poniedziałek, 20 maja 2024

Zapowiedź: „Nie oddalaj się”

 
Laureatka Oscara Halle Berry i producenci serialu „Stranger Things” przedstawiają nowy horror „Nie oddalaj się”. Film wkrótce w kinach.

Kadr z filmu. „Never Let Go” 2024, 21 Laps Entertainment, Lionsgate Films, Media Capital Technologies

Kiedy Zło opanowuje świat, jedyną ochroną dla matki i jej synów bliźniaków staje się dom oraz łącząca ich rodzinna więź. Nic ich nie skrzywdzi, póki trzymają się razem. Za każdym razem, kiedy synowie i matka wychodzą na zewnątrz, pozostają połączeni z domem za pomocą specjalnych lin. Mama nakazuje chłopcom, aby nie oddalali się – co staje się ich mantrą. Ale czyhające na nich Zło jest bardzo sprytne.

Zobacz zwiastun:  

Alexandre Aja, reżyser o filmie:

Myślałem o tym domu jako o czymś w rodzaju ochronnego więzienia. Jako o domu matki, która kocha swoje dzieci tak bardzo, że trzyma je w łonie, by nie widziały potworów, jakie ona widzi na zewnątrz", tłumaczy reżyser Alexandre Aja. „Halle dała swojej bohaterce jednocześnie siłę i kruchość, tak bardzo potrzebne do tego, by stworzyć głęboką więź ze swoimi synami", dodaje.

Halle Berry o swojej bohaterce:

Najważniejsze pytanie w tym filmie dla mnie brzmi: Czy mama oszalała? Przecież bliźnięta od urodzenia mieszkają tylko z nią i nie mają żadnych innych kontaktów, jest to jedyny świat, jaki znają. Dopiero z czasem zaczynają się zastanawiać, czy wszystko, o czym opowiada im matka jest prawdziwe…? Jednak kiedy zaczynają tego dociekać, sprawy komplikują się. Mama traci kontrolę nad synami i wszystko pogrąża się w chaosie”, zdradza w „Entertainment Weekly” odtwórczyni głównej roli.

O filmie: Zło przejmuje kontrolę nad światem. Matka, grana przez Halle Berry, wie, że jedynym sposobem by ochronić siebie i swoich synów (w tych rolach Percy Daggs i Anthony B. Jenkins) przed jego mocą są łączące ich więzi. Rodzina musi pozostawać ze sobą w nieustannym kontakcie, nawet w splątaniu, by się wspierać i wzmacniać. Kiedy jeden z chłopców zaczyna wątpić w istnienie Zła, jedna z więzi zostaje odcięta. Rozpoczyna się przerażająca walka o przetrwanie.

Kadr z filmu. „Never Let Go” 2024, 21 Laps Entertainment, Lionsgate Films, Media Capital Technologies

Reżyseria: Alexandre Aja („Wzgórza mają oczy”, „Pełzająca śmierć”)
Obsada: Halle Berry (Oscar za „Monster’s Ball: Czekając na wyrok”, „Gothika”, „Połączenie”), Percy Daggs, Anthony B. Jenkins.
Tytuł oryginalny: „Never Let Go”
Dystrybucja: Monolith Films
 
Źródło: wszystkie materiały od Monolith Films

niedziela, 19 maja 2024

„Instynkt” (2024)

 
Lata 60. XX wieku. Alice Bradford i Céline Jennings to zaprzyjaźnione gospodynie domowe z amerykańskiego przedmieścia. Kochające żony i troskliwe matki praktycznie nierozłącznych siedmioletnich chłopców. Pewnego przedpołudnia pracująca w ogrodzie Alice zwraca uwagę na niebezpieczną sytuację na sąsiedniej posesji. Stojącego na balustradzie balkonu Maxa, najmłodszego członka rodziny Jenningsów, który tego dnia nie poszedł do szkoły z powodu przeziębienia. Został z mamą, niezdającą sobie sprawy z dramatycznego położenia swego jedynego dziecka, w tym decydującym momencie zajętą porządkami domowy i niesłyszącą rozpaczliwych nawoływań najlepszej przyjaciółki. Przerażona Alice rzuca się na ratunek nieświadomemu zagrożenia chłopcu, ale nie udaje jej się dotrzeć na czas. A niedługo po tym tragicznym wypadku Alice nabiera przekonania, że pogrążona w rozpaczy matka obwinia ją za śmierć ukochanego dziecka. I zaczyna obawiać się o bezpieczeństwo swojej rodziny, nie wykluczając przy tym niesprawiedliwego posądzania Céline o myśli, które nawiedzają wyłącznie ją. Kobietę potwornie zawiedzioną swoją postawą w obliczu zagrożenia? Potężne wyrzuty sumienia czy wróg w domu obok?

Plakat filmu. „Mothers' Instinct” 2024, Anton, Freckle Films, Mosaic

Zaczęło się od pierwotnie wydanej w 2012 roku powieści „Derrière la haine” belgijskiej autorki Barbary Abel. Sześć lat później wypuszczono belgijsko-francuską wersję filmową, „Duelles” (pol. „Instynkt matki”, międzynarodowy: „Mothers' Instinct”) w reżyserii i na podstawie scenariusza - współpraca z Giordano Gederlinim - Oliviera Masseta-Depasse'a. W październiku 2020 roku opinia publiczna dowiedziała się o zaangażowaniu tego samego twórcy do pokierowania pracami na planie amerykańskiego remake'u niesamowicie intensywnego, diabelnie elektryzującego thrillera psychologicznego w stylu Alfreda Hitchcocka. Trzy dni przed zaplanowanym rozpoczęciem zdjęć w Nowym Jorku Olivier Masset-Depasse złożył rezygnację motywując to zobowiązaniami rodzinnymi, a ta część zespołu producenckiego, która miała wystąpić w kolejnym „Mothers Instinct'” (pol. „Instynkt”) w rolach głównych, Jessica Chastain i Anne Hathaway, zwróciła się z propozycją do głównego operatora Benoîta Delhomme'a, niedoświadczonego w reżyserii, ale w przeszłości wyrażającego zainteresowanie tą dziedziną. Zmianę na kluczowym stanowisku w odtwórczym projekcie filmowym, ogłoszono w pierwszej połowie czerwca 2022 roku, a zdjęcia główne ostatecznie ruszyły w ostatnim tygodniu tego samego miesiąca, w Union County w stanie New Jersey. W maju 2022 roku prawa do dystrybucji na terenie Stanów Zjednoczonych nabyła niezależna firma Neon, wcześniej jednej obraz pokazał się na arenie międzynarodowej – dystrybucja kinowa rozpoczęta w styczniu 2024 roku, która nie objęła między innymi Polski; tutaj pełnometrażowy debiut reżyserski Benoîta Delhomme'a trafił bezpośrednio na platformy streamingowe (Cineman, Prime Video, Player, TVP VOD) w maju 2024.

Sentymentalna podróż Benoîta Delhomme'a, Wspomnienie lat 60. XX wieku, pierwszych lat życia reżysera „Instynktu” z 2024 roku, które w gruncie rzeczy dość mocno odbiegało od wczesnego dzieciństwa Theo Bradforda i Maxa Jenningsa (urocze kreacje Eamona Patricka O'Connella i Baylena D. Bielitza). Niedoświadczony, ale ambitny dyrektor artystyczny amerykańskiego remake'u mistrzowskiego dreszczowca Oliviera Masseta-Depasse'a opartego na powieści Barbary Abel w tamtym okresie mieszkał w bloku na przedmieściu Paryża, a jego rodzice nie mieli aż takiego komfortu finansowego, jak rodziny z jego filmu. Ubóstwa wprawdzie nie doświadczył, ale Delhomme z pewnością wywodzi się z niższej klasy niż mieszkańcy jego idyllicznego przedmieścia w stanie New Jersey. Pamięta jednak, że jego mama ubierała się podobnie do gospodyń domowych z „Instynktu” i też lubiła zapraszać znajomych na kolacje i nieco bardziej wystawne, mniej kameralne, domowe przyjęcia. Poza tym Benoît Delhomme ma słabość do kina z lat 60. XX wieku – natchnienie mógł czerpać też ze „Spragnionych miłości” Kar-Wai Wonga, jednego ze swoich filmowych ulubieńców – niezmiennie zachwyca się gustownym wystrojem wnętrz, unikalnym klimatem i w ogóle całokształtem tego dziedzictwa kulturowego. I nie tylko docenia symbolikę zawartą w twórczości Alfreda Hitchcocka (też Davida Lyncha), ale w swoim pierwszym przedsięwzięciu reżyserskim próbuje ją naśladować. Nie ukrywa, że na uwadze miał głównie „Zawrót głowy” z 1958 roku – psychoanalizę przeprowadzoną w tym kultowym dreszczowcu – i podstępne zabawy Davida Lyncha. Wymowne przedmioty. Jak zabawkowy samochodzik – karetka pogotowia! - leżący w trawie na początku tragicznej historii sąsiedzkiej. Zapowiedź katastrofy, zmyślny suspens początkującego reżysera, dość swobodnie pracującego na tekście Sarah Conradt (jej pierwszy zrealizowany scenariusz na długi metraż). W każdym razie Delhomme zaopatrzył ten produkt w nieduże, ale niekoniecznie nieistotne dodatki własne, sugestywne pomysły w rodzaju porzuconej zabawki w bajecznej okolicy (karmnik dla ptaków, naszyjnik z pereł). Niewystylizowany na obraz z lat 60. XX wieku, ale w moim odczuciu przywołujący rozkosznego ducha tamtej epoki, skromny thriller papugujący. Powtórka z belgijsko-francuskiej rozrywki. Opowieść nieidealnie przekopiowana (rozgrywająca się za prezydentury Johna Fitzgeralda Kennedy'ego) – liczyłam na jakieś nowe wątki, dodatkowe informacje o postaciach (rozszerzenie analizy psychologicznej i socjologicznej)... Cokolwiek dla zaznajomionych z tą potężną historią. Nie byłam tylko pewna, czy chcę majstrowania przy ostatniej partii (nie licząc epilogu). Lepsza niespodzianka czy kolejne powtórzenie? Rozterki osoby pozytywnie zaskoczonej, żeby nie powiedzieć zachwyconej, finalnym obrotem spraw w „Instynkcie matki” Oliviera Masseta-Depasse'a. W sumie dość silnie wkręconej w amerykańską „podróbkę”, ale głównie dlatego, że ubóstwiającej poprzedniczkę. Nie, inaczej: najbardziej zauroczoną fabułą, w obmyślaniu której faktyczni realizatorzy „Instynktu” mieli raczej znikomy udział. Niby wiesz, jak to się potoczy, a wciąż łapiesz się na próbach rozwiązania tej prawdopodobnie nieistniejącej zagadki:) Oczywiście inaczej mogą się na to zapatrywać osoby niezaznajomione z fenomenalną adaptacją/ekranizacją Oliviera Masseta-Depasse'a, ewentualnie literackim pierwowzorem tej ponurej ballady o przyjaźni i macierzyństwie. O tragicznym wypadku przekreślającym wszystko.

Plakat filmu. „Mothers' Instinct” 2024, Anton, Freckle Films, Mosaic

Eksplozywny duet aktorski – chemia na planie „Instynktu” Benoîta Delhomme'a – magnetyczna współpraca Jessiki Chastain (m.in. „Mama” Andy'ego Muschiettiego, „Crimson Peak. Wzgórze krwi” Guillermo del Toro) i coś ostatnio nielicho mnie zaskakującej (patrz: „Eileen” Williama Oldroyda) Anne Hathaway. Ta pierwsza wcieliła się w postać Alice Bradford, niespełnionej zawodowo małżonki dobrze zarabiającego księgowego Simona (przekonująca kreacja Andersa Danielsena Lie) i może trochę nadopiekuńczej matki siedmioletniego Theo (lęki związane z jego uczuleniem na fistaszki, które z całą mocą ujawnią się już w pierwszym akcie, na urodzinowym przyjęciu w sekrecie zorganizowanym dla jej najlepszej przyjaciółki). Byłej dziennikarki rozważającej powrót na ścieżkę zawodową, najwyraźniej jednak bojącej się podzielić tymi planami z mężem. W każdym razie kobieta najpierw zwierza się Céline Jennings (Anne Hathaway), matce najbliższego kolegi jej syna Maxa i żonie Damiana (przyzwoity występ Josha Charlesa), też nienarzekającego na zarobki najlepszego kumpla Simona. W przeciwieństwie do sąsiadki z domu obok i zarazem najbardziej zaufanej przyjaciółki, Céline nie tęskni za pracą (przed urodzeniem swojego pierwszego i podobno ostatniego dziecka była pielęgniarką), ale choć zarzeka się, że jest osobą całkowicie spełnioną, że bardziej szczęśliwa już nie mogłaby być, w głębi ducha może zazdrościć Alice płodności. Nieosiągalne marzenie o drugim dziecku... Powiększenie rodziny jest też pragnieniem Simona, znudzona pani domu nie rwie się jednak do zaspokojenia tej potrzeby jedynego żywiciela rodziny. Tak samo jak on nie skupia się na jej potrzebach. Zakłada, że Alice jest szczęśliwa, zamiast zwyczajnie zapytać. Ona nie mówi, on nie pyta – wygląda na to, że w tym związku zawodzi tylko komunikacja, bo nie ulega wątpliwości, że miłość rodziców Theo nie zardzewiała. A traumatyczna przeszłość Alice? Być może tu jest pies pogrzebany: nadwątlone zaufanie skutecznie ukrywane także przed samym sobą. Pozorne odbudowanie podstawy związku Alice i Simona, której fasadowość obnaży nowy stosunek kobiety do Céline. Wyrachowanej manipulantki czy osoby odrzuconej przez lokalne społeczeństwo z powodu niekwestionowanej tragedii, jaka ją spotkała. Unikają jej, bo psuje im humor? Samą swoją obecnością wprowadza chaos w życie „żon ze Stepford”? Mimowolnie rozprasza sielską atmosferę w fałszywym edenie? Matka tak niedawno tuląca swoje martwe dziecko – prawdziwe dzieło sztuki, przez niektórych mocno kojarzone z Pietą; niesamowicie poruszająca, piękna i zarazem przerażająca kompozycja obrazu. Nagła zmiana perspektywy: wnioski Alice podważone wyrażoną skruchą i samobiczowaniem Céline. Niedoszła ratowniczka Maxa, jedyny naoczny świadek śmiertelnej w skutkach próby z karmnikiem dla ptaków, do niespodziewanej wizyty w szkole miała wszelkie powody przypuszczać, że nieszczęsna sąsiadka wini ją za tragedię jaka znienacka spadła na jej przytulny domek. Uważa, że śpiesząca z odsieczą dama z domu obok mogła bardziej się postarać – wystarczy przypomnieć sobie to długie spojrzenie posłane Alice podczas, naturalnie wzruszającej, mowy pożegnalnej Damiana w kościele; tuż przed przykrym incydentem (bolesnym nie tylko dla Jenningsów, ale i Bradfordów) nad maleńką trumną – że Alice nie dała z siebie wszystkiego, a przynajmniej nie przyłożyła się do tego w stopniu porównywalnym do codziennej troski o Theo. Gdyby na tym przeklętym balkonie stał syn Alice pewnie dotarłaby do niego szybciej. Tak myśli Céline czy tylko Alice? Chorobliwe wyrzuty sumienia, czyli stan aż za dobrze znany „narratorce niewiarygodnej” debiutanckiego filmu Benoîta Delhomme'a (autora zdjęć między innymi do „1408” Mikaela Håfströma, głośnej ghost story opartej na opowiadaniu Stephena Kinga), serce oskarżycielem, przypisywanie przyjaciółce odczuć własnych. Posądzanie bestialsko okradzionej - przez ślepy los - rodzicielki, która tak naprawdę za jedyną winną uważa siebie. Kopanie rozpaczliwie proszącej o pomoc, zadawanie dodatkowych ran kobiecie złamanej. Albo litościwe podszepty intuicji. Dekonspiracja wrogich działań istoty czującej, że nie ma już nic do stracenia. Niezawodny instynkt matki...

Po co? Na co? Bo taki amerykański zwyczaj, by pożyczać. Kręcić na nowo także niestare historie. Czasami po swojemu, a niekiedy bardziej na zasadzie kopiuj-wklej. „Instynkt” Benoîta Delhomme'a jest wierniejszy tej drugiej metodzie, ale kalkowaniem totalnym bym tego nie nazwała. Coś tam dodano, co nieco pozmieniano, powycinano, a i parę ciekawych symboli uwzględniono. W tym paranoicznym thrillerze w teorii bardziej zabiegającym o uwagę niewtajemniczonych w europejskie dokonania na tym polu („Derrière la haine” Barbary Abel, „Instynkt matki” Oliviera Masseta-Depasse'a), bardziej troszczącym się o nieznających tej hitchcockowskiej historii o dwóch zdesperowanych kobietach. Goręcej polecam produkcję belgijsko-francuską, ale i tego spotkania źle wspominać z pewnością nie będę. Kontaktu z remakiem względnie świeżego utworu opartego na miażdżącym suspensie.

piątek, 17 maja 2024

Zakupy

 
Zakupoholizmu ciąg dalszy:) Dwie pierwsze publikacje założonego przez pasjonatów literatury grozy Wydawnictwa Akabra, które planuje przybliżyć polskim czytelnikom kultowe tytuły z lat 70. i 80. XX wieku zebrane (wybrane przez Grady'ego Hendrixa) w limitowanej serii Valancourt Books „Paperbacks from Hell”: pierwotnie wydana w 1976 roku, przeniesiona na ekran rok później przez Roberta Clouse'a „Sfora” („The Pack”) Davida Fishera oraz Wielka Stopa według Thomasa Page'a, czyli „Duch” („The Spirit”) z 1977 roku. A już wkrótce nakładem oficyny Akabra ukaże się „The Nest” Gregory'ego A. Douglasa (właściwie Eli Cantor), animal attack z 1980 roku, który siedem lat później doczekał się filmowej wersji w reżyserii Terence'a H. Winklessa. Natomiast w grozowej serii wydawnictwa MAG pojawił się laureat między innymi Bram Stoker Award i Shirley Jackson Award, „Diabeł zabierze was do domu” Gabino Iglesiasa, a Artefakty (klasyczna fantastyka naukowa odświeżana przez MAG-a) rozrosły się o kolejną perełkę Roberta A. Heinleina, powieść „Luna to surowa pani”. Najbardziej jednak ucieszyło mnie udostępnienie drugiej księgi sagi wampirycznej Jaya Kristoffa – po „Wampirzym cesarstwie” zbudowało się „Cesarstwo potępionych”.
 

 
David Fisher „Sfora”
Thomas Page „Duch”
Gabino Iglesias „Diabeł zabierze was do domu”
Jay Kristoff „Cesarstwo potępionych”
Robert A. Heinlein „Luna to surowa pani”
Patrick Senécal „Alicya”
 

 
H.P. Lovecraft „Przypadek Charlesa Dextera Warda”, „Szczury w Ścianach”
Władysław Stanisław Reymont „Wampir”
C.J. Tudor „Debit”
Greg Buchanan „Pogrzebani”
Cassandra Clare „Pani Noc”
Cassandra Clare „Władca Cieni”

czwartek, 16 maja 2024

Zapowiedź: „Egzorcyzm”

 
Czy to opętanie przez demona, czy powrót do dawnych nałogów? Russell Crowe w nowym horrorze „Egzorcyzm” to gwarancja rozrywki na najwyższym poziomie.

Tego lata będziemy się mogli bać! „Egzorcyzm” to nowy film producenta „Halloween” i twórcy serii „Krzyk”. W główną rolę Anthony’ego Millera brawurowo wcielił się zdobywca Oscara Russell Crowe.

Egzorcyzm” w kinach już od 21 czerwca 2024

Plakat filmu. „The Exorcism” 2024, Miramax, Outerbanks Entertainment

O filmie: O tragediach w trakcie zdjęć do klasyków horroru „EGZORCYSTA” i „OMEN” krążą legendy. Ale prawda jest znacznie bardziej przerażająca….
Anthony Miller (Russell Crowe) jest aktorem, który przyjmuje rolę w horrorze mimo plotek, że nad produkcją wisi klątwa, a poprzedni kandydat do roli popełnił samobójstwo. Dla niego ma być to nowe otwarcie w karierze i szansa na odbudowanie relacji z dorosłą córką Lee (Ryan Simpkins). Anthony stara się jak najgłębiej wniknąć w graną postać, co wkrótce odbija się na jego psychice. Przerażona niepokojącym zachowaniem ojca, Lee podejrzewa, że wrócił on do dawnego nałogu. Prawda okazuje się jednak znacznie gorsza. Wszystko wskazuje na to, że Anthony został opętany przez demona.

Zobacz zwiastun:  

Kadr z filmu. „The Exorcism” 2024, Miramax, Outerbanks Entertainment

Kadr z filmu. „The Exorcism” 2024, Miramax, Outerbanks Entertainment

Reżyseria: Joshua John Miller

Obsada: Russell Crowe („Gladiator” - OSCAR, „Informator”, „Piękny umysł”, „Na cały głos” - serial, „Nice Guys: Równi goście”, „Tajemnice Los Angeles”, „Robin Hood”, „Les Miserables: Nędznicy”, „Noe: Wybrany przez Boga”); Sam Worthington („Avatar: Istota wody”, „Przełęcz ocalenia”, „Starcie tytanów”, „Salto”, „Terminator: Ocalenie”, „Chata”, „Everest”, „Człowiek na krawędzi”); Ryan Simpkins („Droga do szczęścia”, „Samotny mężczyzna”, „Ulica strachu”)
Gatunek: horror
Produkcja: USA 2024
Dystrybucja w Polsce: Monolith Films
 
Źródło: wszystkie materiały od Monolith Films

„Robactwo” (2023)

 
Młody mężczyzna Kaleb wraz z siostrą Manon zajmuje jeden z lokali w wielopiętrowym budynku mieszkalnym na przedmieściu Paryża, a na życie zarabia pokątnych handlem markowym obuwiem. W swoim pokoju trzyma różne egzotyczne stworzenia, a jego najnowszą, nieplanowaną, zdobyczą jest jadowity pająk z pustynnych terenów Afryki Północnej. Z braku czasu chłopak decyduje się chwilowo przetrzymać małego drapieżnika w pudełku po butach. A parę godzin później odnotowuje nieobecność nowego pupila. Poszukiwania zbiega nie przynoszą rezultatu, zaniepokojony Kaleb postanawia więc przenocować w innym pomieszczeniu, a nazajutrz jego głowę zaprząta jeden z gości Manon. Przynajmniej do czasu odkrycia zwłok ostatniego klienta Kaleba i zarządzenia kwarantanny przez policję. Zamknięcia ludzi w budynku pełnym jadowitych pająków.

Plakat filmu. „Vermines” 2023, My Box Productions, Tandem, Netflix

Francuski horror z nurtu animal attack w reżyserii debiutującego w pełnym metrażu Sébastiena Vaničeka, samouka (szkolił się jakieś piętnaście lat z przyjaciółmi, na krótkich opowieściach filmowych: między innymi wydanym w 2015 roku około dwunastominutowym „Mayday” i uwolnionym trzy lata później półgodzinnym „Crocs”) zaangażowanego w utrzymywany w ściślej tajemnicy projekt z uniwersum „Martwego zła”, marki Sama Raimiego oraz korzystającego z rad Alexandre Aja, twórcy choćby takich obrazów jak „Blady strach” (2003), „Wzgórza mają oczy” (2006), „Lustra” (2008), „Pirania” (2010), „Rogi” (2013) i „Pełzająca śmierć” (2019). Scenariusz „Robactwa” (oryg. „Vermines”, międzynarodowy: „Infested”) Sébastien Vaniček napisał z doświadczonym filmowcem Florentem Bernardem, a obraz kręcono od stycznia do marca 2022 roku w podparyskim departamencie La Seine-Saint-Denis, na ternie kompleksu mieszkalnego zaprojektowanego przez hiszpańskiego architekta Manuela Núñeza Yanowsky'ego w 1981 roku; uroczyście otwartych cztery lata później Arènes de Picasso. Swoją światową premierę film miał na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Wenecji we wrześniu 2023 roku, a polską na Splat!FilmFest Horror Film Festival w październiku tego samego roku. W grudniu 2023 ruszyła międzynarodowa dystrybucja kinowa, a w kwietniu 2024 pająki Vaničeka dotarły do internetowego królestwa Shudder.

Straszny, obrzydliwy i dobrze zrobiony” według Stephena Kinga, horror z podtekstem niezależnego francuskiego twórcy Sébastiena Vaničeka, podzielającego przekonanie literata z Maine na temat wyjątkowych predyspozycji tego gatunku do przekazywania prawdy o ludziach. Najlepszy - zdaniem reżysera i współscenarzysty „Robactwa” też najzdrowszy - sposób na przeprowadzenie do bólu szczerej pogadanki o człowieku. Na przykład o ksenofobii. Sébastien Vaniček dorastał w miejscu, w którym nakręcił swój pierwszy długometrażowy film, na jednym z tych francuskich przedmieść, które w świadomości społecznej funkcjonują jako obszary, w których królują przemoc, nędza i narkotyki. Obraz bynajmniej pasujący do wspomnień zachowanych przez mieszkańca Seine-Saint-Denis. Zawsze mogącego liczyć na wsparcie sąsiadów, czującego się bezpiecznie w tej małej wspólnocie bezlitośnie ocenianej po wyglądzie, pochodzeniu, po statusie materialnym. Czołowy twórca „Robactwa” ironicznie nazywa to „zbrodnią posiadania paskudnej twarzy”. Jeśli młody Vaniček doświadczał jakichś przykrości w swoich rodzinnych stronach, to płynęły one z zewnątrz, z rzekomo lepszych dzielnic, wynikały z zakłamanego wizerunku podmiejskich zakątków, o które troszczą się jedynie ich mieszkańcy. Wykluczenie instytucjonalne. Dlaczego pająki? Sébastien Vaniček długo zastanawiał się nad jednym z najpowszechniejszych lęków, próbował zrozumieć osoby z arachnofobią, bo wedle jego wiedzy nawet najbardziej jadowite sztuki – poza uczulonymi na ich jad – nie stanowią śmiertelnego zagrożenia dla przedstawicieli gatunku ludzkiego. Skoro nie naturalny strach przed śmiercią, to zostaje... Chorobliwa niechęć do inności. Irracjonalne lękanie się tych konkretnych ziemskich istot tylko dlatego, że wyglądają tak, a nie inaczej. Strach przed tak zwaną innością. Wrogość wobec obcych. Ksenofobia. W przeciwieństwie do reżysera „Robactwa” nie jestem pewna, czy wszyscy dotknięci arachnofobią boją się samego widoku tych drapieżników, a nie na przykład ewentualnego bolesnego ukąszenia – mimo wszystko może także śmierci – ale mnie ponad wszelką wątpliwość niezmiennie przeraża wyłącznie kształt tych biednych stworzeń. Zawsze to wiedziałam, muszę jednak przyznać, że nigdy nie rozpatrywałam tego problemu w kontekście ksenofobii... Sébastien Vaniček wybrał pająki, bo ze wszystkich nieludzkich mieszkańców Ziemi najbardziej przypominają mu dyskryminowanych ze względu na pochodzenie, o których przede wszystkim chciał opowiedzieć. Niesprawiedliwa, niezasłużona reputacja. Tępienie rzekomych szkodników. Stworzeń brutalnie wyrwanych z naturalnego środowiska – polowanie na pustynne pająki w Afryce Północnej pokazane w prologu – zamkniętych w ciasnych pudełkach i przerzuconych na obcy kontynent oraz stworzeń z marginesu społecznego, „wykolejeńców z podłych dzielnic”. Ćpuny, zboczeńcy, złodzieje, mordercy. Lumpenproletariat szpecący krajobraz miejski, sól w oczach nadludzi. Wystarczy parę minut w towarzystwie Kaleba (przeciętna kreacja Théo Christine'a), by zaszufladkować go jako zakałę społeczeństwa. Nie oceniamy po kolorze skóry – nie, nie jesteśmy rasistami - preferencje muzyczne (rap) też nie mają znaczenia, ale chyba mamy prawo założyć, że w jego słowniku dominują wulgaryzmy. Tak czy inaczej, uznajemy go za popaprańca, bo sprzedaje i kupuje w szarej strefie. We współczesnym świecie tyle w zupełności wystarczy do napisania obszernej biografii człowieka, dopowiedzenia sobie całej paskudnej reszty. Kaleb mieszka w jakiejś norze pełnej groźnych insektów, na hodowanie których pewnie nie ma odpowiednich pozwoleń. Buty to tylko przykrywka – pewnikiem handluje narkotykami. A dziewczyna, o której Kaleb opowiada niezainteresowanemu sklepikarzowi, to w najlepszym razie osiedlowa prostytutka, a w najgorszym jego rodzona siostra. Łobuz ze slumsów. Tak postrzegany na zewnątrz, a wewnątrz...

Plakat filmu. „Vermines” 2023, My Box Productions, Tandem, Netflix

w obskurnym przedsionku hołubionego Paryża, w niereprezentacyjnej dzielnicy, prawdziwej wspólnocie mieszkaniowej, Kaleb instynktownie przywraca porządek zakłócony przez młodych ludzi z produktami pirotechnicznymi. Protagonista „Robactwa” Sébastiena Vaničeka nie posądza ich o okrucieństwo wobec osoby starszej, ciężko pracującej sprzątaczki – prędzej zwykła bezmyślność, szczeniacka zabawa, której niechybnie pożałują. Nieprzemyślany wybryk, w ślady którego przyjedzie refleksja. A tymczasem Kaleb upora się z bałaganem, którego narobili na klatce. To znaczy chętnie by to zrobił, gdyby dama, której przybiegł z odsieczą mu na to pozwoliła. Przepędzony przez kobietę zagniewaną. Bo w świecie Kaleba żaden dobry uczynek nie pozostaje bez kary. Serca rozdzieranego tęsknotą za zmarłą matką, chłopaka desperacko usiłującego utrzymać się na powierzchni, nie stracić gniazdka, z którym wiąże się wiele wspaniałych wspomnień i wypracować jakąś nić porozumienia z ukochaną siostrą. Kaleb nie chce myśleć, że Manon pogodziła się z nieodwracalną stratą troskliwej rodzicielki, ale walka z tymi przykrymi podejrzeniami nastręcza mu coraz więcej kłopotów. Stopień trudności rośnie wraz z pogłębiającym się dystansem między rodzeństwem. Podczas gdy ona skupia się na kolejnym remoncie – jak zwykle robiąc przy tym straszny hałas – on woli spędzać czas z sąsiadami. Pomagać starszym, edukować młodszych i zaopatrywać znajomych w solidny towar. Bo obywatelki i obywatele, którym się nie przelewa też zasługują na markowe buty w eleganckich pudełkach. Handel narkotykami to wstrętne plotki, tym boleśniejsze, że Kaleb naprawdę przykłada się do społecznie nieszkodliwej pracy. Nie tylko produkt, ale i opakowanie muszą być w nieskazitelnym stanie. I naprawdę chciałby zarejestrować swoją firmę, jak to się mówi, zarabiać uczciwie (to znaczy dzielić się z politykami?), ale na razie go na to nie stać. Szkoda, że Kaleb nie jest takim perfekcjonistą w działalności hobbystycznej. Samozwańczy ekspert od insektów, gadów, płazów i innych „zwierząt domowych”. Toksyczna miłość nieostrożnego człowieka. Kalebowi wydaje się, że stworzył wygodny azyl dla istot nierozumianych, ale nienaturalnie szybko rosnące pająki być może uświadomią mu, że jego raj w rzeczywistości był więzieniem. Klaustrofobiczne cele dla pupili, dodatkowo torturowanych przez oszczędną siostrę nieuważnego strażnika (regularne spadki temperatury w pokoju Kaleba, sali tortur okazów tropikalnych). Pudełko nie nadawało się do sprzedaży, ale już na tymczasową przechowalnię potencjalnie groźnego pająka (sprzedawca ostrzegł, że może być jadowity) miało się nadać. Wilgoć nie powinna zaszkodzić nowemu przyjacielowi Kaleba, wypadałoby jednak poddać dokładniejszym oględzinom tylko trochę większy „domek” dla schwytanego drapieżnika. I poważniej potraktować ucieczkę więźnia. Znam osoby, które wywróciły do góry nogami niejedno pomieszczenie w poszukiwaniu włochatego pająka. Nie spoczęły, dopóki „zbiega” nie zlokalizowały. A Kaleb zajrzał w parę zakurzonym zakątków niewielkiego pokoju, po czym stwierdził, że najlepiej będzie przenocować w salonie, a uciekinierem zająć się kiedy indziej. To może rano? Spał prawie do południa, więc... No i musiał niezwłocznie opuścić mieszkanie. Spanikował na widok Jordy'ego, najlepszego przyjaciela, jakiego miał w swoim niesatysfakcjonującym życiu. Kumple, którzy z jakiegoś zagadkowego powodu stali się wrogami. Jordy, jego dziewczyna Lila i wspólnik Kaleba imieniem Mathys zaoferowali Manon pomoc przy remoncie mieszkania, oczywiście nie podejrzewając, że właśnie tego dnia cały budynek zostanie odcięty. Kwarantanna z powodu ataku pająków? Takie zboczenie covidowe:) Prawdę mówiąc rozwój wydarzeń śledziłam z absolutnym przeświadczeniem, że policja dokonała błędnej oceny sytuacji, że wszyscy mundurowi zajmujący się podejrzanym budynkiem w nędznej dzielnicy są przekonani, że mają do czynienia z jakąś, jeszcze niezidentyfikowaną, chorobą zakaźną. Czekałam więc, i czekałam, na doinformowanie służb porządkowych. Tyle krzyków, ale nikt nie wspomina o pająkach. Prawdziwych i wygenerowanych komputerowo. Całkiem realistyczne (niekoniecznie działające, w każdym razie powtórki z piekielnego „Królestwa pająków” Johna 'Buda' Cardosa nie zaliczyłam) widoki monstrualnych szczękoczułkowców, które w gruncie rzeczy są takimi sami ofiarami jak prawowici mieszkańcy przeklętej kamienicy. Lepki mrok gęsto poprzecinany upiorną bielą. Pajęczynowa pułapka, w której krew nie leje się obficie. To nie miała być kolejna bezsensowna sieczka z pająkami w roli agresorów. To miał być horror głęboki.

Nie taki diabeł straszny, jak go malują. Zapowiadany koszmar cierpiących na arachnofobię okazał się wyjątkowo łagodny w obejściu. Nieodrażające „Robactwo” Sébastiena Vaničeka. Ciasny horror uświadamiający. Mający swoje momenty (pies, oblężona łazienka, poruszająca wytrwałość starszego pana w postanowieniu o niezabijaniu braci mniejszych i wreszcie trzymająca w napięciu przeprawa przez utkany tunel), ale ogólnie rzecz biorąc bawiłam się średnio. Zabrakło emocji. Grunt, że czegoś się nauczyłam. I to może być pierwszy krok na drodze ku wyleczeniu z irracjonalnego strachu. Wreszcie zmotywowana do walki z fobią.

wtorek, 14 maja 2024

„Abigail” (2024)

 
W Nowym Jorku sześcioro nieznających się przestępców porywa dwunastoletnią baletnicę Abigail z zamiarem zażądania wielomilionowego okupu od jej zamożnego ojca. Dziewczyna zostaje przewieziona do zabytkowej posiadłości Wilhelm Manor, gdzie na porywaczy czeka organizator akcji nazwiskiem Lambert z ostatnimi instrukcjami dotyczącymi zlecenia. Warunkiem koniecznym do otrzymania obiecanych części okupu jest spędzenie doby w prowizorycznym więzieniu małej tancerki, pilnowanie przerażonej dziewczynki w odosobnionej rezydencji do spodziewanego sfinalizowania transakcji gotówkowej. Cały ten czas Abigail ma spędzić w sypialni na piętrze, do której wolno wchodzić tylko jednej, wyznaczonej przez Lamberta, osobie. Przenikliwej kobiecie, której nadaje pseudonim Joey. Jedynej w tym towarzystwie wykazującej troskę o rzekomą niewinną ofiarę ludzkiej pazerności. Nieskonsolidowanej grupy przestępczej, która wkrótce odkryje, że została uwięziona w przepastnej nieruchomości z najprawdziwszym potworem.

Plakat filmu. „Abigail” 2024, Project X Entertainment, Québec Production Services Tax Credit, Radio Silence Productions

Po zakończeniu działalności w ramach przebojowej franczyzy, meta slasherowej spuścizny Wesa Cravena, starzy druhowie Matt Bettinelli-Olpin i Tyler Gillett zainteresowali się projektem dla kultowej firmy Universal Pictures. Współpraca nie doszła do skutku, ale zawodowy partner twórców między innymi „Diabelskiego nasienia” (2014), „Zabawy w pochowanego” (2019), „Krzyku” (2022) i „Krzyku VI" (2023), producent William Sherak ujawnił scenariusz przysłany mu jeszcze przed sfinalizowaniem ich drugiej przygody z Ghostface'em. Przedstawił koncepcję bojącego się baletnic Stephena Shieldsa, współscenarzysty między innymi „Impostora” Lee Cronina. Opowieść luźno opartą na „Córce Draculi” Lamberta Hillyera i skonstruowaną z udziałem Guya Busicka, współautora kilku scenariuszy zrealizowanych pod artystycznym kierownictwem Matta Bettinelliego-Olpina i Tylera Gilletta. „Filmu o napadzie, który w połowie zostaje porwany przez film o potworach” - element strukturalny „Abigail”, który z miejsca zauroczył doświadczonych kreatorów umiarkowanie mrocznych światów przedstawionych. Połączenie sił Radio Silence Productions i Project X Entertainment na rzecz współczesnej mitologii wampirycznej. Horroru nakręconego w Dublinie pod roboczym tytułem „Abducting Abigail”. Główna lokalizacja: Glenmaroon House, dawniej Knockmaroon Lodge, imponujący obiekt, którego budowę rozpoczęto (kształt pierwotny, skromniejszy od obecnego) w latach 50. XIX wieku. Zdjęcia główne ruszyły pod koniec czerwca 2023 roku, a w kolejnym miesiącu zostały zawieszone z powodu strajku SAG-AFTRA. Etap produkcji zamknięto dopiero w połowie grudnia 2023, ponad cztery miesiące po śmierci jednego z członków obsady aktorskiej, Angusa Clouda, któremu „Abigail” Matta Bettinelliego-Olpina i Tylera Gilletta została oficjalnie zadedykowana. Budżet filmu oszacowano na dwadzieścia osiem milionów dolarów, a jego światowa premiera odbyła się na The Overlook Film Festival w pierwszym tygodniu kwietnia 2024 roku, natomiast w drugiej połowie miesiąca otwarto międzynarodową dystrybucję kinową (Universal Pictures na terenie Stanów Zjednoczonych).

Baletnica wampirzyca - zwrot akcji mniej więcej w połowie „Abigail” Matta Bettinelliego-Olpina i Tylera Gilletta, ale to nie jest spoiler. Reżyserzy od początku byli świadomi, że kampania reklamowa ich (nie zapominajmy o Stephenie Shieldsie i Guyu Busicku) nieszablonowego podejścia do archetypicznej postaci - z panteonu Universal Classic Monsters – skupi się na tym kluczowym szczególe, szukali więc innych sposobów na podtrzymanie zainteresowania publiki w całym pierwszym akcie. Innych od hipotetycznie niezawodnej niepewności. Zapowiadany jako coś na kształt „Niewidzialnego człowieka” Leigh Whannella czy „Renfielda” Chrisa McKaya (nowoczesna wariacja na kultowy temat), pomyślany jako duchowy następca, czy jak kto woli bardzo swobodna adaptacja „Córki Draculi” z 1936 roku, a kręcony głównie z myślą o „Straconych chłopcach” Joela Schumachera, „Blisko ciemności” Kathryn Bigelow, „Pozwól mi wejść” Tomasa Alfredsona, „Podejrzanych” Bryana Singera, twórczości Davida Finchera i Anne Rice (tutaj do głosu najczęściej mogła dochodzić Claudia z „Wywiadu z wampirem”, pierwotnie wydanej w 1976 roku pierwszej odsłony powieściowego cyklu pt. „Kroniki wampirów”, zekranizowanej w 1994 roku przez Neila Jordana). I oczywiście „Draculi” Toda Browninga oraz niewymienionego w czołówce Karla Freunda - wybitne „Jezioro łabędzie” Piotra Czajkowskiego, ulubiony utwór tytułowej istoty, wykorzystany w otwarciu tamtej klasycznej historii wampirycznej. Celowe nawiązanie, wręcz hołd dla „Draculi” z 1931 roku, przez niektórych miłośników kina kojarzony też z „Czarnym łabędziem” Darrena Aronofsky'ego. Rolę główną Bettinelli-Olpin i Gillett powierzyli Melissie Barreri, odtwórczyni jednej z czołowych postaci (Sam Carpenter) w ich dodatkach do serii „Krzyk” (fani kina grozy mogą ją też pamiętać z „Obłąkanej” Lori Evans Taylor), która rozstała się z tym tytułem w atmosferze skandalu– zwolniona za niepoprawne politycznie (rzekomy antysemityzm) komentarze na temat wojny w Strefie Gazy, za opowiadanie się po stronie ofiar cywilnych. W „Abigail” zostanie nam przedstawiona jako Joey (pseudonim nadany przez śliskiego Lamberta, w którego bezproblemowo wcielił się Giancarlo Esposito), uzależniona od słodyczy była lekarka wojskowa z zadatkami na profilerkę kryminalną. Naturalny talent marnujący się w fachu przestępczym. Profesjonalistka w branży nielegalnej wmanewrowana w porwanie małoletniej. Gdyby wiedziała, że celem jest osoba mniej więcej w wieku jej jedynego syna, najpewniej odrzuciłaby, bądź co bądź, hojną ofertę enigmatycznego Lamberta. Pięćdziesiąt milionów dolarów do podziału z resztą zleceniobiorców i zleceniodawcą. Na dowódcę grupy Lambert wyznaczył byłego glinę nazwanego Frank (zajmujący występ Dana Stevensa; m.in. „Gość” Adama Wingarda, „Apostoł” Garetha Evansa, „Lokum” Dave'a Franco), kierowcą został niezaprawiony w przestępczych bojach „Dean” (zabawna kreacja Angusa Clouda), a przy komputerze posadzono urodzoną hakerkę „Sammy”, czyli bezbłędna Kathryn Newton, która wcześniej (w zbliżonym czasie uczestniczyła w operacji „Lisa Frankenstein”, którą pokierowała Zelda Williams) wystąpiła choćby w takich gatunkowych produkcjach jak „Paranormal Activity 4” Henry'ego Joosta i Ariela Schulmana oraz „Piękna i rzeźnik” Christophera Landona, powiedziałabym filmowca, którego Natura obdarzyła podobną wrażliwością artystyczną, co reżyserów „Zabawy w pochowanego” i „Abigail. W (nie)zorganizowanej grupie przestępczej Lamberta mamy jeszcze niegdysiejszą ofiarę prześladowań, mięśniaka „Petera” (również stający na wysokości zadania Kevin Durand) i wreszcie byłego żołnierza „Ricklesa” (solidny William Catlett), nieufającego nikomu poza Joey, empatycznej kryminalistce doprowadzającej do szału autorytatywnego Petera. Demaskatora popisujących się ćpunów – piękna prezentacja nadzwyczajnych talentów najzacieklej (w moim przypadku skutecznie) zabiegającej o sympatię widzów porywaczki z Nowego Jorku.

Plakat filmu. „Abigail” 2024, Project X Entertainment, Québec Production Services Tax Credit, Radio Silence Productions

W wielkim domostwie z mitycznych drapieżnikiem. „Zabawa w pochowanego 2” - podobna linia melodyczna, podobna sceneria, podobne towarzystwo. Kompozycje bliźniacze Matta Bettinelliego-Olpina i Tylera Gilletta (oni nazwali „Abigail” „Zabawą w pochowanego na sterydach), którzy zamienili szaloną rodzinkę na egzotyczną baletnicę. Spektakularne popisy Alishy Weir, fenomenalnej odtwórczyni niepospolitej wampirzycy. Danse macabre Abigail. Choreograficzna makabreska wytrawnej manipulantki w ciele dziecka. Mordowanie tanecznym krokiem, a w międzyczasie wspięcie się na wyżyny sztuki oratorskiej – miażdżąca przemowa w windzie. Znokautowani przez dziewczynkę w klatce, impertynenckie stworzenie niepozbawione poczucia humoru. Przykład: „I nie było już nikogo” Agathy Christie. Prawda, że wymowny żarcik? Doktor Jekyll i pani Hyde. Anielica i diablica. Słodka dziewczynka cichutko łkająca w nieswojej sypialni, krusząca serce chwilowej opiekunki przedstawiającej się jako Joey, z łatwością wymuszająca na niezatwardziałej kryminalistce obietnicę czuwania nad jej bezpieczeństwem. I szkaradna istota z niepohamowaną potrzebą zabijania. Monstrum nieprzypadkowo przypominające kreatury z „30 dni mroku” Davida Slade'a – wygląd zewnętrzny podpatrzony u tamtejszych przedstawicieli tego samego fikcyjnego gatunku, nieśmiertelnego klanu żywiących się krwią. A przynajmniej „podkradzione” zębiska przeraźliwie (dla współscenarzysty „Abigail”, Stephena Shieldsa) tańczącej na palcach. Partnerki „jeźdźca” bez głowy, dosłownej władczyni marionetek: UWAGA SPOILER upiornie niezgrabny balet dymiącej kobiety w niezaszczyconym należytą uwagą „korytarzu” do upragnionej wolność. Zamiast wykopać listewki, pozostali przy życiu świadomie ryzykują wejście w pułapkę, jak się okazuje, zastawioną przez typa, którego od początku podejrzewałam o jakieś pokrewieństwo z R.M. Renfieldem KONIEC SPOILERA. Nieczłowiek guma w zagraconym (ej, to antyki są!) labiryncie na odludziu. „Gotyckim zamczysku”, w którym zachodzi spodziewana zamiana ról. Uwięzieni porywacze, zabawki niekochanej córki potężnego jegomościa, który jak głoszą legendy, ma na swoich usługach istną maszynę do zabijania, człowieka gołymi rękoma rozczłonkowującego bliźnich, ale najbardziej znanego z umiłowania do dekapitacji. Nic więc dziwnego, że kiedy pada pierwszy trup - spada głowa na oczach zszokowanej hakerki, która w szambo dopiero wpadnie (przeuroczy basen; największe aktorskie wyzwanie w dotychczasowej karierze Kathryn Newton, a przynajmniej najbardziej męczący epizod w miejscu pracy) - podejrzenia porywaczy kierują się na tego niekoniecznie istniejącego płatnego mordercę. Niedługo przyjdzie nam czekać na następną mięsistą scenkę w żerowisku baletnicy w zakrwawionej spódnicy. Zbliżenie na częściowo obraną twarz. Mało? To może bomby organiczne? Zabawa, którą zapewne doceniłoby tałatajstwo z uniwersum „Martwego zła”. Nieradosne taplanie się w „zblendowanej formie ludzkiej”. Horror nieczysto rozrywkowy. Lunapark makabryczny niepoważnych gości z Hollywood. Amerykańsko-irlandzko-kanadyjska lekka uczta dla zaprawionych w mocnych filmowych trunkach, ale nieprzywykły do takich rarytasów żołądek zbuntować się może, strzeżcie się więc Wy nie wszyscy, którzy do tego fantastycznie rozhisteryzowanego świata wchodzicie. Groteskowej rzeczywistości pozytywnie zakręconych filmowców, którą mimo rozlicznych atrakcji opuszczałam z małym niedosytem. Niezaspokojeniem fabularnym, bo gdy odjąć wszystkie ozdobniki, pozostaje schematyczne polowanie na ludzi. Ulubiona odmiana myślistwa i łowiectwa w królestwie horroru;)

Powiew świeżości w mitologii wampirycznej i zarazem konwencjonalny domowy survival horror. Rzeź w rytmie „Jeziora łabędziego” Piotra Czajkowskiego. Balet nieumarłej w wypasionej chawirze. Drapieżnik lubiący bawić się jedzeniem kontra niezsolidaryzowane środowisko przestępcze. Zgraja porywaczy nieradząca sobie z dzieckiem... „Abigail” sama w domu Matta Bettinelliego-Olpina i Tylera Gilletta – doskonała propozycja na niedzielne popołudnie dla rodziny Addamsów;) Horrendum komiczne (dla językowych purystów połączenie tragedii z komedią, makabry z groteską), nietoporna karykatura opowieści gotyckiej lub po prostu miły wieczorek z Dzieckiem Nocy.

niedziela, 12 maja 2024

„Dzieci Amelii” (2023)

 
Recenzja przedpremierowa

Wychowany w domu dziecka Edward Ipus z Nowego Jorku marzy o poznaniu swoich krewnych, a kiedy nie udaje mu się pozyskać pożądanych informacji oficjalnymi kanałami, od swojej dziewczyny Riley otrzymuje nietypowy prezent urodzinowy: test genetyczny do badania pochodzenia etnicznego i rodowodu, który wykrywa bliskie pokrewieństwo z Portugalczykiem Manuelem Castro. Tak Edward dowiaduje się, że ma brata bliźniaka, który mieszka z ich matką Amélią w starej willi położonej w górach w północnym regionie Portugalii i przez telefon zachęca porwanego w okresie niemowlęcym krewniaka do przyjazdu. W odludnej posiadłości rodzinnej Ed zjawia się w towarzystwie Riley, początkowo podzielającej jego entuzjazm, ale w odróżnieniu od niego niepotrafiącej długo bagatelizować osobliwego zachowania gospodarzy. Podczas gdy Riley coraz bardziej utwierdza się w przekonaniu, że mamusia i braciszek knują coś niedobrego, jej ukochany syn nabiera pewności, że wreszcie znalazł swoje miejsce na ziemi. Dom pełen wstrętnych sekretów...

Plakat filmu. „Amelia's Children” 2023, Artificial Humors

Nakręcona w portugalskim miasteczku Sintra położonym w pasmie górskim Serra de Sintra w Obszarze Metropolitalnym Lizbony mroczna opowieść urodzonego w Stanach Zjednoczonych filmowca Gabriela Abrantesa – jego drugie pełnometrażowe osiągnięcie reżyserskie (właściwie współpraca z Danielem Schmidtem), po mieszance komediodramatu i fantasy zatytułowanej „Diamantino”, uwolnionym w 2018 roku filmie z udziałem odtwórców głównych ról w wypuszczonych pięć lat później „Dzieciach Amelii” (oryg. „Amelia's Children” aka „A Semente do Mal”). Potencjalnie nadnaturalnym horrorze rodzinnym zainspirowanym magicznymi - lokalny folklor - wspomnieniami Abrantesa, dorastaniem w górzystym regionie północnej Portugalii. Mity celtyckie, greckie (bóg Kronos), folklor żydowski (Lilith), motywy szekspirowskie i inne klasyczne tragedie oraz legendy o tak zwanej Krwawej Hrabinie i Wampirzycy z Siedmiogrodu, domniemanej ofierze spisku, autentycznej węgierskiej arystokratce Elżbiecie Batory. A na planie ekipa techniczna pozostawała głównie pod wpływem „Lśnienia” Stanleya Kubricka i „Odgłosów” Dario Argento. W „rozpadającym się pałacu” fikcyjnego niesławnego rodu europejskiego. Premierowy pokaz „Amelia's Children” w reżyserii i na podstawie scenariusza Gabriela Abrantesa (też jeden z głównych producentów filmu i autor ścieżki dźwiękowej) odbył się we wrześniu 2023 roku, w ramach MOTELX - Lisbon International Horror Film Festival, a w szerszy obieg (kina, VOD) film wszedł w styczniu 2024. Prawa do dystrybucji na terenie Polski nabyła firma Velvet Spoon, organizator emisji kinowej „Dzieci Amelii” startującej w drugiej połowie maja 2024 roku.

W prologu pierwszego długometrażowego horroru Gabriela Abrantesa świadkujemy zuchwałemu porwaniu dziecka Amélii, piękności (Alba Baptista) z mrocznego lasu w Portugalii. Home invasion w wykonaniu pary nieznajomych, której nie udaje się zrealizować całego planu – młoda matka udaremnia kradzież jednego z bliźniąt, a drugie niemowlę „ląduje” na opustoszałym parkingu gdzieś w mieście. Właściwa akcja „Dzieci Amelii” zawiązuję się jakieś trzy dekady później w Nowym Jorku. Spotkanie po latach z porwanym chłopczykiem, który dostaje rozczarowującą odpowiedź na swój wniosek o udostępnienie informacji o jego biologicznych rodzicach. Okazuje się, że dom dziecka, w którym spędził przynajmniej część dzieciństwa (jeśli ma adopcyjną rodzinę, to w scenariuszu o niej nie wspomniano) nie posiada żadnych interesujących go danych. Nic poza wzrostem i wagą niemowlęcia dawno temu znalezionego na parkingu. Dokładna data urodzenia Edwarda Ipusa („drewniana” kreacja Carloto Cotty, równie nieprzekonującego jako Manuel Castro, a to nie koniec tutejszych wcieleń tego aktora - potrójna rola) także nie jest znana, wiadomo jednak, że w bieżącym roku (umowna teraźniejszość) skończy trzydzieści jeden lat. Tak się złożyło, że niepomyślną wiadomość z domu dziecka otrzymał w dniu, w którym zwykle obchodzi urodziny. Wieczorem ma świętować ze swoją dziewczyną Riley, artystyczną duszą pracującą w szpitalu (przeciętny występ Brigette Lundy-Paine), która przygotowała „małą” niespodziankę dla Eda. Nie spodziewała się, że jej podarek będzie aż tak trafiony – to miał być bardziej dowód jej wsparcia, deklaracja pełnego zaangażowania w prywatną misję Edwarda, niż realna próba spełnienia jego największego marzenia – że powszechnie dostępny miniaturowy sprzęt do analizy DNA doprowadzi do szczęśliwego końca akcję poszukiwawczą jej pechowego wybranka. Szczęśliwego? Tak się jej wydaje, ale zgodnie ze zwyczajami przyjętymi w królestwie horroru, radosny nastrój pary z Nowego Jorku długo się nie utrzyma. Rodzina Edwarda znacznie straci przy bliższym poznaniu. Głośny sygnał ostrzegawczy odezwie się już na ostatnim odcinku trasy do wiekowej rezydencji w portugalskich górach. Tradycyjna przestroga nie tyle dla podróżnych, ile niewidzialnych obserwatorów wydarzeń. Alarm zwyczajowo puszczony mimo uszu przez protagonistów „Dzieci Amelii” Gabriela Abrantesa – nieprzyjemne spotkanie przy asfaltowej drodze w malowniczym lesie z przypadkową reprezentacją lokalnej społeczności. Starsza para straganiarzy, która diametralnie zmienia swój stosunek do zbłąkanych turystów, gdy poznaje cel ich wyprawy. Przeklęte domostwo Amélii, niepięknej istoty (widowiskowa kreacja odpowiednio ucharakteryzowanej – nieprzedobrzony makijaż protetyczny - Anabeli Moreiry) podobno niemogącej doczekać się spotkania z niestrudzenie poszukiwanym potomkiem. Kobieta bestialsko okradziona i najwyraźniej będąca ulubionym obiektem podłych plotek krążących w tej odizolowanej okolicy. Soczyście zielonym kawałku portugalskiej ziemi. Antybohaterowie lokalnych legend: upiorzyca i jej bezgranicznie oddany syn. Pozbawiony ogłady towarzyskiej, żeby nie powiedzieć prymitywny Manuel Castro, którego od Edwarda Ipusa odróżnia wyłącznie długość włosów. Bliźnięta jednojajowe garbatej damy, która w ocenie gościa honorowego nazbyt zaangażowała się w „romans” z chirurgią plastyczną twarzy. Przesadziła z zabiegami rzekomo upiększającymi.

Plakat filmu. „Amelia's Children” 2023, Artificial Humors

Synku, powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy na świecie? / Ty mamusiu, tyś piękna, królowo najjaśniejsza. Baśń dla dorosłych „zilustrowana przez Francisco Goyę” - ulubiony malarz Amélii, wielce podejrzanej właścicielki „domku” w głębi lasu. Wzniesionej przed wiekami przepastnej rezydencji straszącej lokalną społeczność. (Nie)typowego nawiedzonego domu z urban legends. Odkrywanie brudnych tajemnic rodzinnych, wyciąganie cuchnących trupów z nieprzyzwoicie drogich szaf, zwiedzanie obskurnych korytarzy potencjalnie amoralnych umysłów. Wykopaliska genealogiczne w Pałacu Koszmarów. Makabryczne wizje Gabriela Abrantesa. Artystyczne kompozycje szkaradne, poezja turpistyczna w przystępnej formie. Sztuka klasyczna stopiona ze sztuką nowoczesną. Tragedia szekspirowska według Goi:) Bajki, baśnie, mity i legendy pod zwiewnym płaszczykiem oniryzmu. Domniemane przebłyski z przeszłości, rozgorączkowane zaburzenia linearności; drastyczne kadry zręcznie posklejane (montaż) przez Margaridę Lucas. Nerwowe kolaże infernalnych zdjęć powstałe pod profesjonalnym kierownictwem Vasco Viany – nad prozą życia codziennego uczestników tego między innymi współczesnego wydania tragedii antycznej operatorzy i oświetleniowcy mogliby jednak dłużej popracować, „wygładzić brzegi” co poniektórych (kanciastych) ujęć. Opętana Regan MacNeil (naprawdę nie mogłam oprzeć się skojarzeniom z tą kultową postacią) zaznająca rozkoszy porodu: orgiastyczne przeżycie „upiornej baletnicy bawiącej się lalkami”. Brudnobiałe płótno nieprzesadnie pochlapane czerwienią – uderzające kontrasty świata pozornie wyśnionego. Imaginacje człowieka brutalnie oderwanego od korzeni. Genetyczna choroba zakaźna? W każdym razie przypadłość Edwarda Ipusa, podczas zagranicznej wycieczki, dotyka także jego partnerkę Riley. Urlop w Portugalii zorganizowany naprędce w wyniku ekscytującego znaleziska. Rodzina nareszcie w komplecie. Serdeczne przyjęcie wniebowziętego, acz lekko onieśmielonego „brata Eda” i jego równie uradowanej dziewczyny w nieskromnych progach zabawnego (wstępna ocena Riley) Michaela Castro i schorowanej starszej pani, wielkiej nieobecnej. Chwilowo niedysponowanej, przykutej do łóżka do dnia następnego. Wczesnoporanna audiencja u zupełnie obcej rodzicielki. Bynajmniej wzruszająca scenka w dusznej sypialni niegdysiejszej piękności, niedoszłej modelki problematycznej przyszłej synowej. Amélia spróbuje nawiązać więź z ukochaną „najwspanialszego syna na świecie”, wykaże dobrą wolę w stosunku do wybranki Edwarda, ale niewdzięczna dziewucha i tak zacznie węszyć. Gumowe ucho niewątpliwie zagrażające dopiero budującej się relacji matki i dorosłego syna. Bezwstydnie grzebiąca w cudzych rzeczach... Trafił swój na swego, a przynajmniej takie podejrzenie zrodzi się w skołowanym umyśle Riley. Po wyjątkowo nieprzyjemnej nocy, nieregenerującym śnie o drapieżnej mamusi. Kontynuacja symfonii grozy (identyczna tonacja) z klaustrofobicznej łazienki w Nowym Jorku, widziadła Edwarda, nieproszonej towarzyszki przy porannych ablucjach, robiącego wrażenie widma w kącie. Nadnaturalny horror w tymczasowej sypialni sparaliżowanej ze strachu wścibskiej kobiety i słodko śpiącego chłopca grzebiącej w walizce Amélii. Biernego uczestnika coraz bardziej dramatycznych wydarzeń, pozostającego pod złym urokiem mieszkańców „czarodziejskiego lasu”. Lawina nieszybko spadająca, spodziewana - niedostatecznie zagadkowa - katastrofa rodzinna z wolna, jakby z namysłem, zbliżająca się przynajmniej do jedynych nieświadomych lokatorów trującego domu na wzgórzu. Siedliska białookich stworzeń (jak zawsze w takich sytuacjach przypomniało mi się wybitne „Martwe zło” Sama Raimiego) i istoty pełzającej w podziemnych tunelach (niezupełnie styl Kayako Saeki, ale skojarzenie i tak mnie naszło). Intensywności przekazu tej uroczej historii rodzinnej nie odmówię, wydaje mi się jednak, że spokojnie dałoby się to wzmocnić, choćby poprzez staranniejszą budowę sekwencji uprzedzających zwykle nieprymitywne uderzenie obrazem. Graficzne atrakcje, zdaje się, stworzone głównie (nie tylko) z myślą o nieprzepadających za zabawą w „buu!”. O zwolennikach tak zwanej starej szkoły straszenia, lęków podskórnych. Doceniam starania, ale najdobitniej przemówił do mnie nieasekurancki charakter „Dzieci Amelii” Gabriela Abrantesa. Scenariusz bez tabu.

Poszukiwanie tożsamości w oparciu o historię i doświadczenia rodziny, rozpaczliwa potrzeba połączenia z bliskimi, krzyk rozpaczy oderwanego od korzeni. Uciekająca młodość, nieznośna przemijalność, drakońskie prawa Czasu. Zdeformowane łono rodziny w lekko baśniowej aurze. Trawestacja mitów i legend, przemeblowanie w bajkowych światach, przetworzenie motywów szekspirowskich i antycznych w portugalskim horrorze o nawiedzonym domu. Śmiałych „Dzieciach Amelii” Gabriela Abrantesa. Niegrzecznej opowieści o więzach krwi.

Za seans bardzo dziękuję dystrybutorowi

Dzieci Amelii” w polskich kinach od 24 maja 2024

piątek, 10 maja 2024

Remigiusz Mróz „Paderborn”

 
Recenzja zawiera spoilery „Langera” Remigiusza Mroza. Rozważającym lekturę „Paderborna” doradzam uprzednie zapoznanie się z treścią szacownego poprzednika, czyli czytanie zgodne z chronologią wydawniczą.

Od przeszło dekady polskie organy ścigania starają się schwytać seryjnego mordercę, którego media nazwały Rzeźnikiem znad Odry. Nowa naczelniczka Pierwszego Wydziału Śledczego w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie, Karolina 'Siarka' Siarkowska, podejrzewa, że sprawa ma jakiś związek z jej największą obsesją, nietykalnym seryjnym zabójcą Piotrem Langerem. Kobieta wierzy, że rozpracowanie niebezpiecznego człowieka działającego na ścianie zachodniej, ustawiającego makabryczne instalacje wzdłuż drugiej największej rzeki w Polsce, doprowadzi także do szczęśliwego finału sprawę Sadysty z Mokotowa, że wreszcie zdobędzie dowody, które pogrążą aroganckiego Langera, wpływową osobowość psychopatyczną z Warszawy. W śledztwo Siarka angażuje swego długoletniego przyjaciela, teraz także podwładnego, Olgierda 'Padera' Paderborna, byłego męża rzekomej miłości Sadysty z Mokotowa, podkomisarz Centralnego Biura Śledczego Policji Niny Pokory, która według samozwańczego okazjonalnego sojusznika zgranego duetu prokuratorskiego, zuchwałego Piotra Langera, została porwana przez Rzeźnika znad Odry.

Okładka książki. „Paderborn”, Czwarta Strona 2024

Kontynuacja bezkompromisowej powieści Remigiusza Mroza, spin-offu jego przebojowej serii z temperamentną prawniczką Joanną Chyłką (podstawa głośnego serialu z lat 2018-2022 z Magdaleną Cielecką w roli głównej), okrutnego serial killer thriller pierwotnie wydanego w 2023 roku przez wydawnictwo Czwarta Strona pod tytułem „Langer”. Ta sama oficyna zaopiekowała się poniekąd wyproszonym przez czytelników ciągiem dalszym życiowej misji zawziętych prokuratorów z miasta stołecznego Warszawa (a Audioteka przygotowała superprodukcje dla zwolenników audiobooków, słuchowiska w gwiazdorskiej obsadzie). Wypuszczonym w 2024 roku w sugestywnej okładce zaprojektowanej przez Tomasza Majewskiego „Paderbornem” - spójna szata graficzna z jego projektem na rzecz „Langera”, zagospodarowaniem przestrzeni zewnętrznej premierowej edycji najmocniejszej publikacji Remigiusza Mroza - powstanie którego autor w posłowiu wytłumaczył kultowym stwierdzeniem: nie chciałem, ale musiałem. Najpoczytniejszy i najpłodniejszy polski powieściopisarz z wykształceniem prawniczym, przyznał, że był „przeładowany okrucieństwem, przemocą i ogólnie rzecz biorąc researchem związanym z seryjnymi zabójcami i tym, co tkwi w ich psychice”, coś mu jednak mówiło, że nie zazna spokoju jeśli nie doprowadzi sprawy do... niekoniecznie szczęśliwego końca. Zniesmaczony własną książką? Jak Stephen King przed uwolnieniem (stosownie!) wstrętnego „Pet Sematary” (pol. „Smętarz dla zwierzaków” aka „Cmętarz zwieżąt”). Tak czy inaczej, Remigiusz Mróz na dylogii poprzestać nie zamierza – planuje powrót do świata przedstawionego w „Langerze” i „Paderbornie”, przedłużenie prawdopodobnie najmroczniejszej przygody w swojej dotychczasowej karierze literackiej.

Rok 2024, województwo lubuskie, komnata tortur Rzeźnika znad Odry. Podkomisarz Centralnego Biura Śledczego Policji, z Wydziału do Zwalczania Zorganizowanej Przestępczości Kryminalnej i Aktów Terroru, zmagająca się z traumą spowodowaną wyjątkowo wymagającą operacją wszczętą przez znajomą prokuratorkę, niesamowicie sponiewierana przez sadystycznego psychopatę z Mokotowa, Nina Pokora, wpadła z deszczu pod rynnę. Zdegradowana łowczyni. Samotna(?) wilczyca polująca na seryjnego mordercę poszukiwanego od ponad dziesięciu lat. Człowieka porywającego kobiety i mężczyzn w różnym wieku, po czym poddającego ich wymyślnym torturom niezmiennie kończącym się ich śmiercią. Zazwyczaj morduje nad Odrą i osobiście informuje policję o miejscu bynajmniej bezceremonialnego porzucenia kolejnych zwłok. Tworzy coś w rodzaju makabrycznej kolekcji pseudoartystycznej: nienaturalnie powyginane, potwornie okaleczone ludzkie ciała gliną potężnie zaburzonego rzeźbiarza. Dzieła sztuki w przekonaniu Rzeźnika znad Odry? Astrologicznego maniaka obecnie pastwiącego się nad moją ulubioną postacią najbrutalniejszego pisarskiego projektu Remigiusza Mroza. Podejrzaną eksżoną Olgierda Paderborna z Prokuratury Okręgowej w Warszawie, połowy specjalnego zespołu ds. Rzeźnika znad Odry powołanego przez nową naczelniczkę Pierwszego Wydziału Śledczego, jego starą znajomą Karolinę Siarkowską. Normalnie niezabiegającą o awanse, Pader jest więc nielicho zaskoczony najnowszą niespodzianką uszczypliwej przyjaciółki, która w przekonujący sposób wytłumaczy się z zabiegania o tę funkcję. Sposób Siarki na zakończenie haniebnej działalności Piotra Langera, ukryte motywy prokuratorki zafiksowanej na punkcie rzekomej ofiary systemu. Biznesmena i filantropa prześladowanego przez niegroźnych przedstawicieli organów ścigania. W każdym razie Sadysta z Mokotowa nie ma wątpliwości, że Siarkowska i Paderborn nie mają takiej mocy sprawczej jak on. Żadne zagrożenie dla człowieka z takimi koneksjami, jakimi zwykł chwalić się charyzmatyczny psychopata podpinający się pod upiorne dokonania pośledniejszych zbrodniarzy. Nierównych Sadyście z Mokotowa, zorganizowanemu sprawcy podobno zakochanemu w oficer śledczej przetrzymywanej przez osobnika, któremu najpewniej wydaje się, że jest sprytniejszy od narcystycznego Piotrka. Partnera Niny Pokory? Chwila szczerości patologicznego kłamcy? Szczere wyznanie zdesperowanego kochanka kobiety przezeń złamanej? Silna psychika pękła pod naporem okrucieństwa Piotra Langera? Efekt Lucyfera? Paderborn dokłada starań, by odsunąć od siebie najczarniejsze myśli na temat byłej małżonki, matki ich czternastoletniego syna Ludwika, nie może jednak ignorować dowodów, a te coraz głośniej przemawiają na niekorzyść Niny.

Materiał promocyjny. „Paderborn”, Czwarta Strona 2024

Zaciera się w ich wspomnieniach tyle rzeczy, które mieszczą się w pojęciu człowieczeństwa. Niehumanitarne, masowe mordowanie zwierząt, zżeranie ich martwych ciał poddanych obróbce cieplnej. Gapienie się na ofiary wypadków drogowych, szukanie krwi na postrzępionych wrakach samochodów. Nienawiść do innych, bo urodzili się gdzie indziej, bo inaczej myślą, bo mają odmienny kolor skóry albo inaczej czują miłość. Gardzenie tymi, którzy są niżej. Gdyby tylko obiekty pamiętały, czym jest człowieczeństwo, nigdy nie błagałyby, żeby o nim pamiętać.”

W przeciwieństwie do czytelników Olgierd Paderborn i Karolina Siarkowska podają w wątpliwość najnowszą gehennę Niny Pokory, a wręcz mocno sceptycznie podchodzą do opowieści Piotra Langera głównie dlatego, że zdążyli lepiej go poznać. Skłaniają się ku kolejnej mistyfikacji czarusia z Mokotowa, perwersyjnej gierce nadmiernie pewnego siebie dewianta, który albo wykorzystuje tradycyjną nieobecność Niny Pokory („poza radarem”, czyli sprawy służbowe/tajna misja CBŚP), albo sam porwał jedną z najbardziej zasłużonych członkiń specjalnej jednostki organizacyjnej Polskiej Policji. Ostatecznie stara się odwrócić uwagę zdeterminowanych prokuratorów od nielegalnego przedsięwzięcia polskiej Jennifer Hills:) Dać Ninie czas na odnalezienie Rzeźnika znad Odry i samodzielne wymierzenie sprawiedliwości. Takie zdrożne myśli krążą w głowie tytułowego protagonisty praktycznie nieustannie trzymającego w napięciu thrillera Remigiusza Mroza. W moim odbiorze powieści bardziej elektryzującej, choć mniej drastycznej od „Langera”. Co nie znaczy, że nielitościwy stwórca Niny Pokory odmówi nam dostępu do klaustrofobicznej sali tortur Rzeźnika znad Odry. Pan Mróz ewidentnie uwziął się na tę biedną kobietę:) trzeba mu jednak oddać, że nie ograniczył się do haniebnych badań tego obiektu: męka Pokory w umownej teraźniejszości i sprawozdania (akta Rzeźnika znad Odry) z zakończonej obserwacji paru innych ofiar. Wstępne wnioski na temat Niny też dołączą do przepastnego archiwum sadystycznego pseudonaukowca, adepta wiedzy tajemnej, niewydarzonego astrologa z niezachwianą wiarą w moc gwiazd i innych ciał niebieskich. Fascynujący dodatek do diabolicznej charakterystyki nie tak znowu zagadkowego mordercy. Rzekłabym znak szczególny „Paderborna” Remigiusza Mroza, charakterystyczny wątek śledztwa mających się ku sobie prokuratorów z Warszawy. Zabawny romans „myśliwych” niedyskretnie śledzonych przez drapieżnika. Siarka i Pader notorycznie nagabywani przez zabójcę otwarcie napawającego się bezkarnością. Czerwony mustang Piotra Langera bezczelnie sunący za hałaśliwą granatową pięknością – Plymouth Barracuda - Olgierda Paderborna. Zmotoryzowany stalker upierający się przy zbieżności interesów przeciwstawnych mocy z „Gwiezdnych wojen”. Niechciane wsparcie w poszukiwaniach osobnika nie bardziej niebezpiecznego od narzucającego się niegodnego zaufania sojusznika stąpających po coraz cieńszej linie intruzów z Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Przybyszy ze wschodu, czy jak kto woli z centrum, którzy w stolicy Dolnego Śląska natrafią na zdumiewającą skarbnicę szerzej nieznanych informacji na temat poszukiwanego od przeszło dekady seryjnego mordercy. Prywatna inicjatywa podcasterki z agorafobią, nieoficjalne dochodzenie wrocławianki mającej jakieś rozeznanie w pseudonauce, której Rzeźnik znad Odry ma zawdzięczać swoją nieprzeciętnie długą aktywność. Nie tyle nadzwyczajny farciarz, ile osobnik wykorzystujący astrologię do swoich niecnych celów. Pilny uczeń szkoły wyklętej. Zmuszający bliźnich do łamania sobie kości, wyrywania paznokci i zębów, gaszenia pragnienia jego moczem i zaspokajania głodu ludzkim mięsem, niekiedy zarobaczywionym. Mamione fałszywymi obietnicami, przegrywające z instynktem samozachowawczym króliki doświadczalne skrajnie nieetycznego badacza zachowań człowieka w sytuacjach ekstremalnych. Ambitny barbarzyńca, osobowość makiaweliczna w swoim mniemaniu działająca w stanie wyższej konieczności. Zbrodnie traktowane jako środek prowadzący do wyższego celu - marzenie o dołączeniu do grona największych autorytetów w psychologii behawioralnej? - a przy okazji dostarczające rozrywki „niewidzialnemu władcy marionetek”. Połączenie przyjemnego z pożytecznym w umyśle bezapelacyjnie spaczonym. Totalne uprzedmiotowienie człowieka. Upadlanie kobiet i mężczyzn, diabelsko cierpliwe przesuwanie granic wytrzymałości, ohydne testowanie członków własnego gatunku, woli przetrwania ucywilizowanych istot biologicznych. Pasjonujący pojedynek umysłów w obskurnym „pudełku” ponoć pilnie poszukiwanym przez czarnego rycerza ze specyficznym poczuciem humoru, na swój pokręcony sposób, zabiegającego o uwagę skompromitowanych oskarżycieli. Niebezpieczne związki Remigiusza Mroza. Ekscytująca przejażdżka w lunaparku Sadysty z Mokotowa.

I tak w moim uznaniu Remigiusz Mróz bez widocznego trudu dosięgnął – jeśli nie przeskoczył – bardzo wysoko zawieszonej poprzeczki w pierwszej odsłonie cyklu wyrosłego z bestsellerowej serii z Joanną Chyłką, epizodyczną postacią „Paderborna”, uzależniającego thrillera z solidną płaszczyzną psychologiczną i przede wszystkim psychopatologiczną. Godną kontynuacją niepatyczkującego się „Langera”. Jak tak dalej pójdzie, to dopiszę tę mroczną sagę do moich ulubionych literackich serii kryminalnych. Pod warunkiem, że doczekam się tomu pod tytułem „Pokora”. Taki szantażyk;)