Będąca
w zaawansowanej ciąży Sorenne podczas miesiąca miodowego na Haiti
doznaje poważnych obrażeń w wyniku trzęsienia ziemi, a jej
małżonek, fotograf Victor Fielding, staje przed przerażającym
wyborem. Trzynaście lat później w stanie Georgia dochodzi do
zaginięcia dwóch nastoletnich dziewcząt: Angeli Fielding, samotnie
wychowywanej przez dawno owdowiałego ojca i jej koleżanki z klasy
Katherine West. Policja wszczyna poszukiwania niezwłocznie po
odebraniu zgłoszenia spanikowanych rodziców, którym udało się
dowiedzieć, że dziewczynki zorganizowały sekretną wyprawę do
lasu. Po trzech dniach bezowocnych poszukiwań pewien rolnik znajduje
zdezorientowane trzynastolatki w swojej stodole. Radość ich
bliskich nie trwa jednak długo, gdyż wbrew przewidywaniom lekarzy,
Angela i Katherine zamiast powoli wracać do zdrowia... sieją
strach.
|
Plakat filmu. „The Exorcist: Believer” 2023. Universal Pictures, Blumhouse Productions, Morgan Creek Entertainment, Rough House Pictures
|
Spełniło
się proroctwo Williama Friedkina? Według krytyka filmowego Eda
Whitfielda, reżyser arcydzieła kina grozy z 1973 roku, wiekopomnej
ekranizacji powieści Williama Petera Blatty'ego, powiedział mu
kiedyś, że „facet, który nakręcił te nowe Halloweenowe
sequele, wkrótce nakręci jeden z nich do jego Egzorcysty”.
Dodał, że nie chce być w pobliżu, gdy do tego dojdzie i że jeśli
istnieje świat duchowy z możliwością powrotu, to zamierza „opętać
Davida Gordona Greena i zamienić jego życie w piekło”.
William Friedkin nie dożył premiery „Egzorcysty: Wyznawcy”
(oryg. „The Exorcist: Believer”) Davida Gordona Greena. Universal
Pictures we współpracy z amerykańską spółką Peacock (usługa
VOD) zakupiła prawa do oryginalnego „Egzorcysty” za „jedyne”
czterysta milionów dolarów, a z czasem do ekipy producenckiej
dołączyły Blumhouse Productions, Morgan Creek Entertainment i Rough House Pictures. To
miała być kolejna trylogia Greena doczepiona do już wyrobionej
marki, ale reżyser „Halloween” (2018), „Halloween zabija”
(2021) i „Halloween. Finał” (2022) wyraził już swoje
wątpliwości odnośnie kontynuowania tego projektu. Czyżby
zniechęciło go negatywne przyjęcie „Egzorcysty: Wyznawcy”? Bo
niespełna dwa lata przed wydaniem sequela „Egzorcysty”,
ignorującego pozostałe cegiełki tej franczyzowej budowli (tj.
„Egzorcysta II: Heretyk” Johna Boormana, „Egzorcysta III”
Williama Petera Blatty'ego, prequele „Egzorcysta: Początek”
Renny'ego Harlina, „Dominium. Egzorcysta: Prequel” Paula
Schradera i serial Jeremy'ego Slatera pt. „Egzorcysta”),
ogłoszono rozpoczęcie prac nad „The Exorcist: Deceiver”,
ciągiem dalszym „nowego otwarcia”, którego premierę wstępnie
zaplanowano na rok 2025.
Zrealizowany
za mniej więcej trzydzieści milionów dolarów demoniczny horror
pana, który w mojej ocenie zrobił z „Halloween” tanią akcyjkę.
Ramy fabularne dla „Egzorcysty: Wyznawcy” David Gordon Green
wytyczył razem z wypróbowanymi „wspólnikami w zbrodni”,
Scottem Teemsem, z którym pracował przy „Halloween zabija” (też
scenarzysta takich filmów grozy jak „Podpalaczka” Keitha
Thomasa, readaptacja powieści Stephena Kinga oraz „Naznaczony: Czerwone drzwi” Patricka Wilsona, wchodzący w skład głośnej
filmowej serii zapoczątkowanej w 2010 roku „Naznaczonym” Jamesa
Wana) i Dannym McBride'em, z którym Green pracował przy całej
swojej „halloweenowej trójcy”. Natomiast w przelewaniu tej
historii na papier Greena wsparł Peter Sattler, twórca dramatu
wojennego „Camp X-Ray” (2014) i zwykłego:) dramatu „Broken
Diamonds” (2021). „Egzorcystę: Wyznawcę” kręcono (główne
zdjęcia) od listopada 2022 do marca 2023, z wyjątkiem scen z
udziałem Ellen Burstyn, które sfinalizowano już na początku 2022
roku, biorąc pod uwagę zagrożenia covidowe (zwiększone ryzyko z
uwagi na podeszły wiek aktorki). Dystrybucja – kinowa – ruszyła
w pierwszym tygodniu października 2023, wprawdzie nie zaliczając
porażki finansowej, ale opinie, zarówno ekspercie, jak i fanowskie,
w większości pochwalne bynajmniej nie były. Skoro narusza się
świętość... Odwaga czy bezczelność? Jakby już wcześniej tego
nie robiono. Prawdę mówiąc mnie wielki kamień z serca spadł, bo
to nie remake, a do takiego odcinania kuponów od „Egzorcysty”
Williama Friedkina w sumie zdążyłam się przyzwyczaić. Teraz
mówią, że to były kłamstwa, że nikomu w głowie nie postało
„odświeżanie” gatunkowego kamienia milowego, jakim niewątpliwie
jest „Egzorcysta” nieodżałowanego Williama Friedkina, który
zżymał się na widok tych wszystkich doklejek do jego Wielkiego
Dzieła. No, może nie „na widok”, bo podobno podejście zrobił
jedynie do „Egzorcysty II: Heretyka” Johna Boormana, twórcy
kultowego „Uwolnienia” aka „Wybawienia” z 1972 roku,
wytrzymując jakieś pół godziny. Tę nieprzyjemną przygodę
opisał mniej więcej tymi słowami: „bałagan zrobiony przez
głupiego faceta; obrzydliwość; okropny obraz; jeden z najgorszych
filmów, jakie kiedykolwiek widziałem; stworzony przez obłąkany
umysł”. Friedkin ponoć nie zrobił nawet wyjątku dla
„Egzorcysty III” (ten seans miał już sobie darować, tak jak i
prequela, alternatywnego prequela oraz serialu spod najbardziej
rozpoznawalnego szyldu z dzielnicy demonicznych opętań),
reżyserskiego wkładu (też scenarzysta) jego przyjaciela Williama
Petera Blatty'ego, autora scenariusza pierwszego filmowego
„Egzorcysty” i bezcennej powieści, która to wszystko zaczęła.
Pół wieku po premierze mojego ulubionego horroru - obok „Dziecka
Rosemary” Romana Polańskiego, ekranizacji powieści Iry Levina –
słynny gatunkowy (od)twórca spada z wysokiego konia za sprawą
„Egzorcysty: Wyznawcy”. Bezpośredniej kontynuacji (to znaczy
pięćdziesiąt lat później) wybitnego horroru z 1973 roku. David
Gordon Green zbiera solidne cięgi od znawców kina oraz zwykłych
zjadaczy grozowego chleba i rzekłabym, że inaczej być nie mogło,
gdyby nie jego poprzednie dokonania na gruncie horroru. Chcę przez
to powiedzieć, że nie dziwi mnie, iż organizatorzy tej wątpliwej
rozrywki zignorowali diabelnie głośne sygnały ostrzegawcze, choćby
w postaci dość licznych głosów sprzeciwu czy po po prostu
poważnych obaw wyrażanych przez wielbicieli opus magnum Williama
Friedkina. Skoro z „Halloween” się udało, to dlaczego miałoby
być inaczej z „Egzorcystą”? Może dlatego, że to (naj)wyższa
szkoła upiornej jazdy...
|
Plakat filmu. „The Exorcist: Believer” 2023. Universal Pictures, Blumhouse Productions, Morgan Creek Entertainment, Rough House Pictures |
Nie
jestem miłośniczką twórczości Davida Gordona Greena i od kiedy
sięgam pamięcią jestem beznadziejnie zakochana (to z pewnością
uczucie nieodwzajemnione, bo niezmiennie straszy mnie jak diabli) w
„Egzorcyście” Williama Friedkina, przygotowałam się więc na
niemal dwugodzinną mordęgę z „Egzorcystą: Wyznawcą”. Bo
oczywiście przez myśl mi nie przeszło, że można po prostu nie
oglądać:) W każdym razie niepotrzebnie tak się nakręcałam, bo
pod tym prestiżowym szyldem bywało gorzej. Nie wynudziłam się jak
na „Egzorcyście: Początku” Renny'ego Harlina i choć czuję, że
co poniektórym fanom mogę się mocno narazić, dodam, że
postawiłam toto nawet przed „Egzorcystą II: Heretykiem” Johna
Boormana („ważna uwaga”: nie widziałam „Dominium. Egzorcysty:
Prequela” - swoją drogą co za durny tytuł – Paula Schradera),
sami więc widzicie jaką przebrzydłą grzesznicą jestem. A już
myślałam, że straciłam zdolność oglądania współczesnych
horrorów o opętaniach przez demony, duchy i inne takie – coś za
często odpadam, najdalej w połowie – a tu proszę, nie odepchnął
mnie nawet boleśnie znajomy teledyskowy montaż. David Gordon Green
chyba nie przepada za długimi ujęciami – tak mi wynika nie tylko
z „Egzorcysty: Wyznawcy”, ale i jego halloweenowej przygody...
może z wyjątkiem ostatniego epizodu) – które ja z reguły bardzo
sobie cenię. Zwłaszcza w horrorach nastrojowych, inna sprawa, czy
opowieść o dwóch opętanych dziewczynkach ze stanu Georgia można
spokojnie wrzucić do tej szerokiej szuflady. Obawiam się, że
klimat „Egzorcysty: Wyznawcy”, że tak to ujmę, zostanie uznany
za niebyły. Niespełniona obietnica oficjalnych trailerów –
zapowiadał się horror w stylu retro, bestia skąpana w
oldschoolowej aurze filmowej, na dodatek przywodzącej piękne
wspomnienia genialnej produkcji Friedkina, a przyszło coś w rodzaju
potwora Frankensteina. Z całym szacunkiem dla tamtego nieszczęsnego
stworzenia, bo ta mozaika plastiku i jesiennej szarówki
(przydymione, przymglone zdjęcia, jakby niedokładnie wyprane z
kolorów) oraz jesiennych kolorów (liście) może przyprawiać o
autentyczne niepożądane mdłości. Doły i góry – wzloty i
upadki. I tak w koło Macieju. Głównego bohatera „Egzorcysty:
Wyznawcy”, fotografa Victora Fieldinga (sztampowa postać
wykreowana przez Leslie'ego Odoma Jr. - gra w porządku, ale popisać
to się nie dało) poznajemy już w prologu osadzonym na Haiti, ale w
tej krótkiej partii podążamy za jego świeżo poślubioną
ukochaną, ciężarną Sorenne. Nieuchronnie zbliżając się do
nieodwracalnej tragedii rodzinnej. Następnie przenosimy się do
stanu Georgia, gdzie nasz nowy znajomy zbudował przytulny domek dla
siebie i swojej jedynej córki Angeli (moim zdaniem Lidya Jewett z
gracją udźwignęła tę niełatwą rolę), bystrej nastolatki,
desperacko szukającej kontaktu z nieżyjącą matką. Aktualnie
dziewczyna największe nadzieje wiąże z tajemniczych zakątkiem
gdzieś w tutejszym lesie (podziemny korytarz, którego nie było w
scenariuszu; przypadkiem odkryty podczas oględzin planu). Ufa, że w
legendzie miejskiej tkwią ziarna prawdy, że w tym strasznym miejscu
zdoła przywołać wytęsknionego ducha mamy. A pomóc ma jej w tym
koleżanka z klasy, Katherine West (kolejna spektakularna kreacja,
tym razem Olivii O'Neill, w której widać pewne podobieństwo do
młodej Lindy Blair, co najwidoczniej nie umknęło też ekipie
technicznej – podczas egzorcyzmów zobaczymy niemal idealną kopię
słynnego kadru z „Egzorcysty” Williama Friedkina; jednego z
wielu), najstarsza z trójki dzieci bogobojnego małżeństwa, które
przez sekretny wyskok córki będzie musiało znosić towarzystwo
ateisty. Victor Fielding i jego ślepa wiara w naukę? Hierarchowie
kościelni też mają wątpliwości albo najzwyczajniej boją się
oskarżeń o tortury, bo w dzisiejszym cywilizowanym świecie z
egzorcyzmami trzeba bardzo, ale to bardzo, uważać. Łatwiej odesłać
do psychiatrów. Pozytywnie zaskoczył mnie David Gordon Green
niepośpiesznym rozwijaniem tej w gruncie rzeczy konwencjonalnej
opowieści o demonicznych porywaczach ciał. UWAGA SPOILER Był
Pazuzu, kolej na jego wroga Lamashtu KONIEC SPOILERA. Od czasu
do czasu robi „buu!”, nieraz wykorzystując przy tym technikę
ewidentnie podpatrzoną w „Egzorcyście” Williama Friedkina –
niby subliminale, rzekoma percepcja podprogowa, a w rzeczywistości
migawki, które da się zarejestrować gołym okiem, co odbierałam
jako oczka puszczane do fanów oryginalnego „Egzorcysty”. Tego
rodzaju smaczków jest więcej: na przykład ludzka głowa
przekręcona o sto osiemdziesiąt stopni, krzyżowy substytut noża i
rzecz jasna wspomniany już kadr na opętaną Regan-Katherine.
Odtwórczyni Regan MacNeil, Linda Blair, nie zgodziła się na
większy udział (to może chociaż na taki malutki?) w „Egzorcyście:
Wyznawcy”, ale została doradczynią. Moim zdaniem najlepsze, co
omawianej produkcji się zdarzyło, to angaż Ellen Burstyn, która
nie ukrywała, że zrobiła to wyłącznie dla pieniędzy –
niebagatelna suma, w całości ulokowana przez nią w jej organizacji
charytatywnej. Szkoda tylko, że nie pozwolono mi porządnie
nacieszyć się powrotem Chris MacNeil, że rola Burstyn nie była
większa. Nie szkoda, że największa muzyczna atrakcja została
wprowadzona tak późno. W moim przekonaniu idealny moment na tę
czarodziejską melodię (pełna wersja ten smacznej przeróbki „przy
odczytywaniu listy płac”: napisy końcowe). Niezgorsza
charakteryzacja opętanych (ale gdzie jej tam do biednej Regan),
powiedziałabym nawet, że całkiem efektywna jak na słabowite
współczesne standardy. Szczypta przekonującej makabry i dwie
naprawdę interesujące scenki. Jakiś lekki dyskomfort mnie ogarną
w sypialni ledwo – i tylko pozornie – odzyskanej Angeli i zaraz
potem oraz w trakcie pierwszej mszy świętej opętanej Katherine. W
końcu jednak przyszedł ten moment, kiedy pusty śmiech mnie
ogarnął. Bajeranckie, supernowoczesne, ekstra wybuchowe,
efekciarskie wypędzanie demonów. Egzotyczne połączenie – utopia
Davida Gordona Greena? Keine Grenzen.
Ścierają
się dwa obozy, a ja znowu w rozkroku. „Jestem za, a nawet przeciw”
- ten słynny cytat nasunął mi się na myśl przy wyjściu ze
świata przedstawionego w obrazoburczym „Egzorcyście: Wyznawcy”
Davida Gordona Greena. Amerykańskiej produkcji, która porwała się
z motyką na słońce. Chciała poprawiać doskonałość! No
niezupełnie, ale i tak zachowano się niegodziwie. Nie okazano
należytego szacunku „Egzorcyście” Williama Friedkina, horrorowi
nad horrorami ever. Filmowe świętokradztwo? Czy ja wiem... Sequel
jak sequel. Nie pierwszy i najprawdopodobniej nie ostatni pod tą
demoniczną banderą. Zabijcie mnie, bo nic nie poradzę na to, iż w
głębi ducha uważam, że ani dobry, ani zły. Taki se.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz