twórców do nakręcenia kolejnej części, tym razem
wyreżyserowanej przez Leigha Whannella, która ukaże się w tym roku.
6. „The Possession of
Michael King” (2014), reż. David Jung (USA) recenzja
3 głosy
Satanistyczny found footage, będący debiutem
reżyserskim relatywnie dobrze zapowiadającego się twórcy, Davida Junga. Artysta
przyznał, że kreację opętanego Michaela Kinga zainspirował Jack Torrance w
wykonaniu Jacka Nicholsona w „Lśnieniu” z 1980 roku. Zdradził również, że tzw.
kręcenie z ręki miało przede wszystkim ułatwić widzom „wejście w skórę głównego
bohatera” oraz przekonująco zestawić subiektywizm dokumentalisty z podejściem
naukowym. Przygotowując się do realizacji filmu Jung sporo czasu poświecił studiowaniu
demonologii i nekromancji oraz oglądaniu innych straszaków, osadzonych w tej
samej konwencji, aby upewnić się, które rozwiązania narracyjne, stylistyczne i
fabularne najlepiej wypadają na ekranie. Ogrom pracy, jaki sobie narzucił,
rzetelne podejście do sztuki nie zaprocentowało uznaniem krytyków, ale
przynajmniej zapewniło mu grupkę oddanych, czujących takie klimaty widzów.
6. „The Canal” (2014), reż.
Ivan Kavanagh (Irlandia) recenzja
3 głosy
Irlandzka ghost story, pokazująca szczególnie
Amerykanom, jak we współczesnych czasach właściwie wyeksploatować ograne
schematy. Według Kavanaugha, który oprócz reżyserii podjął się również
napisania scenariusza kluczem do serc wielbicieli kina grozy nie jest
innowacyjna fabuła tylko zgrabna realizacja. Eksperymentowanie z montażem i
dźwiękiem oraz oszczędne epatowanie efektami komputerowymi na rzecz
zaskakujących jump scen i
realistycznych charakteryzacji niezdefiniowanych zagrożeń, jak trafnie
przewidział Kavanaugh nie tyle zrekompensowały konwencjonalny scenariusz, ile
uwypukliły jego opierające się próbom czasu pozytywne strony. Rzadko spotykane
wyczucie prawideł, którymi rządzi się filmowy horror wespół ze znakomitą realizacją
pokazało nawet wymagającym odbiorcom (w tym krytykom), że w znanych schematach,
nawet po tak długoletniej ich eksploatacji, nadal tkwią niezmierzone pokłady
potencjału.
7. „Następny jesteś
ty” (premiera festiwalowa 2011, szeroka dystrybucja 2013), reż. Adam Wingard (USA,
Wielka Brytania) recenzja
2 głosy
Dwa lata po
pokazach premierowych przyszło czekać Adamowi Wingardowi i scenarzyście „Następny
jesteś ty” Simonowi Barrettowi na szeroką dystrybucję ich dzieła, pomimo
pozytywnych recenzji krytyków, którym dane było obejrzeć film na festiwalach. „Następny
jesteś ty” najkrócej można podsumować słowem „dziwoląg” w pozytywnym znaczeniu
tego słowa. Scenariusz jest pastiszem slasherów
i home invasion. Dowcipna, miejscami makabryczna
i trzymająca w napięciu realizacja nie zaskarbiła sobie sympatii wielbicieli
czystości klasowej, ale poszukiwaczom oryginalnych, pastiszowych dzieł,
znających reguły, jakimi rządzą się dwa wyśmiewane przez Wingarda i Barretta
popularne nurty kina grozy owe dzieło dostarczyło sporo frajdy. Wymykające się
ciasnym ramom gatunkowym wyróżniło się na tle innych współczesnych rąbanek na
tyle, aby zwrócić uwagę spragnionych innowacyjności odbiorców na dalszy
przebieg artystycznej kariery Wingarda i Barretta, czego dowodem jest
popularność ich najnowszego filmu pt. „Gość”.
7. „Annabelle” (2014), reż.
John R. Leonetti (USA) recenzja
2 głosy
Rzekomo częściowo
oparty na faktach spin-off i zarazem luźny prequel hitowej „Obecności” Jamesa
Wana, który wraz z Peterem Safranem podjął się wyprodukowania „Annabelle”.
Scenariusz, napisany przez Gary’ego Daubermana traktował o początkach rzekomo
nawiedzonej lalki, obecnie przechowywanej w muzeum demonologów Eda i Lorraine
Warrenów w Monroe w stanie Connecticut. Gatunkowo „Annabelle” najbliżej do horroru
satanistycznego i to silnie nawiązującego do „Dziecka Rosemary” Romana
Polańskiego, ale można w nim odnaleźć również cechy klasycznego nawiedzenia –
przez byt tkwiący w tytułowej lalce. Wedle obiegowych opinii największą siłą
filmu jest zapewne zainspirowana „Obecnością” stylizacja obrazu na lata 70-te
XX wieku oraz przez większą część seansu delikatnie nakreślona aura
niezdefiniowanego zagrożenia. Krytycy i wymagający widzowie narzekali natomiast
na sztuczne efekty komputerowe, szczególnie przy kreacji demona tudzież diabła
oraz niewywierające pożądanego efektu jump
sceny. Pomimo mieszanych recenzji „Annabelle” zarobiła dość, aby wymusić na
branży filmowej rozważania na temat ewentualnego sequela.
"Obecność" oraz "Annabele", ponieważ te dwa filmy są ze sobą związane. Resztę muszę nadrobic :)
OdpowiedzUsuń"Obecność" jest jednym z lepszych filmów jakie ostatnio oglądałam, przede mną jeszcze „Annabelle”.
OdpowiedzUsuńANNABELLE.FILM DO NICZEGO
UsuńANNABELLE JEST DO NICZEGO,SZAJS A JESTEM MIŁOŚNIKIEM HORRORÓW,WIĘC WIEM CO PISZE.
UsuńTak, piszesz bez sensu :) Jesteś miłośnikiem horrorów - super, ja też. Ale to, że lubisz je oglądać i znasz/oglądałeś/łaś ich dużo, a Annabelle nie przypadła ci do gustu, nie ma znaczenia. Jeśli jesteś miłośnikiem to nie możesz powiedzieć " O, to mi się nie podoba więc jest do dupy!"....Po prastu może nie wpadła w twój gust, mi się bardo spodobała :) A i radzę nigdy nikogo nie zniechęcać do oglądania czegoś. Tobie się nie spodobało, ale może ktoś inny straci szansę zobaczenia czegoś, co bardzo przypadnie mu do gustu?
UsuńZ wymienionych przez Ciebie filmów najbardziej przypadł mi do gustu „Babadook” oraz remake "Martwego Zła". Być może dlatego, że reszta jest dla mnie mniej więcej na zbliżonym poziomie. No może oprócz „Następny jesteś ty” ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
CAT
http://catinthewell.pl/
Hej, nie jest ze mną tak źle jak myślałem - aż pięć filmów z tej listy zaliczyłem :) Nie wszystkie co prawda bym na topce umieścił, ale o gustach się nie dyskutuje ;)
OdpowiedzUsuńAnnabele ❤
OdpowiedzUsuńBabadook to nie jest horror tylko komedia/thriller... jak to jest straszne to ja jestem księżniczka disneya... Fakt, klimat swój ma, ale straszny nie jest, a jak na ekranie pojawi się rzekomy potwór to jest większa beka niż przerażenie
OdpowiedzUsuń