Architekt Jonathan Rivers dowiaduje się, że jego druga żona, pisarka Anna,
jest w ciąży. Mężczyzna nie posiada się z radości, ale ta euforia nie trwa
długo. Kiedy ciało Anny zostaje znalezione w zbiorniku wodnym życie Jonathana
ulega drastycznej zmianie. Po kilkumiesięcznej żałobie spotyka się z Raymondem
Price’m, który wprowadza go w tajniki EVP, kontaktu ze zmarłymi za pomocą
nagrań cyfrowych i analogowych. Dzięki temu Johnowi udaje się nawiązać łączność
z Anną, która zaczyna sterować jego życiem.
Ghost story Geoffrey’a Saxa,
która odniosła tak duży sukces kasowy, że w 2007 roku Patrick Lussier nakręcił
jej sequel. Zainteresowaniu widzów dziwili się sami twórcy, którzy po miażdżąco
niepochlebnych ocenach krytyków spodziewali się ostracyzmu. Co prawda opinie
zwykłych odbiorców często pokrywały się z recenzjami krytyków, utyskujących na
między innymi brak strasznych scen, nielogiczne rozwiązania fabularne i jednowymiarowych
bohaterów, ale to wcale nie zaważyło na sprzedaży biletów.
Dla wielu widzów największym mankamentem „Głosów” jest zbyt delikatne muśnięcie
estetyki horroru. Sax unika dosłowności, a nieliczne jump scenki bazują głównie na nagłym pogłośnieniu muzyki, bez
wbijającej się w pamięć charakteryzacji tajemniczych bytów, utrwalonych na
nagraniach Riversa. Po hollywoodzkim horrorze opinia publiczna miała prawo
spodziewać się oszałamiających efektów komputerowych bądź większej odwagi w szafowaniu
przerażającymi wizualnie duchami. Ale istniało spore prawdopodobieństwo, że
takie podejście do straszenia otarłoby się o zwykły kicz, z jakim wielokrotnie
spotykamy się w twórczości osób zakochanych w CGI. Mnie w kontekście takiej
fabuły oszczędność Saxa bardzo przypasowała. To prawda, że film nie straszy, że
nawet do tego nie aspiruje, ale to wcale nie przeszkadzało mi cieszyć się
seansem.
Głównym bohaterem filmu jest architekt Jonathan Rivers, moim zdaniem
idealnie wykreowany przez Michaela Keatona. Kiedy policja informuje go, że jego
druga żona, ciężarna pisarka Anna (w tej roli Chandra West, którą bardzo lubię,
ale niestety specyfika jej postaci nie pozwoliła aktorce się wykazać) utopiła się
w zbiorniku wodnym mężczyzna znajduje sposób na skontaktowanie się z nią.
Największą siłą „Głosów” są oryginalne nawiązania do transkomunikacji
instrumentalnej, Electronic Voice Phenomena (EVP), które polega na wyłuskiwaniu
tajemniczych głosów i obrazów z nagrań zakłóceń radiowych i telewizyjnych.
Jonathana wprowadza w jej tajniki Raymond Price, który po śmierci syna latami
poświęcał się kontaktowaniu ludzi z ich zmarłymi bliskimi za pośrednictwem
odpowiedniego sprzętu. Jak można się tego spodziewać Rivers „przejmie po nim
praktykę” i za namową ducha Anny zacznie ratować ludzi z opresji. Saxowi udało
się w przekonującym stylu dotknąć tematyki straty bliskiej osoby, trawiącej
serce rozpaczy i niemożności pogodzenia się ze śmiercią ukochanej, prowadzącej
do autodestrukcyjnej obsesji. Jonathan zaniedbuje swoją pracę i synka z
pierwszego małżeństwa, całe dnie spędzając na wsłuchiwaniu się w zakłócenia
radiowe i wpatrywaniu w zaśnieżony obraz telewizyjny. Przestaje dbać o
żyjących, pragnąc jedynie nawiązać kontakt z „drugą stroną”. Jego egzystencja nabiera
sensu dopiero, gdy zaczyna rozumieć, że może ulżyć w cierpieniu innym,
przekazując im wiadomości od zmarłych krewnych oraz dostosować się do próśb Anny,
popychających go do ratowania życia ludziom. W „Głosach” estetyka dramatu
delikatnie miesza się z horrorem, ale jump
scenki nie mają za zadanie przerazić widzów tylko wzmóc napięcie. Choć w
produkcji Saxa zabrakło mrocznej atmosfery tajemniczości zrekompensował to
stale rosnącą dramaturgią, ukierunkowaną kilkoma nieprzewidywalnymi jump scenami. Moment, w którym Jonathan
staje na krześle, aby sięgnąć wiszącego na ścianie zegara, kiedy nagle z radia
rozlega się głośny szum jest chyba najbardziej zaskakujący. Ale egzamin zdają
też wstawki z nagle pojawiającymi się twarzami tajemniczych bytów na
zaśnieżonym ekranie jego telewizora. Ich naturę poznamy dopiero w drugiej
połowie projekcji – ten zwrot akcji zmieni nasze postrzeganie wszystkich
wcześniejszych wydarzeń, jednocześnie wprowadzając spory powiew innowacyjności
do skostniałego nurtu ghost story.
Mnie w przeciwieństwie do większości widzów „Głosów” oszczędność w
epatowaniu stricte horrorowymi scenami nie przeszkadzała, a wręcz pasowała do
takiej fabuły, dlatego też nie byłam zadowolona z jedynej pojawiającej się w
filmie dosłowności. Finalna komputerowa wizualizacja złośliwych duchów była tak
rażąco sztuczna, że tylko ugruntowała moje przekonanie, iż Sax wzdragał się
przed dosłownym straszeniem z powodu obawy otarcia się o zwykły kicz. Epilog
natomiast był chyba jedynym właściwym – nie wyobrażam sobie, żeby taką fabułę
twórcy zamknęli happy endem.
Transkomunikacja instrumentalna, dobry duch zmarłej żony głównego bohatera
i horda złośliwych bytów przeszkadzających mu w pełnieniu kierunkowanej przez „drugą
stronę” misji to chyba tematyka idealna dla wielbicieli ghost stories. Ale tylko tych delikatnych, niepróbujących przerazić
widzów tylko opowiedzieć im ciekawą, pełną napięcia, miejscami mocno oryginalną
historię. Na ogół wolę większą odwagę w straszeniu, ale w tym przypadku wydaje
mi się, że takie podejście było wskazane.