Nie
mogąca sobie wybaczyć tragicznego błędu z dzieciństwa, młoda
Amerykanka Mina zajmuje skromne mieszkanie w irlandzkim mieście
Galway. Kobieta za dnia pracuje w sklepie zoologicznym, a wieczory
zwykle spędza na podrywaniu nieznajomych w pubach. I od dawna
ignoruje telefony od swojej siostry Lucy. Pewnego dnia przełożony
zleca Minie dostarczenie konury złotej do ogrodu zoologicznego w
Belfaście, ale podróż przerywa awaria samochodu na leśnej drodze.
Podczas szukania pomocy w towarzystwie wyraźnie zaniepokojonej
papugi, choć kobieta nie oddala się zbytnio od pojazdu, nagle
bezpowrotnie traci go z oczu. Gubi się w bezkresnej głuszy, tuż
przed zapadnięciem zmroku między drzewami dostrzega jednak istotę
ludzką, która na jej nawoływania odpowiada gwałtowną ucieczką.
Pogoń za starszą nieznajomą prowadzi Minę i jej pierzastego
kompana do schronu ze szklaną ścianą, gdzie poza swoją
wybawczynią przedstawiającą się jako Madeline, nowa lokatorka The
Coop zastaje impulsywnego młodzieńca Daniela i młodą mężatkę
Ciarę. Ludzi podobno zniewolonych przez istoty nazywane
Obserwatorami, mityczne stworzenia wychodzące z nor wraz z końcem
dnia, by na żywo oglądać maleńką społeczność ludzką
podporządkowaną ścisłym zasadom, których Mina nie zamierza
przestrzegać. Jest mocno sceptycznie nastawiona do opowieści o
zmiennokształtnych stworach żyjących w magicznym lesie, ulubioną
rozrywką których jest przyglądanie się niedobrowolnym mieszkańcom
ciasnego schronu podobno urządzonego przez wszystkowiedzącego
Profesora.
|
Plakat filmu. „The Watchers” 2024, New Line Cinema, Blinding Edge Pictures, Bord Scannán na hÉireann / The Irish Film Board, Inimitable Pictures
|
Pełnometrażowy
debiut reżyserski - oparty na jej własnym scenariuszu – Ishany
Shyamalan, córki twórcy między innymi „Szóstego zmysłu” (1999), „Znaków” (2002),
„Osady” (2004), „Zdarzenia” (2008), „Wizyty” (2015) i
„Split” (2016), która doświadczenie w pracy na planie zbierała
przy takich produkcjach pod kierownictwem artystycznym M. Nighta
Shyamalana (jednego z głównych producentów „The Watchers”; w
Wielkiej Brytanii dystrybuowanego pod nazwą „The Watched” z
uwagi na serial firmy Netflix rozpowszechniany pod podobnych tytułem
– mowa o „The Watcher”, pol. „Obserwator”, Iana Brennana i
Ryana Murphy'ego), jak „Old” (2021) i „Pukając do drzwi”
(2003), dreszczowcu na podstawie poczytnej powieści Paula Tremblaya
w Polsce wydanej pod tytułem „Chata na krańcu świata” (Vesper,
2020). Twórczyni „The Watchers”, filmowej adaptacji powieści
A.M. Shine'a pierwotnie wydanej w 2021 roku pod tym samym tytułem (w
2024 roku swoją światową premierę miał drugi tom przebojowego
przedsięwzięcia irlandzkiego literata zakochanego w twórczości
Edgara Allana Poego, powieść grozy „Stay in the Light”),
pracowała też przy serialu „Servant” Tony'ego Basgallopa. Nie
chcąc rozczarować miłośników literackiego oryginału, Ishana
Shyamalan od samego początku konsultowała się z jego autorem;
przedstawiła panu Shine'owi szkic swego scenariusza z prośbą o
opinię. Była gotowa podążać za jego wskazówkami, wprowadzić
poprawki proponowane przez szanowanego powieściopisarza, którego
nie chciała urazić niedochowaniem wierności jego książce, ale
podczas jednej z ich długich rozmów o Obserwatorach w irlandzkim
lesie, Shine przekonał ją do podążania własną drogą.
Powiedział, że nie postrzega swojej powieści i jej filmu jako tego
samego dzieła sztuki, wytłumaczył adaptatorce „The Watchers”,
że tworzy swoje własne dzieło, a więc powinna robić, co chce.
Ishana Shyamalan nie ukrywała przed opinią publiczną, że to był
moment, w którym nabrała pełnej swobody twórczej.
Reality
show legendarnych drapieżników. Irlandzko-amerykańska produkcja,
która kosztowała mniej więcej trzydzieści milionów dolarów i
praktycznie tyle samo zarobiła w szeroko zakrojonej
(międzynarodowej) dystrybucji kinowej, która ruszyła w pierwszym
tygodniu czerwca 2024 roku. A już w lutym 2024 do publicznej
wiadomości podano informację, że „The Watchers” Ishany
Shyamalan wyprodukuje amerykańska firma New Line Cinema. Niedługo
potem ujawniono, że obraz został sprzedany filmowemu imperium
Warnerów – właściwie firma, której częścią od 2008 roku jest
kultowa marka New Line Cinema (członek wielkiej rodziny Warner Bros.
Pictures), uzyskała prawa do dystrybucji adaptacji „The Watchers”
A.M. Shine'a na terenie Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i
Irlandii. Do polskich kin długometrażowy debiut reżyserski córki
popularnego filmowca też został wprowadzony przez to medialne
supermocarstwo (Warner Bros. Entertainment Polska). Film kręcono w
trzech irlandzkich miastach - Dublin, Galway, Wicklow - od lipca do
września 2023, także podczas strajku SAG-AFTRA (producenci zawarli
umowę tymczasową z organizatorami protestu: otrzymali pozwolenie na
kontynuację zdjęć w tym gorącym okresie; jak dotąd najdłuższym
strajku w historii związku SAG-AFTRA). Nie licząc podstawy
scenariusza (powieści A.M. Shine'a) swoje „The Watrchers” Ishana
Shyamalan tworzyła pod natchnieniem „Antychrysta” Larsa von
Triera (tonacja utworu osadzonego w podobnym miejscu – Ishana
zauważyła, że te historie łączy „coś w rodzaju żywego,
oddychającego lasu”), twórczości japońskiego reżysera
filmów anime, rysownika i mangaki Hayao Miyazakiego (realizm
magiczny) oraz Andrieja Tarkowskiego, radzieckiego reżysera
filmowego i teatralnego, scenarzysty i aktora (charakterystyczna aura
zaszczucia, przez panią Shyamalan nazywana wrażeniem drawn-out
presence). Puściła też oko do fanów „Egzorcysty” Williama
Friedkina – posąg Pazuzu na drugim planie, uchwycony w kadrze
podczas wydobywania skarbu przez główną bohaterkę filmu, jak dla
mnie niezbyt przekonująco wykreowaną przez Dakotę Fanning (m.in.
„Siła strachu” Johna Polsona, „Wojna światów” Stevena
Spielberga, „Wendeta” Martina Koolhovena, „Pewnego razu... w
Hollywood” Quentina Tarantino). Straumatyzowana przewodniczka po
baśniowym świecie (irlandzki folklor) „psychofanów reality
shows”. Oczywiście upraszczam, bo tytułowy gatunek dominujący...
w niezwykłym lesie krzyżującym plany młodej kobiety
przypuszczalnie nazwanej na cześć bohaterki wybitnej powieści
gotyckiej Brama Stokera - tak samo jak jej siostra Lucy – ma
arcyważne powody, by z uwagą przyglądać się „rybkom w
akwarium”. Ludzkim okazom nocami grzecznie przebywającym w
jednoizbowym schronie zwanym The Coop. „Chatka w lesie” z jedną
szklaną ścianą zewnętrzną (lustro weneckie). Bardziej „Bunkier”
Nicka Hamma (filmowa adaptacja powieści Guya Burta) - choć też nie
do końca - niż „Martwe zło” Sama Raimiego. Minę, czołową
obywatelkę świata zbudowanego w „The Watchers” Ishany Shyamalan
(za „architektonicznym projektem” A.M. Shine'a), poznajemy w
stylowym zakątku Irlandii. Amerykańska imigranta z jednorazowym
e-papierosem i szkicownikiem, pracująca w sklepie zoologicznym w
Galway, gdzie niebawem pozna złotniczkę/konurę złotą (Guaruba
guarouba), która imię zyska dopiero w mrocznym lesie.
Niezdyscyplinowana Mina i łebski Darwin: przyjaciele po grób.
|
Plakat filmu. „The
Watchers” 2024, New Line Cinema, Blinding Edge Pictures, Bord Scannán
na hÉireann / The Irish Film Board, Inimitable Pictures |
Dark
fantasy o zmiennokształtnych stworzeniach ukrytych. Zagrożenie,
niestety, ujawnione już w prologu – wprawdzie niepokazane w całej
„potwornej” okazałości, ale zaakcentowane na tyle silnie, by
całkowicie uodpornić widza na poważne wątpliwości nielubiącej
siebie protagonistki „The Watchers” Ishany Shyamalan. Pierwotna
forma tytułowych istot została wygenerowana komputerowo,
obiektywnie rzecz biorąc całkiem starannie - w każdym razie
tandetą nie trąciło - niemniej za jedną z najlepszych decyzji
podjętych przez „kierowniczkę tego zamieszania”, uznałam
bardzo oszczędne gospodarowanie prymarnym kształtem Obserwatorów.
Ciesząca mnie przewaga białookich kreatur (à la „Martwe zło”
Sama Raimiego) UWAGA SPOILER, latających jaszczurów, które
można pomylić z reptilianami:), leśnych nimf, hamadriad
niezupełnie jak z „The Guardian” Williama Friedkina, zielonych
czarownic czy jak kto woli ekoterrorystek z „Mroków lasu”
Lucky'ego McKee... E tam, po prostu wróżek z europejskiego
folkloru: obecnych w mitologii słowiańskiej, celtyckiej,
germańskiej i francuskiej) KONIEC SPOILERA. Zapał rozniecony
ponurymi zdjęciami Elia Arensona (m.in. „Lamb” Valdimara
Jóhannssona) i stopniowo gaszony nieciekawym rozwojem fabuły.
Intrygujące zawiązanie akcji, nijakie rozwinięcie, przewidywalny
punkt kulminacyjny i dobijające (w negatywnym sensie) zamknięcie.
Widać stylistyczny wpływ M.Nighta Shyamalana, co wbrew pozorom nie
ucieszyło wszystkich fanów jego filmowej twórczości – niektórzy
uznali „The Watchers” Ishany Shyamalan za marną podróbkę
dokonań jej ojca, w szczególności „Osady” z 2004 roku. Swoją
drogą, przez moją głowę przemykały też takie tytuły, jak „Blair Witch Project”, kultowy horror Eduardo Sáncheza i Daniela Myricka
oraz „Las samobójców”, czyli wariacja na temat autentycznego
japońskiego lasu stworzona pod artystyczną dyrekcją Jasona Zady. I
nie mogłam się nadziwić nieintensywnością obrazu utrzymanego w
tak atrakcyjnej kolorystyce. Zmarnowany klimat panujący w
nieziemskim lesie pełnym upiorów przeze mnie przyjmowanych ze
stoickim spokojem – okropna obojętność nawet na widok, jak
myślałam, niezawodnych agresorów z królestwa horroru. W tym
gatunku białe oczy czarnych charakterów zwykle na mnie działają
(tj. wprowadzają co najmniej lekki dyskomfort emocjonalny), podobnie
jak widmowe dziewczynki – bez względu na to, czy akurat recytują
wierszyk o Freddym Kruegerze, czy po prostu są – czy miejsca
„spoza czasu i przestrzeni”, jak mógłby je nazwać Howard
Phillips Lovecraft, a które ja zwykłam tytułować Strefą Mroku.
Pułapki (nie tylko) na turystów, w którym nie obowiązują
rzekome;) niezmienniki występujące w przyrodzie, czyli prawa
fizyki. W uniwersum „The Watchers” wymyślonym przez A.M.
Shine'a, w Irlandii rozciąga się las, którego nie znajdziesz na
żadnej mapie (yhm, nawet w Google Maps). Bezkresna puszcza nad...
„Jeziorem umarłych” Kåre Bergstrøma? Biała plama zasięgu sieci komórkowej i internetu -
jakżeby inaczej – w którą łatwiej wejść, niż z niej wyjść.
Droga znikająca na oczach przerażonej papugi, urodzonej aktorki
(odpowiadającej na niewypowiedziane życzenia reżyserki, zupełnie
jakby ptaszek czytał Shyamalan w myślach) o imieniu Sunshine,
perfekcyjnie wcielającej się w dzielnego Darwina. Dosłownie
rozpływający się w powietrzu unieruchomiony samochód Miny, która
nie wiedzieć czemu uznała, że pomoc szybciej znajdzie w leśnej
gęstwinie niż na drodze, co mi przypomniało „Drogę bez powrotu”
Roba Schmidta. I faktycznie, w bezkresnym lesie zbłąkana turystka
natrafia na starszą kobietę, która w zawrotnym tempie prowadzi
Minę do The Coop, wątpliwego schronienia „niedobrowolnych
uczestników programu” Obserwatorów. Nauczycielka akademicka
Madeline (niezgorszy występ Olwen Fouéré, przez miłośników kina
grozy zapewne widzianą w „Mandy” Panosa Cosmatosa, „W otchłani lęku” Neasy Hardiman, „Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną”
Davida Blue Garcii i/lub „Tarocie: Karcie śmierci” Spensera
Cohena i Anny Halberg), podatny na wpływy narwaniec Daniel
(przykuwająca uwagę kreacja Olivera Finnegana) i usilnie
podtrzymująca w sobie płomyk nadziej na powrót męża, młoda
zielarka Ciara (poprawny występ Georginy Campbell; m.in.
„Barbarzyńcy” Zacha Creggera, „W mrocznym lesie” Teresy
Sutherland) przyjmują do swojej małej społeczności kobietę,
która ani myśli podporządkowywać się ich zasadom (ich czy
Obserwatorów?) - hop do króliczej nory! - oraz najlepiej
rozeznanego w sytuacji Darwina: najbardziej świadomy bohater „The
Watchers”. Może nie licząc Profesora, który zadbał o adekwatną
rozrywkę w „szklanej pułapce” - kiczowaty program telewizyjny
(wydanie DVD) o niezłomnych poszukiwaczach miłości. I nie, to nie
jest „Love Island”.
Chodzący
za dnia i chodzący nocą w rozumnej puszczy. Męczący wypad do
Strefy Mroku, na nadnaturalne terytorium „The Watchers”.
Mieszanka fantasy i horroru w moim poczuciu nieumiejętnie
przyrządzona przez początkującą szefową dużej kuchni
reżyserskiej, Ishanę Shyamalan (z tych Shyamalanów).
Nieprzemawiająca do mnie adaptacja książki, którą mimo wszystko
chętnie bym przeczytała; może kiedyś doczekamy się polskiego
wydania poczytnej powieści grozy A.M. Shine'a z 2021 roku...
Nieefektywne wykorzystanie zasobów klimatycznych, banalna historyjka
w niebanalnym lesie. Według mnie zmarnowany potencjał.
Elo, wyszedł w ogóle w tym roku jakiś fajny horror? Taki żeby nie usypiał albo nie niszczył totalną ludzką głupotą na ekranie?
OdpowiedzUsuń"Late Night with the Devil". Światowa premiera 2023, ale to na festiwalu, w szerszy obieg wszedł w tym roku. Polecam gorąco.
Usuńto się zobaczy w wolnej chwili
OdpowiedzUsuń