Na jednej z
weneckich plaż zostaje znalezione okaleczone ciało mężczyzny w zagadkowej masce
na twarzy. Prowadząca śledztwo kapitan Kat Tapo szybko odkrywa, że ofiara
została zamordowana zgodnie ze starym masońskim rytuałem, przewidzianym dla
zdrajców, ale niepraktykowanym w legalnych lożach. Kat stara się odnaleźć
mordercę w kręgach wolnomularskich, w skład których wchodzą również wysoko
postawieni Włosi, ale jej przełożeni nie są zadowoleni z kierunku, w jakim
prowadzi swoje pierwsze samodzielne śledztwo. Tymczasem podporucznik Holly
Boland w rzeczach ojca znajduje dokumenty, świadczące o tym, że tuż przed
wylewem natrafił na jakiś szeroko zakrojony spisek, którego próbował
zdekonspirować. Jej śledztwo z czasem zazębia się z dochodzeniem kapitan Kat
Tapo i problemami uzdolnionego matematycznie programisty, Daniele Barbo, który
odkrył, że w stworzonej przez niego wirtualnej Wenecji, zwanej Carnivią,
grasuje haker dżihadysta, który próbuje wykorzystać stronę do własnych,
niecnych celów.
Miałam
nadzieję, że angielski pisarz Jonathan Holt porzuci zamiar stworzenia trylogii
spod znaku „Carnivii” i zdecyduje się kontynuować koncept w kolejnych
odsłonach, ale wszystko wskazuje na to, że poprzestanie na „Bluźnierstwie”, „Herezji”
i „Rozgrzeszeniu”, co zważywszy na niemałą poczytność, jaką cieszy się
niniejszy cykl jest wyrazem sporego zdyscyplinowania. Ale to wcale nie
umniejsza mojego niedosytu – w końcu jak już wsiąknie się w jakąś literacką
kilkutomową opowieść bardzo ciężko się z nią rozstać i chciałoby się, żeby jej
autor rozszerzył ją o kolejne wątki w następnych odsłonach, nawet jeśli
istnieje ryzyko przekombinowania. Ale cóż, pozostaje przynajmniej nadzieja, że
przyszłe powieści Jonathana Holta niezwiązane z „Carnivią” (zakładając, że
takowe powstaną) dorównają poziomem trylogii, dzięki której zaistniał w światku
literackim.
„Mamy tylko prawo. Wobec
korupcji, zorganizowanej przestępczości, knowań obcych mocarstw, polityków
napychających sobie kieszenie, biurokratów, którym chodzi tylko o utrzymanie
swoich emerytur, i rządów gorszych niż cała reszta razem wzięta… Prawo nie jest
może doskonałe. Ale to wszystko, co nam pozostało. […] Tylko jeśli tacy ludzie
jak my o nie walczą.”
Ostatni tom „Carnivii”
zatytułowany „Rozgrzeszenie” cechuje się największym stopniem skomplikowania i
najpokaźniejszą liczbą pozornie niezwiązanych ze sobą wątków o zabarwieniu
spiskowym, które jak można się tego spodziewać z czasem zaczną się ze sobą
zazębiać, aby finalnie przedstawić czytelnikom moim zdaniem jedną z najszerzej
zakrojonych fikcyjnych intryg w historii literatury. Zanim jednak to nastąpi
Jonathan Holt sportretuje trzy oddzielne dochodzenia, a każde będzie prowadzone
przez innego członka czołowej trójcy „Carnivii”. Podporucznik amerykańskiej
armii Holly Boland w poszukiwaniu człowieka, który w jej mniemaniu odpowiada za
kalectwo jej ojca natrafi na trop siatki Gladio, struktury bojowej działającej
na rzecz prawego skrzydła włoskiej polityki, stworzonej niegdyś w celu walki z
komunizmem, a która jak się okazuje działa nadal realizując jakieś budzące
podejrzenia zadania. Aby podnieść wiarygodność prezentowanego fikcyjnego
dochodzenia Holt sięgnął do historycznych korzeni, co zresztą często czynił na
kartach wszystkich trzech tomów „Carnivii”. Ten sam zabieg zastosował w
przypadku poszukiwania przez Daniele Barbo hakera dżihadysty, grasującego w
stworzonej przez niego wirtualnej Wenecji. Charakter napastnika, planującego
zmasowane ataki terrorystyczne znajduje odbicie we współczesnych wydarzeniach –
jest okazją do przedstawienia jednego z największych zagrożeń dzisiejszego świata,
ale z dwóch perspektyw, gdzie z jednej przebija swego rodzaju przekora,
uwidaczniająca się w próbie postawienia czytelnika na miejscu przyszłego
terrorysty podczas szczątkowego zarysowywania jego młodzieńczych dziejów.
Pisząc o bezdusznych włoskich rządach, które niegdyś oddały uchodźców w ręce
libijskich służb, a ci z kolei na oczach małego chłopca poddali niewyobrażalnym
torturom jego rodzinę, Holt bez wątpienia starał się czasowo wejść w skórę tak
znienawidzonych przez wielu Europejczyków ludzi uciekających przed śmiercią w
nadziei, że tak zwany cywilizowany, demokratyczny świat zapewni im
bezpieczeństwo. Zważywszy na nastroje dominujące obecnie w Europie w kwestii
uchodźców Holt portretując ten wątek wykazał się sporą odwagą, dając dowody swojego własnego (a przynajmniej tak to odebrałam), być może odrobinę kontrowersyjnego postrzegania rzeczywistości.
Zresztą nie tylko w tym przypadku, bo nie należy zapominać o polityce
zagranicznej Stanów Zjednoczonych tak gloryfikowanej przez wiele krajów Europy.
Holt mówi wprost, że rządzący Amerykanie potajemnie wpływają na sprawy
wewnętrzne Włoch (ja bym to rozciągnęła na niemalże wszystkich ich sojuszników)
i są gotowi do największych zbrodni, aby skłonić inne państwa do przyłączenia
się do wojny z terroryzmem. Gdzieś między słowami przebija z tego teza, że tak
wywyższana w Europie polityka zagraniczna Stanów Zjednoczonych niewiele się
różni od demonizowanych poczynań Rosjan. Oba mocarstwa starają się siłą
narzucić innym wyznawane przez siebie wartości i własny ustrój, nawet kosztem wieloletniej
wojny, po której zostają głównie zgliszcza i masa cywilnych ofiar. Ale to
ostatnie to jedynie podtekst, wniosek, który sama wysnułam podczas obcowania z „Rozgrzeszeniem”.
Autor wszak nie artykułuje tej tezy wprost, dobitnie demonizując Stany Zjednoczone
w oparciu o inne rewelacje – te fikcyjne (np. rola Stanów Zjednoczonych w zamachach
terrorystycznych) i te rzeczywiste (np. wyznanie Edwarda Snowdena), w ten sposób
stając się jednym z nielicznych głosów, które nie boją się stanąć w opozycji do
zachwytów wielu krajów Europy nad „wspaniałą działalnością rządów Stanów Zjednoczonych
na arenie międzynarodowej”. Oczywiście, w ogólnym zarysie są to jedynie fikcyjne
teorie spiskowe, ale utkane ze strzępów faktów, które jakoś umykają wielu
Europejczykom.
„ Bo uznaliśmy, że
możemy siłą narzucić reszcie świata naszą politykę zagraniczną. Bo zamieniliśmy
przeciwnika za Uralem na przeciwnika za Bosforem, prawie bez żadnej przerwy. Bo
gdzieś po drodze przestaliśmy być optymistycznym i młodym supermocarstwem z
dawnych czasów, a staliśmy się zmęczonym, paranoicznym olbrzymem, jakim
jesteśmy dzisiaj.”
W „Rozgrzeszeniu”
Jonathan Holt nie ogranicza się do polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych i
terroryzmu, delikatnie zarysowując również wątek masoński, rozpracowywany przez
kapitan Kat Tapo, która szczerze powiedziawszy straciła pazur. Nie zauważyłam w
jej zachowaniu tyle samozaparcia i aż tak wyraźnego sprzeciwiania się
przełożonym, jak w poprzednich częściach „Carnivii”. Co gorsza Holt nazbyt
często zbaczał w stronę jej aktualnego romansu, którego przebieg na domiar
złego wskazywał na zamiar porzucenia przez Kat dawnego stylu życia,
polegającego na sypianiu z przełożonymi, który tak bardzo wyróżniał ją na tle
zwyczajowych bohaterek literackich thrillerów. Wątek wolnomularzy w porównaniu
do pozostałych części składowych zakrojonego na szeroką skalę spisku pisarz
sportretował nazbyt pobieżnie, nieprzewidując jakiejś spektakularnej roli dla tego
ruchu. Na szczęście pozostałe elementy intrygi wyłuszczył na tyle wyczerpująco,
żeby stworzyć w moim umyśle całościowy, niezwykle złożony, acz spójny obraz
okrutnych knowań bezwzględnych organizacji. A trzytorowa narracja jaką obrał, każdorazowo
mająca swój początek w miejscach zdających się niczym nie zazębiać z pozostałymi
odnogami, sprawiła, że zostałam niejako zmuszona do śledzenia w maksymalnym
skupieniu wszystkich, nawet pozornie mało istotnych detali oraz nieustannego
zastanawiania się, jak do diabła to wszystko ze sobą połączyć. Niepotrzebnie
się wysilałam, bo jak się okazało Jonathan Holt zespolił trzy dochodzenia w
punktach, których chyba nie sposób samodzielnie, bez pomocy autora rozpracować
i jak zwykle uczynił to z maksymalną dbałością o napięcie, które sukcesywnie rośnie,
nawet wówczas, kiedy jeszcze nie znamy istoty tego doskonałego spisku. Na
koniec serwując nam iście przygnębiający morał – wydarzenie, które nie tylko
pozostawi wielbicielom trylogii nieszczęśliwy finał „Carnivii”, ale również
zmusi ich do przemyśleń na temat kondycji współczesnego, na wskroś zakłamanego,
szemranego świata oraz zapytania, czy warto przeciwstawiać się systemowi choćby
nawet w imię dobra ogółu.
Podejrzewam,
że po lekturze „Rozgrzeszenia” niejeden zwolennik baz NATO w Polsce zmieni
swoje zapatrywania na tę kwestię, a przynajmniej mam taką nadzieję. Ufam
również, że spojrzenie Jonathana Holta chociaż jedną osobę zmusi do przemyśleń
na temat polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych, a ściślej niektórych jej
aspektów, bo należy pamiętać, że chociaż spisek zaprezentowany na kartach tej
powieści w paru miejscach wyrasta z prawdziwych wydarzeń jego finalny kształt jest
jedynie owocem przebogatej wyobraźni Jonathana Holta. Doskonałego pisarza,
który ofiarował czytelnikom trzytomowy kawał naprawdę znakomitej prozy!
Za książkę
bardzo dziękuję wydawnictwu