wtorek, 23 lipca 2024

„The Inheritance” (2024)

 
W przededniu siedemdziesiątych piątych urodzin multimiliarder Charles Abernathy zaprasza potomków do swojej rezydencji. Skłócony ze starszym rodzeństwem, zajmującym kierownicze stanowiska w imperium gospodarczym ojca bliźniakami Madeline i CJ, działacz charytatywny Drew zabiera ze sobą życiową wybrankę Hannah, której dotychczas udało się zyskać akceptację jedynie nestora rodu i jego najmłodszej latorośli, influencerki Cami. Gospodarz informuje zebranych, że przez parę godzin jego życie będzie zagrożone. Niebezpieczeństwo minie o północy, ale jeśli do tego czasu Charles zginie, dziedzictwo jego dzieci przepadnie. Warunkiem utrzymania majątku w rodzinie jest zapewnienie testatorowi skutecznej ochrony przez zaproszonych gości. Osoby towarzyszącej to nie dotyczy, Hannah jest jednak zdecydowana wesprzeć nową rodzinę w tych trudnych chwilach, w przeciwieństwie do pozostałych tymczasowych ochroniarzy oszczędnie dawkującego informacje seniora, bez obietnicy nagrody w postaci części pokaźnego spadku po znajdującym się w realnym bądź wyimaginowanym niebezpieczeństwie Charlesie Abernathym.

Plakat filmu. „The Inheritance” 2024, Paul Schiff Productions

Pomysł na scenariusz finalnie zatytułowany „The Inheritance”, horroru o niecodziennej walce o schedę, zrodził się w 2018 roku z niezażartej dyskusji o polityce ówczesnego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Dyskusji Joe Russo z jego ulubionym kompozytorem muzyki filmowej, Johnem Jesenskym. Zaprzyjaźnieni artyści żartowali na temat zamknięcia wszystkich Trumpów tego świata w nawiedzonym domu. Ostatecznie zgodzili się, że to dobry pomysł na film grozy, a w jego rozwinięciu Joe Russo pomógł zaufany zawodowy partner Chris LaMont (pan Jesensky zadowolił się rolą producenta współpracującego) – razem stworzyli scenariusz pomyślany jako hołd dla „Domu na Przeklętym Wzgórzu” Williama Castle'a, ukochanej opowieści (obok albo tuż pod „Halloween” Johna Carpentera i „Krzyku” Wesa Cravena) o nawiedzonym domu zdeklarowanego fana horrorów Joe Russo (jego pisarski partner preferuje thrillery oparte na suspensie, w szczególności twórczość Alfreda Hitchcocka), który w przeklętym domostwie ekscentrycznego milionera Fredericka Lorena (Vincent Price) zawsze dostrzegał ubogacające wpływy literatury kryminalnej Agathy Christie. Chrisowi LaMontowi i Joe Russo zależało na „wyczarowaniu” właśnie takiej mieszanki gatunków - klasyczny kryminał spotyka klasyczną ghost story – i to okazało się najsilniejszym magnesem na Alejandro Bruguésa, reżysera, z którym mieli już okazję pracować: przy antologii filmowej „Nightmare Cinema” (2018). Do scenariusza „The Inheritance” Bruguésa przyciągnęła też dynamika rodziny zamkniętej w przepastnej nieruchomości i szybkie tempo akcji.

W kwietniu 2021 roku do publicznej wiadomości podano informację o szykowanej produkcji firmy Netflix pod tytułem „The Last Will And Testament Of Charles Abernathy”, która stanowisko reżysera zdążyła już powierzyć kubańskiemu filmowcowi Alejandro Bruguésowi, a scenariusz autorstwa Chrisa LaMonta i Joe Russo w 2018 roku został zaprezentowany na The Blood List (coroczny przegląd najwyżej ocenianych przez profesjonalistów w branży filmowej niezrealizowanych scenariuszy thrillerów i horrorów). Główne zdjęcia ruszyły w tym samym miesiącu w mieście Victoria w kanadyjskiej prowincji Kolumbia Brytyjska, a zakończyły się w czerwcu 2021. Budżet filmu oszacowano na czternaście milionów dolarów. W styczniu 2023 roku ogłoszono, że firma Netflix odstąpiła od planu dystrybuowania horroru Alejandro Bruguésa przemianowanego na „The Inheritance”, a w czerwcu tego samego roku ujawniono nową nabywczynię praw do dystrybucji rzeczonego obrazu – amerykańską firmę Vertical, która w lipcu 2024 wprowadziła sagę rodu Abernathy do wybranych kin w Stanach Zjednoczonych i na niektóre platformy streamingowe. „Rodzina kontra chciwość” - to jedna z myśli przyświecających scenarzystom „The Inheritance, domowego survivalu przeze mnie odebranego jako kiepskie połączenie „Domu na Przeklętym Wzgórzu” Williama Malone'a (remake faktycznego spiritus movens z 1959 roku,kultowego horroru Williama Castle'a) oraz „Zabawy w pochowanego” Matta Bettinelliego-Olpina i Tylera Gilletta. Miał być powiew świeżości i wyraziste, niepapierowe towarzystwo, a wyszła schematyczna historyjka z konturowymi postaciami. Film otwiera przyjazd Drew (mdła kreacja Austina Stowella) i Hannah (stająca na nie-wysokości zadania Briana Middleton), „brata marnotrawnego” i jego życiowej wybranki do imponującej posiadłości, w której mężczyzna się wychował. Zabytkowej rezydencji należącej do jego prawie siedemdziesięciopięcioletniego ojca, multimiliardera Charlesa Abernathy'ego (przekonująca gra Boba Guntona, m.in. „Skazani na Shawshank” Franka Darabonta, „Dolores” Taylora Hackforda, „Martwa cisza” Jamesa Wana), przed którą czekają już Madeline i Charles 'CJ' Abernathy Jr. (toporne występy Rachel Nichols, m.in. „Amityville” Andrew Douglasa, „Poziom -2” Francka Khalfouna, „Inside” Miguela Ángela Vivasa), bliźnięta żywiące urazę do faworyzowanej syna, od dzieciństwa bezskutecznie starający się sprostać wygórowanym oczekiwaniom ojca i bynajmniej ułatwiający głównej bohaterce „The Inheritance” poruszanie się w zupełnie obcym dla niej środowisku. Za wysokie progi dla takiej osoby jak Hannah? Mocno zaangażowanej działaczki charytatywnej, która zdecydowanie lepiej dogaduje się z najmłodszą latoroślą Charlesa Abernathy'ego Sr., influencerką, projektantką damskich strojów kąpielowych i innych letnich okryć wierzchnich (właścicielka marki modowej), przebojową Cami (przykuwająca uwagę Peyton List) - jeśli o mnie chodzi najbardziej obiecująca uczestniczka gry o życie patriarchy potężnego rodu, ale scenarzyści chyba inaczej zapatrywali się na tę roztrzepaną dziewczynę, którą fani kina grozy mogą pamiętać choćby z „Bereavement” Stevana Meny.

Plakat filmu. „The Inheritance” 2024, Paul Schiff Productions

Prawdopodobnie nawiedzone „zamczysko”, w którym można wypatrzyć pomnik Pazuzu (demon z wierzeń babilońskich i asyryjskich w kulturze masowej na swój sposób spopularyzowany za sprawą „Egzorcysty” Williama Friedkina) i wiele mówiącą UWAGA SPOILER reprodukcję obrazu - w tym świecie przedstawionym pewnie oryginał - Francisco Goi zatytułowanego „Saturn pożerający własne dzieci” KONIEC SPOILERA. Największa wskazówka albo (jak w moim przypadku) potwierdzenie słuszności dużo wcześniejszych domysłów. Trudno zaskoczyć potencjalnego widza, gdy uparcie trzymasz się utartych ścieżek... W każdym razie „The Inheritance” Alejandro Bruguésa raczej nie zaskoczy stałych bywalców świata horroru. Szczerze mówiąc dla mnie przewidywalność była najmniejszym problemem – właściwie nawet rozbawiła mnie wyczuwalna głęboka wiara twórców w ich „wielką niespodziankę” - daleko za nierównym tempem, wymuszonymi dialogi, beznamiętną narracją, banalnością bijącą z ekranu i nieznośną obojętnością wobec walczących o życie bliźnich. W pierwszym odruchu diagnozujących Charlesa Abernathy'ego jako paranoika, który próbuje wmówić zdroworozsądkowym ludziom, że ktoś lub coś na niego zapoluje. Najwidoczniej szkoda im czasu na wdawanie się w dyskusje z szalonym staruszkiem – nie zasypują go pytaniami, nie żądają wyjaśnień ani nic w tym rodzaju. Wystarczy im informacja, że gospodarz czuje się zagrożony przez nie wiadomo kogo/co i obietnica sowitego wynagrodzenia za jedną noc spędzoną w jego nieskromnych progach. Dziedziczenie w zamian za kilkugodzinną ochronę świadomego celu zabójcy/zabójców z tego lub tamtego świata. Jeśli Charles naprawdę wierzy, że bez pomocy nie dożyje swych siedemdziesiątych piątych urodzin, to dlaczego zdecydował się zastąpić wykwalifikowanych – sowicie opłacanych – ochroniarzy bandą amatorów? Cóż, twierdzi, że jeśli komuś ma powierzyć własne życie, to tylko osobom, do których ma pełne zaufanie. Oryginalny akt rodzicielskiej miłości: tak ufa własnym dzieciom, że tylko nimi gotów się zasłonić. Bohaterskie poświęcenie... synów i córek. Zakładając, że niepewni spadkobiercy skrajnie egoistycznego przedsiębiorcy (jeden z ulubionych stereotypów socjalistów) albo szalenie zdesperowanego, sympatycznego seniora naiwnie zakładającego, że jego bezcenne latorośle przetrwają spodziewaną nawałnicę w domu rodzinnym, wychodzą z błędnego założenia, że mają katastrofalnie mylne wyobrażenie o stanie psychicznym ojca. Nastawiają się (pomijając Cami, która zamierza raczyć się nieprzyzwoicie drogim winem, popływać w dużym basenie tatusia i oczywiście nagrywać filmiki na swoje social media; audycje rzecz jasna zawierają lokowanie produktu) na niepracowitą noc w niemiłej atmosferze – możliwe spięcia między bliźniakami-ważniakami i zakochaną parą nie wiedzieć czemu cieszącą się większymi względami Charlesa seniora. Madeline i CJ poświęcili wszystko dla Imperium Abernathy, a staruszek niezmiennie faworyzował Drew, który nigdy nie interesował się rodzinną firmą, konsekwentnie realizował własne marzenia (podobnie jak Cami), nie narażając się ojcu nawet związaniem się z taką „łachmaniarą” jak Hannah. Zazdrosne rodzeństwo Drew zdumiało serdeczne przyjęcie kobiety wywodzącej się z dużo niższej warstwy społecznej przez niesamowicie wymagającego (przynajmniej wobec najstarszego potomstwa) patriarchę wpływowego rodu. Mówią, że swój swego pozna, niewykluczone więc, że stanowczo niedoceniane dzieci rekina biznesu wyczuły w Hannah zdolną playerkę, zręczną intrygantkę, wyrachowaną manipulantkę, która może mieć ambitniejsze plany od zyskania sympatii krewnych ukochanego. Realne czy wydumane zagrożenie dla zasłużonych następców Charlesa Abernathy'ego Sr., obecnego króla gospodarczego imperium? Tak czy inaczej, w tej „wojnie domowej” znalazłam tylko jeden ciekawszy moment (Portret Cami Abernathy), choć oczywiście nie aż tak, żeby zrekompensował mi kilkadziesiąt minut bezbrzeżnej nudy. Pomysł może i oklepany, ale wykonanie całkiem pomysłowe i zdumiewająco solidne, wziąwszy pod uwagę wykorzystanie obrazów generowanych komputerowo, niesubtelną, niekosmetyczną obróbkę cyfrową. Niektórzy bardziej mogą docenić scenę z basenem – ukłon dla „Ducha” Tobe'ego Hoopera, a konkretniej sekwencji, która szczególnie mocno utkwiła w pamięci Chrisowi LaMontowi (basen z umarlakami wysoko na jego liście najbardziej przerażających momentów filmowych)? - a jeszcze inni „wydrążonego człowieka” (pocałunek śmierci) czy ożywającą kolekcję artefaktów. Ewentualne drobne smaczki na drodze przez mękę...

Dom Cieni Alejandro Bruguésa, czyli nierekomendowana przeze mnie opcja dla wytrwałych. W moim odbiorze horror okropnie bezbarwny. Niemiłosiernie dłużąca się, grubo ciosana, wtórna historyjka z zaniedbanymi postaciami. Posucha emocjonalna. Niemelodyjna kołysanka, której nawet Netflix nie chciał:) Gwoli sprawiedliwości: „The Inheritance” trafia też na podatny grunt, znajduje sojuszników w „tłumie malkontentów”. Płyną też słowa uznania... dla tego trzeciorzędnego straszaka, w mojej - zapewne nazbyt surowej - opinii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz