Po wypadku samochodowym, w którym zginęli jej rodzice, dziewięcioletnia Cady James trafia pod opiekę swojej ciotki Gemmy, zwykle całą uwagę poświęcającej pracy w firmie produkującej zabawki. Ostatnio kobieta i jej zespół znajdują się pod szczególną presją, ich szef bowiem niecierpliwie oczekuje kolejnego produktu gotowego do wprowadzenia na rynek. Zainspirowana słowami siostrzenicy, Gemma w końcu sprowadza na świat M3gan, autonomicznego robota humanoidalnego ze zdolnością uczenia się, pomyślanego jako wierny towarzyszy zabaw i opiekun małoletniego właściciela. Decyzją Gemmy szczęśliwą posiadaczką prototypu staje się Cady, co jest równoznaczne z zaangażowaniem dziewczynki w najnowszy projekt firmy. Dziewięciolatka zyskuje niezawodną przyjaciółkę, a jej nowa właściwa opiekunka poprzednią swobodę. M3gan wyręcza Gemmę w wychowywaniu Cady, istoty, dla której robot jest gotowy zrobić absolutnie wszystko. W końcu komfort psychiczny dziecka to rzecz niezmiernie ważna...
Kasowy horror science fiction w reżyserii Gerarda Johnstone'a, twórcy „Aresztu domowego” (2014), który zrodził się z burzy mózgów przeprowadzonej w Atomic Monster Productions, amerykańskiej firmie zajmującej się produkcją filmową i telewizyjną, założoną w 2014 roku przez Jamesa Wana, reżysera między innymi „Piły” (2004), „Naznaczonego” (2010) i „Obecności” (2013), który szczegóły dopracował z Akelą Cooper (to nie pierwsza ich współpraca twórcza – patrz „Wcielenie” z 2021 roku). Wymyśloną przez nich historię Cooper następnie już w pojedynkę przelała na karty scenariusza, a Gerarda Johnstone'a zaproszono na pokład głównie z powodu jego podziwianej przez Wana umiejętności poruszania się na styku horroru i czarnej komedii. Głównymi producentami „M3GAN” zostali James Wan i Jason Blum – film trafił pod opiekuńcze skrzydła firmy tego drugiego: Blumhouse Productions, a głównym dystrybutorem na terenie Stanów Zjednoczonych została firma Universal Studios. Budżet „M3GAN” oszacowano na dwanaście milionów dolarów. Główne zdjęcia ruszyły w czerwcu 2021 roku w Los Angeles i w Auckland w Nowej Zelandii, a zakończyły się mniej więcej w połowie sierpnia. Na etapie postprodukcji wprowadzono parę, niekoniecznie tylko kosmetycznych, zmian, celem uzyskania kategorii PG-13. Pierwotna wersja filmu była bardziej brutalna. Premiera „M3GAN” odbyła się 7 grudnia 2022 roku w Los Angeles, a szeroka dystrybucja (kinowa) nie tylko w Stanach Zjednoczonych rozpoczęła się w pierwszym tygodniu stycznia 2023 roku. W niektórych krajach świata obraz trafił na wielkie ekrany trochę wcześniej – poczynając już od końcówki grudnia 2022 roku.
„M3GAN” miała być czymś pomiędzy „Ex Machiną” Alexa Garlanda i „Laleczką Chucky” Toma Hollanda oraz serialem „Chucky”, którego emisję rozpoczęto w 2021 roku. Wyrazem tęsknoty za campowymi horrorami z ostatnich dwóch-trzech dekad XX wieku. Akela Cooper jest wprawdzie miłośniczką choćby takich arthouse horrorów, jak „Dziedzictwo. Hereditary” Ariego Astera i „Uciekaj!” Jordana Peele'a, ale uważa, że Hollywood ostatnimi czasy zafiksowało się na tych klimatach, zapominając o bezpretensjonalnych, swobodnych straszakach i rąbankach, które bawiły i przerażały między innymi jej pokolenie. Jakby horrory nie mogły się już obejść od „głębokich treści”. W każdym razie Akela Cooper jest już zmęczona tą swoistą obsesją szerzącą się w jej zawodowym środowisku. Marzy o odrodzeniu mody na obrazy w stylu „Piątku trzynastego” Seana S. Cunninghama, „Koszmaru z ulicy Wiązów” Wesa Cravena i „Hellraisera: Wysłannika piekieł” Clive'a Barkera. Tak czy inaczej, w jej oczach „M3GAN” jest niskim ukłonem w stronę horrorów klasy B... w którym mimo wszystko nie zabrakło aktualnych komentarzy społecznych. Slasher, dramat rodzinny, czarna komedia i science fiction (myślę, że z naciskiem na ten pierwszy człon, kwestią czasu wydaje się bowiem być stworzenie takiej „zabawki”, o jakiej mowa w tym, w gruncie rzeczy niezbyt oryginalnym spektaklu) w jednym. Nienapuszona produkcja, która mnie najmocniej skojarzyła się z „Laleczką” Larsa Klevberga, rebootem najsłynniejszej opowieści o zabójczej lalce: „Laleczki Chucky” Toma Hollanda. M3gan to połączenie animatroniki i talentu małoletniej nowozelandzkiej aktorki Amie Donald (głosu upiornemu robotowi użyczyła Jenna Davis), która na planie wykonywała własne akrobacje i współtworzyła układ taneczny przemądrzałego androida. Rolę jej podopiecznej, dziewięcioletniej Cady James, powierzono Violet McGraw, którą fani kina grozy mogli widzieć choćby w „Separacji” Williama Brenta Bella i „Nawiedzonym domu na wzgórzu” Mike'a Flanagana, serialu opartym na genialnej powieści Shirley Jackson. A w ciocię tej ostatniej (według mnie nie ustępując pola młodym talentom) wcieliła się Allison Williams, gwiazda takich produkcji grozy jak „Uciekaj!” Jordana Peele'a i „Perfekcja” Richarda Sheparda. Film otwiera tragiczna w skutkach samochodowa przeprawa trzyosobowej rodziny Jamesów. Jedyną ocalałą jest najmłodsza członkini tej nieszczęsnej familii, siostrzenica głównej bohaterki, niezależnej młodej kobiety praktycznie całkowicie skoncentrowanej na karierze. Natchniona niegdysiejszą zaskakującą, i pewnie dość nieprzyjemną, rozmową z własną siostrą, Akela Cooper, wspomniała w scenariuszu „M3GAN”, że Gemma kiedyś też obiecała swojej siostrze, że zaopiekuje się jej dzieckiem, ewentualnie dziećmi, jeśli te przed osiągnięciem pełnoletności stracą swoich biologicznych rodziców. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Dla Gammy opieka nad dzieckiem to czarna magia, rola, w której czuje się skrajnie niekomfortowo, zadanie, które ewidentnie ją przerasta. A przynajmniej ona ma podejrzenie graniczące z pewnością, że kompletnie nie nadaje się na rodzica. Przeraża ją ta nowa rzeczywistość, odpowiedzialność za małą istotę, którą spotkała jedna z najgorszych rzeczy, jakie mogą przydarzyć się dziecku. Dziewczynkę z boleśnie smutnym spojrzeniem, która nie znajduje należytego wsparcia wśród własnego gatunku. Ani ciotka, ani nawet terapeutka nie dają jej tego, co daje jej najnowszy wynalazek tej pierwszej. Czy w tym nieludzko zabieganym, niby postępowym świecie, jedynym ratunkiem dla najmłodszych pokoleń staną się roboty? Nie, nie ratunkiem tylko przekleństwem. „M3GAN” Gerarda Johnstone'a to bowiem kolejna filmowa przestroga przed nałogiem technologicznym. Przed sztuczną inteligencją, która ma wyręczać Homo sapiens... we wszystkim? Po co rozmawiać z dziećmi, skoro można dać im tablet? Albo komputer, albo smartfon, a i „taki przeżytek” jak zwykły telewizor wciąż może być „najlepszym przyjacielem rodzica”. Jeszcze wygodniej będzie, gdy w końcu na rynek trafią takie cuda jak M3gan, robotyczni rodzice zastępczy.
Gerard Johnstone zdradził, że wygląd tytułowej antybohaterki jego drugiego reżyserskiego grozowego przedsięwzięcia (właściwie kolejnego połączenia horroru z czarną komedią), po części zainspirowało kino z lat 50. XX wieku, a konkretnie takie ikony jak Grace Kelly, Audrey Hepburn i Kim Novak, natomiast fryzurę Johnstone podpatrzył u gwiazdy późniejszych dekad Peggy Lipton. Reszta to naturalizm z lat 70. XX wieku. Na Akeli Cooper szczególne wrażenie wywarł, też zaprojektowany przez Johnstone'a, ubiór zabójczej androidki. „Wygląda jak obłąkana dziewczyna z bractwa” - tak w przestrzeni medialnej scenarzystka „M3GAN” przedstawiała swoją pierwszą myśl na widok już ubranej czarnej gwiazdy tej opowieści nieco zwariowanej treści. Tańczy, śpiewa, uczy, bawi, chroni. Utrwala cenne wspomnienia, zawsze uważnie słucha, dobrze się wysławia, doradza, podnosi na duchu. Ogromna, i nieustannie się powiększająca, skarbnica informacji. Krótko: zabawka kompletna. Suma wszystkich zabawek tego świata – jak daje do zrozumienia sama Cady James, więcej do szczęścia dziecku już nie potrzeba. Czyżby? Twórcy „M3GAN” niewątpliwie zajmują przeciwstawne stanowisko w tej debacie o wychowywaniu dzieci w dzisiejszych realiach. W skomputeryzowanej epoce, gdzie coraz trudniej oprzeć się wrażeniu, że człowiek powoli staje się zbędny. Nieuchronny zanik podstawowych umiejętność zwykle nabywanych już we wczesnym dzieciństwie. Jak tak dalej pójdzie, to człowiek rozumny nawet do skorzystania z toalety czy „kultowego” jedzenia widelcem będzie potrzebował sztucznego asekuranta:) Sztucznej inteligencji... jedynej inteligencji w jakiejś mniej czy bardziej odległej przyszłości? W każdym razie pomysłodawcy „M3GAN” wybrali ten mniej optymistyczny - skrajnie pesymistyczny? - scenariusz. Przełomu dokonuje chyba żyjąca w czasach nam współczesnych konstruktorka technologicznych zabawek, szafowa jednego z zespołów w dużej firmie specjalizującej się w takich rzeczach. Na które mogą pozwolić sobie głównie majętni konsumenci, gorzej sytuowane osoby mogą jednak liczyć na konkurencyjne korporacje, bezwstydnie wrzucające na rynek marne podróbki magicznych produktów stresującej zawodowej przystani Gemmy. Jej szef chce to zmienić, wyprzedzać posunięcia innych firm produkujących zabawki, czyli wreszcie zainteresować się także uboższymi opiekunami milusińskich. Małych naciągaczy:) Gemma w sumie zawodzi te oczekiwania, ale prezes bynajmniej nie narzeka. Prędzej czy później każda szanująca się rodzina będzie miała swoją M3gan, a tymczasem spełnimy marzenia tych, których stać na takie ekstrawagancje. Najpierw jednak trzeba rzecz porządnie przetestować, zdobyć sponsorów i oczywiście uruchomić dźwignię handlu. Kolorowy świat reklam – czasem słońce, czasem deszcz: hurraoptymistyczni, wesolutcy naganiacze dzieciaków i spoty, które niejedną łezkę z oczu wycisną – dodaje smaczku tej syntetycznej przygodzie. W mojej ocenie przekuli filmowcy z reguły irytujące mnie „plastikowe realia” w coś jeśli nawet nie pożądanego, to na pewno pasującego do treści. Idealne dopasowanie warstwy wizualnej do scenariusza, momentami kłaniającego się „Laleczce Chucky” Toma Hollanda (prawdopodobne świadome nawiązania – w oczy szczególnie rzuciła mi się finalna rozgrywka) i może „Egzorcyście” Williama Friedkina, choć wieść niesie, że „pajęczy chód” (nieco inny niż w „Egzorcyście”) polującej w lesie M3gan to nawiązanie do jednej z aktualnych bolączek specjalistów od robotyki: zapewne tylko chwilowa niemożność „zmuszenia robotów” do biegania na dwóch kończynach. Wspomniane łowy w lesie to moim zdaniem najdrastyczniejsza akcja w tym dość lajtowym, przyjemnie przewiewnym, jak to się mówi niestrasznym horrorze. Spokojnie, wstrząśnięci i zmieszani prawie na pewno z tego androicznego piekiełka nie wyjdziecie. Po pierwsze: (nie)czysta rozrywka. Nieinwazyjna przygoda nie tylko dla największych fanów gatunku. Horror familijny, choć może niewskazany dla mniejszych latorośli. Zajmująca, nieprzekombinowana, właściwie prościutka opowieść o zbytnim poleganiu na super- i hipernowoczesnych gadżetach, o nadmiernym wspomaganiu się technologią. I o nad wyraz kompetentnej, przesadnie zaangażowanej, wyginającej śmiało ciało strażniczce straumatyzowanej dziewczynki. Niepokojącym wzorcu być może przyszłych pokoleń.
Komercyjny sukces „M3GAN” Gerarda Johnstone'a zachęcił Universal Studios do kontynuowania tej wesołej twórczości. Wstępny tytuł planowanego sequela tego wychwalanego także przez wielu krytyków ekranowego spektaklu, to „M3GAN 2.0”, a premierę filmowcy przewidują na rok 2025. Scenariusz prawdopodobnie znowu napisze Akela Cooper, przypuszczalnie wychodząc od pomysłu Jamesa Wana, nieukrywającego, że w głowie opracował już kierunek dla jeszcze dłuższej filmowej wyprawy pod tą robotyczną banderą. Tymczasem stęsknionych za lżejszym kalibrem (nie)straszenia, za czystą radością opowiadania, może lekko zwariowanych, ale też niespecjalnie wyszukanych opowieści teoretycznie z dreszczykiem, zachęcam do skosztowania pierwszego owocu tego „syntetycznego drzewa”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz