czwartek, 1 sierpnia 2019

Tom O'Neill, Dan Piepenbring „Manson. CIA, narkotyki, mroczne tajemnice Hollywood”

Film biograficzny „Charlie Says” w reżyserii Mary Harron, twórczyni między innymi „American Psycho”, thrillera opartego na kontrowersyjnej powieści Breta Eastona Ellisa pod tym samym tytułem; „The Haunting of Sharon Tate” (polski tytuł: „Sharon Tate”) Daniela Farrandsa, między innymi współscenarzysty „Dziewczyny z sąsiedztwa”, ekranizacji opartej na faktach powieści Jacka Ketchuma pod tym samym tytułem; i „Pewnego razu... w Hollywood” Quentina Tarantino, którego chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Wszystkie te filmy, w mniejszym lub większym stopniu, skupiają się na zbrodniach Charlesa Mansona i jego sekty zwanej Rodziną. I wszystkie ukazały się w zbliżonym czasie – w okolicach pięćdziesiątej rocznicy bestialskich mordów przy Cielo Drive i Waverly Drive w Los Angeles, która przypada na sierpień 2019 roku. „Helter Skelter. Prawdziwa historia morderstw, które wstrząsnęły Hollywood”, polskie wznowienie poczytnej książki napisanej przez jednego z oskarżycieli sądowych Mansona i kilku jego wyznawców, Vincenta Bugliosiego oraz pisarza Curta Gentry'ego, ukazało się w tym samym roku. Stająca niejako w opozycji do tej dosyć leciwej publikacji, książka napisana przez amerykańskich dziennikarzy Toma O'Neilla i Dana Piepenbringa, „Chaos: Charles Manson, the CIA, and the Secret History of the Sixties” (polski tytuł: „Manson. CIA, narkotyki, mroczne tajemnice Hollywood”), w 2019 roku miała swoją światową premierę. W tym samym roku trafiła także na polski rynek, niedługo po wznowieniu „Helter Skelter” Bugliosiego i Gentry'ego. Co dobrze się złożyło, bo dziennikarz, który poświęcił już dwadzieścia lat sprawie Charlesa Mansona (z jego książki wynika, że jeszcze nie skończył) Tom O'Neill, za jeden z głównych celów postawił sobie wskazanie poważnych nieścisłości, luk, przeinaczeń i kłamstw w wersji Vincenta Bugliosiego. Człowieka, który uważał go za swojego wroga. Z wzajemnością.

Konflikt pomiędzy Vincentem Bugliosim i Tomem O'Neillem rodził się stosunkowo powoli. W 1999 roku, gdy ten drugi od magazynu „Premiere” dostał zlecenie napisania artykułu o Charlesie Mansonie, jego Rodzinie i zbrodniach, których się dopuścili, nie podejrzewał jeszcze, że wkrótce wejdzie na ścieżkę wojenną z człowiekiem, któremu świat zawdzięcza wyczerpujące studium jednej ze spraw, która wstrząsnęła światem. Sprawy Charlesa Mansona i jego sekty. Początkowo O'Neill chętnie korzystał z pomocy współoskarżyciela w niezwykle głośnym procesie sądowym Tate/LaBianca (siedem zabitych osób - osiem, jeśli wliczyć nienarodzone dziecko jednej z ofiar - podczas dwóch sierpniowych nocy 1969 roku), ale im dalej brnął w to obsesyjne śledztwo, tym gorsze zdanie miał o Vincencie Bugliosim. Celowo użyłam słowa „obsesyjne”, bo główny autor książki „Manson. CIA, narkotyki, mroczne tajemnice Hollywood” właśnie tak to nazywa. Prawdziwą obsesją na punkcie sprawy, o której jak się wydawało powiedziano już wszystko. O'Neill też tak myślał, przystępując do nigdy nieukończonej pracy nad artykułem o m.in. Charlesie Mansonie dla magazynu „Premiere”, ale szybko zmienił zdanie. Dotarło do niego, że opinia publiczna w najlepszym razie zna jedynie część prawdy, a w najgorszym jest bezlitośnie oszukiwana przez... Vincenta Bugliosiego? Też, ale to może być tylko czubek góry lodowej.
 
Polskie wydanie (wydawnictwo Akurat, 2019) książki non-fiction autorstwa amerykańskich dziennikarzy Toma O'Neilla i Dana Piepenbringa, liczy sobie 640 stron, z czego niewielka część to przypisy, podziękowania i rozpiska rozdziałów. Ponadto w publikacji tej znalazła się szesnastostronicowa śliska wkładka ze zdjęciami archiwalnymi. I nieprzebrana liczba wątków, nazwijmy je, okołomansonowych. Książkę spisano w pierwszej osobie, z punktu widzenia Toma O'Neilla, który poświęcił już dwadzieścia lat życia tej głośnej sprawie. Najpierw zbierał materiały do artykułu dla magazynu „Premiere”, którego jednak nigdy redakcji nie przekazał. Przez bardzo długi czas przedłużano mu termin oddania artykułu, ale to przecież nie mogło trwać w nieskończoność. Wszystko wskazywało bowiem na to, że Tom O'Neill nigdy nie wyjdzie z fazy zbierania materiałów. Im bardziej zagłębiał się w to śledztwo, tym więcej pojawiało się wątków, które musiał, po prostu musiał zbadać. Musiał, bo wpadł w istną obsesję. Wszystko inne zeszło na dalszy plan. Liczyło się dla niego przede wszystkim zgłębienie wszelkich tajemnic wokół tej sprawy. I podważenie oficjalnej wersji tego mrocznego kawałka historii Stanów Zjednoczonych, za którą w powszechnym mniemaniu uchodzi „Helter Skelter” Vincenta Bugliosiego i Curta Gentry'ego. Podczas lektury tej bądź co bądź mocnej, a i wspaniale napisanej pozycji nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że jej narrator (Vincent Bugliosi) jest za czysty. Mimo wszystko polubiłam go. Co prawda bardziej jako bohatera książki niźli autentyczną postać, ale to nie zmienia faktu, że podczas lektury byłam po jego stronie. I w pewnym sensie nadal jestem, bo w końcu przyłożył rękę do skazania takich odrażających jednostek, jak Charles Manson, Susan Atkins, Patricia Krenwinkel, Leslie Van Houten i Charles „Tex” Watson. Ale wszystko inne... Powiedzmy, że obraz Vincenta Bugliosiego wykreślony na kartach „Mansona” bardziej pasuje mi do prokuratora. Nic nie poradzę na to, że mam takie, a nie inne zdanie na temat tego środowiska – zmienię je, gdy wreszcie zajdą gruntowne zmiany na lepsze w tych kręgach – zaznaczyć jednak muszę, że wizerunek Bugliosiego (poza uznaniem go przez sąd winnym krzywoprzysięstwa) na kartach omawianego utworu jest budowany niejako przez osoby trzecie. Sami musimy rozstrzygnąć, czy negatywne oceny tego człowieka formułowane przez O'Neilla i osoby, z którymi rozmawiał, nie są aby mocno przesadzone. Czy obsesjonat sprawy Charlesa Mansona i jego Rodziny oraz niektórzy z jego rozmówców, aby nie przypisują mu wad, których nie posiadał i przestępstw, których nie popełnił. Weźmy na przykład zdanie jednego z policjantów, który pracował nad przedmiotową sprawą. „W tej książce Vince'a Bugliosiego są same bzdury […] Kierowałem grupą dochodzeniową i to nie Bugliosi rozwiązał tę sprawę. Nikt mu nie ufał”. Czytając „Helter Skelter” nie sposób oprzeć się wrażeniu, że narrator (Bugliosi) stara się nam wmówić, że w pojedynkę rozwiązał tę wstrząsającą sprawę. Megalomania, którą wyrzucają mu O'Neill i niektóre osoby, z którymi rozmawiał, przebija nawet z jego własnej książki („Helter Skelter”), ale czy to naprawdę „same bzdury”? Pamiętajmy, że opinię tę sformułował jeden z policjantów zajmujących się sprawą masowych morderstw popełnionych w 1969 roku przez, jak się okazało, członków sekty Charlesa Mansona (z jego rozkazu). A że obraz policji w „Helter Skelter”, delikatnie mówiąc, nie jest różowy, trudno bezkrytycznie przyjmować słowa tego świadka. W „Mansonie” ówczesne organy ścigania, nie tylko z Los Angeles, zostały ukazane w jeszcze gorszym świetle. Wstrząsającym wręcz. Bo oto O'Neill zdobył dowody lub poszlaki świadczące o tym, że tzw. Rodzina była pod obserwacją policji jeszcze przed masakrą w posiadłości aktorki Sharon Tate i jej męża między innymi reżysera Romana Polańskiego. Policjanci wiedzieli, że stanowią oni zagrożenie dla innych, wiedzieli o przestępstwach, które popełnili i które nie wiedzieć czemu nie były należycie rozliczane przez sądy. Wymiar sprawiedliwości traktował ich podejrzanie pobłażliwie. Policjanci, prokuratorzy, sędziowie, kuratorzy – zupełnie, jakby wszyscy byli w zmowie. Jakby konstytucyjne organy roztoczyły parasol ochronny nad Charlesem Mansonem i jego sektą. Bzdurna teoria spiskowa? Być może. Tom O'Neill w pełni zdawał sobie sprawę z tego, że jego wieloletnie śledztwo nierzadko popycha go w tym niebezpiecznym kierunku, że niewiele potrzeba, by dołączył do grona wyznawców teorii spiskowych – fantastycznie brzmiących opowieści wykpiwanych przez tzw. poważnych badaczy. Ten niezwykle zdeterminowany dziennikarz był świadomy tego ryzyka. Wiedział, że może nie tylko ośmieszyć się w oczach opinii publicznej, ale co gorsza wpaść w sidła czegoś przynajmniej zbliżonego do szaleństwa. Musiał jednak podjąć to ryzyko. Inaczej nie potrafił. Tak silny był to zew.

Powiązania Charlesa Mansona i jego Rodziny z hollywoodzką śmietanką epoki zwanej niewinną, co jak słusznie zauważa Tom O'Neill jest określeniem na wyrost (no chyba że ktoś rozpasanie seksualne i narkomaństwo uważa za cnoty), spisek takich agenci rządowych, jak CIA i FBI, oraz naukowców zajmujących się między innymi kontrolą ludzkich umysłów. I oczywiście gangi narkotykowe. Dodajmy do tego wspomniane już konstytucyjne organy śledcze i sądowe oraz Lyndona Johnsona... Tak, dobrze myślicie, mowa o prezydencie (najpierw wiceprezydencie) Stanów Zjednoczonych. I co? Teraz ktoś powie, że O'Neill nie posuwa się bardzo daleko w swoich teoriach? A jeśli dodam, że te teorie brzmią bardzo prawdopodobnie, uwierzycie mi? Jeśli jeszcze nie pukacie się w głowę, to po tym wyznaniu pewnie będziecie. Otóż, jestem osobą mającą lekką (podkreślam: niedużą... jeszcze) paranoję na punkcie tajniackich, zakulisowych działań tzw. demokratycznie wybranych rządów, które godzą w obywateli, tak innych państw, jak krajów, w których sprawują władzę. Można więc powiedzieć, że ta publikacja to woda na mój młyn. Albo karmienie paranoi. Nieee, gdzież tam... yyy... dobrze, dobrze, troszeczkę. O'Neill nie wyciąga tutaj jednoznacznych wniosków, niczego nie bierze za pewnik, mówi jedynie, że to wszystko jest możliwe. Jest możliwe, że Charles Manson i członkowie jego rodziny przyjaźnili się z niektórymi hollywoodzkimi gwiazdami. Jest możliwe, że jedna z ofiar masakry na Cielo Drive zgwałciła dilera narkotykowego (mężczyzna mężczyznę) i że Roman Polański znęcał się psychicznie i fizycznie nad swoją żoną Sharon Tate, która również zginęła tej przerażającej sierpniowej nocy 1969 roku (dotarły do niego nawet sugestie, do których główny autor omawianej książki podchodzi raczej sceptycznie, że Polański namówił swoich znajomych do zgwałcenia Sharon i wszystko to nagrał – to jakoby ta taśma, o której wspomina Vincent Bugliosi w swoim „Helter Skelter”, ta którą Polański wyniósł z miejsca zbrodni). Jest możliwe, że Terry Melcher miał nieporównanie większy, istotniejszy udział w sprawie Mansona, że mógł być w zmowie z Vincentem Bugliosim, że ów prokurator mógł w „Helter Skelter” z premedytacją ten wątek zafałszować. Jest możliwe, że w procesie Tate/LaBianca dopuszczano się wielu nadużyć, godzących w interes oskarżonych tak bardzo, że gdyby odkryto to wcześniej, to proces najpewniej zostałby unieważniony (Tom O'Neill ani przez chwilę nie wątpi w to, że za wyrok był słuszny, co innego niektóre środki jakie przedsięwzięto w tym celu). Jest możliwe, że policja, prokuratura, sądy, kuratorzy (a przynajmniej jeden z nich), CIA, a nawet sam prezydent Stanów Zjednoczonych (nie bezpośrednio, tylko poprzez projekty, które nadzorował, prawdopodobnie jednak nie mając wiedzy o wszystkich wstrętnych poczynaniach agentów). To wszystko jest możliwe, ale absolutnie nie jest pewne – zdaje się mówić O'Neill. Jakkolwiek by nie było, trzeba mu oddać zdolność do zasiewania w odbiorcy (a przynajmniej we mnie) poważnych wątpliwości, co do sprawy, która wydawało się, że już dawno temu została odarta z wszelkich tajemnic. No dobrze, nie do końca, bo po dziś dzień krążą na jej temat przeróżne, nieudowodnione teorie. O'Neill niektórym z nich w „Mansonie” też się przyjrzał i... doszedł do zastanawiających rzeczy. Jeden wątek prowadził go do kolejnego, jeden wniosek rodził następny, jedną tajemnicę przykrywała inna, i kolejna, i kolejna – zupełnie jak rosyjskie matrioszki. Czytając omawianą książkę nie można oprzeć się wrażeniu, że coraz bardziej oddalamy się od Charlesa Mansona i jego sekty, że podróż O'Neilla przez wątki poboczne tej nadal szeroko komentowanej sprawy, w końcu doprowadzi go na przykład na Księżyc. Innymi słowy, tak bardzo oddala się od meritum, że można zapomnieć, iż to opowieść o Charlesie Mansonie, jego Rodzinie i ich potwornych zbrodniach. Nie na długo, bo grzechy tamtej epoki w jakimś stopniu co chwilę łączą się ze sprawą, która natchnęła O'Neilla do podjęcia własnego śledztwa. Czyli między innymi przerażające działania niektórych amerykańskich służb, prezydenta USA przeczulonego na puncie komunistów (zimnowojenna paranoja, która w tamtych czasach opanowała dużą część ludzkości, zresztą obecnie sytuacja ta nie przedstawia się dużo łagodniej), krwawa działalność niektórych ruchów społecznych, notabene prowokowanych przez legalne organy, oraz (pseudo)naukowców, którzy nie wiedzą co to moralność, ale wiedzą co to patriotyzm. Patriotyzm rozumiany jako wykonywanie bez słowa sprzeciwu wszystkich rozkazów (z morderstwami i praniem mózgów włącznie) swoich przyspawanych do stołeczków przełożonych. Ile w tym prawdy, nie wiem. Ale jedno jest pewne: Tom O'Neill i Dan Piepenbring kreślą tutaj fascynujący, ale i diablo przerażający obraz, ogólnie rzecz ujmując, drugiej połowy XX wieku. W niezwykle plastyczny sposób oddają tamtejsze realia Stanów Zjednoczonych, kładąc niemały nacisk na paranoję, jaka wówczas panowała, i którą zbrodnie Mansona i jego Rodziny jeszcze podsyciły. I na rozpasanie seksualne, eksperymentowanie z różnymi narkotykami, i z kontrolowaniem ludzkich umysłów. Wojna w Wietnamie i w Korei, zamach na prezydenta Johna F. Kennedy'ego – O'Neill w swoim śledztwie nie tylko tego nie pominął, ale również w pewnym sensie powiązał te wydarzenia z Charlesem Mansonem i jego sektą. Jak czytelnik to odbierze, to już jego sprawa – autorzy niczego nikomu nie narzucają. Pokazują po prostu różne, mniej i bardziej prawdopodobne, warianty. Ewentualności, hipotezy, teorie, które można, ale nie trzeba brać pod rozwagę. Jednego Tom O'Neill zdaje się być jednak pewien (ma na to dowody): że wersja przedstawiona przez Vincenta Bugliosiego i Curta Gentry'ego w „Helter Skelter” jest i niepełna, i po części fałszywa. Aha, jest też pewny tego, że o sprawie, która go opętała, nie powiedziano jeszcze wszystkiego i... najprawdopodobniej nigdy nie zostanie ona ponad wszelką wątpliwość rozstrzygnięta. Niektóre tajemnice po prostu nie chcą, by je odkryto...

„Manson. CIA, narkotyki, mroczne tajemnice Hollywood” to efekt dwudziestoletniego śledztwa amerykańskiego dziennikarz Toma O'Neilla, któremu w pisaniu tej książki pomagał kolega po fachu Dan Piepenbring. Śledztwa, które przyniosło przynajmniej zastanawiające, może nawet zatrważające wyniki, ale i prawie zrujnowało O'Neillowi życie. Czy odkrył prawdę na temat wstrząsających zbrodni, które rzekomo zakończyły epokę niewinności w Stanach Zjednoczonych? Być może tak – być może gdzieś w tej wyczerpującej, wielowątkowej publikacji znajduje się cała prawda o Charlesie Mansonie, jego tak zwanej Rodzinie i ich odrażającej działalności. A może nie. Może prawdę znamy od dekad, może to Vincent Bugliosi i Curt Gentry na kartach swojej poczytnej książki non-fiction przedstawili najtrafniejszą (co nie znaczy, że pozbawioną luk i przekłamań) analizę tej ohydnej sprawy. Tego Wam nie powiem, to musicie rozstrzygnąć sami. Tylko jedna rada: najpierw „Helter Skelter. Prawdziwa historia morderstwa, które wstrząsnęły Hollywood”, a potem „Manson. CIA, narkotyki, mroczne tajemnice Hollywood”. Znajomość tej pierwszej na pewno znacznie ułatwi Wam czytanie tej drugiej. Moim zdaniem obie te publikacje, choć z różnych powodów, są nader mocne. Przeznaczenie: tylko dla ludzi o mocnych nerwach.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

1 komentarz:

  1. Przemoc jest starsza. Trzeba powiedzieć NIE dla agresji. Książka przeciwko przemocy. Dobra książka, ponieważ ukazuje jak ważne jest dostrzeżenie agresywnych zachowań dzieci. Działania uwrażliwiające, wzmacniające empatię mogą zapobiec wielu tragediom. To wielka rola rodziców i pedagogów, nauczycieli i wychowawców aby dostrzegli i w porę zaprowadzili do psychologa i psychiatry.

    OdpowiedzUsuń