Jak ja uwielbiam stare slashery… Co je odróżnia od tych dzisiejszych? Na pewno klimat, muzyka i zdecydowanie ciekawsze sceny mordów. Ten film swego czasu posiadał bardzo chwytliwą reklamę – realizatorzy obiecywali widzom sześć najdziwniejszych morderstw, jakie kiedykolwiek mieli okazję zobaczyć w horrorze. Ale czy naprawdę było ich, aż sześć? Ja zauważyłam tylko trzy UWAGA SPOILER wkręcenie głowy w koło crossa, przygniecenie sztangą, wbicie szaszłyka do buzi KONIEC SPOILERA ale niewykluczone, że w tamtym okresie takie sceny, jak na przykład podrzynanie gardeł, czy zatłuczenie na śmierć pogrzebaczem były oryginalne – niestety nie wytrzymały one próby czasu i teraz już raczej nikogo nie powinny zainteresować. „Upiorne urodzony” jak to slasher nie oferuje nam wywołującej mdłości, czy obrzydzenia makabry – krew podawana nam jest w umiarkowanych dawkach. Co się zaś tyczy tożsamości mordercy to, aż do końca – do tytułowych urodzin – jej nie znamy. Choć wielu może się wydawać, że ten problem został już rozwiązany w połowie filmu, ale to tylko pozory. Reżyser przez cały seans podrzuca nam poszlaki, które mają nas naprowadzić na mordercę, aż w końcu, w połowie seansu, jednoznacznie daje nam do zrozumienia, kto nim jest – i tutaj znowu nas oszukuje, bo zakończenia naprawdę nie sposób jest przewidzieć. Dodam jeszcze, że jest ono trochę naciągane, przekombinowane, a i motywy sprawcy za bardzo mnie nie przekonały. Na dodatek film ten ma jeden poważny feler… otóż jest zdecydowanie za długi, przez większość seansu nie dzieje się nic ciekawego – tylko co jakiś czas mamy okazję być świadkami morderstwa, które niestety nie trwa długo. Jednak, muszę się przyznać, że obraz ten zmusza do myślenia – widz przez cały czas główkuje, kto stoi za tymi wszystkimi zabójstwami, co i tak jest bezcelowe, bo na 100% nikt do tego nie dojdzie:) „Upiorne urodziny” to przykład nietypowego slashera – na ogół w tego typu obrazach nie trudno jest zorientować się, kto jest sprawcą, takie filmy nie zmuszają do myślenia, nie są skomplikowane fabularnie i służą raczej czystej rozrywce niż przesilania mózgownicy, a tutaj… no cóż, tutaj komplikacja goni komplikację, fabuła jest tak zagmatwana, że widz w niejednym momencie myśli, iż to nie może się skończyć w logiczny sposób. I w pewnym stopniu może mieć rację, bo chociaż finał na pierwszy rzut oka trzyma się kupy, to i tak zdecydowanie jest mocno naciągany, a na dłuższą metę nawet mało prawdopodobny. Reżyser, po prostu, za wszelką cenę chciał zaskoczyć widza i bezsprzecznie mu się to udało, ale gdzieś po drodze zapomniał o realizmie, którego większość z nas oczekuje od filmowego horroru. Gra aktorska, jak przystało na stare produkcje, poraża amatorką. Bohaterowie są tak zdziecinniali i mało kumaci, że w żadnym wypadku nie da się ich lubić. Ale mimo wszystko, podobał mi się ten film – zdecydowanie jeden z najlepszych teen-slasherów lat 80-tych. Ponieważ wszystkie mankamenty rekompensowane są przez elektryzującą atmosferę grozy, przerażającą muzykę i w niektórych przypadkach genialne sceny mordów – a jak wiadomo w tym podgatunku chodzi przede wszystkim o to, żeby pokazać, jak najbardziej oryginalne zabójstwa, a w tej materii byłam nad wyraz zadowolona.
Jeśli ktoś lubi stare slashery, posiadające wszystkie elementy dobrego horroru, a przy tym nieschematyczne, nie podążające wydeptanym szlakiem tego podgatunku to jest to pozycja w sam raz dla niego. W końcu od czasu do czasu trzeba odetchnąć od tych wszystkich nowoczesnych horrorów naszpikowanych marnymi efektami specjalnymi, które fabularnie nie mają nam nic do zaoferowania i sięgnąć po coś oryginalnego, rzadko spotykanego i dającego do myślenia. Dziwi mnie tylko, że jeszcze nie nakręcili remaku tego horroru, bo wydaje mi się, że jest to idealny materiał na odświeżenie. Chociaż, z drugiej strony, na pewno niedługo ktoś na to wpadnie:)