Larry
mieszka na przedmieściu Los Angeles z żoną Robin i dwójką
dzieci, a jedyne czego brakuje mu do pełni szczęścia to miejsce, w
którym mógłby spełniać swoje seksualne fantazje. Pewnego ranka
znajduje w gazecie ogłoszenie o wolnym miejscu schadzek, pokoju do
wynajęcia w rezydencji w Hollywood Hills, jak wkrótce się okazuje,
należącej do zmagającego się z rzadką chorobą fotografa Jasona,
mieszkającego z młodszą siostrą imieniem Bridget. Gwarancja
intymności i maksymalnej swobody w użytkowaniu lokalu, wystrój
Czarnego Pokoju, niewygórowana cena oraz możliwość skorzystania z
dodatkowych usług świadczonych przez enigmatycznego najemcę
przerastają oczekiwania niezaspokojonego męża z peryferiów
wielkiego miasta, niezwłocznie zawiera więc umowę z enigmatycznym
nieznajomym i nie musi długo czekać na rozpoczęcie podniecającej
przygody w domu na przeklętym wzgórzu. O swoich przygodnych
kontaktach seksualnych w mrocznym pokoju rozpusty Larry chętnie
opowiada małżonce, pilnując, by trwała w przekonaniu, że to
tylko jego wyobraźnia.
|
Plakat filmu. „The Black Room” 1982, Butler-Cronin Productions, Lancer Productions Limited, Ram Productions
|
Owoc
burzliwej współpracy urodzonego w Jerozolimie Elly'ego Kennera i
nieżyjącego już Normana Thaddeusa Vane'a (wcześniej Norman
Thatteus Vein), twórcy między innymi „Frightmare” (pol.
„Gwiazda horroru”), horroru komediowego prawdopodobnie wydanego w
1983 roku (mówi się też o roku 1981 i 1982). Scenariusz „The
Black Room” napisał ten drugi pod wpływem swoich osobistych
doświadczeń; działalności rozkręconej, gdy pracował dla
magazynu „Penthouse” w Wielkiej Brytanii – organizator schadzek
z modelkami z rozkładówek, pokój rozkoszy redaktora pisemka dla
panów. Tytułowy pokój przygotowano w wówczas niezamieszkanej
rezydencji w Hollywood Hills w Los Angeles, wybudowanym w 1927 roku
dawnym „mieszkanku” Ginger Rogers, a na produkcję ponoć
przeznaczono tylko czterdzieści tysięcy dolarów. Po nakręceniu
paru sekwencji reżyser Norman Thaddeus Vane wpuścił na pokład
Elly'ego Kennera, który miał pokierować dalszymi pracami na planie
– odpowiadał za stronę techniczną, kontakty z obsadą aktorską
zostawiając głównemu organizatorowi wydarzenia. To partnerstwo
okazało się dalekie od ideału: napięta atmosfera między Kennerem
i Vane'em punkt kulminacyjny miała osiągnąć, gdy pierwszy z
wymienionych zaczął upierać się przy przemilczeniu wkładu tego
drugiego w reżyserię „The Black Room”.
Nagrany
w 1981 roku, a uwolniony rok później amerykański horror
niskobudżetowy z niewielką rolą ówczesnej Królowej Krzyku Linnei
Quigley (m.in. „Pułapka na turystów” aka „Turystyczna
pułapka” Davida Schmoellera, „Koniec szkoły” Herba Freeda,
„Cicha noc, śmierci noc” Charlesa E. Selliera Jr., „Powrót żywych trupów” Dana O'Bannona, „Noc demonów” Kevina Tenneya,
„Koszmar z ulicy Wiązów 4: Władca snów” Renny'ego Harlina,
„Krwawa Maria” Johna Landisa, „Odwieczny wróg” Joe
Chappelle'a, „Kolobos” Daniela Liatowitscha i Davida Todda
Ocvirka), uznawany za UWAGA SPOILER przedstawiciela nurtu
wampirycznego – domniemane przetworzenie mitu Draculi, mniej lub
bardziej świadoma reinterpretacja literackiego arcydzieła Brana
Stokera i zarazem dzieło prorocze: rzekoma zapowiedź epidemii AIDS,
wyprzedzenie covida (tzw. wirus celebryta) lat 80. XX wieku KONIEC
SPOILERA. W pierwszym tomie swojej książki „Horror Films of
the 1980s” John Kenneth Muir identyfikuje „The Black Room” Elly'ego
Kennera i Normana Thaddeusa Vane'a jako członka „precautionary tales”,
które jego zdaniem definiują kino grozy z przedostatniej dekady
dwudziestego stulecia naszej ery. Zwyczajne amerykańskie małżeństwo
nieszczęśliwie odchodzące od przyjętych obyczajów społecznych.
Fatalne doświadczenia seksualne. Wszystko zaczyna się od Larry'ego
(przekonujący występ Jimmy'ego Stathisa, którego fani gatunku
mogli też widzieć choćby w „Hospital Massacre” Boaza Davidsona
czy „Vultures” Paula Ledera), prowadzącego monotonny żywot
kochającego męża i dumnego ojca wiecznie rozgadanych szkrabów:
małej dziewczynki i jeszcze mniejszego chłopca. Fantazjującego
mężczyzny ze spokojnego przedmieścia Los Angeles. Jego miłość
do Robin (niepozostająca w cieniu filmowego partnera mimo mniejszego
udziału przewidzianego przez scenarzystę Clara Perryman) wprawdzie
nie wygasła, ale w sypialni sprawy coraz częściej nie układają
się po jego myśli. Nawet w środku nocy rodzicom trudno znaleźć
chwilę dla siebie, ale gdyby tylko o to chodziło, Larry pewnie
szukałby innego sposobu na rozwiązanie swego problemu. Innego od
rozglądania za miejscem, do którego mógłby sprowadzać swoje
młode kochanki. Nic nie wskazuje na to, by Larry zdradzał Robin
przed znalezieniem Czarnego Pokoju, ale dzielenie się swymi
ekscytującymi przeżyciami wyimaginowanymi widać tak weszło mu w
krew, że nawet przez myśl mu nie przeszło, by w domu nie wspominać
o wynajęciu pokoju rozpusty. Oczywiście Larry przedstawia to w
nieodpowiedniej formie – prawdziwa historia przekazywana jako
historia fikcyjna. Ryzykowna gra niewiernego męża. Dodatkowy
dreszczyk emocji czy sposób na oczyszczanie sumienia? Wmawia sobie,
że wytrwał w szczerości, że prawdomówny Larry nie zniknął wraz
z podpisaniem cyrografu z diabłem? W zasadzie główny nie-bohater
przyjemnie kameralnego, niemniej miejscami nieco ospałego „The
Black Room”, w Jasonie (stosownie niepokojąca kreacja Stephena
Knighta, pana z „Nekromancji” Berta I. Gordona) widzi cudownego
sojusznika, praktycznie bezinteresownego wspólnika w jego małżeńskim
występku. Drobnym przewinieniu mężczyzny, zbrodni kobiety.
Przezabawna (i znamienna?) reakcja rogacza w dalszej partii opowieści
o rodzeństwie z Hollywood Hills żerującym na dzikich żądzach
niektórych rodaków. Niedostatecznie zagadkowym duecie przestępczym,
„pająkach” gniazdujących w imponującej posiadłości na
stromym wzgórzu w Mieście Aniołów.
|
Materiał promocyjny. „The Black Room” 1982, Butler-Cronin Productions, Lancer Productions Limited, Ram Productions |
Wynajmę
pokój jak z horroru gotyckiego - oblubienice Draculi z opus
magnum Brama Stokera zapewne czułyby się tutaj jak w domu, jak
w rumuńskim zamczysku swego pana – w celach kopulacyjnych za
jedyne dwieście dolarów miesięcznie. Wygodne łoże,
gustowne świeczniki i dobre wino na rozgrzewkę. Klimatyczne
gniazdko („z atestem miłośników BDSM”) – ściany pomalowano
czarną farbą i zadbano o naturalne, nieprzesadnie mocne oświetlenie
– z lustrem weneckim... o którym na wszelki wypadek nie wspominamy
w ogłoszeniu, wszak nie każdy lubi być podglądany, tym bardziej
fotografowany, przynajmniej w sytuacjach tak intymnych. Jason i
Bridget (widowiskowy popis Cassandry Gavy alias Cassandry Gavioli
bodaj najbardziej znanej z roli wiedźmy w „Conanie Barbarzyńcy”
Johna Miliusa) najprawdopodobniej przywykli do widoku niepozornie
wyglądających żonatych mężczyzn spełniających swoje wyuzdane
fantazje z dynamicznie zmieniającymi się kochankami, ale Larry może
być najcenniejszym z dotychczasowych frajerów zamożnego fotografa
i niedyplomowanej pielęgniarki. Cuchnie kazirodztwem... ale nie
oceniajmy ludzi po zapachach:) Bladego jegomościa z przypadłością
Normana Batesa (voyeuryzm) i nieskromnej modelki, którą ma na
wyłączność. Największym problemem Jasona jest potrzeba, ale nie
potrzeba podglądania kotłujących się golasów. To akurat traktuje
jak czystą rozrywkę, jedną z niewielu przyjemności, jakie na
otarcie łez zsyła mu sadystyczna Opatrzność. Niedługo zagadkowa
słabość właściciela jaskini rozpusty jest również
przekleństwem jego młodszej siostry – trafiona rykoszetem, bo
żaden dobry uczynek na tym świecie nie pozostaje bez kary.
Wspieranie chorego brata okupiła staropanieństwem i przerażającą
wizją nieodległej przyszłości. Sama w wielkim domu pełnym
wspomnień. Bridget oddałaby wszystko za możliwość zestarzenia
się z Jasonem, a skoro to niemożliwe, to dlaczego miałaby dłużej
odkładać poszukiwania swojego księcia z bajki? Właściwie sam do
niej przyszedł, a przynajmniej „kolorowy ptak drapieżny” w
niepodzielnym królestwie największej pijawki na planecie Ziemia,
uważa, że właśnie ten mężczyzna jest mu – jej – pisany.
Jeden z najemców Czarnego Pokoju, z którym Bridget tak świetnie
bawiła się w ujeżdżanie byka, czy jak kto woli erotyczną odmianę
corridy. Bardzo miękka pornografia Elly'ego Kennera i Normana
Thaddeusa Vane'a – wbrew pozorom „The Black Room” nie obfituje
w łóżkowe wygibasy (na dodatek się powtarza: akcja z prologu
niepotrzebnie przypomniana trochę później), nie da się jednak
ukryć, że w tym świecie przedstawionym panuje dość pikantna
atmosfera. W rzeczywistości napalonego Larry'ego. Siódma komnata
Sinobrodego w biznesie erotycznym. Pokój uciech, do którego lepiej
nie wchodzić. Nie pokazywać się warczącej bestii, niezupełnie
stojącej na straży tej dusznej miejscówki – niepiękny obrazek
zwyczajnie sobie wiszący w klaustrofobicznym korytarzyku prowadzącym
do smolistej izby śliskiego Jasona. Bogacza obsługującego
przedstawicieli niższych warstw społecznych. Zadba o oprawę
muzyczną (najczęściej wybiera utwory Antonio Vivaldiego, bo to
jego ulubiony kompozytor, a na urozmaicenie może Fryderyk Chopin?),
dyskretnie zaopatrzy w smaczne winko i niedobrze doradzi w razie
potrzeby. Zarzucanie sieci na zrozpaczoną gospodynię domową i
spełniającego swoje najskrytsze pragnienia Casanovy. Najgorętszy
„towar” w Los Angeles? Wszyscy lecą na Larry'ego, nieśmiałego
tatusia z przedmieścia. Zawstydzonego otwartością ponętnej
studentki, autostopowiczki będącej w swobodnym związku z
chłopakiem poznanym na uczelni, który też da się opętać
Czarnemu Pokojowi. E tam, zwyczajnie trafiło się ślepej kurze
ziarno – fart nowicjusza, bo przecież Larry'emu zdarza się płacić
za seks. Zdarzyło się raz, w dodatku nie jestem przekonana, czy
maślane oczęta urodziwej prostytutki były częścią
przedstawienia odgrywanego dla większości klientów. Rozbrojona
niewinnością Larry'ego? Na pewno podekscytowana okazją do
wzbogacenia czyjegoś życia erotycznego, wprowadzenia kogoś w
arkana sztuki ostrej, ale czy kobieta była bardziej odporna na magię
Larry'ego od autostopowiczki? Zaraz tam magię, po prostu co nieco
ponaciągano, żeby akcja się rozwijała. Powolutku do przodu.
„Zjawisko atmosferyczne”, niebanalny horror bazujący na
klimacie, ale też niestroniący od sztucznej krwi: wanna albo dwie.
Zajmująca
opowieść z „wybuchową” końcówką. Upiory XX wieku i ten
gorączkowy montaż – wszystko inne z pamięci za niedługo może
mi wyparować, ale nie ten fragment „The Black Room” Elly'ego
Kennera i Normana Thaddeusa Vane'a. Ostatni „rozdział”
niedocenionego obrazu o niebezpiecznej pogoni za marzeniami,
destrukcyjnych potrzebach, nieodpartych pragnieniach, ulotnych
zachciankach, deprawacji, izolacji i anihilacji. „Opowieści o
nawiedzonym domu”, neogotyckiego horroru nastrojowego z pomysłem
na siebie. Coś innego. Taka tam godna zauważenia lekko pieprzna
historia z morałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz