W
remontowanej wiejskiej posiadłości dochodzi do brutalnej zbrodni.
Dani, małżonka psychiatry Teda Timmisa, zostaje zmordowana podczas
samotnie spędzanej nocy w nowo zakupionej nieruchomości, a jedynym
podejrzanym jest ledwo wypuszczony z zakładu psychiatrycznego Olin
Boole, były pacjent partnera ofiary. Parę dni przed rocznicą
śmierci Dani, jej niewidomą siostrę bliźniaczkę Darcy Odello,
prowadzącą sklep z osobliwościami w irlandzkim mieście Cork,
odwiedza doktor Timmis, by wręczyć jej przedmiot, o który prosiła:
osobistą rzecz Olina Boole'a, który został znaleziony martwy w
swoim pokoju w zamkniętym ośrodku psychiatrycznym, w którym
pracuje były szwagier Darcy. Ted zaskakuje pannę Odello informacją
o związaniu się z koleżanką z pracy Yaną i zaprasza zdecydowanie
gorzej radzącą sobie ze stratą ekspertkę od zjawisk
paranormalnych do swojej odizolowanej posiadłości. Tydzień później
Darcy bez zapowiedzi zjawia się na miejscu niezwykle bolesnej dla
niej zbrodni, w niewygodnym gniazdku Teda i Yany, gdzie już czeka na
nią skrzynia z upiorną zawartością. Nietypowy dar dla gospodarzy,
zakochanej pary bynajmniej zadowolonej z wizyty enigmatycznej medium,
w dziwnym stylu korzystającej z zaproszenia wystosowanego wyłącznie
przez grzeczność i bez wcześniejszej konsultacji z podenerwowaną
ukochaną, która już przed pojawianiem się domniemanej szarlatanki
podjęła decyzję o powrocie do swojego mieszkania. Samotne noce na
odludziu, w zimnej nieruchomości obficie splamionej ludzką krwią,
nie służą zwykle twardo stąpającej po ziemi aktualnej partnerce
zapracowanego psychiatry. Sceptyczka Yana stara się nie dopuszczać
do siebie myśli, że rezydencja Teda jest nawiedzona przez ducha jej
poprzedniczki, na połączenie z którym może liczyć Darcy Odello,
przymusowe towarzystwo lękającej się nieznanego racjonalistki.
|
Plakat filmu. „Oddity” 2024, Keeper Pictures, Nowhere, Shudder
|
Irlandzki
filmowiec Damian McCarthy, na etapie produkcji swojego
pełnometrażowego debiutu reżyserskiego, nastrojowego horroru pt.
„Caveat” (pol. „Wyspa mroku”) uwolnionego w 2020 roku, na
terenie Bantry House w irlandzkim regionie turystycznym West Cork,
znalazł nadzwyczaj inspirujące miejsce: klimatyczne pomieszczenie w
niedawno odnowionej stajni. Wykorzystał je w swojej pierwszej
dłuższej opowieści filmowej i wybrał na główną lokalizację
kolejnej mrocznej historii, o której myślał już od jakiegoś
czasu. W zasadzie miał parę luźnych pomysłów, które marzyło mu
się przeznaczyć na mieszankę gatunkowych tradycji. Szukał sposobu
na zgrabne połączenie motywu nawiedzonego domu ze slasherem
i folk horrorem, a to wszystko w sosie
psychologiczno-kryminalnym. Wspomniana izba w pomieszczeniu
gospodarczym była największą muzą Damiana McCarthy'ego w pracy
nad scenariuszem „Oddity”, zdobywcy Nagrody Publiczności na
South by Southwest - gdzie w marcu 2024 roku odbył się jego
premierowy pokaz – i Overlook Film Festival, który powstawał
również pod wpływem legendy o Golemie, „Laleczki Chucky” Toma
Hollanda, „Creepshow” George'a A. Romero i tradycyjnie (jak w
przypadku „Wyspy mroku”) niezwykłych stworzeń zaprojektowanych
przez Jim Henson's Creature Shop dla produkcji z lat 80. XX wieku,
„Dziecka marzeń” w reżyserii Gavina Millara.
Wśród
najgoręcej polecanych przez Damiana McCarthy'ego współczesnych
irlandzkich filmów grozy jest „Nie jesteś moją matką” Kate
Dolan, slow burn horror, który miał zasadniczy wpływ na
wybór odtwórczyni roli głównej w „Oddity”. Zachwycający
popis aktorski Carolyn Bracken w roli Angeli Delaney skłonił
McCarthy'ego do „zawalczenia” o tę, jak się okazało niedającą
się długo prosić, sympatyczną panią, którą fani gatunku mogli
widzieć też w „The Lodgers. Przeklętych” Briana O'Malleya.
Carolyn Bracken w „Oddity” w reżyserii i na podstawie
scenariusza Damiana McCarthy'ego wystąpiła w podwójnej roli:
podobno obdarzonej zdolnościami parapsychicznymi niewidomej Darcy
Odello i jej bestialsko potraktowanej bliźniaczej siostry Dani
Timmis. Natomiast w postać pierwotnie odegraną przez Tadgha
O'Leary'ego Ashforda, w krótkometrażowym dokonaniu McCarthy'ego z
2013 roku - „How Olin Lost His Eye” - w ostrzegającego intruza
ze sztucznym okiem Olina Boole'a, tym razem wcielił się Tadhg
Murphy. Tego ostatniego spotkamy już w prologu „Oddity”: starej
szkole straszenia w kryminalnej strukturze, psychologicznym horrorze
paranormalnym mocno opartym na suspensie. Alarmująca rozmowa nowej
właścicielki (właściwie współwłaścicielki) zabytkowej
posiadłości w prowincji Munster z nieznajomym twierdzącym, że
grozi jej jakieś niebezpieczeństwo. Podstęp chorego psychicznie
człowieka mający wywabić upatrzoną ofiarę z domu czy faktyczna
próba uratowania Dani Timmis, wyciągnięcia jej z budynku, w którym
ukrywa się jakiś zwyrodnialec? Przedłużające się
niezdecydowanie kobiety i niemożność natychmiastowego
zawiadomienia policji (jak na złość Dani zostawiła telefon w
samochodzie, a podejrzany sygnalista twierdzi, że nie posiada
takiego gadżetu, wszak dopiero co odzyskał wolność, jak się
okaże utraconą przed laty na skutek zabójstwa własnej matki)
zmusza Olina Boole'a do poszukania pomocy – albo innej drogi
dojścia do nieufnej kobiety - i pouczenia Dani, by nie oddala się
od drzwi wyjściowych. Brzmi rozsądnie, ale strach bierze górę nad
rozsądkiem - niczym przerażone dziecko chowające się przed
Boogeymanem pod kołdrą, pani Timmis „zamyka się” w namiocie
rozbitym w jeszcze nieumeblowanym domostwie. Zabierając ze sobą
aparat cyfrowy, niestety owocnie pracujący w trakcie jej rozmowy z
nocnym wędrowcem. Koszmarne zdjęcie odkryte w miejscu, które
automatycznie nasunęło mi na myśl genialne dzieło Johannesa
Nyholma, szwedzko-duński horror psychologiczny i surrealistyczny
„Koko-di Koko-da” (2019) – jak mniemam zupełnie przypadkowe
podobieństwo, elektryzujące skojarzenie, o które twórcy „Oddity”
raczej nie zabiegali.
|
Okładka Blu-ray. „Oddity” 2024, Keeper Pictures, Nowhere, Shudder |
Medium
Darcy Odello (frapująca kreacja Carolyn Bracken) zobaczymy niemal
rok po śmierci jej ukochanej siostry Dani Timmis (też bezbłędne,
ale dużo mniej wymagające wcielanie tej samej aktorki) w iście
wiktoriańskiej scenerii, zgodnie korespondującej z głównym
miejscem akcji, gustowną rezydencją - o ile lubi się szorstki
(ściany!) wystrój wnętrz, niewesołe kolory i spartańskie
umeblowanie – w tym intensywnie mrocznym świecie przedstawionym
należącą do wdowca Teda Timmisa (przekonujący występ Gwilyma
Lee), psychiatry od dłuższego czasu pełniącego nocne dyżury w
zamkniętym ośrodku dla psychicznie chorych w West Cork;
pensjonariuszami tego przybytku są głównie osoby stwarzające
zagrożenie dla siebie i/lub innych, a przynajmniej za tokowe przez
„nieomylne persony” uznane. Po drastycznym ucięciu ostatniego
rozdziału biografii Dani Timmis w sklepie z osobliwościami,
odziedziczonym po rodzicach przez jej niewidomą bliźniaczkę Darcy
Odello, zjawi się zatwardziały sceptyk, który w przeciwieństwie
do swojej szwagierki najwidoczniej już pogodził się z
nieodwracalną stratą. Doktor Timmis zamierza ułożyć sobie życie
z kobietą poznaną w szpitalu psychiatrycznym, pracującą w
korporacji farmaceutycznej Yaną (zadziorne wcielenie debiutującej w
pełnym metrażu Caroline Menton, według mnie najbardziej
widowiskowa kreacja w „Oddity”) i raczej nie widzi w nim miejsca
dla siostry jego zamordowanej małżonki. Wprawdzie zaprasza ją na
swoje nieskromne włości, ale jego reakcja na przyjazd rzekomej
szarlatanki - tydzień po wręczeniu jej przedmiotu należącego do
Olina Boole'a, skazanego za zabójstwo Dani Timmis (w zasadzie uznany
za niepoczytalnego i zamknięty w dobrze znanym mu ośrodku), a
niedługo potem zatłuczonego w przydzielonym mu pokoju; makabra w
tak zwanym domu bez klamek (mięsiste ujęcie) – świadczy o
uspokajającej pewności, że ekscentryczna kobieta, która niedawno
pokonała raka, nie skorzysta z jego propozycji spędzenia rocznicy
śmierci siostry w domu obficie splamionym jej krwią. Damian
McCarthy podjął, moim zdaniem mądrą, decyzję o poskąpieniu
widzom drastycznych szczegółów z piekielnej nocy częściowo
ujawnionej w prologu „Oddity”. Ciąg dalszy nastąpi innej
koszmarnej nocy w rezydencji szanowanego psychiatry z irlandzkiego
raju dla turystów. Reżyser znalazł lepszy sposób na podniesienie
mi ciśnienia – mistrzowski montaż Damiana McCarthy'ego (zamazana
twarz na zdjęciu, wejście intruza w upiornej masce i gwałtowny
przeskok w odpowiednio, czyli okropnie sugestywny kadr) – ale moim
ulubionym momentem tego klaustrofobicznego spektaklu z duchami, jest
przygoda Yany w głównej sypialni. Podwójne uderzenie białookiej
zjawy – znowu największa zasługa montażysty, pomysłowego gościa
zawiadującego tym niespokojnym okrętem. Nienachalną ekspozycją
szalonego domu na przeklętym odludziu. Z drewnianym magnesem.
Nieruchoma (na pewno?) szkarada, zgodnie z zamysłem reżysera,
absorbująca większość mojej uwagi. Nawet napięte stosunki Darcy
i Yany, wyczuwalnie eskalujący konflikt nieprzejednanych dam (zdaje
się, że żadna nie ustąpi) na pierwszym planie, potężnie
naelektryzowana atmosfera w salonie, nie odciągnęła moich myśli
od niebagatelnego dzieła ludzkich rąk, mającego smykałkę do
stolarki Fintana Collinsa, mężczyzny siedzącego w biurze w shorcie
„He Dies at the End” Damiana McCarthy'ego. „Człowiek” z
dziurami w głowie spokojnie siedzący przy stole. Postać wyjątkowo
nieżywotna, całkowicie obojętna, a w każdym razie sprawiająca
wrażenie niezainteresowanej sprawami, delikatnie mówiąc,
niezaprzyjaźnionych kobiet, problemami zwyczajnych śmiertelniczek,
z których przynajmniej jedna została bezprawnie skazana na
towarzystwo drugiej. Zmuszona do wydłużenia pobytu w strasznym
domostwie „wiecznie nieobecnego” opiekuna dorosłych osób
chorych. Film szkatułkowy (z niezłą klamrą - przemyślana
makabreska), którego jedynym felerem, z mojego punktu widzenia, jest
przewidywalny rozwój wątku kryminalnego. Nazbyt oczywista intryga w
świecie doczesnym, w jakiś bardziej tajemniczy sposób powiązana z
Tamtą Stroną. Mistyczne moce skierowane na nieszczęsną wiejską
posiadłość. Syndrom przeklętego domu w Tokio z Ju-On/The Grudge
Universe? Tak czy inaczej, podejrzewam, że osoby z niższym progiem
tolerancji dla tak zwanych nielogicznych (naiwnych) zachowań postaci
dadzą mały minus „Oddity” Damiana McCarthy'ego za prowadzenie
niektórych uczestników tej nieubłaganie trzymającej w napięciu
rozgrywki.
Niekiepski
„teatralny horror suspensywny”, może nawet kino wysokich
lotów... W każdym razie obraz entuzjastycznie przyjęty przez
krytyków, a przez niektórych już okrzyknięty jednym z najlepszych
filmów grozy roku 2024. Przyznaję, mnie też porwał, ale nie wiem,
czy postawiłabym tego, bądź co bądź, twardego zawodnika na
podium. Mimo że polubiłam się z „Oddity” Damiana McCarthy'ego
i na pewno będę polecać entuzjastom opowieści z dreszczykiem
bardziej budujących się na klimacie i postaciach niż efektach
specjalnych i technice jolt scare. Co nie znaczy, że tych
ostatnich nie uświadczycie w ciasnym świecie drewnianego straszydła
i jego niewidomej właścicielki. Klasyczna szkoła horroru ze
starannie dobranymi - zdumiewająco efektywnymi - nowoczesnymi
dodatkami. Rzecz grzechu warta:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz