Powieściopisarka, Linda Michaelis, tworząca pod fikcyjnym nazwiskiem
Conrads, od przeszło dekady nie wychodzi z domu. Dwanaście lat temu jej młodsza
siostra, Anna, została zamordowana. Sprawcy nigdy nie schwytano, chociaż
Lindzie udało się dostrzec jego twarz. Niedługo po tym traumatycznym wydarzeniu
Linda wycofała się z życia towarzyskiego, bojąc się swoich panicznych reakcji
na zwyczajne zdarzenia, mogące przywołać wspomnienia zabójstwa siostry i
poddając się depresji. Z czasem nauczyła się żyć jedynie we wnętrzu własnego
domu, nie będąc w stanie nawet przekroczyć jego progu. Dwanaście lat po
zabójstwie siostry Linda widzi w telewizji twarz jej oprawcy, dziennikarza
Victora Lenzena. Pragnąc poznać jego motywację i dopilnować wymierzenia
sprawiedliwości postanawia użyć podstępu, mającego zwabić go do jej domu. Pisze
zbeletryzowaną wersję losu, jaki spotkał Annę i jej własnych dziejów tuż po
stracie siostry i umawia się na wywiad z Lenzenem. Wie, że mężczyzna dostrzeże
podobieństwa pomiędzy zbrodnią opisaną w książce i jego własnym czynem, dlatego
robi wszystko, żeby jak najlepiej przygotować się do konfrontacji.
Niemiecka blogerka, Melanie Raabe, w 2011 roku wygrała
Deutscher Kurzkrimi-Preis opowiadaniem „Die Zahnfee”, ale
dopiero cztery lata później zadebiutowała powieścią, thrillerem psychologicznym
zatytułowanym „Pułapka”. Jeszcze przed wydaniem książki prawa do jej publikacji
sprzedano kilku krajom europejskim, sprzedano również prawa do sfilmowania
powieści, a szeroka kampania reklamowa (jak na standardy powieściowych
debiutantów) umożliwiła trafienie do dużej grupy czytelników, którzy jak się
okazało w przeważającej części bardzo przychylnie przyjęli pierwszy dłuższy
utwór Raabe. Autorka podpisała już umowę na drugą powieść i wydaje się, że
komercyjny sukces „Pułapki” ugruntował w niej postanowienie realizowania się w
pisarstwie.
Fabuła „Pułapki” koncentruje się na Lindzie Conrads, a właściwie Michaelis,
której przypadek przywodzi na myśl agorafobię, choć autorka unika
jednoznacznego klasyfikowania jej przypadłości. W każdym razie, kobieta od
przeszło dekady nie wychodzi z domu, co w połączeniu z konfrontacją z rzekomym
mordercą może kojarzyć się z motywem poruszonym chociażby w „Psychopacie” Jona
Amiela. W pewnym sensie, bo Linda Conrads nie jest profilerką tylko pisarką,
która decyduje się zwabić rzekomego zabójcę swojej młodszej siostry, Anny, do
własnego domu położonego w ustronnym zakątku, z dala od wścibskich sąsiadów. W
tym celu zamierza wykorzystać profesję, w której od jakiegoś czasu odnosi
sukcesy i tajemniczość, którą przez lata budowała wokół swojej osoby. Opinia
publiczna nie wie niemalże nic o znakomitej pisarce ukrywającej się pod
pseudonimem, jest właściwie niedostępna dla mediów i tym bardziej czytelników,
nie z pragnienia podsycania ciekawości społeczeństwa, co mogłoby przekładać się
na wpływy z jej publikacji, ale z konieczności wywołanej przez jej chorobę.
Oprócz paru zaufanych osób, wydawcy Norberta, asystentki Charlotty, ogrodnika i
oczywiście psa Bukowskiego, Linda nie dopuszcza do siebie ludzi, stroni od nich, ale podświadomie jest spragniona kontaktów z
drugą osobą. Kobieta przekształciła swój dom w swoistą bezpieczną przystań,
wolną od zagrożeń płynących z zewnątrz i zgubnych emocji, mogących unicestwić
jej już i tak nadwątloną psychikę. Melanie Raabe postawiła na bardzo ciekawy,
rzadko spotykany w kinematografii i literaturze, typ głównej bohaterki sporą
część czasu spędzającą w swojej wyobraźni, odciętą od świata i jego codziennych
kłopotów. Problem jedynie w tym, że choć zarys Lindy, osobowość, jaką Raabe
zdecydowała się sportretować, znacząco wyróżnia się na tle współczesnych
powieściowych thrillerów to warsztat debiutantki odrobinę umniejsza przyjemność
z obcowania z jej bohaterką. Na początku z mojego punktu widzenia negatywne
cechy stylu Raabe nie uwidaczniają się zanadto, bo choć autorka trochę miejsca poświęca
na (w pojęciu niejednego czytelnika mogące wpadać w denerwującą monotonię) opisy
przyziemnych czynności dnia codziennego Lindy Conrads, w moim osobistym
odczuciu głównie dzięki nim udaje jej się w miarę zgrabnie przedstawić samotniczy tryb życia głównej bohaterki, przeplatając je z relacjonowaniem zamiłowania Lindy do czasowego
egzystowania w wyimaginowanym uniwersum i oczywiście traumatycznymi wspomnieniami
losu, jaki przed dwunastu laty spotkał jej siostrę, który notabene rzutował na jej własne życie. Prosty styl Raabe nie przeszkadzał w kompleksowym wyłuszczaniu
niecodziennej sytuacji protagonistki, nawet nie uniemożliwiał mi całkowitego
wczucia się w jej położenie, niedostatki warsztatowe zaczęły objawiać się nieco
później. Pierwszym elementem nieprzyjemnie wybijającym z narzuconego tonu
powieści jest proces mający na celu przygotować Lindę do spotkania z rzekomym
mordercą jej siostry. Autorka podchodzi do tych wątków niejako w trybie
przewijania, zamykając je na kilku stronach i właściwie nie dając czytelnikowi
odczuć ogromu pracy, jaką Linda zapewne włożyła w realizację swojego planu. Drugi
mankament uwidacznia się podczas, na szczęście, rzadkich ustępów mających
obrazować burzę emocji targających czy to główną bohaterką, czy jej alter ego z
najnowszej powieści, wywołaną jakąś dramatyczną sytuacją, mającą dynamizować
akcję. Raabe przebiegła przez te wątki w sposób znany mi już z literatury, ale
niezmiennie wytrącający mnie z równowagi – minimalizując liczbę kropek i bez zachowania
odpowiedniej składni przeskakując z opisów sytuacyjnych w procesy myślowe ofiary.
Taki sznyt w moim pojęciu zawsze odziera dany ustęp z wszelkiego napięcia,
zamierzony chaos zamiast unaoczniać dramatyczne położenie bohatera tylko
przeszkadza w należytym skupieniu.
Trochę ponarzekałam na, z subiektywnego punktu widzenia, niedostatki w
warsztacie Melanie Raabe, więc pora przejść do liczniejszych superlatywów. Poza
wspomnianym początkowym zarysem głównej bohaterki (z czasem tylko miejscami nierównym) na
pochwałę zasługuje zmyślna konstrukcja „Pułapki”, w której autorka przeplata
wątek przewodni z poszczególnymi rozdziałami z najnowszej książki Lindy
Conrads, niezbędnymi dla całościowego oglądu problematyki, bo będącymi
zbeletryzowaną wersją przeszłości głównej bohaterki. Wstawki z jej powieści
można więc rozpatrywać w kategoriach wątków retrospektywnych, z drobnymi modyfikacjami
niektórych faktów i oczywiście pod fikcyjnymi personaliami. Pomysłowa okazała
się również sama intryga, którą na dodatek Raabe wyłuszczyła z dbałością o równomierne
rozłożenie środków ciężkości. Pierwszym punktem kulminacyjnym jest spotkanie z
rzekomym mordercą siostry Lindy, dziennikarzem Victorem Lenzenem, nie tyle,
przez nieustannie akcentowany zwiastun niebezpieczeństwa płynącego z tej
sytuacji, ile przez intrygujący, pełen dwuznaczności i ukrytych motywów
przebieg ich długiej rozmowy. I jej zaskakujący finał, zmuszający czytelników
do obrania całkowicie innej perspektywy, negującej wszystko, czego
dowiedzieliśmy się wcześniej. Wyłączając rzadkie nazbyt chaotyczne wstawki i
chwilową niemożność należytego wczucia się w położenie głównej bohaterki, wydarzenia, w jakie obfituje druga połowa
powieści praktycznie nie pozwalają na moment nieuwagi, gdyż szybko okazuje się,
że absolutnie każdy szczegół może mieć inne znaczenie, niż sądziliśmy. Że
dosłownie w każdej chwili Raabe może pokusić się o kolejny zwrot akcji, znowuż
odkształcający wszystko, co do tej pory napisała. Finalizując pierwsze
spotkanie z Victorem Lenzenem autorka przeskakuje w taką skrajność, acz z
zachowaniem wszelkiej logiki, że samodzielne starania mające na celu
przedwcześnie naprowadzić nas na to, co tak naprawdę wydarzyło się przed
dwunastoma laty tracą sens. Bowiem pierwszy zwrot akcji ugruntowuje już w
czytelniku przekonanie, że cokolwiek byśmy sobie nie umyślili Raabe w każdej
chwili może przechylić się w inną skrajność, zupełnie odbiegającą od naszych
przypuszczeń. I wydaje mi się, że głównie przez tę zmyślną grę z czytelnikiem,
umiejętnie bazującą na suspensie „Pułapka” zyskała sobie taką przychylność
czytelników. Autorka ma jeszcze czas, żeby nieco podreperować warsztat – ważne,
że posiada nie taki znowu powszechny dar pogrywania na oczekiwaniach odbiorców
i umiejętność dawkowania napięcia z wykorzystaniem zaskakujących zwrotów akcji,
znajdujących logiczne uzasadnienie w fabule. Co unaoczniła w swojej
debiutanckiej powieści.
W wielkim skrócie „Pułapka” jest całkiem mocno trzymającym w napięciu
thrillerem psychologicznym, obfitującym w zmyślne zwroty akcji, którego jedynym
mankamentem są drobne niedoróbki warsztatowe, ale być może tylko z mojego subiektywnego
punktu widzenia. Być może dla lwiej części osób, które zdecydują się
skonfrontować z pomysłowym debiutem Melanie Raabe miejscami chaotyczny styl
autorki i chwilami nazbyt pośpieszne dynamizowanie fabuły nie będą miały
większego znaczenia, być może nawet odbiorą to na plus, w kategoriach pożądanego
dopełnienia całości. Natomiast sama problematyka powinna znaleźć poklask u
każdego czytelnika spragnionego zaskakujących, zmyślnie skonstruowanych intryg
o podłożu kryminalnym i psychologicznym, a przynajmniej ja nie mogłam narzekać
na niedobór zadowolenia płynącego z obcowania z tą konkretną historią.
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu