wtorek, 22 kwietnia 2025
poniedziałek, 21 kwietnia 2025
„Sukkub” (2024)
Plakat filmu. „Succubus” 2024, Convoke Media, BondIt Media Capital, Brick Lane Entertainment
Pradawny demon (sztuczna inteligencja? Niewinna ofiara, obiekt obsesji szalonego naukowca?) w epoce voyeuryzmu. Kamerki internetowe, elektroniczne nianie/całodobowy zdalny monitoring w pokoju dziecięcym i monitoring miejski, urządzenia podsłuchowe (smartfony) dobrowolnie noszone w kieszeniach, torebkach, plecakach, nieodpłatne udostępnianie danych wrażliwych w mediach społecznościowych (swoich, rodziny, przyjaciół i nieznajomych), wirtualne randki, „stosunki seksualne” (tzw. cyberseks), intymne zwierzenia w trybie online, w rzekomo prywatnej przestrzeni, a w rzeczywistości na forum publicznym. Po zagadkowym prologu z Ronem Perlmanem (m.in. „Lunatycy” i „Desperacja” Micka Garrisa, „Cronos” i „Blade: Wieczny łowca II” Guillermo del Toro, „Wyspa doktora Moreau” Johna Frankenheimera i niewymienionego w czołówce Richarda Stanleya, „Obcy: Przebudzenie” Jeana-Pierre'a Jeuneta, „13 grzechów” Daniela Stamma, „Pokerowa noc” Grega Francisa) przenosimy się do luksusowego lokum około czterdziestoletniego mężczyzny opiekującego się niemowlęciem, na odległość doglądanym także przez jego matkę i żonę, z którą jest w separacji. O nich wie, ale ile osób tak naprawdę przygląda się bezbronnemu stworzeniu sprowadzonemu na ten wścibski świat przez upadającego biznesmena i zranioną gospodynię domową? Ilu zboczeńców przegląda social media rodziców bezrefleksyjnie udostępniających zdjęcia swoich pociech? Ile deepfake'ów z maleńkim Mikeyem już krąży w Sieci? Jego rodzice, Chris i Sharon (przekonujące występy Brendana Bradleya i Olivii Grace Applegate, którą fani kina grozy mogą pamiętać chociażby z „Organ Trail” Michaela Patricka Janna), najwidoczniej się nad tym nie zastanawiają, podobnie jak Denise (bezbłędna Rosanna Arquette), przedstawicielka starszego pokolenia, teoretycznie powinna więc być bardziej podejrzliwa wobec nowoczesnego życia. Filmowanie tradycyjne nierównomiernie przeplata się w „Sukkubie” R.J. Daniela Hanny z techniką screenlife (computer screen film), a głównym tematem pierwszej partii filmu są uczuciowe rozterki głównego bohatera. Wewnętrzny konflikt Chrisa. Można to postrzegać jako współczesną reinterpretację arcydzieła Johanna Wolfganga von Goethego, w całości po raz pierwszy wydanego w 1833 roku (po śmierci autora) dramatu pt. „Faust”. Kuszenie Mefistofelesa zamienione na kuszenie Eddiego (zapewne celowo przejaskrawiona kreacja Dereka Smitha; zabawna karykatura nieuleczalnych podrywaczy) i Adry (diabolicznie magnetyczna Rachel Cook, której w niniejszej pracy pomogło doświadczenie w modelingu i działalność w mediach społecznościowych). Chris liczy na odbudowanie swojego związku małżeńskiego, na przekonanie Sharon, że nie jest już pracoholikiem uganiającym się za spódniczkami, ale zakłada konto na portalu randkowym i postępuje zgodnie ze wskazówkami wytrawnego kobieciarza „przypadkiem” będącego jego najlepszym przyjacielem. Skoro jest w separacji, to z czystym sumieniem może sobie poużywać – do tego sprowadza się retoryka Eddiego. I choć Chris ma wątpliwości, ostatecznie przystępuje do poszukiwań wirtualnej kochanki. Niechcący paruje się z koleżanką Sharon (ups), ale najwyraźniej to jego szczęśliwy dzień (yhm), bo nie dość, że bez trudu udaje mu się wybrnąć z kłopotliwej - potencjalnie katastroficznej - sytuacji, to na dodatek zdobywa dziewczynę. Niesamowicie seksowną i nader chętną. „Wyposzczonego króliczka”, który nie przyjmie odmowy.
Plakat filmu. „Succubus” 2024, Convoke Media, BondIt Media Capital, Brick Lane Entertainment
„Sukkub” w reżyserii i na podstawie scenariusza R.J. Daniela Hanny to nie jest rzecz, którą można polecać ot tak, komu popadnie – przedtem należałoby się porządnie zastanowić, wyselekcjonować wąską grupę osób „posiadającą odpowiednie kwalifikacje” do polubienia się z taką taniochą. Nie jestem w tym dobra, ograniczę się więc do stwierdzenia, że wpisuję się w ową „tajemną” grupę docelową tego koszmarka. Złośliwi powiedzą film dla ludzi o prymitywnych gustach, a kulturalni – dla ludzi o gustach specyficznych:) Tak czy siak między innymi dla mnie.
niedziela, 20 kwietnia 2025
Zapowiedź: „Życie Chucka”
Plakat filmu. „The Life of Chuck” 2024, Intrepid Pictures, Red Room Pictures, QWGmire
Opis filmu:
W kinach od 1 sierpnia 2025 roku
Zobacz zwiastun:
Kadr z filmu. „The Life of Chuck” 2024, Intrepid Pictures, Red Room Pictures, QWGmire
Źródło: wszystkie materiały od Monolith Films
piątek, 18 kwietnia 2025
„The Woman in the Yard” (2025)
Plakat filmu. „The Woman in the Yard” 2025, Blumhouse Productions, Homegrown Pictures, Ombra Films
W 2020 roku „The Man in the Yard” autorstwa Sama Stefanaka trafił na The Black List („najbardziej lubiane” niezrealizowane scenariusze filmowe), a w lutym 2024 roku media obiegła informacja o współpracy Universal Pictures i Blumhouse Productions nad przemianowaną - na „The Woman in the Yard” - opowieścią, którą wyreżyseruje Jaume-Collet-Serra, twórca między innymi „Domu woskowych ciał” (2005), „Sieroty” (2009) i „183 metry strachu” (2016). Zdjęcia główne ruszyły w ostatnim tygodniu kwietnia 2024 w mieście Athens w hrabstwie Clarke (pierwsza duża produkcja w Athena Studios) i małej miejscowości Bostwick w hrabstwie Morgan w stanie Georgia, a budżet produkcji oszacowano na dwanaście milionów dolarów. Dystrybucja „The Woman in the Yard” ruszyła pod koniec marca 2025 roku. Kupiony przez Universal Pictures (dystrybutor) i Blumhouse Productions (producent) scenariusz pt. „The Man in the Yard” wbrew pozorom nie był tekstem gotowym do realizacji. Autor historii, Sam Stefanak, od początku był szeroko otwarty na zmiany, polegał na doświadczeniu producentów, którzy tak naprawdę tylko zapoczątkowali proces modyfikacji jego dziełka. Największe przeróbki wprowadził Jaume-Collet Serra, który dołączył do zespołu w styczniu 2024 roku - jak to ujął Stefanak w wywiadzie dla Filmmaker Magazine - „z bardzo konkretną wizją”. Reżyser zaproponował scenarzyście przekucie tego thrillera akcji z nurtu home invasion w thriller psychologiczno-surrealistyczny, i nie napotkał najmniejszego oporu. Razem zabrali się do pracy, która zaowocowała czymś głębszym od pierwotnego zamysłu. Według pomysłodawcy omawianego projektu, Sama Stefanaka, „The Woman in the Yard” to „jego historia zrealizowana zgodnie z bardzo konkretną wizją Jaumego Coletta-Serry”. Alegoryczny film o straumatyzowanej rodzinie niepokojonej przez obcą istotę siedzącą przed ich domem. W centrum opowieści znajduje się kobieta z niesprawną nogą, powoli topiąca się w studni rozpaczy Ramona (przekonująca kreacja Danielle Deadwyler – m.in. „W blasku ekranu” Jane Schoenbrun - która ponadto dołączyła do grona producentów wykonawczych „The Woman in the Yard”), utalentowana plastycznie, nagle osamotniona matka nastoletniego Taylora (bardzo dobre wykonanie Peytona Jacksona) i kilkuletniej Annie (przeurocza Estella Kahiha), heroicznie, ale najwyraźniej bez większych efektów walcząca z wewnętrznymi demonami na kompletnym pustkowiu. Najbliższa zamieszkana nieruchomość (mała farma) znajduje się parę mil od jej smutnego gospodarstwa domowego, więzienia półsierot niemogących liczyć na wsparcie rodzica, który im pozostał. A przynajmniej tak to odczuwa pierworodny Ramony, czternastolatek, który pozornie wskoczył na miejsce ojca w hierarchii rodzinnej. Przejął większość obowiązków tragicznie zmarłego rodzica, ale nie dano mu prawa samodzielnego decydowania – cała władza skupia się w rękach niestabilnej emocjonalnie Ramony. Obcej istoty wyglądającej jak kochana mama Taylora i Annie. Tak najbardziej wyeksponowana postać „The Woman in the Yard” Jaumego Colleta-Serry może być odbierana przez własne dzieci. Od czasu do czasu ta straszna myśl z pewnością nawiedza nawet małą Annie, ale zdecydowanie częściej musi dopadać Taylora. Czy patrząc na Ramonę chłopak wspomina „Inwazję porywaczy ciał” Jacka Finneya? Albo „Egzorcystę” Williama Friedkina? Tak czy inaczej, jego zaufanie do matki maleje w zastraszającym tempie i jednoczenie w jego sercu rozgaszcza się lęk. Podobno najczęściej boimy się tego, czego nie znamy... a Taylor i Annie nie znają bestii terroryzującej ich mamę.
Plakat filmu. „The Woman in the Yard” 2025, Blumhouse Productions, Homegrown Pictures, Ombra Films
Szumny powrót Jaumego Colleta-Serry do kina grozy. Metaforyczna opowieść o okaleczonej rodzinie dobijanej przez zagadkową istotę obleczoną w czerń. Moim zdaniem niezgrabne połączenie dramatu rodzinnego, horroru psychologicznego i thrillera z nurtu home invasion. Z iluzorycznymi elementami nadprzyrodzonymi? Tak czy siak bogata mieszanka gatunkowa według mnie szczodrze doprawiona jakimś bezsmakowym składnikiem. „The Woman in the Yard” to kino dla cierpliwych (żeby nie było: niczego nie gwarantuję), ale już niekoniecznie (może tak, może nie - nie wiem) dla najbardziej wymagających.
środa, 16 kwietnia 2025
„Mrok lasu” (2023)
Plakat filmu. „Schlitter” 2023, SerialB Studio, Sombrero Films
W prologu „Mroku lasu” Pierre'a Moucheta poznajemy zaprzyjaźnionych synów drwali, ośmioletnich mieszkańców leśnej prowincji Lucasa i Mathiasa (obiecujący debiutant Antime Calbrie Ekeloo i nie mniej zdolny Nelson Maerten, m.in. „Mroczne serce lasu” Serge'a Mirzabekiantza), którzy pewnego dnia przypadkiem znajdują powojenny bunkier. Tuż po tradycyjnym niekontrolowanym wybuchu wściekłości Louisa, przemocowego ojca Lucasa. Agresja skierowana na własne dziecko. Chłopca, który w najgorszym momencie stosuje się do rady swego najlepszego przyjaciela Mathiasa, zbiera się na odwagę i odmawia wykonania kategorycznego rozkazu przerażającego rodzica. Siedzący za kierownicą Louis skupia uwagę na nieposłusznym synu... i wjeżdża prosto w małego rowerzystę. Po pośpiesznym sprawdzeniu funkcji życiowych ofiary wypadku drogowego, spanikowany mężczyzna wrzuca poturbowane ciałko do wąwozu, w taki sam sposób pozbywając się roweru dobrze znanego mu ośmiolatka. A zszokowany Lucas przygląda się z samochodu, jak jego rodzony ojciec obchodzi się z jego najlepszym przyjacielem. Przed dotarciem do domu czeka ich jeszcze jeden przystanek – trudna, nieszczera rozmowa z troskliwym tatą zaniepokojonym przedłużającą się nieobecnością Mathiasa, spuentowana przelotnym widokiem zapłakanej twarzy nieodzywającego się Lucasa. Mija dwadzieścia lat. Lucas (poprawna kreacja Louki Meliavy) odbiera telefon od funkcjonariusza policji, który z żalem informuje go o tragicznej śmierci rodziców. W domu Louisa i Mathilde w Wogezach z jakiejś niewyjaśnionej przyczyny wybuchł pożar, a mieszkańcom nie udało się na czas wydostać z płonącego budynku. Mniej więcej taki komunikat dostaje młody mężczyzna, którego noga od lat nie postała w domu rodziców. W wiosce, z którą wiążą się jego najgorsze wspomnienia. Nie może jednak nie pojawić się na pogrzebie własnych rodziców (tj. nie potrafi zmusić się do ominięcia tej uroczystości), a przynajmniej matki, która wprawdzie nie interweniowała, gdy ojciec go bił, ale Lucas nigdy nie wątpił w jej miłość. Wzmocniony towarzystwem zaufanych ludzi, ukochanej Julie (niezgorszy występ Lény Laprès) i przyjaciela Arnauda (przyzwoite wcielenie Côme Levina, m.in. „Porachunki” Luca Bessona), główny bohater „Mroku lasu” Pierre'a Moucheta przybywa do leśnej głuszy w przekonaniu, że wróci do miasta jeszcze tego samego dnia. Co ciekawe najbardziej spieszy się Arnaudowi – nieprzepracowana trauma Lucasa, zżerające go poczucie winy to nic w porównaniu do umówionej randki jego (nie)dobrego kolegi. Albo Lucas lepiej ukrywa palącą potrzebę ucieczki z przeklętej prowincji. Zbrukanej kłamstwem. Właściwie czynem, słowem i milczeniem. Lucas uważa się za współwinnego potwornej zbrodni – spowodowania śmiertelnego w skutkach wypadku drogowego i ukrycia prawdy o śmierci małoletniego Mathiasa – za wspólnika swego okropnego ojca, z którym w dorosłym życiu zerwał wszelki kontakt. Nie mógł przewidzieć katastrofalnych skutków postawienia się rodzicielowi, ale nie musiał brać udziału w zmowie milczenia. Niewątpliwie paraliżował go strach – przed ojcem i/lub legalnym wymiarem sprawiedliwości – ale w odczuciu Lucasa najwyraźniej nie jest to żadne usprawiedliwienie, tym bardziej w obliczu długofalowych skutków tragedii sprzed lat. Oszukany ojciec stałego towarzysza dziecięcych zabaw protagonisty „Mroku lasu”, samotny starszy człowiek z niepełnosprawnością niemal błagający spieszących się młodych ludzi o krótką wizytę w jego przygnębiająco cichym domu, to potężny cios dla obwiniającego się Lucasa. W przeszłości prawdopodobnie mającego lepszą relację z nim niż z własnym ojcem. Tak czy inaczej nieludzko poranionemu Francisowi (przekonujący występ Gillesa Davida) udaje się namówić dawno niewidzianego młodzieńca i jego dziewczynę do spędzenia „najwyżej pięciu minut” w jego zagraconym gospodarstwie domowym. A Arnaud niechętnie idzie za nimi.
Plakat filmu. „Schlitter” 2023, SerialB Studio, Sombrero Films
Jednym uchem wpada, drugim wypada – francuska rąbanka z nieświeżych motywów niezbyt starannie ulepiona. Nijaka opowieść z krwistymi przebłyskami. Niewyróżniające się dzieło początkującego (w długim metrażu) filmowca, swoją zawodową/artystyczną przyszłość wiążącego z horrorem. „Mrok lasu” Pierre'a Moucheta to propozycja z rodzaju „można skorzystać, ale nie trzeba”. Przeciętne kino średnio (nieprzesadnie) brutalne.
poniedziałek, 14 kwietnia 2025
„You'll Like My Mother” (1972)
Plakat filmu. „You'll
Like My Mother” 1972, Bing Crosby Productions, Universal Pictures
Laureatka Oscara za drugoplanową rolę w „Cudotwórczyni” Arthura Penna i dwóch Złotych Globów za aktorskie kreacje w „Ja, Natalia” Freda Coe i „Cudotwórczyni” Arthura Penna, nieodżałowana Patty Duke jako niemodelowa bohaterka opowieści w stylu gotyckim. „You'll Like My Mother” Lamonta Johnsona otwiera podróż autobusem prowadzonym przez serdecznego mężczyznę, Reda Coopera (Dennis Rucker) w oślepiająco białej scenerii. Sroga zima w północno-wschodnim rejonie Minnesoty, przykryta grubą warstwą śniegu zapadła wieś, na obrzeżu której rozciąga się oszałamiająca posiadłość dumnego rodu Kinsolving, punkt docelowy długiej podróży ciężarnej Franceski, żony niedoszłego dziedzica rodzinnej fortuny, boleśnie nieobecnego Matthew. Pierworodny Marii Kinsolving zginął w katastrofie lotniczej w Wietnamie dwa tygodnie po wejściu w związek małżeński z osobą, którą planował przedstawić swojej ukochanej matce. Mężczyzna o Marii wypowiadał się w samych superlatywach, nigdy jednak nie wspomniał, że ma młodszą siostrę, upośledzoną umysłowo Kathleen (nominowana do Złotego Globu – w kategorii najbardziej obiecująca nowa aktorka – genialna Sian Barbara Allen, która zmarła w 2025 roku). Ale zanim Francesca Kinsolving pozna tę niezwykłą dziewczynę, skorzysta z podwózki załatwionej przez uprzejmego kierowcę autobusu i jego znajomego, ekspedienta, który zgodzi się przechować skromny bagaż mocno zdeterminowanej wdowy. Zdeterminowanej, by poznać teściową, ale najwidoczniej niemającej pewności, czy miła kobieta z opowieści Matthew ugości ją w swoich nieskromnych progach. Ostatni odcinek wycieńczającej trasy z Los Angeles do Kinsolving Estate, młoda wdowa pokonuje pieszo – wytrwale przedziera się przez zaspy nie spodziewając się widoku, jaki w końcu się przed nią wyłoni. Onieśmielające bogactwo, o którym Matthew najwyraźniej też się nie zająknął. Z jakiegoś powodu przemilczał ten fakt, tak jak istnienie biednej Kathleen, jak wszystko na to wskazuje straszliwie wykorzystywanej przez zimną panią wielkiego domu. Francesca wchodzi w sam środek rodzinnej burzy wywołanej przez starszą kobietę przedstawiającą się jako Maria Kinsolving (wybitny występ zmarłej w 2014 roku Rosemary Murphy, którą współcześni fani kina grozy mogą znać chociażby z „The Attic” George'a Edwardsa i niewymienionego w czołówce Gary'ego Gravera, „Ręki” Olivera Stone'a, czy „Życia.po.Życiu” Agnieszki Wójtowicz-Vosloo), właścicielka liczącej sobie sześćdziesiąt siedem lat wiejskiej rezydencji, w której wychował się jej umiłowany syn Matthew. Wspomnianą burzę rozpętało utopienie kociąt, jak się wydaje, jedynej przyjaciółki Kathleen: rasowej kotki, która puściła się z jakimś dachowcem, w wyniku czego wydała na świat „prawdziwe potwory”, tj. zwierzęta nieczystej krwi. Rozpaczająca nad bezpowrotnie straconymi pupilami dziewczyna więcej współczucia znajduje u nieznajomej niż swojej rodzicielki. W zasadzie teściowa Franceski nie okazuje córce żadnych ciepłych uczuć i na pewno nie żałuje pozbycia się kociego problemu. W takich, szokujących dlań, okolicznościach niezłomna protagonistka „You'll Like My Mother” poznaje kobietę, której wbrew zapowiedziom męża, nie polubiła. Albo Matthew miał fałszywe, wyidealizowane wyobrażenie swojej matki, albo z premedytacją okłamywał Franceskę, bo „przeklęta intruzka” nie potrzebuje nawet pięciu minut, by dojść do wniosku, że właścicielka Kinsolving Estate zdecydowanie nie jest taka jak w jego opowieściach.
Kadr z filmu. „You'll
Like My Mother” 1972, Bing Crosby Productions, Universal Pictures
Thriller niedoceniony. Mało znany klaustrofobiczno-paranoiczny spektakl filmowy z prześwietnymi kreacjami aktorskimi na kanwie nominowanej do Nagrody im. Edgara Allana Poego debiutanckiej krótkiej powieści nieżyjącej już amerykańskiej pisarski specjalizującej się w opowieściach kryminalnych i nadprzyrodzonych. „You'll Like My Mother” w reżyserii Lamonta Johnsona to jak najbardziej godna odkopania, stylowa pozycja gatunkowa, która „powinna” przypaść do gustu fanom i fankom twórczości Alfreda Hitchcocka, Stephena Kinga i/lub Romana Polańskiego. Ale przede wszystkim zakochanym w gothic fiction.
sobota, 12 kwietnia 2025
„Siekiera” (1974/1977)
Plakat filmu. „Axe” 1974/1977, Frederick Productions, Empire Studios
Niespełna 70-minutowy exploitation film w reżyserii i na podstawie scenariusza niezbyt płodnego amerykańskiego twórcy. Z nieobszernej filmografii Fredericka R. Friedela recenzenci najczęściej wyróżniają „Date with a Kidnapper” z 1976 roku. Ale nie ulega wątpliwości, że to „Siekiera” zyskała największą oglądalność – zdecydowanie najbardziej znane dziełko Friedela – co może zawdzięczać brytyjskim cenzorom z lat 80. XX wieku: wciągnięciu na niesławną listę video nasties (sekcja pierwsza). Na Wyspach film został zalegalizowany dopiero w 1999 roku, a właściwie wersja okrojona o dziewiętnaście sekund; pierwsze wydanie całości w tej części świata pojawiło się w 2005 roku. Przez lata krążyły plotki, że odtwórczyni głównej roli żeńskiej Leslie Lee zmarła zaraz po zakończeniu zdjęć do „Siekiery”, co Friedel zdementował w 2015 roku, stwierdzając, że kobieta mieszka z mężem w Cabo San Lucas w Meksyku. Przy okazji obalił też inny mit związany z „Siekierą”, mówiący o skandalicznej pracy z nieletnią. Przez długi czas panowało przekonanie, że w niesmacznym filmie Fredericka Friedela zagrała ledwie trzynastoletnia dziewczyna, podczas gdy odtwórczyni tej kontrowersyjnej roli na pokład „Siekiery” weszła w dwudziestym trzecim roku życia – w tamtym czasie Leslie Lee realizowała się w modelingu, ale stawiła się (z własnej, nieprzymuszonej woli) na przesłuchanie do „wielkiego dzieła” początkującego amerykańskiego filmowca. Friedel nie ukrywa, że dołożono wszelkich starań, by maksymalnie wydłużyć poszczególne sceny „Siekiery”, włącznie z planszą początkową i końcową, co przypuszczalnie było podyktowane nie tyle brakiem pomysłu na rozwinięcie fabuły, ile brakiem funduszy. Można powiedzieć, że usiłowano zrobić coś z niczego, w czym pomogła bardzo niska gaża wszystkich członków ekipy (dziesięć dolarów na głowę za każdy dzień pracy). Coś zrobiono, ale jakości „Martwego zła” Sama Raimiego, jednego z najsłynniejszych ultra niskobudżetowych horrorów (nie aż tak taniego jak „Siekiera”), lepiej się nie spodziewać. Zaczynamy od zdjęcia białego domu na wsi – ponad dwuminutowe ujęcie (napisy początkowe i fantazyjna karta tytułowa) – później powiązanego z „Pearl” Ti Westa, zresztą podobnie/identycznie jak parę innych kadrów. Akcja „Siekiery” zawiązuje się w obskurnym, klaustrofobicznym pokoju hotelowym w dużym amerykańskim mieście, w którym rozgaszczają się gangsterzy. Obsesyjnie dbający o paznokcie lider gangu Steele (przeciętna kreacja Jacka Canona, który później pokaże się chociażby w „Skanerach” Davida Cronenberga i „Maksymalnym przyspieszeniu” Stephena Kinga; wypada też dodać, że nie jest to jedyna jego współpraca z Frederickiem Friedelem, vide „Date with a Kidnapper”), miłośnik cuchnących cygar zawsze chętny do skopania bezbronnych tyłków Lomax (mierny występ Raya Greena) oraz słusznie przerażony, mający wyrzuty sumienia Billy (w ramach oszczędności w tej roli wystąpił sam reżyser; moim zdaniem najgorsze wcielenie aktorskie w „Siekierze”). Panowie czekają na jakiegoś Aubreya, który wisi im kasę. A w pakiecie dostają kochanka tragicznie zadłużonego mężczyzny. Skatowanego na śmierć zwykłą lalką. Jeszcze tylko śmiertelnym skok i już przenosimy się na wieś. Do samochodu uciekających kryminalistów - jedna z dubbingowanych scen; głosy w wielu fragmentach podłożono w postprodukcji, co chyba można traktować jako obejście problemu kiepskiej jakości sprzętu nagłaśniającego i nagrywającego będącego na stanie zespołu technicznego skompletowanego na potrzeby tej amatorskiej, ewentualnie półprofesjonalnej produkcji. Pierwszy przystanek: samoobsługowy sklep spożywczy, gdzie zwyrodnialcy zabawią się kosztem ekspedientki. Poruszający moment, straszliwy terror bez epatowania sztuczną krwią. A w międzyczasie będziemy zaglądać do cichego domu dziewczyny z siekierą i mężczyzny ze znacznym stopniem niepełnosprawności.
Plakat filmu. „Axe” 1974/1977, Frederick Productions, Empire Studios
Nihilistyczny film ambitnego młodzieńca z niesamowitym samozaparciem. Potworek nadludzkim wysiłkiem stworzony. A mówią, że bez pieniędzy ani rusz:) „Siekiera” Fredericka R. Friedela, pomimo swojej skromnej długości, to prawdziwy test cierpliwości dla fanów kina. Oczywiście nie wszystkich, ale nawet wśród największych miłośników exploitation movies pewnie znajdą się jeszcze osoby (dołączą do wciąż powiększającego się grona nieźle wynudzonych tym niekunsztownym widowiskiem), dla których dotarcie do napisów końcowych tego tworu będzie niemałym wyzwaniem. Co by nie mówić, to jednak spory wyczyn, żeby „bez grosza przy duszy” (tj. z dwudziestoma pięcioma patykami) wyhodować aż tyle. Bida z nędzą, ale nie mogę nie docenić wysiłku. Boję się tylko polecać.
czwartek, 10 kwietnia 2025
„Seven Veils” (2023)
Plakat filmu. „Seven Veils” 2023, Rhombus Media, Ego Film Arts, Téléfilm Canada
Atomowi Egoyanowi bardzo zależało na ponownej współpracy z Amandą Seyfried, odtwórczynią tytułowanej postaci w jego dobrze przyjętym thrillerze psychologicznym z 2009 roku, przygotował się jednak na odmowę, zważywszy na jej napięty harmonogram. Założył, że jest wypełniony po brzegi, ale szczęśliwym trafem Seyfried miała małą lukę w planie zajęć. I była bardziej niż zainteresowana odnowieniem zawodowych kontaktów z twórcą „Chloe”. W lutym 2023 roku - parę dni po premierze wznowienia operowego arcydzieła Richarda Straussa, tym razem pod dyrekcją artystyczną Atoma Egoyana – do wiadomości publicznej podano informację o zbliżających się zdjęciach do najnowszego filmu cenionego kanadyjskiego filmowca o dręczonej mrocznymi wspomnieniami reżyserce teatralnej, w którą wcieli się Amanda Seyfried. „Seven Veils” nakręcono w Toronto w kanadyjskiej prowincji Ontario jeszcze w pierwszym kwartale 2023 roku, a obsadę zasilili artyści operowi i orkiestra z superprodukcji Canadian Opera Company o nieszczęśliwie zakochanej pasierbicy króla Heroda. Światowa premiera „Seven Veils” odbyła się w drugim tygodniu września 2023 roku na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Toronto – film trafił do Canada's Top Ten 2023 (coroczna lista TIFF). Do marca 2025 roku to dziełko można było zobaczyć jedynie na nielicznych festiwalach – dystrybucję kinową, w ograniczonym zakresie (wybrane kina), jednocześnie otwarto w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych. Scenariusz „Seven Veils” powstał dzięki ograniczeniom w teatralnej działalności Atoma Egoyana na rzecz „Salome” niemieckiego kompozytora muzyki późnego romantyzmu (i dyrygenta) Richarda Straussa oraz irlandzkiego dramatopisarza (też prozaika, poety i filologa klasycznego), przedstawiciela modernistycznego estetyzmu Oscara Fingala O’Flahertie'ego Willsa Wilde'a. Egoyan z różnych powodów nie mógł sobie pozwolić na takie przetworzenie oryginalnego scenariusza „Salome”, jakie wpadło mu do głowy. Nie mógł wprowadzić zbyt daleko idących zmian, ale nic nie stało na przeszkodzie, by podzielił się swoją wizją z miłośnikami kina. Reinterpretacją „Salome”, którą przypisał fikcyjnej bohaterce „Seven Veils”, artystycznego dramatu psychologicznego z elementami dreszczowca, w którym Egoyan podejmuje jeden ze swoich ulubionych tematów (patrz: „Niepamięć” z 2015 roku) i być może najbardziej obszerny. Tajemnice pamięci. W „Seven Veils” Egoyan bada psychologiczny mechanizm obronny zwany wyparciem lub represją na przykładzie kobiety sukcesu, która nieświadomie „wymazała”, stłumiła najgorsze wspomnienia z dwóch okresów swego życia. Jeanine (niezwykle ekspresyjny występ Amandy Seyfried, moim zdaniem wybitna kreacja laureatki Złotego Globu i Emmy za rolę w miniserialu „Zepsuta krew” Taylor Dunn i Rebekki Jarvis) poznajemy jako reżyserkę rozpoczynającą nowy etap w swojej artystycznej karierze. Dotąd zajmowała się produkcjami na dużo mniejszą skalę; spełniała się w małych regionalnych teatrach, ale najwyraźniej w którymś momencie to przestało jej wystarczać. Albo jakaś część Jeanine w wielkiej ofercie pod duchowym patronatem potężnego Charlesa od początku widziała doskonałą szansę na rozliczenie się z przeszłością. Tak czy inaczej, zdecydowała się na tymczasowe rozstanie z rodziną: małoletnią córką Lizzie (Maya Misaljevic), mężem Paulem (Mark O'Brien, m.in. „Źle się dzieje w El Royale” Drew Goddarda, „Zabawa w pochowanego” Matta Bettinelliego-Olpina i Tylera Gilletta) i cierpiącą na demencję starczą matką Margot (Lynne Griffin), podejrzanie często odwiedzaną przez nietroskliwego zięcia. Prawdziwym powodem tych nietradycyjnych wizyt Paula może być prywatna pielęgniarka Margot, młoda kobieta Dimitra (Maia Jae Bastidas).
Plakat filmu. „Seven Veils” 2023, Rhombus Media, Ego Film Arts, Téléfilm Canada
Przeintelektualizowany utwór Atoma Egoyana, pogubione kino artystyczne i gatunkowe, nadęta symfonia o niezbawiennym zapominaniu lub po prostu niedokończona opowieść wielowątkowa. Z fenomenalną pierwszoplanową kreacją aktorską i wyborną oprawą muzyczną. Tak muszę podsumować moje spotkanie z „Seven Veils”, dramatem psychologicznym z niewielkim dodatkiem thrillera (podobno hitchcockowskiego), który z jednej strony nieźle mnie wymęczył, a z drugiej delikatnie zaczarował. Osobliwe zjawisko.
wtorek, 8 kwietnia 2025
„Małpa” (2025)
Plakat filmu. „The Monkey”, Atomic Monster, Black Bear International, British Columbia Film Commission
Podobno jedna z firm producenckich zaangażowanych w projekt „Małpa”, założona przez Jamesa Wana Atomic Monster, miała przedstawić Osgoodowi Perkinsowi „bardzo poważny scenariusz”, który nijak nie pasował do jego wizji, o czym zresztą niezwłocznie miał poinformować ludzi z AM. W wywiadzie dla Empire Magazine Perkins stwierdził, że chciał „pożartować z bezsensowności i przypadkowości śmierci”. Uwypuklić absurdy tego najbardziej naturalnego z procesów. To miało odróżnić „Małpę” od innych opowieści o przeklętych przedmiotach i być może stanowić swoiste rozliczenie z tragiczną, obłąkaną przeszłością Perkinsa – śmierć jego rodziców i medialne szaleństwo na tym punkcie. W opowiadaniu Stephena Kinga mordercza małpa uderzała w talerze, ale jeden z producentów filmowej adaptacji zawczasu zauważył, że prawa do wykorzystania tej wersji popularnej niegdyś zabawki zostały zastrzeżone przez The Walt Disney Company podczas prac nad „Toy Story 3”, filmem animowanym uwolnionym w 2010 roku. Pierwszą reakcją Perkinsa na tę wiadomość był ogromny zawód, ale szybko wpadł na jego zdaniem lepszy pomysł – bębenek. Zwiastujące śmierć rytmiczne uderzanie pałeczkami w membranę plus instrumentalna wersja starego (z pierwszej dekady XX wieku), ale ciągle popularnego brytyjskiego utworu „I Do Like To Be Beside The Seaside”. „Małpę” Osgooda Perkinsa otwiera scena z 1999 roku (umownie): wieczorna wizyta w antykwariacie z upiorną zabawkową małpką pod pachą. Przybysz, Petey Shelburn (Adam Scott), prosi o przyjęcie tego towaru i ostrzega sprzedawcę przed testowaniem jego mechanizmu. Nakręcana małpa nagle się uruchamia, po czym mężczyzna za ladą zostaje wypatroszony w niespotykany sposób, zaś sprawczyni tego nieprawdopodobnego (początek długiej serii celowo przejaskrawionych, krwawych zgonów) nieszczęścia „kończy” w płomieniach. Następnie przenosimy się do rodzinnego gniazdka Petey'ego Shelburna, gdzie zostawił swoich wiecznie skłóconych synów, Hala i parę minut starszego Billa (podwójna rola Christiana Convery'ego, zdolnego młodego aktora, który wystąpił chociażby w „Kokainowym misiu” Elizabeth Banks) oraz żonę Lois (przekonujący występ Tatiany Maslany, ducha ze „Zdjęć Ginger II” Bretta Sullivana). Jak rodziciel Stephena Kinga, Petey wyszedł po papierosy i nigdy nie wrócił. Tak wygląda to z perspektywy jego bliskich, ale odbiorcy filmu zapewne powiążą to z tytułową zabawką, której notabene nie wolno tak nazywać. UWAGA SPOILER W dalszej partii filmu ta drobna pomyłka na jednego z braci Shelburn sprowadzi śmierć. Hipotetycznie KONIEC SPOILERA. Osadzony w realiach schyłku XX wieku pierwszy rozdział „Małpy” Osgooda Perkinsa podąża za chłopcem dręczonym w szkole i w domu; jednym z nieszczęśliwych znalazców szczerzącej się małpy wcześniej przechowywanej w okrągłym pudełku z napisem: „Organ Grinder Monkey. Like Life”.
Plakat filmu. „The Monkey”, Atomic Monster, Black Bear International, British Columbia Film Commission
Krwawo, klimatycznie... i nudnawo. W moim poczuciu niekonsekwentnie poprowadzony, niebudzący emocji dramat rodzinny pro forma doklejony do radosnej rzezi. Małpie figle-migle, które nader szybko (w drugim akcie) mi się przejadły, przede wszystkim przez brak zajmującej treści pomiędzy. Niezbyt wydajny horror komediowy Osgooda Perkinsa, luźno oparty na prozie Stephena Kinga. „Małpa” z urokiem niezwalającym z nóg. W każdym razie na mnie wielkiego wrażenia nie zrobiła.