Recenzja
przedpremierowa
Małżeństwo
z niemal dwudziestoletnim stażem, Paul i Rebecca Campbellowie,
właśnie przechodzi ciężką próbę. Ona: zwolniona z dobrze
płatnej pracy lekomanka. On: bez porozumienia z małżonką
wybierający z konta ich wspólne oszczędności i spotykający się
z inną kobietą. Paul i Rebecca niejedno starają się przed sobą
ukryć, ale mają też wspólną tajemnicę, najmroczniejszą ze
wszystkich. Kryzys zaczął się po bankructwie firmy budowlanej
Paula. Pociechę mężczyzna znalazł w ramionach Sheili Maxwell,
kobiety, z którą miał długotrwały romans, skrzętnie ukrywany
przed Rebeccą. A kiedy w końcu postanowił go zakończyć, okazało
się, że kochanka nie zamierza tak łatwo się wycofać. Życie
zawodowe Paula na powrót zaczęło się układać, ale Sheila nie
pozostawiała mu wątpliwości, że jego małżeństwo jest poważnie
zagrożone. Teraz Rebecca podejrzewa męża o kolejną zdradę. On
natomiast nie ma już wątpliwości, że jego żona jest uzależniona
od środków przeciwbólowych. Nie wie jednak, że właśnie
zwolniono ją z pracy i że uświadomiła sobie, że ją oszukuje. W
tym samym czasie policja prowadzi śledztwo w sprawie zaginięcia
dwóch kobiet, w które zamieszani są Campbellowie.
„Nic
o mnie nie wiesz” (oryg. „The Woman Inside”) to debiutancka
powieść wieloletnich przyjaciół, Elizabeth Keenan i Graga Wandsa,
autorów sztuk, scenariuszy i opowiadań. Światowa premiera ich
wspólnego projektu, amerykańskiego literackiego thrillera
psychologicznego opublikowanego pod pseudonimem E.G. Scott, przypadła
na rok 2019, a już w roku 2020 ma ukazać się ich druga powieść,
„In Case of Emergency”. Wytwórnia Blumhouse pracuje już nad
serialem opartym na ich debiutanckiej, dobrze przyjętej także przez
krytyków i ich kolegów/koleżanki po piórze, książce. A
Elizabeth Keenan i Greg Wands planują konsekwentnie rozwijać swoją
współpracę na tym polu.
Ile
tak naprawdę wiemy o swoich bliskich? Takie pytanie stawia duet
pisarski publikujący jako E.G. Scott, w swojej pierwszej powieści.
Marriage thriller (thriller małżeński) „Nic o mnie nie
wiesz” to opowieść o niszczących tajemnicach – oszustwach i
kłamstewkach, które destrukcyjnie wpływają na małżeństwo
Rebekki i Paula Campbellów. Powoli, acz konsekwentnie toczą je od
środka, pustoszą ich wspólne życie, które dla obserwatora z
zewnątrz niezmiennie może wydawać się idealne. Odbiorca książki
E.G. Scotta/Scottów znajduje się jednak wewnątrz tego małżeńskiego
piekiełka. Ma okazję spojrzeć na tę parę pod kątem właściwszym
od tych, które obierają oni sami. Spojrzeć obiektywnym okiem na
historię ujętą z punktu widzenia kilku postaci (narracja
pierwszoosobowa), z przewagą Campbellów. Ciekawe doświadczenie –
obserwacja dynamicznej sytuacji oczami paru jej uczestników daje
czytelnikowi przewagę nad każdym z nich. To odbiorca książki
najszybciej odkrywa kolejne sekrety Paula i Rebekki. I natrafia na
coraz to nowe wątpliwości: cechy i fragmenty biografii tej dwójki,
które znowu każą mu weryfikować ocenę każdego z nich. Autorom
„Nic o mnie nie wiesz” wyraźnie zależało na tym, by odbiorca
ich książki nieustannie zmieniał swój stosunek do Paula i Rabekki
– by opowiadał się raz po tej, raz po tamtej stronie. Bo w
związku tym właśnie trwa wojna. Pytanie tylko, które z nich ją
wywołało? W pierwszej partii powieści dostajemy miks fragmentów z
życia Campbellów „przed” i „po”. Przed i po czym? Tego
dowiemy się trochę później, jeszcze przed wprowadzeniem kolejnych
dwóch narratorów, detektywów z wydziału zabójstw Wolcotta i
Silvestriego. W dalszej części książki ciąg wydarzeń bardziej
się ustabilizuje – nadal będziemy zaglądać w przeszłość
niektórych postaci, ale już tylko we wspomnieniach, snach i wizjach
otumanionego lekami przeciwbólowymi umysłu Rebekki. Obok Campbellów
i detektywów pojawi się jeszcze ktoś. Jeszcze jedna osoba
relacjonująca przebieg wydarzeń. Również tych wydarzeń, które
zdążyliśmy już poznać albo tylko tak nam się wydawało.
Pomieszanie z poplątaniem? Otóż nie. Mimo że narracja jest dosyć
obficie rozgałęziona, trudno się w tym pogubić. Bez problemu
nadążałam za akcją, ale na szczęście nie mogę tego samego
powiedzieć o czołowych bohaterach bądź antybohaterach tej
opowieści. A ściślej: nie mogłam pozwolić sobie na komfort
sympatyzowania, z którymś z członów tego małżeństwa z
ewidentnymi problemami. Autorzy mi na to nie pozwalali. Na początku
sprawa wydawała się nadzwyczaj jasna. Oto uzależniona od leków
przeciwbólowych kobieta, która głównie przez to właśnie traci
pracę w firmie farmaceutycznej, odkrywa, że mąż bez jej wiedzy
wybrał z ich wspólnego konta prawie wszystkie ich oszczędności.
Pieniądze, które latami wytrwale gromadzili z myślą o budowie
wymarzonego domu. Jakby tego było mało stosunkowo szybko
dowiadujemy się, że Rebecca ma powody, by podejrzewać go o romans,
że założenie, jakie czyni względem Paula nie musi być przesadne.
Człowiek ten ma już na sumieniu jeden zakazany romans i to w
dodatku taki, który im obu przysporzył nader poważnych kłopotów.
Poza tym Rebecca dowiaduje się, że ostatnio jej mąż bez
opamiętania wydaje ich wspólne pieniądze na drogie kolacje i
biżuterię, której jakoś jej nie wręcza. Prosta sprawa, prawda?
Oto niewierny mąż, który jest już w trakcie tworzenia podwalin
pod nowy związek. Nowe życie, w którym nie ma miejsca dla Rebekki.
Kobiety, która nie zamierza spokojnie stać i patrzeć na raniące
ją poczynania Paula. Pozwolić mu na zmianę małżeńskiego
gniazdka? Też coś! Rebecca jest zdecydowana odpowiedzieć ogniem na
bezpardonowy atak, jaki mężczyzna przypuścił na ich jeszcze do
niedawna szczęśliwe małżeństwo. Sytuację komplikuje jednak
nałóg, w którym Rebecca już bez reszty się pogrążyła i
policyjne śledztwo w sprawie zaginięcia dwóch dobrze znanych
Campbellom kobiet. Ich znajomej Sashy Anders i kochanki Paula, Sheili
Maxwell, która później zamieniła się w stalkerkę. Czy ta
odtrącona kobieta nadal zagraża Campbellom? Czy wciąż próbuje
zniszczyć ich małżeństwo, czy może to oni sami przykładają
ręce do jego rozpadu? Że Paul? Niekoniecznie, bo Rebecca też nie
wydaje się być zupełnym niewiniątkiem.
„Oboje
z żoną kłamiemy, tyle że każde na swój sposób. To jedna z
ciekawszych rzeczy, o których człowiek przekonuje się po prawie
dwudziestu latach małżeństwa. Ja mam swobodne podejście do
szczegółów, ona – skłonność do wybiórczości.”
„Nic
o mnie nie wiesz” spisano prostym językiem, który mnie wprawdzie
trochę utrudniał zagłębianie się w kluczowe postacie, aczkolwiek
sytuację ratowało skupienie autorów na Campbellach. Język
uproszczony, ale już słów na temat każdego z nich
(charakterystyka, przemyślenia, biografia) wylano w pełni
zadowalającą mnie ilość. Gorzej z opisami miejsc poszczególnych
wydarzeń – jedne potraktowano bardzo powierzchownie, inne
uszczegółowiono w sposób z lekka męczący, niezbyt poruszający
wyobraźnię. Większość samych wydarzeń składających się na
ten dynamiczny ciąg, w centrum którego stoją Rebecca i Paul
Campbellowie, w mojej ocenie skonstruowano z zadowalającą dbałością
nie tylko o detale, ale również o emocjonalne napięcie. Tylko
rozdziały poświęcone błądzącym we mgle detektywom z wydziału
zabójstw stanowiły dla mnie niepożądane, niemiłe przystanki na
tej najeżonej niebezpieczeństwami ścieżce, na którą zabrali
mnie autorzy piszący pod pseudonimem E.G. Scott. Śledztwo zostało
przez nich potraktowane nadzwyczaj skrótowo – tak bardzo, że
osobiście nie znajduję uzasadnienia dla rozdziałów poświęconych
Wolcottowi i Silvestriemu. Myślę, że lepszym wyjściem z tej
sytuacji byłoby przedstawienie policyjnego dochodzenia przez pryzmat
pozostałych trzech narratorów. Jako że „zmyślni” policjanci
prawie przez cały czas są dosyć daleko za nami, nie można
powiedzieć, że w takim wypadku nasz zasób wiedzy o dochodzeniu w
sprawie zaginięcia dwóch kobiet zostałby znacznie uszczuplony.
Praca Wolcotta i Silvestriego doprawdy niewiele wnosi do tej
opowieści. Najważniejsze, a przy tym uważam, że najciekawsze
wątki wprowadzają Campbellowie i ktoś jeszcze. Ktoś, kto wtrąci
się później, żeby przedstawić swój punkt widzenia na to całe
długie pasmo nieszczęść, jakim spokojnie można nazwać ostatni
okres życia i tego kogoś i Campbellów. W „Nic o mnie nie wiesz”
pojawia się kilka motywów, które fanom gatunku powinny być już
znane. Czy to z innych powieści, czy filmów. Mamy wątek żony, w
której narasta wrogość wobec męża, prawdopodobnie jak
najbardziej słuszna. Mamy niszczące uzależnienie (tym razem od
leków przeciwbólowych), które najwyraźniej powoduje zaniki
pamięci. Mamy zagadkowe zaginięcie dwóch kobiet, w które w jakiś
sposób jest zamieszane pozornie szczęśliwe małżeństwo, które w
istocie przechodzi poważny kryzys. Mamy romans i to być może
więcej niż jeden. I oczywiście prześladowczynię, która może
już nie żyć. Ale nawet jeśli, to właśnie wykształca się ktoś
w rodzaju jej następczyni. Rebecca coraz śmielej bowiem wchodzi na
drogę, na której jeszcze nie tak dawno temu była kochanka jej
męża. Jej celem nie jest jednak zasiewanie w nim niepokoju, jak
wcześniej zwykła to czynić Sheila Maxwell. Rebecca chce po prostu
odkryć brudne sekrety swojego męża i w razie konieczności
maksymalnie utrudnić mu realizację jego niecnego planu. Bo pani
Campbell ma coraz mniej wątpliwości, że jej ukochany mąż knuje
przeciwko niej. Paul nie zdaje sobie sprawy z narastającej wrogości
Rebekki względem niego – jest przekonany, że odzyskał już
zaufanie żony, że znowu cieszy się jej bezgraniczną miłością,
i że kobieta nie wie o pieniądzach, które wyjął z ich wspólnego
konta. Mówiąc wprost: że bezczelnie ją okradł... Nie lubimy
Paula, trzymamy z jego skrzywdzoną żoną. Obawiamy się Rebekki,
liczmy, że jej mąż czym prędzej dowie się o jej knowaniach. Nie
sympatyzujemy z żadnym z nich, każdemu życzymy wpadki. I tak w
kółko. Poza tym liczymy, że uda im wyjść z tej sytuacji, w którą
tak naprawdę sami się wpakowali.. Celowo czy niechcący? Jedno jest
pewne: Campbellom bardzo przydałaby się UWAGA SPOILER
komunikacja. „Nic o mnie nie wiesz” pod płaszczykiem historii o
między innymi zbrodni, stalkerce, nielegalnym handlu lekami i
uzależnieniu od tychże (nie)ukrywa ważne przesłanie. Niby dobrze
znaną prawdę, ale w życiu codziennym jakoś często zapominaną.
Powieść ta mówi o tym, jak bardzo zgubny wpływ na małżeństwo
mogą mieć nawet najbardziej niewinne sekreciki chowane przed drugą
osobą. Jakie katastrofalne skutki może mieć nawet działanie w jak
najbardziej dobrej wierze, właśnie przez brak należytej
komunikacji. Z niespodziankami, przygotowywaniem wspaniałych
prezentów, w małżeństwie czasami trzeba bardzo uważać. O czym
boleśnie, nieomal po szekspirowsku, przekonają się Campbellowie
KONIEC SPOILERA pod koniec tej jakże wartkiej opowieści.
Punkt, do którego ostatecznie dotrą Rebecca i Paul tylko
połowicznie mnie zaskoczył, ale trzeba przyznać, że taki zwrot
akcji stanowi wprost doskonałe zwieńczenie tej w miarę mrocznej
intrygi. A na pewno zdumiewającej, bo choć autorzy bazują na
popularnych motywach, to podchodzą do nich w raczej niespotykany
sposób (tzn. ja nie przypominam sobie, żebym czy to w filmie, czy w
literaturze spotkała się z taką nadrzędną koncepcją). I serwują
więcej niż jeden gwałtowny zwrot akcji, w każdym takim przypadku
pamiętając o zachowywaniu maksymalnej spójności z tym, co już
zostało powiedziane. Żadnych naciąganych zbiegów okoliczności,
choć na pierwszy rzut oka może się tak wydawać. Po zastanowieniu
przynajmniej duża część takich początkowo niedowierzających
odbiorców „Nic o mnie nie wiesz” powinna jednak dojść do
wniosku, że w sumie nic z tego, czym ich uraczono nie jest
niemożliwe. Że coś takiego mogłoby wydarzyć się w prawdziwym
życiu dwóch osób raczących się kłamstwami i półprawdami.
Oto
„Nic o mnie nie wiesz” (oryg. „The Woman Inside”), dosyć
solidny thriller psychologiczny i zarazem marriage thriller
otwierający, mam nadzieję długą, powieściową przygodę dwójki
amerykańskich pisarzy, Elizabeth Keenan i Grega Wandsa, którzy
zdecydowali się publikować swoje wspólne dzieła pod pseudonimem
E.G. Scott. Oto historia, w której nie wszystko jest takie, jakie
wydaje się na pierwszy rzut oka. Gra pozorów. Spektakl strasznych,
ale i zupełnie niewinnych kłamstw, które mają porównywalną siłę
niszczenia. Niszczenia związku małżeńskiego tworzonego przez
osoby tak samo nieoczywiste, jak coraz to bardziej alarmistyczny ciąg
wydarzeń, z ich udziałem. Zachwycona tą publikacją wprawdzie nie
jestem, ale i tak uważam, że debiutancka powieść Elizabeth Keenan
i Grega Wandsa jest pozycją godną polecenia. Zwolennikom
literackich dreszczowców, w których wiele się dzieje i w których
pomimo wykorzystania wielu znanych motywów czuć świeżość. Oto
dosyć kreatywne podejście do historii o małżeństwie z
problemami. I to jakimi!
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu