Alex
jest głęboko wierzącym nastolatkiem, w przyszłości pragnącym
zostać księdzem katolickim. Mieszka z rodzicami i młodszą siostrą
Alicią, z którymi ma bardzo dobre relacje i jest ministrantem w
parafii, której proboszczem jest ojciec Cutler, człowiek, u którego
Alex często szuka dobrej rady. Pewnego dnia nastolatek w starej
szafie, niegdyś należącej do jego nieżyjącej już babci ze
strony matki, znajduje drewniane pudełko. Aby sprawdzić co jest w
środku jego ojciec musi rozciąć znalezisko. Okazuje się, że
wewnątrz spoczywa krzyżyk, którego Alex niezwłocznie wiesza sobie
na szyi. Od tego momentu praktycznie ani na chwilę się z nim nie
rozstaje. Wkrótce chłopca zaczyna nękać jakaś bestia, która
zdaje się wpływać na jego osobowość.
„Devil's
Whisper” to horror religijny, który w czerwcu 2017 roku gościł
na Dances with Films Festival, a do szerokiego obiegu w Stanach
Zjednoczonych został wpuszczony kilka miesięcy później, jesienią,
trafiając na rynek DVD. Jego reżyserem jest niemający
doświadczenia w kręceniu pełnometrażowych horrorów Adam Ripp,
który był między innymi jednym z producentów „Everly” Joe
Lyncha. O czym wspominam, bo mam wielką słabość do tego filmu.
Scenariusz został napisany przez Paula Todisco i Olivera Robinsa,
czyli Robbiego Freelinga z „Ducha” Tobe'a Hoopera i jego sequela.
Głównym
bohaterem „Devil's Whisper” jest niespełna szesnastoletni Alex,
w którego z całkiem dobrym skutkiem wcielił się Luca Oriel, a
motywem przewodnim filmu jest jakże wysłużone opętanie. Wszystko
zaczyna się od tajemniczego znaleziska, drewnianego pudełka
ukrytego w starej szafie (lwa i czarownicy nie będzie), za jej życia
należącej do babci głównego bohatera. Chyba każdy fan gatunku
wie, że zagadkowe przedmioty znajdowane bądź otrzymywane przez
bohaterów horrorów wróżą nie lada kłopoty, a więc już we
wstępnej partii „Devil's Whisper”, po wydobyciu przez Alexa z
wnętrza szafy małego pudełka, najpewniej usłyszą dzwonki
alarmowe. Nabiorą przeświadczenia, że życie nastoletniego Alexa
już wkrótce zamieni się w koszmar. Bogobojny, układny chłopiec,
który marzy o zostaniu księdzem przekształca się w
impertynenckiego, skorego do bitki wyrostka, głęboko raniącego
swoich bliskich. Młodzieńczy bunt? Nie. My wiemy, że Alex został
opętany przez jakąś nadnaturalną istotę, ale jego rodzice są
przekonani, że jego problemy mają podłoże psychiczne. Otóż, w
okresie dziecięcym główny bohater „Devil's Whisper” przeżył
traumę, której nie pamięta i według nich dopiero teraz, w okresie
dorastania, daje ona o sobie znać. W ten oto sposób scenarzyści
wprowadzają w fabułę wątek psychologiczny, ale nie czynią tego w
celu zaciemnienia istoty przypadłości Alexa. Nie chcą, żeby
odbiorcy przez cały czas zastanawiali się, co tak naprawdę dolega
głównemu bohaterowi, już prędzej starają się doprowadzić do
koegzystencji obu tych motywów. Opętanie w „Devil's Whisper” ma
współistnieć z pobieżniej zarysowanym wątkiem psychologicznym,
oba te płaszczyzny mają być ze sobą nierozerwalnie związane,
uzupełniać się nawzajem i jak na moje oko to zjawisko zostało
ukazane całkiem znośnie. Oczywiście ubolewam nad tym, że nie
zdecydowano się na dogłębniejsze wniknięcie w psychikę
udręczonego nastolatka, że jego przypadku nie zanalizowano dużo
szerzej, że poprzestano na półśrodkach pozostawiających pewien
niedosyt. W zgłębianiu jego psychiki najbardziej przeszkadzała
nieco rozproszona narracja – raptowne wskoki w kolejne wydarzenia
bez należytego rozwinięcia poprzednich, co wyglądało tak, jakby
scenarzyści mieli tak dużo do powiedzenia, że nie mogli sobie
pozwolić na „marnowanie czasu” wchodzeniem w szczegóły. Tyle
że wcale nie mają dużo do opowiadania, ich historia nie obfituje w
coraz to bardziej zdumiewające wydarzenia, akcja nie pędzi do
przodu w zawrotnym tempie atakując widza mnóstwem informacji.
Twórcy mieli mnóstwo czasu na stworzenie intymności, na nurzanie
się w umyśle głównego bohatera i generowanie zdecydowanie
silniejszego napięcia w sekwencjach bezpośrednio poprzedzających
konfrontację z tym czymś. „Tym czymś” nazywam efekt
komputerowy, który robi za istotę nawiedzającą nastoletniego
Alexa. Tak nierealistyczny twór, że jestem przekonana, że nawet
gdyby coś takiego nagle wyrosło tuż przede mną, gdybym zobaczyła
tak wadliwy obrazek w rzeczywistości to parsknęłabym śmiechem.
Czarna postać z zamazującymi się konturami, która co jakiś czas
objawia się głównemu bohaterowi, przemawia do niego, jej szept
wręcz wwierca się w umysłu chłopca, który stara się oprzeć
sile jego perswazji, dla mnie jest zdecydowanie najsłabszym,
najżałośniejszym elementem tego obrazu. Żywym dowodem na to, że
zastępowanie praktycznych efektów specjalnych wstawkami
komputerowymi to jeden z najgłupszych trendów w historii
kinematografii grozy.
Minęło
już ponad czterdzieści lat od premiery bezcennego „Egzorcysty”
Williama Friedkina, filmu który spopularyzował motyw opętania. Ale
choć popularność tego wątku nie słabnie, choć powstały
dziesiątki tego typu filmów i nic nie wskazuje na to, żeby
kiedykolwiek przestano je kręcić to żaden nie może równać się
z ponadczasowym „Egzorcystą” i jestem przekonana, że to nigdy
nie ulegnie zmianie. „Devil's Whisper” „Egzorcyście” to
nawet butów nie może czyścić. Nawet do tego jest za cienki –
obok mrocznego horroru religijnego to nawet nie stał, a i o
przerażającej charakteryzacji opętanego nieszczęśnika możemy
zapomnieć. Złowieszcze spojrzenie Luci Oriela, błyskawice jakie
momentami ciskają jego oczy, które później będą wyraźnie
podkrążone to właściwie jedyna widoma oznaka złego stanu, w
jakim się znajduje. Podczas jednego z irytująco efekciarskich
spotkań z nadnaturalną istotą, będącego czymś na kształt
mentalnego pojedynku z prześladowcą, gdzie stawką jest ciało
chłopaka, twarz Oriela zostaje poddana kiepskiej obróbce
komputerowej (zacieranie konturów), a z jego ust wąskimi
strumyczkami wydobywa się ślina i to chyba tyle jeśli idzie o
wygląd zewnętrzny opętanego chłopaka. Na szczęście dla mnie
manifestacje bestii nie były zbyt częste, twórcy „Devil's
Whisper” zauważalnie preferowali spokojniejsze podejście do
motywu opętania, takie nieszafujące jump scenkami, czy coraz
to bardziej niepokojącymi bądź obrzydliwymi dodatkami. Parę razy
wytrącili mnie z równowagi tymi nieszczęsnymi CGI, ale zaraz po
nich jakoś udawało mi wykrzesać z siebie umiarkowane
zainteresowanie, pomimo nierównomiernego rozłożenia środków
ciężkości. Najbardziej rzuca się to w oczy w dalszych partiach
filmu, które nazbyt pośpiesznie przeprowadzają nas przez dramat
nastoletniego chłopca, jego rodziny i znajomych. UWAGA
SPOILER Największy niedosyt pozostawia wątek zabijania
przez bestię każdego, komu Alex o niej opowiedział. Ledwo się
zaczął, a już dobiegł końca. No i zastanawia mnie dlaczego demon
oszczędził dziewczynę Alexa, skoro jego kolegów zabił w tym
samym dniu, jednego po drugim. Księdza przemilczę, bo istnieje
przecież możliwość, że chroniło go jego boskie powołanie...
Drugim wątkiem, którego moim zdaniem należało nieco poszerzyć,
omówić go dokładniej to dzieje dziadka Alexa, który jak wiele na
to wskazuje również był ofiarą złośliwego demona teraz
prześladującego jego wnuka. Przydałaby się dokładniejsza geneza
tego nawiedzenia, bo poprzestanie na sugestii, że to pewien krzyżyk
sprowadza na jego posiadacza owe przekleństwo jakoś mi nie
wystarczało KONIEC SPOILERA. Ostatnim elementem, który aż
prosił się o dopracowanie jest klimat. A ściślej o nadanie
zdjęciom nieporównanie większej mroczności, nawet tym zrobionym
pod osłoną nocy. Dominują jednak obrazy dzienne, które atakują
feerią jasnych barw nieprzyjemnie kontrastujących ze złowieszczym
tekstem mówiącym o szybko pogarszającym się stanie nastolatka, w
sposób, który źle wróży osobom w jego otoczeniu. Ale i tak jakoś
się to oglądało – bez silny wrażeń, na pewno nie całkowicie
bezboleśnie, ale śledząc tę historię nie miałam poczucia
niemiłosiernie dłużącego się czasu, nie ogarniało mnie
przeświadczenie, że to się nigdy nie skończy, a oglądając
współczesne horrory nierzadko borykam się z takim wrażeniem.
Horror
religijny w wersji lajt – tak w skrócie mogę podsumować „Devil's
Whisper” w reżyserii Adama Rippa. Według mnie to prosty film
grozy, który niczym zapadającym w pamięć się nie wyróżnia,
który grzeszy niedoborem napięcia, deficytem mrocznego klimatu i
doprawdy żałosnymi efektami komputerowymi, ale ma do opowiedzenia w
miarę ciekawą, choć na pewno nie oryginalną historię w centrum
której tkwi postać, która da się lubić, której losy nie były
mi obojętne. Chociaż nie poddano jej tak wnikliwej analizie, jakiej
oczekiwałabym od tego typu historii. Od opowieści, w której
kładzie się pewien nacisk na warstwę psychologiczną – ten
nacisk powinien być silniejszy, ale przynajmniej nie czułam
nieprzyjemnego dystansu do głównego bohatera. Obyłabym się bez
znajomości tego filmu, bo pewnie i tak szybko o nim zapomnę, ale
faktem jest, że nie męczyłam się zanadto podczas seansu „Devil's
Whisper”. Ot, wypełniacz wolnego czasu na jeden raz, coś na co
można się pogapić, ale nie trzeba. Chyba że jest się oddanym
fanem horrorów o opętaniu, takim, który odczuwa wewnętrzną
potrzebę obejrzenia wszystkich tego rodzaju filmów, jakie powstały
i powstaną.