Stronki na blogu

sobota, 4 stycznia 2014

Podsumowanie roku 2013

Zgodnie z tradycją bloga przyszła pora na krótkie podsumowanie minionego roku. Poniżej prezentuję całkowicie subiektywne zestawienie wszystkich horrorów z 2013 roku, które dane mi już było obejrzeć – filmy w moim mniemaniu na tle całego roku najgorsze, średnie i najlepsze. Cieszy fakt, że po długim okresie stagnacji, najbardziej odczuwalnym w latach 2010-2012, kino grozy nieco odżyło w 2013 roku – miejmy tylko nadzieję, że nie są to ostatnie podrygi przed śmiercią, a sygnał, że filmowy horror ma nam jeszcze coś ciekawego do powiedzenia.

Pomyłki roku 2013

6. „Piła mechaniczna” (recenzja) – alternatywny sequel kultowego obrazu Tobe’a Hoopera z 1974 roku, będący niezaprzeczalnym dowodem na to, że „Teksańska masakra piłą mechaniczną”, jaką znamy, czy to z oryginalnej serii, czy tej uwspółcześnionej, nie ma już racji bytu, a przynajmniej nie w rękach twórców tak dalece pozbawionych wyczucia charakterystycznego dla niniejszego cyklu klimatu wyczuwalnej wszechobecnej degeneracji i wyalienowania. Oprócz przyzwoicie zrealizowanych scen gore fani serii nie znajdą tutaj niczego dla siebie – za to będą musieli skonfrontować się z niewybaczalną profanacją postaci Leatherface’a i rzecz jasna z kilkoma denerwującymi głupotami fabularnymi.

5. „Istnienie” (recenzja) – jak na w zamyśle klimatyczną ghost story tegoroczny obraz Vincenzo Natali’ego jest zaskakująco wyjałowiony z jakiejkolwiek atmosfery grozy, co w połączeniu z początkowo intrygującą, ale z czasem mocno zapętloną, a co za tym idzie nużącą fabułą, skupiającą się bardziej na aspektach kryminalnych, aniżeli stricte horrorowych daje zupełnie bezbarwne dziełko, ukazujące jak nieumiejętnie wykorzystane środki przekazu zaprzepaszczają ogromny potencjał, tkwiący w scenariuszu.

4. „Dark Touch” – bezkrytycznie powielający wątki znane z „Carrie”, nacechowany sporą dozą mrocznego klimatu, aczkolwiek przez niemalże cały czas trwania seansu niepotrafiący przykuć mojej uwagi niczym szczególnym, a co za tym niemiłosiernie nużący filmik, w zamyśle mający być dojrzałym studium psychologicznym władającej mocami telekinetycznymi dziewczynki, a w efekcie będący kolejnym schematycznym straszakiem bez pomysłu na większe rozbudowanie prostej historii.

3.  „The Wicked” (recenzja) – zrealizowany tanim kosztem horror, który powinien być komedią. Poza minimalistyczną, a co za tym idzie przekonującą charakteryzacją wiedźmy i kilkoma klimatycznymi ujęciami ciemnego lasu wielbicielom filmowej grozy ta produkcja nie ma nic do zaoferowania. Zamiast tego jest kupa śmiechu – głównie na widok rażąco sztucznych scen gore i głupiutkich zachowań protagonistów.

2. „Black Rock” (recenzja) – grzeczniutka produkcja, której twórcy sami nie wiedzieli, czy ma być thrillerem, czy horrorem – postawili na hybrydę gatunkową w iście delikatnym wydaniu. Schematyczny survival z rozgadanymi bohaterkami, których długie i w ogólnym rozrachunku bezsensowne dialogi psują wszystkie zalążki ciekawie zapowiadającego się klimatu wyalienowania.

1. „Po imprezie” – zwycięzcą zestawienia największych gniotów, jakie niestety dane mi było obejrzeć w 2013 roku jest hiszpański do bólu przewidywalny slasher, wykorzystujący wielokrotnie eksplorowany w kinie grozy, najlepiej wykorzystany w „Prima aprilis” motyw finalny, równocześnie stroniący od jakiegokolwiek klimatu zagrożenia, czy ciekawych scen mordów na rzecz ciągłych ucieczek głupiutkich protagonistów po korytarzach wielkiego bunkra.

Średniawki roku 2013

4. „13 Eerie” (recenzja) – najsłabsza  średniawka 2013 roku. Typowe kino klasy B, w pierwszej połowie zapowiadające ciekawe, oryginalne w nurcie zombie movie podejście do tematu, ale w drugiej konsekwentnie je zaprzepaszczające dynamiczną akcją, która oddarła klimat z wszelkiej wyczuwalnej wcześniej grozy.

3. „Bez litości 2” (recenzja) – sequel remake’u „Pluję na twój grób” z 1978 roku, z którego pamiętam jedynie drastyczną scenę wielokrotnego gwałtu, ściskanie jąder w imadle i niemiłosiernie dłużące się migawki z trudnej egzystencji ofiary degeneratów w podziemiach miasta. Film zauważalnie żerujący na sukcesie poprzednich filmów, którego ogląda się znośnie, acz bez nadziei na jakąkolwiek oryginalność.

2. „World War Z” – typowo hollywoodzkie kino, kontynuujące modę (eksplorowaną przez m.in. takie serie, jak „Underworld” i „Resident Evil”) na oddarte z większego klimatu, ale przykuwające uwagę widowiskowymi efektami komputerowymi horrory akcji. Niezniszczalny główny bohater, biegające (blee) w formie głównie wielkiej, kłębiącej się masy zombie i całe mnóstwo efektów komputerowych to recepta na trafiającą w gust wielomilionowej publiczności superprodukcję, w której wielbiciele kina grozy również mają szansę znaleźć coś dla siebie – bez makabry (to nie katastroficzny obraz na miarę zjawiskowego „Niemożliwe”), ale za to z kilkoma mocno klimatycznymi scenami ataków umiejętnie ucharakteryzowanych żywych trupów na niezniszczalnego protagonistę.

1. „Naznaczony: rozdział 2” (recenzja) – sequel hitu Jamesa Wana z 2010 roku obrazujący wyraźny spadek formy reżysera, ale równocześnie na tyle urozmaicony jump scenkami w towarzystwie mrocznego klimatu grozy, aby zdobyć umiarkowane zainteresowanie spragnionego mocnych wrażeń widza. W zestawieniu z pierwowzorem wypada blado, ale jako odrębne dzieło bez porównań i doszukiwania się autoplagiatów może zapewnić całkiem klimatyczną nocną rozrywkę przypadkowemu, rzadko obcującemu z horrorem widzowi.

Perełki roku 2013

7. „Klątwa laleczki Chucky” (recenzja) – powrót do typowo slasherowej konwencji pierwszych trzech części o jednej z najsłynniejszych lalek na świecie (po Barbie i Kenie). Schematyczna rąbanka, ale odżegnująca się od komediowej konwencji czwórki i piątki na tyle umiejętnie, aby zdobyć moje uznanie i rozbudzić nadzieję na kolejną stricte horrorową opowieść o Chucky’m.

6. „House Hunting” (recenzja) – niskobudżetowa ghost story mocno przykuwająca uwagę umiejętnym wykorzystaniem znanych w tym nurcie motywów i elektryzującymi relacjami międzyludzkimi w towarzystwie subtelnego klimatu nadprzyrodzonego zagrożenia.

5. „Mama” (recenzja) – jeden z najchłodniej przyjętych przez widzów horrorów 2013 roku, w moim mniemaniu będący całkiem oryginalnym i co ważniejsze mocno klimatycznym połączeniem grozy z fantasy ze wzruszającym zakończeniem, które o dziwo całkowicie współgrało z wcześniejszymi, umiejętnie zrealizowanymi wydarzeniami, osadzonymi głównie na jump scenkach, ale za to pojawiającymi się w idealnie obliczonym miejscu i czasie.

4. „Open Grave” (recenzja) – minimalistyczny, czyli mocno realistyczny obraz, który w rzadko spotykanym oryginalnym stylu podchodzi do jednego z najczęściej eksplorowanych nurtów kina grozy. Druga część projekcji, owszem, odrobinę się zapętla, ale w ogóle nie dyskredytuje to ogromnego wyczucia gatunku, za pomocą którego twórcy konfrontują widzów z wyważoną makabrą i gęstym klimatem całkowitego wyalienowania protagonistów.

3. „Martwe zło” (recenzja) – remake kultowego obrazu Sama Raimi’ego z 1981 roku będący prawdziwie zniesmaczającą przejażdżką przez estetykę kina gore ze znakomicie ucharakteryzowanymi demonami i jakże klimatycznymi sekwencjami (scena z wnikaniem demona w ciało dziewczyny w lesie wprost miażdży!) zrealizowanymi w otoczeniu poddającej się postępującej degeneracji, brudnej scenerii.

2. „Dark Skies” (recenzja) – horror science fiction wykorzystujący konwencję zarezerwowaną dla ghost stories. Umiejętnie łączący schemat znany z opowieści o duchach z tematyką kosmitów z wieloma zapadającymi w pamięć, niepokojącymi scenami ingerencji antagonistów w życie pewnej przeciętnej rodziny w towarzystwie nadnaturalnego, potęgowanego z każdą mijającą minutą seansu, klimatu z minimalistycznym wykorzystaniem efektów komputerowych, które dzięki owemu subtelnemu wyczuciu zdecydowanie pomagają twórcom w należytym zelektryzowaniu odbiorcy.

1. „Obecność” (recenzja) – prawdziwy tegoroczny hit! Ponoć oparta na prawdziwych wydarzeniach, osadzona w latach 70-tych historia nawiedzenia domu pewnej rodziny, która zwraca się o pomoc do osławionych „łowców demonów”. Znakomicie eksplorująca znany z innych ghost stories schemat, pełna mrożących krew w żyłach, nieznośnie wręcz klimatycznych scen produkcja, którą pokochać mogą przede wszystkim długoletni wielbiciele nadnaturalnych horrorów (w końcu, kto jak nie oni akceptują daleko idącą konwencjonalność w kinie grozy?), którzy w tym gatunku poszukują przede wszystkim gęstej atmosfery, a nie przegadanej oryginalności.