Małżeństwo
z Nowego Jorku, Cass i Gav, podróżuje ze starą kamerą po
Półwyspie Bałkańskim. W pociągu, w drodze z Belgradu w Serbii do
Skopje w Macedonii Północnej, dołącza do nich Ivan, dla
przyjaciół Święty Piotr, niedawno poznany młody mężczyzna z
jednym okiem zasnutym bielmem, który proponuje im wycieczkę do
opuszczonej fabryki w serbskim mieście Vranje. Gav natychmiast
zapala się do tego pomysłu, licząc na pozyskanie ciekawego
materiału filmowego, a Cass nie ma nic przeciwko wprowadzeniu tej
drobnej zmiany w ich plan podróży. W spóźniony miesiąc miodowy
pary przechodzącej kryzys, który dotychczas zakłócały jedynie
ataki migreny i szumy uszne kobiety. W zrujnowanym kompleksie
przemysłowym w odizolowanym zakątku obcego kraju w głowie Cass po
raz pierwszy rozlega się tajemniczy głos, bardziej jednak martwi ją
konieczność spędzenia nocy w tym obskurnym miejscu z podejrzanym
miejscowym i głuchym na jej prośby o poszukanie innego noclegu,
najwyraźniej oczarowanym Świętym Piotrem, małżonkiem.
|
Plakat filmu. „Eight Eyes” 2023, Vinegar Syndrome Pictures, Not the Funeral Home, Night Loops
|
Amerykański
producent filmowy Justin A. Martell, realizując zlecenia dla swojej
firmy Pioneer Media w Europie Wschodniej i Południowej (m.in.
„Castle Freak” Tate'a Steinsieka, „Dracula: On żyje!”
Maximiliana Elfeldta) zapragnął w większym stopniu wykorzystać
geografię Serbii. Ogólną koncepcję najpierw przedstawił Vinegar
Syndrome Pictures, firmie założonej przez Ryana Emersona i Joe
Rubina, głównie zajmującej się odrestaurowywaniem i dystrybucją
filmów z lat 60. i 80. XX wieku, a potem wciągnął na pokład
Austina Jenningsa, który akurat pracował nad innym scenariuszem z
Matthew Frinkiem: do serialu Shudder, „The Last Drive-in with Joe
Bob Briggs” (2018). Obaj zgodzili się rozwinąć pomysł Justina
Martella na bałkańską opowieść grozy, której ostatecznie nadali
tytuł „Eight Eyes” (pol. „Złe Oko”), a na krześle
reżyserskim zasiadł Austin Jennings, miłośnik exploitation
films z lat 70. i 80. XX wieku, który nie był zainteresowany
pisaniem kolejnego listu miłosnego do Złotego Okresu kina
paskudnego, tworzeniem kolejnego „banalnego pastiszu”. Nie chciał
„pustej imitacji” tylko autentycznego przywołania zapomnianego
ducha europejskich obrazów spod znaku exploitation. Chciał
poczuć się jak Mario Bava, Dario Argento, Lucio Fulci, Jesús
Franco i Sergio Martino – udać, że ma do dyspozycji jedynie taki
sprzęt (dziś już przestarzały), z jakim bynajmniej z wyboru
pracowały te gwiazdy horroru; stworzyć warunki jak najbardziej
zbliżone do tych, w jakich tworzyli jego idole.
Nakręcony
na taśmach filmowych 16 mm i 8 mm z użyciem różnych kamer firmy
Super 8 (Classic Pro Max 8 16x9, Aaton XTR Prod Super 16mm, Leica
Leicina Special, Bolex H16 Super 16, Krasnogorsk 3 Super 16),
pełnometrażowy debiut reżyserski Andrew Jenningsa swoją światową
premierę miał w pierwszym tygodniu sierpnia 2023 na kanadyjskim
Fantasia Film Festival, a polską w październiku tego samego roku na
Splat!FilmFest – International Fantastic Film Festival (udział w
konkursie Austina Jenningsa, nominacja do Nagrody Publiczności).
Amerykańsko-serbski brudny horror, przez fanów gatunku kojarzony z
„Teksańską masakrą piłą mechaniczną” Tobe'ego Hoopera i
„Hostelem” Elia Rotha. Wycieczka krajoznawcza współczesnych
Ameryków w klimacie lat 70. XX wieku. Tak naprawdę próba
uratowania niedługiego związku małżeńskiego podjęta przy okazji
skorzystania z zaproszenia na uroczystość ślubną znajomych
urządzoną w stolicy Serbii. Po hucznym weselu, podczas przechadzki
po parku, Cass (bezbłędna kreacja Emily Sweet, która wcześniej
wystąpiła chociażby w „Spustoszeniu” Rene Pereza i antologii
filmowej „V/H/S/99”, ale w tym przypadku decydujący był jej
udział w „Castle Freak” Tate'a Steinsieka, poprzednia owocna
współpraca z pomysłodawcą i jednym z głównych producentów
„Złego Oka”) zostaje zagadnięta przez nieznajomego z torbą
wypchaną resztkami z niedawnej imprezy – dowód dla
nierozpoznającej go turystki, że mają wspólnych przyjaciół.
Serb z jednym zdrowym okiem, a drugim zasnutym bielmem, przedstawia
się jako Ivan, prosi jednak, by zwracać się do niego Święty
Piotr (frapujący występ Brunona Veljanovskiego) i nie daje kobiecie
żadnych powodów do niepokoju. Ani jej mężowi Gavowi (przekonujący
Bradford Thomas), dokumentaliście-amatorowi z ukochaną archaiczną
kamerą, który przerywa tę sympatyczną pogawędkę przypomnieniem
o zbliżającej się godzinie odjazdu wybranego przez nich środka
lokomocji. Żegnają się więc z dobrym doradcą Cass -
przepraszamy, śpieszymy się na pociąg – i ruszają na spotkanie
wielkiej bałkańskiej przygody. Następnym przystankiem ma być
miasto Skopje, ale niebudzące ich podejrzeń ponowne spotkanie ze
Świętym Piotrem doprowadzi do zmiany harmonogramu małżeńskiej
wycieczki. Gav liczył na intymne chwile w wagonie sypialnym,
faktyczny lub symulowany (mężczyzna może traktować to jak
kłamliwą wymówkę) ból głowy Cass, skłania go jednak do
spędzenia wieczoru w wagonie barowym. Wraca kompletnie pijany w
towarzystwie całkowicie trzeźwego Ivana, wpadającego w lekki
popłoch (prawdziwa reakcja czy tylko doskonale odegrana?) na widok
niegrzecznego potraktowania śpiącej niewiasty. Koniec końców
Święty Piotr zostaje ulokowany na górnej pryczy, a rankiem
rozbudza ciekawość naiwnych(?) nowojorczyków. Jedyna w swoim
rodzaju oferta – darmowa atrakcja niedostępna dla innych turystów
z przyjaźnie usposobionym miejscowym. Życzliwy przewodnik
szukającej przygód pary UWAGA SPOILER prawie na pewno
nieznającej prawdziwej historii swojej ojczyzny. Propaganda
historyczna Stanów Zjednoczonych i innych krajów członkowskich
NATO czy nieuzasadnione poczucie krzywdy, żal, nienawiść jakiejś
części bałkańskiego społeczeństwa rozpamiętującego krwawy
proces, który doprowadził do stopniowego rozpadu Socjalistycznej
Federacyjnej Republiki Jugosławii zapoczątkowanego w 1991 roku?
KONIEC SPOILERA
|
Kadr z filmu. „Eight Eyes” 2023, Vinegar Syndrome Pictures, Not the Funeral Home, Night Loops |
„PRL-owska
szarzyzna” w realiach współczesnych. Podniszczona taśma z
europejskiego „tournée” amerykańskich filmowców. Ziarniste
zdjęcia Seana Dahlberta - osnute charakterystyczną mgiełką (lata
70. XX wieku) – z miejscowymi eksplozjami kiczowatych kolorów
(magia campu) i bardzo oszczędnymi dodatkami monochromatycznymi
(oldschoolowa kamera tutejszego pasjonata staroci), idealnie
korespondująca z „diabelską muzyką” Devona Goldberga.
Obdrapane kamienice, ponure lokale usługowe, parszywe hotele,
obmierzłe stacje kolejowe i zrujnowane zakłady pracy – oblepiona
brudem rzeczywistość Świętego Piotra, podejrzanie gościnnego
jegomościa. Sprytne pogrywanie na oczekiwaniach długoletnich
miłośników gatunku czy jawne podążanie śladami innych?
Tradycyjna siekanina w królestwie horroru czy dekonstrukcja
(pod)gatunku? Tak czy inaczej, pierwsze wrażenie w teoretycznie
przypadkowym kontakcie z Ivanem (Nie)groźnym czupurnej protagonistki
„Złego Oka” Austina Jenningsa z pewnością nie pokryje się z
reakcją przynajmniej tej części publiczności, która trochę
„pomocnych nieznajomych” w horrorze już widziała. Cass
oczywiście nie ma powodu posądzać Świętego Piotra o jakieś
niecnie zamiary, ale główna grupa docelowa tego eksperymentu
technicznego wchodzi w tę znajomość uzbrojona w wiedzę -
niekoniecznie przydatną - wyniesioną z innych makabrycznych
opowieści. Zatem w miarę zacieśniania się relacji podróżującego
małżeństwa ze zdeklarowanym abstynentem poznanym na popołudniowej
przechadzce po dużym belgradzkim parku, powinna rosnąć obawa o
życie „podopiecznych” Świętego Piotra. Jak to najczęściej w
horrorze bywa, w klubie podejrzliwych wkrótce przywitamy kobietę,
która w domniemanej śmiertelnej pułapce degenerata z Serbii,
spróbuje przemówić do rozumu „ślepemu małżonkowi”. W
opuszczonej fabryce na niezagospodarowanych obrzeżach miejscowości
Vranje okazuje się, że Gav prędzej rozstanie się z ukochaną niż
nowym kumplem. Za bardzo przejęła się udawanym wybuchem złości
ich dobrodzieja, nie zna się na żartach, wyolbrzymia i co
najistotniejsze dla jej partnera znowu się szarogęsi. Najwyższy
czas odebrać Cass ster nad jego życiem (na złość mamie odmrozić
sobie uszy?), zacząć przyzwyczajać apodyktyczną żonkę do nowego
Gava, prawdopodobnie ośmielonego towarzystwem doskonale radzącego
sobie kawalera. Gniewny monolog Świętego Piotra to jedno,
perspektywa spędzenia nocy w niemożliwym brudzie to drugie, ale
pragnienie natychmiastowej ucieczki z samotni olbrzyma z białym
okiem obudził też zagadkowy incydent „przegapiony” przez nazbyt
poważnie podchodzącego do swego hobby (amatorski film dokumentalny
kręcony „zabytkowym” sprzętem), irytującego małżonka Cass.
Moodus noises Austina Jenningsa – mitologia wyrosła z
autentycznego zjawiska, z którym zapoznał go Justin Martell,
inicjator ambitnego bałkańskiego projektu rozwijanego pod ogromnym
wpływem (reżyser życzyłby sobie, żeby nie mylono tego z
naśladownictwem) kina grozy z lat 70. i 80. XX wieku. Surrealizm w
moim odbiorze nieelegancko wcinający się w klasyczną rąbankę.
Wołałabym standardowe starcie ze zdeprawowaną jednostką,
ewentualnie „Serbską masakrę piłą mechaniczną”, istnieje
jednak szansa, że poszukiwaczom czegoś mniej pospolitego od
polowania na hałaśliwych turystów scenariusz „Złego Oka”
dalece bardziej przypadnie do gustu. Mnie w całości przekonała
jedynie płaszczyzna techniczna – zupełnie jakbym oglądała
niskobudżetowy horror z lat 70. XX wieku (przymykając oczy na
smartfony i komputery) – włącznie z praktycznymi efektami
specjalnymi (efekt animacji z drugiej połowy filmu uzyskano dzięki
wielopłaszczyznowemu szklanemu zestawowi z wyświetlanymi obrazkami
i odbitym światłem), liczyłam jednak na większą makabrę. Można
powiedzieć, że poczułam się lekko oszukana – „podprogowe
zapowiedzi” nielichej rzezi, przygotowanie widza na krwawą
bitwę... która sprowadza się do mięsistego podcięcia gardła i
zamazanego (migawkowego) ujęcia roztrzaskanej głowy. Trochę mało.
Znajomy
z pociągu Austina Jenningsa. Vintage horror debiutującego w
pełnym metrażu reżysera bezgranicznie zakochanego w filmowych
paskudztwach z drugiej połowy XX wieku. Według mnie nieco
przekombinowana historyjka w zachwycająco obskurnym klimacie.
Oblicza nihilizmu w „Złym Oku”. „Rzeźnia” na szynach, zły
skręt na Bałkanach, ruiny bez zabójczych roślin, niebezpieczny
serbski ho(s)tel, cuchnąca rezydencja, w której spokojnie mogłaby
zadomowić się „urocza rodzinka” z kultowego obrazu Tobe'ego
Hoopera... Intertekstualna nieprzednia zabawa. Piękne wskrzeszenie
potężnego ducha kina eksploatacji z lat 70. XX wieku, niepiękne
rozwinięcie akcji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz