Jim Halsey transportuje samochodów z Chicago do San Diego. Przejeżdżając
przez pustynne tereny trafia na przemokniętego autostopowicza, którego decyduje
się podwieźć. Mężczyzna informuje chłopaka, że nazywa się John Ryder i zamierza
go zabić. Zaatakowany Jim wyrzuca nieznajomego z samochodu i rusza w dalszą
drogę. Jednak już nazajutrz widzi Rydera w przejeżdżającymi obok samochodzie z
pewną rodziną. Chłopak próbuje ich przestrzec przed autostopowiczem, ale pomimo
starań nie udaje mu się ich ocalić. Spanikowany Jim stara się znaleźć pomoc,
zwrócić się z tą sprawą do tutejszego szeryfa, ale Ryder zręcznie kieruje
wszelkie podejrzenia na chłopaka.
Pomysł na scenariusz „Autostopowicza” zrodził się w głowie Erica Reda,
podczas jego samotnej podróży z Nowego Jorku do Austin. Opatrzony zachęcającym
listem skrypt, wówczas mający na swoim
koncie jedynie jeden short („Gunmen’s Blues”) Red przesłał kilku producentom.
Tekst zainteresował Davida Bombyka, który wraz ze swoim menedżerem Kipem
Ohmanem (który również zajął się produkcją „Autostopowicza”) oraz reżyserem
filmu Robertem Harmonem postanowił jednak poddać scenariusz kilku przeróbkom.
Wizja Erica Reda obejmowała kilka skrajnie drastycznych scen. Rezygnacja z
pokazywania widzom między innymi okaleczonych ciał rodziny zalegających w
samochodzie, gałki ocznej włożonej w hamburgera, czy rozrywania przywiązanej do
wózka kobiety w pojęciu twórców była konieczna, aby uniknąć posądzeń o
stworzenie taniego slashera. Ohman i
Red przez parę miesięcy poddawali scenariusz licznym przeróbkom, aby dostosować
go do hitchcockowskiej wizji Harmona, przekonanego, że kluczem do sukcesu filmu
jest suspens, a nie orgia przemocy. Choć obecnie „Autostopowicz” nosi miano
produkcji kultowej, w wielu zacnych kręgach będąc definiowanym, jako jeden z
najlepszych thrillerów w historii kina to tuż po swojej premierze został
chłodno przyjęty przez krytyków. Szczególnie dobitnie forsowano wówczas tezę,
że film jest chory i posiada niesmaczny podtekst gejowski, mający stanowić paskudne
nawiązanie do zagrożeń, jakie niesie AIDS (Amerykanie i ich ówczesna obsesja na
punkcie wirusa HIV…). W każdym razie z czasem „Autostopowicz” zaskarbił sobie
sympatię większej liczby krytyków, a tytuł stał się tak popularny, że wkrótce
doczekał się wydanego na DVD sequela i kinowego remake’u.
Zgodnie z filozofią Alfreda Hitchcocka fabułę „Autostopowicza” zawiązuje
silny akcent niczym nieuzasadnionego ataku nieznajomego przedstawiającego się,
jako John Ryder na podróżującego Jima Halseya. Mężczyzna uświadamia chłopakowi,
że jest mordercą i przemocą stara się zmusić go do wyznania, że pragnie
śmierci. Przerażonemu Jimowi udaje się co prawda wyrzucić napastnika z
samochodu, ale to bynajmniej nie koniec jego koszmarnej przeprawy z Ryderem. Cały
scenariusz opiera się na swoistej grze znakomitego Rutgera Hauera z
charyzmatycznym, skłaniającym do utożsamiania się z jego postacią C. Thomasem
Howellem. Niezidentyfikowany „człowiek-duch” przemierza pustynne tereny w
poszukiwaniu ofiar, które z jakiegoś sobie tylko znanego powodu wciąga w
niebezpieczną rozgrywkę. Jego nietypowy modus
operandi zakłada terroryzowanie ofiary na zasadzie częstego akcentowania
swojej obecności w pobliżu oraz unaoczniania jej swoich zwyrodniałych poczynań.
Wszelkie podejrzenia za zbrodnie, które sam popełnia, Ryder kieruje na Jima,
jednocześnie w typowym dla siebie okrutnym stylu wybawiając go z opresji, gdy
tylko trafia w ręce przedstawicieli organów ścigania. Scenarzysta nie zdradza,
kim tak naprawdę jest John Ryder (nie wiemy nawet, czy to jego prawdziwe personalia),
ani co bezpośrednio motywuje jego działania, dzięki czemu Rutgera Hauera
nieustannie spowija aura intrygującej tajemnicy. Czarny charakter rozbudza
ciekawość, zmuszając widza do zastanawiania się nad jego osobą i co ciekawsze
ostatecznie jej nie zaspokaja, przewrotnie pozostawiając odbiorców z licznymi
pytaniami. Choć nie zostaje to dobitnie wyartykułowane można domniemywać, że
Ryder z jakiegoś niepojętego powodu pragnie zdemoralizować niewinnego,
służącego bliźnim pomocą (również nieznajomym stojącym na poboczu z uniesionym
kciukiem) chłopaka, że jego nadrzędnym celem jest zmuszenie go do zabicia
człowieka. UWAGA SPOILER Jeśli
rzeczywiście tak jest to pozornie szczęśliwe dla głównego bohatera zakończenie
owego starcia w rzeczywistości nosi w sobie znamiona tragizmu. Wszak Ryder
ziszcza swój plan – umiera, ale za sprawą Jima KONIEC SPOILERA. Choć tytułowy czarny charakter w swoją rozgrywką z
Jimem wciąga wiele przygodnych osób, na ogół przewidując dla nich krwawy koniec
reżyser konsekwentnie trzyma się swojego planu odżegnywania się od ekstremalnej
makabry. Pojawia się kilka sekwencji delikatnie podlanych posoką, jak na
przykład rzeź na posterunku, a nawet ujęcie wykorzystujące rekwizyt
wyobrażający ludzki palec, ale bez zagłębiania się w drastyczne szczegóły.
Raczej w formie migawek, tak jakby Harmon wzdragał się na myśl o zniesmaczeniu
choćby jednego widza dobitnymi wizualizacjami. Makabra w przeważającej
większości bytuje poza wzrokiem widza, przy czym jak na przykład podczas sceny
z samochodem zaatakowanej przez Rydera rodziny operatorzy skupiają się na
odstręczającej reakcji Jima na widok okropieństw, które tylko on (nie widzowie)
podejrzał. Myślę, że „Autostopowicz” w wersji hard w rękach Harmona również
mógłby poszczycić się wieloma superlatywami – realistyczne sceny mordów, które
widzimy w migawkach właściwie nie pozostawiają, co do tego żadnych wątpliwości.
Ale w takim wydaniu, bazującym na zgoła odmiennych emocjach nie rozczarowuje,
pokazując, że czasami adrenalina we krwi wzrasta szybciej podczas obcowania z
bazującym na napięciu i klimacie zaszczucia obrazem, aniżeli na widok typowej
rąbanki.
Przez dłuższy czas Jim Halsey samotnie ucieka przed swoim prześladowcą.
Zamknięcie scenariusza w ramach konwencji filmu drogi i to na pustynnych,
jałowych terenach Stanów Zjednoczonych, gdzie odległość pomiędzy zabudowaniami
rozciąga się na kilometry właściwe zagwarantowało twórcom aurę wyalienowania.
Ale na tym ambitny Harmon nie poprzestał, akcentując dodatkowo klimat
zaszczucia płynący nie z jednego, ale dwóch źródeł. Jimowi nie zagraża jedynie
zdeterminowany, doskonale znający te tereny seryjny morderca (jak wskazują dwa
ujęcia dodatkowo obdarzony nadludzkim słuchem), ale również ludzie, którzy tak
naprawdę powinni zapewnić mu ochronę – przedstawiciele organów ścigania,
zmanipulowani poczynaniami Rydera. Harmon doskonale równoważy akcję z lekko
przybrudzoną, posępną atmosferą, dynamizując fabułę jeszcze zanim ma szansę
całkowicie wytracić rozpęd i tym samym wzbogacając mroczną scenerię ogromnym
ładunkiem napięcia. Co więcej dokładnie w momencie, w którym odczułam zaczątki
niedosytu pozytywnego pierwiastka, kiedy samotność Jima zaczęła dawać mi się we
znaki, niebezpiecznie przechylając się w stronę monotonii twórcy przytomnie
postawili u jego boku kobiecą postać. Kelnerkę imieniem Nash (Jennifer Jason
Leigh), która nie pełniła jedynie roli ozdoby, swoistego dopełnienia męskiej
postaci, jak to często bywa szczególnie w kinie akcji, ale stała się twarzą
kilku dynamicznych, złowieszczych sekwencji, tym samym dynamizując chwilę
wcześniej zaczynającą wytracać tempo fabułę. Stała się też główną bohaterką
najmocniejszej sekwencji, mającej miejsce tuż przed ostatecznym starciem Jima i
Rydera, którą zdecydowano się przedstawić dopiero po długich dyskusjach, bo
według niektórych członków ekipy była zbyt pesymistyczna w wymowie.
Chociaż „Autostopowicz” Roberta Harmona jest zdecydowanie najbardziej
udaną, najsilniej trzymającą w napięciu i jedyną mroczną odsłoną historii o
Johnie Ryderze to w przeciwieństwie do większości widzów nie uważam sequela i
remake’u za niepotrzebne. Oczywiście oba wspomniane filmy zrealizowano zgoła
odmiennie (większy nacisk kładąc na dynamikę, aniżeli złowieszczą oprawę
wizualną), oba prezentują się dużo słabiej, ale ten pomysł ma w sobie tyle
atrakcyjności, że do pewnego stopnia wystarczyło jej do wzbogacenia kolejnych
produkcji podpinających się pod ten tytuł.
Film absolutnie rewelacyjny. Genialne dzieło z niesamowitym klimatem. Zamiast efekciarstwa twórcy postawili na atmosferę. Genialny Rutger Hauer. Świetni Jennifer Jason Leigh i C. Thomas Howell. Muzyka zdjęcia również super. Ten film mogę oglądać wiele razy i nigdy się nie znudzi. W 2004 roku Robert Harmon nakręcił w zbliżonym klimacie dość ciekawy „Highwaymen” („Autostrada grozy”).
OdpowiedzUsuń"Autostradę grozy" też lubię. Szczególnie, że gra tam świetna Rhona Mitra;)
UsuńTeż ją bardzo lubię. Może nie grała w wielkich produkcjach, ale do każdego filmu w którym się pojawi wnosi bardzo dużo dobrego. Właśnie obejrzałem ostatni jak na razie odcinek „The Last Ship” („Ostatni okret”).
OdpowiedzUsuńNa TNT, co nie? Obejrzałam tylko kilka odcinków, bo jak to na ogół u mnie z serialami bywa brakło mi cierpliwości na całość (chociaż jakiś tragiczny ten serial nie jest). Nawet dla Mitry nie potrafiłam wytrwać - widać niechęć do seriali zwyciężyła:/
UsuńOglądałem na kompie bo telewizora nie mam. Już dawno się go pozbyłem. Serial nie był tragiczny, ale jak już zacząłem to dotarłem do końca. Poza Mitrą najciekawsze były, niestety bardzo rzadkie, walki na morzu. Sam pomysł lepiej byłby wykorzystany jako film, bo serial niepotrzebnie był na siłę wydłużany.
UsuńSuper wpis. Kiedyś to były horrory :)
OdpowiedzUsuńhttps://zalukaj-ekino.pl/