Czworo nastolatków zamyka się w bunkrze, aby uniknąć szkolnej wycieczki. Wkrótce zarówno nauczyciele, jak i rodzice odkrywają, że młodzież zaginęła. Po jakimś czasie z bunkra wychodzi tylko Liz, która w dodatku nie chce współpracować z policją i wyjaśnić im co stało się z jej przyjaciółmi.
Głośna adaptacja książki Guya Burta w reżyserii Nicka Hamma. Miałam okazję przeczytać powieść i muszę przyznać, że jest to jeden z tych nielicznych przypadków, kiedy film przebił literacki oryginał. "Bunkier" jest przerażającym thrillerem psychologicznym o obsesji, która prowadzi do tragedii. Dziwny jest fakt, że w gruncie rzeczy ten film mówiący o nastolatkach nie jest kolejną odmóżdżającą pozycją dla małolatów tylko solidnym żeby nie rzec ambitnym dreszczowcem.
Fabuła filmu opiera się na dwóch wersjach wydarzeń rozegranych w "Bunkrze" w formie retrospekcji. Jak domyślamy się już na początku jedna z historii jest nieprawdziwa. Dodam tylko, że widz stosunkowo szybko domyśli się, kto kłamie w przeciwieństwie do policjantów, którzy prowadzą tę sprawę. Nie twierdzę, że jest to mankament tej produkcji, bo moim zdaniem akurat ten film nie ma żadnych minusów - moim zdaniem pomysł z dwiema historiami niejako przeplatającymi się zdaje egzamin i gwarantuję, że jest w stanie maksymalnie zainteresować widza. Z całą pewnością najmocniejszym akcentem jest tutaj klimat filmu, którego budowanie wspomogło miejsce kręcenia większości scen - opuszczony, zaniedbany stary bunkier zamknięty na cztery spusty. Klaustrofobiczne odczucia gwarantowane. Atmosferę buduje również zjawiskowa muzyka - nie owijając w bawełnę muszę stwierdzić, że kocham ten soundtrack.
"Żyłam tylko dla niego. Czułam, że serce przestaje mi bić, dusza we mnie zamiera. Tak bardzo chciałam z nim być, że omal nie skoczyłam..."
W drugiej połowie filmu jesteśmy świadkami strasznych scen mających miejsce w bunkrze. Obserwujemy naszych bohaterów umierających z głodu i pragnienia. Ale równocześnie patrzymy na mrożącą krew w żyłach obsesję miłosną, która jest czynnikiem odpowiedzialnym za męki bohaterów filmu. Widzimy osobę, która bez zmrużenia oka gotowa jest poświęcić wszystko i wszystkich w imię chorej miłości. Kiedy patrzymy na całą historię od takiej strony to w gruncie rzeczy dochodzimy do prostego wniosku, że to samo mogło przydarzyć się i na nam - tym bardziej, że reżyser ani na chwilę na rezygnuje z atmosfery realizmu sytuacyjnego. Przy okazji twórcy postarali się również o właściwe przedstawienie postaci. W gruncie rzeczy w thrillerach psychologicznych często centralnym punktem są właśnie bohaterowie - tak jest i tutaj. Główna bohaterka, Liz Dunn kreowana przez znienawidzoną przeze mnie Thorę Birch w tym filmie ku mojemu zaskoczeniu nie irytowała mnie, aż w takim stopniu jak w innych produkcjach z jej udziałem. Poza tym mamy młodą jeszcze wtedy i mało znaną zjawiskową Keirę Knightley, która pokazuje nam jak powinna wyglądać i zachowywać się pusta, wredna blondyna oraz jej chłopaka zagranego przez Laurenca Foxa, który początkowo myśli tylko o jednym - jak to facet. Nie można, oczywiście, zapomnieć o obiekcie westchnień wszystkich dziewczyn w okolicy - Mike'u Steelu, którego kreuje nie kto inny jak Desmond Harrington. Od strony aktorskiej nie można tej produkcji zarzucić absolutnie niczego - o ile od jakiejkolwiek strony można jej cokolwiek zarzucić. Poza tym bohaterowie, którzy na pierwszy rzut oka sprawiają wrażenie całkowicie przewidywalnych i schematycznych z czasem zaskakują nas, udowadniają, że tutaj nie wszystko jest takie, na jakie wygląda.
Zakończenie, choć intrygujące niestety pozostawiło u mnie pewien niedosyt - w końcu wybierając taki finał twórcy, albo zrobili z tamtejszej policji kompletnych idiotów, albo zaserwowali nam poważne niedociągnięcie fabularne. Mam nadzieję, że chodziło o tę pierwszą opcję, gdyż "Bunkier" należy do moich ulubionych thrillerów, więc wolałabym myśleć, że jednak jest idealny:) W tym gatunku filmowym niezwykle rzadko zdarzają się tak przemyślane, interesujące i wciągające od początku do końca historie, więc nie wyobrażam sobie, żeby jakikolwiek wielbiciel takiego kina nie zobaczył tej produkcji. Równie intrygującej i dającej do myślenia opowieści o obsesji miłosnej chyba nie ma i obawiam się, że już nie będzie. Reżyser zrobił film absolutnie mistrzowski, pozostający na długo w pamięci widza oraz taki, do którego często chętnie wraca się ponownie - ja widziałam go już 9 razy i planuję kolejne seanse:)